Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2016, 12:51   #121
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=meU2gAU7Xss[/MEDIA]

Mikołaj stał z beznamiętnym wyrazem twarzy. Patrzył w twór znajdujący się "wewnątrz" namiotu. Twarz chłopaka przypominała bardziej buzię porcelanowej lalki niż żywego człowieka. Trupio blada skóra, ukryta teraz pod finezyjnym wzorem z krwi i wnętrzności Bruce'a, była naciągnięta do granic możliwości, za sprawą napiętych mięśni.

Chłopak zdawał się nie ruszać, nie oddychać i nie mrugać, jakby ktoś zatrzymał klatkę z marnego horroru gore, gdzie bohaterowie kąpią się w morzu krwi i flaków. Niestety, to była prawda a nie plan filmowy, gdzie w każdej chwili można było powiedzieć "cięcie!".

Mikołaj wyszeptał, ledwie słyszalnie, w swoim ojczystym języku - Mówiłem... Czułem to... A oni mi nie wierzyli... -
W sumie to sam sobie nie wierzył, nie wiedział skąd takie uczucie i przekonanie znalazło się w jego umyśle, ale wiedział, że następnym razem zaufa swojemu przeczuciu.

Wreszcie się poruszył, czy to za sprawą potwora, który obiecał im powrót czy szamotaniny Angelique z Connorem. Podniósł powoli dłoń i przeciągnął po twarzy chcąc oczyścić ja z krwi, ale jedynie ją rozmazał. Spojrzał na swoją dłoń, która teraz i od wewnątrz była umorusana posoką. Poczuł silną chęć, pragnienie. Nie mógł się powstrzymać, krew pachniała tak słodko i kusząco. Uniósł palec do ust i spróbował. Przez pierwsze sekundy Mikołajowi wydawało się, że była to najwspanialszy smak w życiu, jednak po chwili cała rzeczywistość wróciła do niego.

Poczuł się jakby przemieszczał się z ogromną prędkością i w ułamku sekundy zatrzymał się, jakby jego ciało zostało poddane ogromnemu przeciążeniu, jakby ktoś zafundował mu bliskie spotkanie z kijem baseball'owym, jakby wybuchł koło niego granat.

"Przebudzenie" było gwałtowne, wszystkie zmysły wróciły do chłopaka, widział ostro i wyraźnie, dźwięki przestały być oddalone, a jego twarz przypominała ludzką, zniknęło gdzieś nienaturalne napięcie i bladość. W tym samym czasie poczuł szarpnięcie od żołądka, zgiął się w pół i oddał naturze wszystko co w nim miał. Otarł wierzchem dłoni usta i rozejrzał się wokół.

Po chwili podniósł pochodnię i cisnął nią w namiot, w którym znajdowało się "przejście".

- Ogień. Bobby ma racje. Trzeba to spalić, wszystko. - powiedział, po czym upewnił się, że namiot zajął się ogniem.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)

Ostatnio edytowane przez Lomir : 19-03-2016 o 12:56.
Lomir jest offline  
Stary 19-03-2016, 20:05   #122
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Nie krzyczała, nie wyrywała się, nie ryczała a mimowolnie cofnęła. Zahaczyła butem o zakotwiczenie namiotu Mounta i usunęła na ziemię. Zerwana linka odskoczyła trochę od wymuszonej pozycji a dziewczyna siedziała sztywna w niewygodnej pozycji. Była nieruchoma. Pokryta krwią twarz w blasku świateł pochodni mieniła się maskując grymas na twarzy. Zamazane szkła okularów zakrywały oczy. Kask z zabryzganą kamerą i latarką czołową jedynie przysłonił część włosów, by te nie kleiły się od czerwieni. Dźwięki, które do niej docierały były prawie całkowicie stłumione. Wrzask Ange przebijał się jedynie niskimi tonami. Obraz, który widziała był tylko grą świateł. Świadomość zapadła się gdzieś głęboko.

Gdy powróciła dowiedziała się, że była na czworakach. Nie wiedziała, czy uciekła o własnych siłach, czy została przez kogoś zaciągnięta. Wiedziała, że się dusi. Coraz bardziej dochodził do niej fizyczny ból. Zgniatało jej wnętrzności. Skręcony żołądek chciał wyrzucić resztki, lecz przez kolejne odcinki skręconych kiszek nie był w stanie, powodując jeszcze większą piekotę od środka. Krztusiła się wydając z siebie jęki i stękania. Wcześniejsze drgawki rąk rozlały się po ciele.

