Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2016, 20:06   #123
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ No i nic. ~ mruknął w duchu Frank gdy okazało się, że po mysliwym nie znalazł ani śladu. Sam nie do końca był pewny jak to interpretować. Nocny przedburzowy las może jakoś specjalnie tropienia nie ułatwiał ani z niego nie był w tym żaden ekspert. Ale miał przeczucie, że to raczej było coś w rodzaju hologramu czy tego jakiegoś filmu. Musiał być w jakimś... Miejscu? Czasie? Gdzie i kiedy jakoś krzyżowały się te linie różnych kontinuuów czasoprzestrzennych. Tak to przynajmniej nazywał ten einsteinowaty doktorek z "Powrotu do przyszłości" a był to najlepszy ekspert od takich spraw na jakiego Fran mógł sie powołać.

I chętnie by teraz do niego zadzwonił i o radę spytał. Ale nie miał żadnego speca na zawołanie. Właściwie nawet żadnego człowieka nie miał do pogadania. ~ Reszta też ma takie zwidy? ~ zastanawiał się. Czuł sie tak odosobniony i odizolowany od wszystkiego i wszystkich, że nie miał nawet pojęcia czy tylko jemu się przydarza taka mordęga niepweności czy inni też tak mają. Więc nie miał nawet jak sprawdzić czy dzieje się z nim coś wyjątkowego nawet jak na taką specyfikę sytuacji czy też "wszyscy tak mają".

Rozmyślania i analizy przerwał mu jakiś ruch "za oknem" czyli w tym odmienionym odbicu ich obozu. Te istoty czy co to były nagle jakby na umówiony znak znikły. No raz, dwa trzy Baba Jaga patrzy normalnie. Fran rozejrzał się niepewnie dookoła i powoli oblizał wargi. Jakoś dziwnie mu to na ucieczkę wyglądało. Zupełnie jakby to coś zrobiło swoje i znikło. Albo przestraszyło się czegoś i dało dyla.

~ Jestem jakoś z nimi związany? ~ zastanawiał się nad tym dziwnym własnym udczuwaniem. Dotąd właściwie nie widział nic znajomego czy przyjaznego w ruchach i wyglądzie tych właście całkiem obcych dla niego istot. Jakieś przezroczyste czy półprzezroczyste sylwetki czy plamy. Grzyb wie co to było. Strach było podejść do tego czy "zagadać". Nie był pewny czy się nie rzuci i go nie zeżre czy jakie tam to to miało priorytety. Wybrał ostrożność niż ciekawość.

Ale teraz gdy znikło i odczuł tą pustkę to trochę żałował, że nie zareagował bardziej aktywnie. Przynajmniej coś by wiedział. A tak dalej nie był pewny czego był świadkiem. Ale wyglądało, że... Jest jeszcze coś innego? Jakiś "inny rodzaj" czy "gatunek" tych duchów? Może jak w świecie zwierząt z rozlinożercami i resztą eksosystemu? Ale Frank jeszcze nic nie zauważył. Nie wiedział czy to dobrze czy nie. Nie był nawet pewny czy jesli to coś się zbliżało to czy widziało czy jakoś inaczej wyczuwało jego obecność. Może to ten wendigo? Ten z lodu i ciała, ten prawdziwy? Bo chyba nie Frank? Te istoty chyba nie wykryłyby obecności Jacksona jako czegoś co im zagraża? A byl w stanie zagrozić takim odmieńcom? Jak? Wcale nie był pewny czy to coś dał by radę dotknąć czy złapać jak tekie eteryczne to się zdawało.

Wolał się jednak ulotnić z okolic tego obozu. Może była jakaś szansa, że jeśli coś tu dopiero lazło to jeszcze go nie zwęszyło. Nie chciał ponadprogram kusić losu więc odszedł w ciemny las. Nie był pewny jak długo i w jakim kierunku szedł. Nie był też pewny czy to ma jeszcze jakieś znaczenie jak w czasoprzestrzeni z jakiej pochodził. Jeśli teoria jaką w gruncie rzeczy sprokurował z niczego czyli właściwie sobie wymyślił na poczekaniu o tym szamanie i czasoprzestrzennej bańce byłaby choć trochę nie tak beznadziejnie głupia to właściwie czas i przestrzeń wewnątrz mogłaby być bardzo plastyczna w porównaniu do tej "normalnej". ~ To by było chujowe. ~ dotarły do niego konotacje takiej tezy. Bo do upragnionego świtu który miał być za parę godzin mogło wcale nie być parę godzin. Nawet ta burza jakby została złapana i zapętlona jak taśma filmowa bo chyba już powinna się zacząć. A może przechodziła właśnie bokiem i nie było tak źle? ~ Kurwa, pojebane to wszystko! ~ Jackson bezsilnie wyrzucił ramiona w geście świetnie odwzorowującym to uczucie. Bezsilność. Mógł iść, zgadywać, dumać , krzyczeć, rzucać lighstickami a i tak czuł, że szansa na powrót do domu przecieka mu między palcami.

