Marcus usiadł na jakiejś drewnianej skrzynkce odpocząć trochę. Kiedy Adrelina już zaczynałą z niego schodzić zdał sobię sprawę że coś tu nie gra. Przecież Cass złamała nogę, jakim cudem chciała prowadzić auto. Zaczłą się martwić, nie wiedział czy bardziej o Wendy, czy o koleżankę ze szkoły.
-
Wypad jak wypad. Raz lepiej raz gorzej. Dzisiaj było akurat gorzej, przynajmniej ciało odzyskaliśmy. Ma ktoś fajka poczęstować?
Chris podsunął mu paczkę.
Coś długo nie wraca. Za długo - Marcus zaczął się nie pokoić po kilkdziesięciu minutach. Starał rozładować stres chodząc w kółko. -
Ileż można jechać taki kawałek? - żałował teraz że zostawił telefon w aucie, i że pozwolił Małej samej iść.
“
No nareszcie” pomyśłał, kiedy wreszcie zza zakrętu jednej z ulic wyłonił się jego samochód. Kiedy Cass próbowała zaparkować, dopiero wtedy dotarło do niego że dziewczyna jednak nie poprawiłą swoich umiejętności jazdy.
-
Zwolnij! ZWOLNIJ!! WOLNIEJJJ!!!! - Marcus musiał patrzeć jak dziewczę męczy się z wielkim klocem jakim musiał być dla niej stary Ford. Jakoś udało jej się zwolnić….. Ale za późno. Podczas cofania wyrżnęła tyłkiem w kubły na śmieci. -
KURWA. - Popatrzył się szeroko otwartymi oczami po chłopakach i Abi w zaułku, przenosząc przerażony wzrok to z Wendy, to z towarzyszy. -
JAK KURWA JEŹDZISZ?! - podbiegł szybko obejrzeć szkody, na (nie)szczęście, skończyło się tylko na małym odprysku lakieru…. Którego i tak przydało by się odświeżyć.
Cass wyskoczyła uśmięchnięta z wozu i pierdutnęła drzwiczkami. Otrzepała z zadowoleniem łapki.
-
No to jesteśmy. Przywiozłam nowego - oznajmiła niezwykle zadowolona i dumna z siebie wskazując kciukiem za siebie.
-
No i co się szczerzysz? Jeździć kurwa nie umiesz? Miałaś się zapisać na lekcję! KTO teraz będzie płacić za lakier?! - rozgniewany Marcus podszedł do malutkiej Cass, wyjątkowo wydał się większy niż zwykle.
Kruczyca zrobiła kroczek w tył zadzierając głowę do góry. Otworzyła usta, jakby coś chciała powiedzieć ale zamiast tego buzia wygięła się jej w podkówkę, a oczka zrobiły się taaaaaaaaaakie wielkie. Wpatrzyła się w rozeźlonego wilkołaka.
- Nie miałam… - wyszeptała, bródka się zatrzęsła.
-
Co kurwa nie miałaś?! Nogi zdrowej nie miałaś? To nie trzeba było zgłaszać się do wolontariatu na szofera! - Marc póki co jeszcze się panował, normalnie faceta już by dawno trzasnął w pysk, ale to małe stworzenie przed nim wydawało mu się zbyt kruche, nie mówiąc już o tym że to kobieta.
-
Długo będziemy się tu kłócić? - Chris spytał uprzejmie podchodząc. -
Nie to by mi się spieszyło, ale wiecie: mamy tu trupa… - dodał konfidencjonalnym tonem.
-
No ale co on się na mnie wścieka? - spytała zdziwiona Cass, smętnym tonem wciąż na skraju łez wpatrując się w Marcusa. -
Nic się autu nie stało, no…
-
Nic! NIC. Tylko kurwa lakier się porysował, tylko. - skończył ostro. Patrzył się w ciszy na Cas.
-
No to kupię puszkę w Walmarcie i pomaluję tam gdzie się niby odprysło.- wzruszyła ramionami zupełnie nieświadomo o co mu chodzi.
- Jedziemy?
