Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2016, 01:08   #45
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Tymczasem na północy,
Zamek Steinhof



Baron von Steinberg


Został zbudzony przez głośne pukanie do dębowych drzwi komnaty. Echo odbiło się kilkukrotnie po ścianach i wpadło w uszy arystokraty. Zerwał się z łoża, wiedziony dawnymi nawykami.
Drzwi uchyliły się i zajrzał do nich jeden z służących oznajmiając, iż śniadanie zostanie niedługo podane, a wszystko zostało przygotowane na poranne rytuał odświeżenia.
Horst dał sobie kilka minut. Leżał w obszernym i wygodnym łożu, wgapiając się w sufit komnaty.
Trapił go sen, który miał obowiązek przeżywać w nocy. Niejasny, pełen dziwnych obrazów i alegorii. On trzymający w dłoni sztandar. Płonące lasy, które zamieniły się w nagie konary stworzone z kości i kawałków mięsa. Zmieniająca barwę łuna unosiła się z północnego wschodu.
Widział okazały pałac o złotych kopułach, pod którym miasto przeżywało oblężenie. Wąsatego mężczyznę w dziwnej koronie, wydającego rozkazy. On sam ubrany w napierśnik i szable sposobił się do walki. Potem było Imperium, tak - był tego pewien! Ostland, maszerujące wojska księcia von Raukova. Baron Gaussner wiodący swoje skromne siły do walki, negocjujący z elfami. Widział nieliczne kolonie elfickie, ukryte w lasach Nordlandu. Widział jak część z nich płonie, płonie dziwnym ogniem. Mógł dostrzec setki, tysiące sywetek. Ogromny ryk dzikich i żądnych krwi mężczyzn. Zakuci w potężne zbroje rycerze, na pancerzach których wymalowano przyprawiające o mdłości symbole wycinali w pień kolejne wioski. Weszli do Ferlangen.
I te okropne, nienaturalne twarze. Wykrzywione w nienawiści, przepełnione żądzami mordu. Twarze demonów.
Płonące Imperium. Ogień przemieszczał się z północy, na południe. Widział jak Ostland spływa krwią, jak Ostermark broni się wraz Talabeklandem, jak Stirland wystawia swoje armie by ich wspomóc. Dostrzegł sztandary z Middelandu idące ramię w ramię z Reiklandem i Averlandem.
Widział siebie, pędzącego w płomieniach. Razem z nim jeźdźcy. Czwórka jeźdźców. Brudnych od sadzy, zakrzepłej krwi, obandażowani, zmęczeni. W ich oczach tliła się tylko i wyłącznie chęć zemsty. I determinacja. Uciekali przed innym jeźdźcem. Opatulonym w ciemną opończę, milczącym, wlepiającym swój szkarłatny wzrok w ich plecy. Gonił ich, lecz ciągle mu uciekali. A może... może się ścigali?


Zebrał się w sobie i zwlókł się z posłania. Poranna toaleta zmyła resztki snu i ubrany w swoje codzienne szaty, godne szlachcica na pograniczu Drakwaldu, ruszył do jadalni.
Czekało na niego rodzeństwo.
Friedrich i Agnes rozmawiali z sobą jedząc posiłek. Byli uśmiechnięci, pełni życia. Zwłaszcza Agnes. Oczko w głowie barona. Była podobna do matki. Matthias siedział po przeciwnej stronie, raczej niechętnie jadł. Skubał widelcem w posiłku, raz po raz wciskając w usta kawał chleba z serem. Najwyraźniej coś go trapiło. Możliwe, iż przeczuwał zbliżającą się drakę i to, że brat musi nadstawić karku za wybryki młodego.
Zasiadł w miejscu przeznaczonym dla głowy rodziny. Dawniej zasiadał tutaj Jorg, ojciec Horsta. Zawsze spoglądał na swoje pociechy z lekkim uśmiechem, dziękując w duchu bogom za tak liczne potomstwo. Ród Steinberg miał trwać jeszcze wiele lat. Miał.
 
Gveir jest offline