Jeśli byliby dzięki czarom czy innym sztuczkom tego faceta zamknięci w tym czasoprzestrzennym bomblu to nie mieli szans na przeczekanie do świtu. A przynajmniej nie tak w sensie, że się skitrają gdzieś, pare godzin burzy minie i będzie dzień i coś się wymyśli. Nie. Ta noc i kwadrans przed burzą mógł trwać i trwać. Jak podobno te teorie o przekraczaniu granicy osobliwości. Wszelkie punkty orientacyjne podróżówały i zachowywały się podobnie do obserwatora więc ciężko było wyłapać moment, że coś jest nie tak. Pył, komety, meteory, światło no wszystko zachowywało się dość zwyczajnie. A potem nagle się okzayzwało, że nie do końca ale z wewnętrznej strony horyzontu zdarzeń już nawet światło nie było w stanie wrócić.

Czuł się właśnie tak. Jak taki podórżnik na pograniczu takiego horyzontu. Ale była jeszcze szansa. Znaczy w kosmosie by miał. Możnaby się próbować złapać na któryś z wirów które kotłowały się wokół takiego miejsca i liczyć, że wyrzuci taki wir energii z dala od niebezpiecznego pogranicza. No teraz przydałby mu się taki wir. Tyle, że w tej czasoprzestrzeni w jakiej znalazł się teraz nie umiał go rozpoznać. Poza kurczliwym poszukiwaniem starca i jego jaskini. Był prawie pewny, że skoro facet to wszystko "włączył" to pewnie i umie to "wyłączyć". Albo powinien znać jakąś furtkę.Baltimorczyk miał nadzieję, że nie trafił na jakiegoś kamikaze czy innego indiańskiego dżichadystę co sie lubuje w samopoświęceniu dla zemsty. Z fanatykami ciężko się współpracowało podobno.

Rozmyślając i obserwując ciemny las zastanawiając się gdzie się podziały te dziwne istoty, gdzie jest ten rogaty leśny ulepieniec, jak znaleźć tą cholerną jaskinię z tym szamanem a przede wszystkim jak wydostać się z tej matni trafił... No gdzieś. Niby las. Jak i dotąd. Ale zauwazył sylwetkę. Ludzką sylwetkę. To przykuło mu uwagę bo od czasu holo tego mysliwego i kajakarzy wracających do obozowiska nie widział żadnych ludzi.

Przełknął ślinę bo nie podobała mu się kurtka tego kolesia. I spodnie. I w ogóle cała reszta. ~ Co jest kurwa? ~ zdenerwował się od razu bo właściwie podobieństwa dostrzegł od razu i zbliżał się by właśnie odkryć jakieś różnice. No, że to jakaś kukła, ktoś podobny jeśli już, że nie porzucone ubranie gdzieś po ciemku co odrzucił prawie od razu. Ale chciał by to było to coś w ten deseń. Jak tylko zauważył tą opartą o pień drzewa postać. Ale nie. Jak podszedł bliżej, już całkiem blisko był już pewien. To był on. On sam. Frank Jackson. ~ Ale jak to... ~ zdumiał się Frank.

- Tak to! - nagle ten niby nieżywy Frank Jackson ożył i to dokładnie jakby czytał w umyśle Franka! Jakby siedział mu w głowie i znał jego plany i myśli! ~ Ale jak?! ~ Frank wrzasnął przestraszony odskoczył odruchowo o krok gdy tamten poruszył się i odezwał. Oddychał spazmatycznie patrząc na obcego pod drzewem ale gdy zaczął sie wysypywać jakimś robactwem i rechotać nie wytrzymał, odwrócił się i uciekł!