-
Nie tkniesz już więcej Wendy. Nie dopóki nie zrobisz sobie prawka. - Marc skomentował propozycję.
Chris przewrócił oczyma i wpakował się na miejsce pasażera gmerając w schowku w poszukiwaniu swojej komórki. Przy okazji zajął jedyne miejsce gdzie miał nadzieje mieć trochę przestrzeni i nie podróżować z Jacobem.
-
Ale ta taryfa ma jakiegoś kierowcę? - Wychylił się. -
Bo kurs chciałem zamówić…
-
Eeeeeej! - Cass wrzasnęła nagle - tu jest nowy członek zespołu. Nie róbcie siary tak od razu co? - spojrzała na Marcusa i przytuliła się, konfidencjonalnie poklepując go po plecach. -
Nie musisz się o mnie martwić - dodała z bezczelnym uśmiechem i wskoczyła na tylne siedzenie pick-upa.
-
Auto mi kurwa porysować. Nowe auto. - Wyjący pokręcił głową - Chris masz jeszcze fajka? A nie, sorry - sięgnął do schowka gdzie wszyscy zostawili komórki, wziął swoją i wyciągnął też paczkę faj. -
Ty, nowy - Czytając sms mówił -
Poczekaj jeszcze chwilę zanim pogadamy, jedźmy stąd.
-
Ja już nowego co nieco wdrożyłam - pisnęła krucza sępiąc fajka od kotołaka.
-
Trzymaj się mnie. Micheal tak? - czekając aż wszyscy bez podwózki wpakuja się do środka, rzucił ciało Jacoba na pakę. -
Znajdźcie jakąś plandekę czy coś żeby go przykryć.
-
Gdzie jedziemy? Do Nadwyjca raportować, czy zaszyć się? SafeHouse? Suicide? - Chris spytał gmerając w komórce.
- Safehouse, opatrzeć rany, a potem do Adiego oddać ciało nie?
-
Moje auto ja prowadzę. Mam idealną miejscówe gdzie będzie spokój, pamiętacie jak mówiłem o niej zanim skoczyliśmy w bok? Zaraz przekonacie się co to za miejscówa. - Ok, a są tam środki do ran? Bo jak nie to ja mogę po nie potem pojechać - Cass zatrzasnęła szybko drzwiczki chichrajac się złośliwie.
- Mogę skombinować lekarza na dojazd, takiego co pytać nie będzie.
-
Możemy po drodzę zahaczyć o aptekę, jak mówiłęm nigdzie nie pojedziesz Wenyd sama. Jak wolisz Chris, kilka dni w postaci bojowej i śladu nie zostanie, pytanie tylko czy chcemy czekać te kilka dni. - Marc w końcu znalazł jakieś worki, i kawałek plandeki, przykrył nimi ciało Jacoba obciążając dodatkowo jakimiś deskami, skrzynkami i kawałkami cegeł i kamieni.
-
To kombinuj lekarza, Chris i jedziemy stąd, co?
Właściciel auta siadł w końcu za kierownicą. Ruszył kierując się na obrzeża miasta.
Jechali dość długo, na przedmieścia gdzie domki zaczęły być coraz rzadsze. Aż wreszcie stanęli przed jedną z bram. Była naprawdę stara, obrośnięta pnączem i zamknięta na łańcuch.
Marcus wysiadł i skierował się do niej. Z tylniej kieszeni wyjął klucze i otworzył jednym z nich kłódkę. Brama zaskrzypiała jakby narzekając że ktoś chce ją otwierać. Wilk wrócił spowrotem do samochodu i ruszył przed siebie. Po chwili wszyscy zobaczyli stary, zrójnowany budynek.
Powybijane szyby, okna pozabijane w kilku miejscach deskami, dziury w dachu, stare potężne zamknięte drzwi.
-
No. Zapraszam do środka. - Fianna ruszył otworzyć drzwi, chwilę się z nimi męczył, ale wkońcu się otworzyły.
W środku wcale nie wyglądąło lepiej, brudno, ciemno, meble poprzykrywane prześcieradłami.
-
Wchodzicie?