Krew nie była dla niej istotna. Nie chodziło tutaj o kontakt jedynie z jej elektroniczną reprezentacją. Nie chodziło nawet o pokrycie nią. Największe przerażenie spowodowała siła, z którą to wszystko się stało. Siła tak wielka, że nie można było z nią konkurować. Siła, przy której pokrycie krwią było nie znaczące. Szok i fizyczne jego skutki nie pozwoliły jej nawet na świadomość bycia pokrytą krwią, co dopiero na świadomość śmierci Bruca w wyniku błędu, którego nie mogła nie uniknąć.

Nie była wstanie niczego wyartykułować. Nie póki jej ciało nie wróci do używalnej formy.
 
Proxy jest offline  
Stary 19-03-2016, 20:06   #123
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



~ No i nic. ~ mruknął w duchu Frank gdy okazało się, że po mysliwym nie znalazł ani śladu. Sam nie do końca był pewny jak to interpretować. Nocny przedburzowy las może jakoś specjalnie tropienia nie ułatwiał ani z niego nie był w tym żaden ekspert. Ale miał przeczucie, że to raczej było coś w rodzaju hologramu czy tego jakiegoś filmu. Musiał być w jakimś... Miejscu? Czasie? Gdzie i kiedy jakoś krzyżowały się te linie różnych kontinuuów czasoprzestrzennych. Tak to przynajmniej nazywał ten einsteinowaty doktorek z "Powrotu do przyszłości" a był to najlepszy ekspert od takich spraw na jakiego Fran mógł sie powołać.

I chętnie by teraz do niego zadzwonił i o radę spytał. Ale nie miał żadnego speca na zawołanie. Właściwie nawet żadnego człowieka nie miał do pogadania. ~ Reszta też ma takie zwidy? ~ zastanawiał się. Czuł sie tak odosobniony i odizolowany od wszystkiego i wszystkich, że nie miał nawet pojęcia czy tylko jemu się przydarza taka mordęga niepweności czy inni też tak mają. Więc nie miał nawet jak sprawdzić czy dzieje się z nim coś wyjątkowego nawet jak na taką specyfikę sytuacji czy też "wszyscy tak mają".

Rozmyślania i analizy przerwał mu jakiś ruch "za oknem" czyli w tym odmienionym odbicu ich obozu. Te istoty czy co to były nagle jakby na umówiony znak znikły. No raz, dwa trzy Baba Jaga patrzy normalnie. Fran rozejrzał się niepewnie dookoła i powoli oblizał wargi. Jakoś dziwnie mu to na ucieczkę wyglądało. Zupełnie jakby to coś zrobiło swoje i znikło. Albo przestraszyło się czegoś i dało dyla.

~ Jestem jakoś z nimi związany? ~ zastanawiał się nad tym dziwnym własnym udczuwaniem. Dotąd właściwie nie widział nic znajomego czy przyjaznego w ruchach i wyglądzie tych właście całkiem obcych dla niego istot. Jakieś przezroczyste czy półprzezroczyste sylwetki czy plamy. Grzyb wie co to było. Strach było podejść do tego czy "zagadać". Nie był pewny czy się nie rzuci i go nie zeżre czy jakie tam to to miało priorytety. Wybrał ostrożność niż ciekawość.

Ale teraz gdy znikło i odczuł tą pustkę to trochę żałował, że nie zareagował bardziej aktywnie. Przynajmniej coś by wiedział. A tak dalej nie był pewny czego był świadkiem. Ale wyglądało, że... Jest jeszcze coś innego? Jakiś "inny rodzaj" czy "gatunek" tych duchów? Może jak w świecie zwierząt z rozlinożercami i resztą eksosystemu? Ale Frank jeszcze nic nie zauważył. Nie wiedział czy to dobrze czy nie. Nie był nawet pewny czy jesli to coś się zbliżało to czy widziało czy jakoś inaczej wyczuwało jego obecność. Może to ten wendigo? Ten z lodu i ciała, ten prawdziwy? Bo chyba nie Frank? Te istoty chyba nie wykryłyby obecności Jacksona jako czegoś co im zagraża? A byl w stanie zagrozić takim odmieńcom? Jak? Wcale nie był pewny czy to coś dał by radę dotknąć czy złapać jak tekie eteryczne to się zdawało.