Biegł na oslep aby z dala od tamtej strasznej postaci. A najgorsze, że to nie był jakiś trup co już byłoby straszne ale to był jego własny trup! Gadający trup! Taki co czytał mu w myślach! ~ Nie! Nie kurwa! Nie i chuj! ~ biegł ale siła negacji tego co widział w końcu wytrąciła go z rytmu, zwolnił, aż w końcu zatrzymał się i oparł dłonią o drzewo drugą ręka przykładając do oczu. ~ Nie to nie tak... To jest pojebane ale jakiś wzór musi być... Jakaś zasady czy prawa muszą być nawet tutaj i teraz. ~ tak. Tak musiało być. Tak jak grawitacja. Można było jej nie zauważać, nie rozumieć czy nie znać wzoru. Co nie zmieniało, że ona istniała. Tu musiało być podobnie. To, że Frank miotał się po omacku nie oznaczało, że nie ma tu żadnych praw jeśli on ich nie zauważał. Potrzebował tylko bardziej doabgrejdowanych zabawek albo bardziej obkupioną w potrzebne skille postać. Czyli znowu ta jaskinia z tym szamanem. A póki co...

~ Co to było? Może jakiś zwid? ~ dumał nad tym. Tak. To wydało mu się najprawdopodobniejsze. Inaczej nie czytałby mu ten obcy w myślach i to tak w połowie zdania prawie. Tylko czy zwidy były aż tak realistyczne? Normalnie chyba nie. Nie powinny. Ale tutaj? Z tym jadem wnedigo w żyłach? Chuj wie...

I skąd ten stan? Ta martwota i to chyba tak już nie, że przed kwadransem jak tak robacwto go oblazło. Może to do niego właśnie strzelał ten myśliwy? Ale to chyba powinien mieć jakiś postrzał. Wówczas scenka z mysliwym nabierała sensu bardziej. Ten obcy gdzieś - kiedyś zastrzeli/zastrzelił jakiegoś Franka Jackson'a. W jakiejś czasoprzestrzeni. A to byłoby nawet ciekawe. Bo oznaczałoby, że przynajmniej dostać się do tej bańki w jakiej uwięził ich ten szaman by można było. Jak było wejście może było i wyjście?

Ale jesli znów wracać do tej teorii wielofilmowości to chyba było takie multi - kulti. Czyli w bańce mogły się nawzajem nakładać i przenikać na raz. Przynajmniej dla Frank'a. Dlatego widział faceta z karabinem a nie widział tego innego Jackson'a do którego strzelał. O ile to wszystko nie było jakimś jego majakiem po ugryzieniu. Ale jeśli majak to nic mu to nie dawało. Trucizna zabije go albo wyczerpie moc i wróci do zdrowia a te wizje się skończą. Tak czy siak się sprawa wyjaśni. A jeśli to nie działo się tylko w głowie Jackson'a no to własnie trzeba było bazować na faktach jakie znał choćby były najbardziej porypane.

A ta koniunkcja filmowa różnych czasoprzestrzeni jakoś chyba pasowała to tego indiańskiego palenia zielska, rozmów z przodkami, duchami i takimi tam. Ale jak ci ich szamani palili te zioło dla takich jazd to byli nieźle poryci.

Był w labiryncie. Kostce Rubika. W takim "Cube". No to ostatnie chyba pasowało najbardziej. Ten cały "bąbel" był takim sześcianem własnie. A przynajmniej on widział i mógł jakoś reagować na to co działo się w jego sześcianie może trochę coś jak sąsiednich. Dlatego nie mógł ostrzec kajakarzy przed myśliwym bo byli w "sąsiedniej kostce" czy planszy. Dlatego nie znalazł potem samego mysliwego bo plansze już się przesunęły. Dlatego można było tymi "kaflami" wedrować niby z sensem ale widziało się własny kafel a jak on się przesuwał znowu się trafiało gdzieś tam na inny sektor planszy. Ale do kurwy nędzy z każdego labiryntu było jakieś wyjście. Albo tunele techniczne czy oznaczenia dla służb porządkowo - ratowniczych. I znów mu z główkowania wychodziło, że trzeba znaleźć tą jaskinie z właścicielem. Bo to mogło pełnić rolę jakiegoś operatora i sterówki w tym leśnym zawieszonym w prawach znanej Frankowi rzeczywistości miejscu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline