Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2016, 14:52   #121
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejne dni spędzone w Fountain Valley nie należały do szczególnie radosnych. Co prawda zyskali nowy pojazd, zyskali zapasy amunicji i leków, a Melody dostarczyła nieco zapasów żywnościowych, które nie były w proszku. Stracili jednak Lucky, która nie odzyskała przytomności pomimo usilnych starań tak Mark’a jak i Beri. Nawet Wenslow zaoferował pomoc w tej kwestii i to dość ochoczą. Żadne z nich nie było jednak chirurgiem. Nie mieli pod ręką nie tylko wiedzy ale i potrzebnego sprzętu by uratować życie kobiety. Rana nie dość, że była głęboka, to na dodatek kula ugrzęzła blisko głównych arterii. Jedyne co mogli zrobić to utrzymać Luky w stanie nieświadomym dopóki jej ciało się nie podda. Bezbolesna śmierć była wszystkim co mogli jej oferować.
Także Meggie nie wykazywała oznak powrotu do zdrowia. Pierwsze, optymistyczne dni były ciszą przed burzą. Gorączka pojawiła się nagle i bez powodu. Wraz z nią pojawił się ból, który tylko częściowo dało się złagodzić. W końcu jednak nie było innego wyjścia jak wprowadzić ją w stan uśpiony, w którym pozostała do końca. Nastąpił on szybko. Nie mogli sobie pozwolić na marnowanie leków.

Wolf, po rozmowie z Wenslowem, który nie mógł już dłużej unikać Ukraińca, zdecydował że ruszą dalej jak tylko ciała zostaną pochowane. Jego własny stan ulegał nadzwyczaj szybkiej poprawie. Wolniej, ale jednak, leczyły się rany Stonera i Mark’a. Po tygodniu spokoju i lenistwa, nadszedł czas by opuścić to wiążące się z mieszanymi uczuciami, miejsce. Po kolejnej naradzie i dość burzliwej sprzeczce jaka wybuchła miedzy James’em a Sylwią, ustalono że weźmie ona udział w dalszej wyprawie. Potrzebowali ludzi, a droga która ich czekała bez wątpienia wymagała wsparcia ogniowego. Co prawda lepszy byłby wykwalifikowany medyk, najlepiej z salą operacyjną przytwierdzoną do grzbietu, ale tego akurat pod ręką nie było.

Ósmego dnia, od chwili przybycia, ruszyli. Orest prowadził ghurkę, za pasażera mając Sylwię. Wolf usiadł przy James’ie, na tył Iva pakując Stonera i Mark’a. Beri jak zwykle wylądowała na motorze. Drugi z jednośladów przypadł w udziale Melody. Powodów do takiego, a nie innego układu było wiele. Rohow i siostra James’a zdawali się dogadywać, a jej umiejętności strzeleckie wystarczały do operowania karabinu i ewentualnego wspierania strażnika z siedzenia pasażera. Co do drugiego pojazdu to nie było wątpliwości co do tego, że Wolf woli mieć za sobą wsparcie Czystego, gdy obok niego siedzi Głodny. Stoner zaś wykazał się już wystarczającym obyciem by w razie potrzeby nie wahać się przed pociągnięciem za spust. Mark zaś był obecnie jedyną osobą znającą się jako tako na opatrywaniu ran, z tego chociażby powodu należało go trzymać w drugim pojeździe. Co zaś tyczyło się Melody… Cóż, może uznał że w ten sposób pozbędzie się ciągle brzęczącego nad uchem głosu Głodnej? Nie dało się ukryć, że po tych paru dniach większość miała mniej lub bardziej dość wysłuchiwania jej ciągłych pytań i paplaniny.

Droga została wytyczona przez Wenslowa i Beri i prowadziła w kierunku Lillooet, odbijając na 12’kę w kierunku południowym. James wybierał miejsca na postoje, kierując się posiadaną przez siebie wiedzą. Co prawda słuchanie poleceń Głodnego, który w dodatku nie zawsze pamiętał o profesjonalnym ich przekazywaniu, nie każdemu pasowało ale nie dało się ukryć, że trzymał ich sprawnie z daleka od kłopotów.
Po dotarciu do Hope przeskoczyli na drogę nr 3, która co prawda zmuszała ich do lekkiego cofnięcia się, jednak pozwalała także na utrzymanie stałego tempa. Kolejne dni nie przyniosły żadnych szczególnie istotnych dla wyprawy zdarzeń. Potyczki z grupami Głodnych zdarzały się w miarę regularnie i zwykle towarzyszyły mijaniu większych skupisk ludzkich, które powstały w pobliżu granicy ze Stanami. Samą granicę minęli korzystając z 97’ki i przejścia w Osoyoos. Wykorzystali w tym celu osłonę nocy i pomoc noktowizorów. Miasto należało bowiem w pełni do ich wroga, o czym ze śmiechem powiadomił ich Wenslow, jakiś kilometr przed wkroczeniem na jego tereny.
Od chwili wkroczenia na tereny USA pałeczkę w dużej mierze przejęła Sylwia. Jak się okazało jej wiedza nie skupiała się jedynie na znajomości broni palnej i paru języków. Niestety nie obejmowała wszystkich obszarów przez które mieli się przedrzeć. Zaprowadziła ich jednak w miarę bezpiecznie aż do granicy z Kolorado z Oklahomą, którą planowali przekroczyć korzystając z 385’ki, a po pokonaniu mostu na rzece Kolorado, odbić na wschód.

Wybrana trasa wiodła przez 412’kę, która to droga zdecydowanie do najciekawszych pod względem krajobrazów nie należała. Pozwalała za to uzyskać dobrą widoczność, a w przypadku mniejszych pojazdów, takich jak zlewające się z kolorami otoczenia motory, dodatkowy plus w postaci słabej wykrywalności. Z tego powodu zarówno Beri jak i Melody stale przebywały na przodzie, sprawdzając teren. One to także jako pierwsze wypatrzyły ruchomy, czarny punkt na horyzoncie. Punkt, który szybko zbliżał się w ich stronę.
 
Grave Witch jest offline