Wolał się jednak ulotnić z okolic tego obozu. Może była jakaś szansa, że jeśli coś tu dopiero lazło to jeszcze go nie zwęszyło. Nie chciał ponadprogram kusić losu więc odszedł w ciemny las. Nie był pewny jak długo i w jakim kierunku szedł. Nie był też pewny czy to ma jeszcze jakieś znaczenie jak w czasoprzestrzeni z jakiej pochodził. Jeśli teoria jaką w gruncie rzeczy sprokurował z niczego czyli właściwie sobie wymyślił na poczekaniu o tym szamanie i czasoprzestrzennej bańce byłaby choć trochę nie tak beznadziejnie głupia to właściwie czas i przestrzeń wewnątrz mogłaby być bardzo plastyczna w porównaniu do tej "normalnej". ~ To by było chujowe. ~ dotarły do niego konotacje takiej tezy. Bo do upragnionego świtu który miał być za parę godzin mogło wcale nie być parę godzin. Nawet ta burza jakby została złapana i zapętlona jak taśma filmowa bo chyba już powinna się zacząć. A może przechodziła właśnie bokiem i nie było tak źle? ~ Kurwa, pojebane to wszystko! ~ Jackson bezsilnie wyrzucił ramiona w geście świetnie odwzorowującym to uczucie. Bezsilność. Mógł iść, zgadywać, dumać , krzyczeć, rzucać lighstickami a i tak czuł, że szansa na powrót do domu przecieka mu między palcami.

Jeśli byliby dzięki czarom czy innym sztuczkom tego faceta zamknięci w tym czasoprzestrzennym bomblu to nie mieli szans na przeczekanie do świtu. A przynajmniej nie tak w sensie, że się skitrają gdzieś, pare godzin burzy minie i będzie dzień i coś się wymyśli. Nie. Ta noc i kwadrans przed burzą mógł trwać i trwać. Jak podobno te teorie o przekraczaniu granicy osobliwości. Wszelkie punkty orientacyjne podróżówały i zachowywały się podobnie do obserwatora więc ciężko było wyłapać moment, że coś jest nie tak. Pył, komety, meteory, światło no wszystko zachowywało się dość zwyczajnie. A potem nagle się okzayzwało, że nie do końca ale z wewnętrznej strony horyzontu zdarzeń już nawet światło nie było w stanie wrócić.

Czuł się właśnie tak. Jak taki podórżnik na pograniczu takiego horyzontu. Ale była jeszcze szansa. Znaczy w kosmosie by miał. Możnaby się próbować złapać na któryś z wirów które kotłowały się wokół takiego miejsca i liczyć, że wyrzuci taki wir energii z dala od niebezpiecznego pogranicza. No teraz przydałby mu się taki wir. Tyle, że w tej czasoprzestrzeni w jakiej znalazł się teraz nie umiał go rozpoznać. Poza kurczliwym poszukiwaniem starca i jego jaskini. Był prawie pewny, że skoro facet to wszystko "włączył" to pewnie i umie to "wyłączyć". Albo powinien znać jakąś furtkę.Baltimorczyk miał nadzieję, że nie trafił na jakiegoś kamikaze czy innego indiańskiego dżichadystę co sie lubuje w samopoświęceniu dla zemsty. Z fanatykami ciężko się współpracowało podobno.

Rozmyślając i obserwując ciemny las zastanawiając się gdzie się podziały te dziwne istoty, gdzie jest ten rogaty leśny ulepieniec, jak znaleźć tą cholerną jaskinię z tym szamanem a przede wszystkim jak wydostać się z tej matni trafił... No gdzieś. Niby las. Jak i dotąd. Ale zauwazył sylwetkę. Ludzką sylwetkę. To przykuło mu uwagę bo od czasu holo tego mysliwego i kajakarzy wracających do obozowiska nie widział żadnych ludzi.

Przełknął ślinę bo nie podobała mu się kurtka tego kolesia. I spodnie. I w ogóle cała reszta. ~ Co jest kurwa? ~ zdenerwował się od razu bo właściwie podobieństwa dostrzegł od razu i zbliżał się by właśnie odkryć jakieś różnice. No, że to jakaś kukła, ktoś podobny jeśli już, że nie porzucone ubranie gdzieś po ciemku co odrzucił prawie od razu. Ale chciał by to było to coś w ten deseń. Jak tylko zauważył tą opartą o pień drzewa postać. Ale nie. Jak podszedł bliżej, już całkiem blisko był już pewien. To był on. On sam. Frank Jackson. ~ Ale jak to... ~ zdumiał się Frank.

- Tak to! - nagle ten niby nieżywy Frank Jackson ożył i to dokładnie jakby czytał w umyśle Franka! Jakby siedział mu w głowie i znał jego plany i myśli! ~ Ale jak?! ~ Frank wrzasnął przestraszony odskoczył odruchowo o krok gdy tamten poruszył się i odezwał. Oddychał spazmatycznie patrząc na obcego pod drzewem ale gdy zaczął sie wysypywać jakimś robactwem i rechotać nie wytrzymał, odwrócił się i uciekł!

Biegł na oslep aby z dala od tamtej strasznej postaci. A najgorsze, że to nie był jakiś trup co już byłoby straszne ale to był jego własny trup! Gadający trup! Taki co czytał mu w myślach! ~ Nie! Nie kurwa! Nie i chuj! ~ biegł ale siła negacji tego co widział w końcu wytrąciła go z rytmu, zwolnił, aż w końcu zatrzymał się i oparł dłonią o drzewo drugą ręka przykładając do oczu. ~ Nie to nie tak... To jest pojebane ale jakiś wzór musi być... Jakaś zasady czy prawa muszą być nawet tutaj i teraz. ~ tak. Tak musiało być. Tak jak grawitacja. Można było jej nie zauważać, nie rozumieć czy nie znać wzoru. Co nie zmieniało, że ona istniała. Tu musiało być podobnie. To, że Frank miotał się po omacku nie oznaczało, że nie ma tu żadnych praw jeśli on ich nie zauważał. Potrzebował tylko bardziej doabgrejdowanych zabawek albo bardziej obkupioną w potrzebne skille postać. Czyli znowu ta jaskinia z tym szamanem. A póki co...

~ Co to było? Może jakiś zwid? ~ dumał nad tym. Tak. To wydało mu się najprawdopodobniejsze. Inaczej nie czytałby mu ten obcy w myślach i to tak w połowie zdania prawie. Tylko czy zwidy były aż tak realistyczne? Normalnie chyba nie. Nie powinny. Ale tutaj? Z tym jadem wnedigo w żyłach? Chuj wie...

I skąd ten stan? Ta martwota i to chyba tak już nie, że przed kwadransem jak tak robacwto go oblazło. Może to do niego właśnie strzelał ten myśliwy? Ale to chyba powinien mieć jakiś postrzał. Wówczas scenka z mysliwym nabierała sensu bardziej. Ten obcy gdzieś - kiedyś zastrzeli/zastrzelił jakiegoś Franka Jackson'a. W jakiejś czasoprzestrzeni. A to byłoby nawet ciekawe. Bo oznaczałoby, że przynajmniej dostać się do tej bańki w jakiej uwięził ich ten szaman by można było. Jak było wejście może było i wyjście?

Ale jesli znów wracać do tej teorii wielofilmowości to chyba było takie multi - kulti. Czyli w bańce mogły się nawzajem nakładać i przenikać na raz. Przynajmniej dla Frank'a. Dlatego widział faceta z karabinem a nie widział tego innego Jackson'a do którego strzelał. O ile to wszystko nie było jakimś jego majakiem po ugryzieniu. Ale jeśli majak to nic mu to nie dawało. Trucizna zabije go albo wyczerpie moc i wróci do zdrowia a te wizje się skończą. Tak czy siak się sprawa wyjaśni. A jeśli to nie działo się tylko w głowie Jackson'a no to własnie trzeba było bazować na faktach jakie znał choćby były najbardziej porypane.

A ta koniunkcja filmowa różnych czasoprzestrzeni jakoś chyba pasowała to tego indiańskiego palenia zielska, rozmów z przodkami, duchami i takimi tam. Ale jak ci ich szamani palili te zioło dla takich jazd to byli nieźle poryci.

Był w labiryncie. Kostce Rubika. W takim "Cube". No to ostatnie chyba pasowało najbardziej. Ten cały "bąbel" był takim sześcianem własnie. A przynajmniej on widział i mógł jakoś reagować na to co działo się w jego sześcianie może trochę coś jak sąsiednich. Dlatego nie mógł ostrzec kajakarzy przed myśliwym bo byli w "sąsiedniej kostce" czy planszy. Dlatego nie znalazł potem samego mysliwego bo plansze już się przesunęły. Dlatego można było tymi "kaflami" wedrować niby z sensem ale widziało się własny kafel a jak on się przesuwał znowu się trafiało gdzieś tam na inny sektor planszy. Ale do kurwy nędzy z każdego labiryntu było jakieś wyjście. Albo tunele techniczne czy oznaczenia dla służb porządkowo - ratowniczych. I znów mu z główkowania wychodziło, że trzeba znaleźć tą jaskinie z właścicielem. Bo to mogło pełnić rolę jakiegoś operatora i sterówki w tym leśnym zawieszonym w prawach znanej Frankowi rzeczywistości miejscu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-03-2016, 10:13   #124
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
FRANK

Frank ostatni raz rzucił okiem na rechocącego trupa. Na swoje własne zwłoki i otępiały, z głową wypełnioną myślami, ruszył szukać jaskini z wizji.
Mogła być wszędzie, e on nie za bardzo wiedział, gdzie szukać, więc każdy kierunek wydawał się być równie dobry.

Dopiero po dłuższej chwili marszu przez las Frank uświadomił sobie, że… jest cicho. Zbliżająca się wielkimi krokami burza zupełnie ucichła, chmury wiatr przepędził gdzieś dalej a na niebie świeci dziwny, czerwony księżyc.


Puszczę wypełniły dziwne szelesty – zapewne echa buszujących w ściółce gryzoni. Wypełniły szepty – zapewne załamania wiatru w konarach i na skałach.

I wtedy to usłyszał. Własne imię, powtarzane szeptem przez las. Jękliwe, lecz zrozumiałe Fraaank. Fraaaannnnk. Fraaaank.

Dobiegało gdzieś z głębi puszczy. Ciche. Wabiąc i kusząc. Przyzywając.


POZOSTALI


Rozbici i zdruzgotani tym, czego byli świadkami przed chwilą. Ta śmierć… ta brutalna, niespodziewana śmierć wstrząsnęła nimi. Pokazała, co ich czeka w miejscu, którego nie rozumieli i w którym się znaleźli też nie mając pojęcia dlaczego?

Ktoś rzucił – ogień! Spalmy to!

I po chwili, mimo że namiot przystosowano do tego, by nie wzniecił w nich pożaru przypadkowy ogień, płótno paliło się. Topiło, skapywało, dogorywało w ogniu. Szybciej, niż zapewniał producent. W kłębach gryzącego w gardło dymu. Dymu, który wyciskał łzy z oczu. Napełniał płuca smrodem… śmierci? Grozy?

A kiedy namiot spłonął, pozostawiając na ziemi poczerniałą, brudną plamę kajakarze znaleźli się w punkcie wyjścia. W czarnym lesie, nad który coraz gwałtowniej nadpływała burza. I kolejny piorun przecinający nieboskłon, a potem łoskot gdzieś, stosunkowo niedaleko w puszczy. Niczym potężny werbel! Bęben, w który walnęła gromowładna ręka!

W wyjącym wichrze, pośród klekoczących na wietrze łapaczy snów, usłyszeli dziwne echa, jakby czyichś głosów. Dolatujących gdzieś z przestrzeni. Nawołujących. Czy słyszeli swoje imiona wykrzykiwane przez niewidzialne głosy?! Nie mieli pewności.

Nagły błysk płomieni poraził ich oczy.

W miejscu, gdzie spłonął namiot, w którym zginął Bruce, rozpalił się ognisty krąg.

Od razu skojarzył im się z… przejściem. Bramą, przez którą przyjdzie coś, co mieli okazję już zobaczyć w akcji.

Wyraźnie ujrzeli jakiś czarny kształt w centrum płonącego kręgu i usłyszeli znienawidzony głos.

- Głodny… Głodny…

Upiorną mantrę coraz wyraźniej słyszalną. Coraz głośniejszą. Coraz… bliższą.
 
Armiel jest offline  
Stary 20-03-2016, 11:50   #125
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Wciąż nie mógł do końca otrząsnąć się po tym, co stało się z Bruce'em - gość był w porządku, nie powinien tak skończyć. Żadne z nich nie powinno, ale obecnie niczego nie można było być pewnym. Coś, co chciało ich dopaść wydawało się czyhać na każdym kroku. Starał się w jakiś sposób uspokoić Angelique, na niewiele się to jednak zdawało i doskonale to rozumiał. W końcu straciła brata, to był ogromny cios.

Niedługo potem reszta postanowiła spalić namiot. Connor również uważał, że to dobry plan, jednak gdy materiał spłonął aż do ziemi i pojawił się dziwny, ognisty krąg, doszło do niego, że nic to nie dało. To zło, ta bestia... czy jakkolwiek to nazwać, wciąż tutaj była. Nie chciała odpuścić, a oni nie wiedzieli, jak ją zniszczyć. Co więcej, wyglądało na to, że przed nimi uformował się jakiś "portal", który Connor do tej pory widywał jedynie w horrorach klasy B i grach, a z którego miał wrażenie, że zaraz wyskoczy na nich coś paskudnego.

Chłodny wiatr przynosił ze sobą dziwne szepty... zupełnie, jakby ktoś wymawiał ich imiona, gdzieś daleko, spomiędzy drzew.
- Też to słyszeliście? - Zapytał pozotałych. - Te głosy, które nas nawołują? Słyszałem swoje imię... głos dochodzący z lasu...

W normalnych okolicznościach wyszedłby na psychola słyszącego dźwięki, których nie ma, ale teraz nie miał powodu, by się ograniczać ze swoimi spostrzeżeniami. Przez ostatni czas byli świadkami rzeczy, które nie podlegały żadnej zdrowej ocenie, a skoro siedzieli w tym razem, to i razem musieli wymyślić sposób, jak wrócić do normalnego życia. Niebo przecięła kolejna z błyskawic, zwiastująca zbliżającą się wielkimi krokami burzę.


Mayfield wiedział, że trzeba było działać. I to szybko.
- Dobra, ja się stąd zawijam - rzucił krótko. - Może i jesteśmy w lesie, który jest w jakiś sposób zapętlony, ale lepiej być w ruchu, niż czekać tutaj, aż z tego kręgu wylezie coś, co nas wszystkich pozabija. Poza tym... łapacze klekotały, a chwilę potem ktoś nawoływał nas z lasu. Może są tutaj również istnienia, które chcą nam pomóc, chcą nam wskazać drogę, lub coś pokazać. Ja jestem skłonny to sprawdzić, bo skoro jest tu zło wcielone... - Wskazał na płonący krąg, w którym zaczęło się już coś formować. - To musi być i dobro... - Uniósł na wysokość twarzy swój łapacz snów i potrząsnął nim. - Kto idzie ze mną? Szybka decyzja, ludzie!

Przecież musiał być jakiś sposób na ucieczkę z tego koszmaru i momentami Mayfield odnosił wrażenie, że to będzie coś, co wyrywa się wszelkim ramom rozsądku. Coś, co być może przegapili, albo nie zwrócili zbytniej uwagi. Chciał wierzyć, że te głosy spomiędzy drzew wzywają ich, by ich ochronić. Na domiar złego poczuł, jak zaczyna go łupać w skroniach - za dużo emocji, za mało snu. Oprócz tego czuł suchość w ustach, ale napije się po drodze, jak już wyruszą.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline  
Stary 23-03-2016, 19:28   #126
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ange szarpała się i wiła długo, a gdy Connor nie dawał już rady, z pomocą zawsze chętny był przyjść Bobby. Po szale wściekłości przyszedł jednak czas na rozpacz. Negatywne emocje dławiące jej gardło, ugrzęzły właśnie tam i dusiły, powodując stłumiony ryk, płacz. Gdyby dziś rano zrobiła makijaż, teraz wyglądałaby jak smutna panda. Miłe wspomnienia początku przygody okalały jej umysł. Sen w schronisku, poranna pobudka, wypad na kajaki. Płynęli tak długo, tak przyjemnie. Żałowała teraz, że nie spytała Mounta o drogę powrotną, przecież na pewno taka istniała, chociażby dla tych, co nie dawali już fizycznie rady i była duża szansa, że po prostu stanie im się krzywda. Co więcej, niepokojące sny rozpoczęły się dużo, dużo wcześniej, jeszcze zanim tutaj spłynęli. Jaką drogę więc obrać, aby wyjść z kręgu negatywnej energii, w której epicentrum najwyraźniej się znaleźli?

Pierwszy błysk i towarzyszący mu grzmot wraz z trzaskiem łamanej gałęzi sprawił, że kobieta skuliła się zasłaniając odruchowo głowę. Jej płacz ustawał, nie tylko ze zmęczenia, ale i przerażenia spowodowanego innymi sytuacjami, jakie je otaczały. Namiot spłonął, a to i tak nic nie dało. Ognisty kręg, który powstał na ziemi, nie napawał optymizmem, bynajmniej. Był wręcz jak złowróżba.

- A może spróbowalibyśmy przejść przez strumień na drugą stronę? Przecież nas nie porwie chyba, nie jest jakiś nadmiernie szeroki - przetarła niestarannie mokre od łez oczy i policzki. Jej oddech drżał, podobnie jak całe ciało. Nie miała wiedzy mistycznej, aby wiedzieć co robić w takich sytuacjach, nic do głowy jej nie przychodziło, prócz tego by zmienić otoczenie. Całkowicie. Mogli też wziąć kajaki i spróbować spłynąc w dół.
- Lepiej się rozbić kajakiem o skałę gdzieś niżej niż tkwić w miejscu - wyrwało jej się na głos, ale samotnie nie chciała podejmować działań. Nie była pewna, na ile jej myślenie jest racjonalne, czuła się pusta w środku, pusta sercem i umysłem.
Jednakże gdyby nikt nie zadecydował co dalej, nie odważył się odezwać i nie miała wyboru, popłynęłaby sama w dół rzeki. Czekała jednak na deklaracje i decyzje, nie chciała się rozdzielać, więc zgodziłaby się na grupowe postanowienie i zrobiła to, co reszta.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 23-03-2016, 21:20   #127
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Mikołaj obserwował jak jego działania przynoszą efekt. Namiot wykonany z syntetycznego materiału początkowo nie chciał się zapalić, jednak po kilkunastu chwilach i kilku próbach zajął się ogniem. Gdzieś wśród gęstego, drapiącego dymu, znajdowało się przejście, zza którego wcześniej obiecywał przyjście niematerialny drapieżnik. Mikołaj miał nadzieję, że płomienie strawią wraz z namiotem i to co znajdowało się w nim, jednak tak się nie stało. Przejście przybrało jedynie inny kształt, inną formę. Płonący okrąg, pewnie, brakowało jedynie pentagramu.

Mikołaj nie wiedział co robić. Brakowało mu pomysłów. Droga przez las zdawała się bez sensu, raz już tego próbowali i polegli. Kajaki? To wydawało się jeszcze bardziej szalone.

Jedno było pewne, musieli stąd ruszyć. Mikołaj przypomniał sobie uczucie, które towarzyszyło mu przed chwilą. Chęć ucieczki, byle dalej, byle szybciej. Musieli opuścić obozowisko, jednak każda droga wydawała się niewłaściwa.

Jeszcze do tego te głosy, które ich wołały. To nie mogło być nic dobrego, nie mogli iść w ich stronę. Zresztą, jak mieliby je zlokalizować? Dobiegały zewsząd i mieszały się z odgłosami burzy.

- Idę z tobą. - rzucił krótko Mikołaj do Connora. Już wcześniej zauważył, że łapacz snów działał, przynajmniej na mroczne pająki. Chłopak liczył, że to im pomoże. Rozejrzał się po okolicy i poszukał dla siebie jednej z tych tajemniczych ozdób. Jeśli to one były kluczem do zagadki, to wolał mieć taki klucz we własnych rękach. Gdy już zdobył łapacz snów, sprawdził pochodnie, na ile jeszcze wystarczy, może byłby w stanie "zatankować" ją czymś i tym samym przedłużyć jej żywot?

-Bez ognia nie możemy iść. Potrzebujemy pochodni. - dodał.
 
__________________
Może jeszcze kiedyś tu wrócę :)
Lomir jest offline  
Stary 23-03-2016, 22:22   #128
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Głosy? Szepty?
Bobby je słyszał. Bobby je ignorował. Tak jak szum drzew. Jak odgłosy zbliżającej się burzy. Były tłem dla wydarzeń. Nie miały znaczenia. Rozpraszały jedynie. Przerazić bardziej już Beara nie mogły.
Bobby odruchowo skinął głową. Słyszał szepty i co z tego? Ciągle jakieś szepty tu słyszeli.
Plan Connora był… nie był planem. Był ucieczką. Ciągle w ruchu oznaczało, że skończą im się siły. Nie było innej możliwości. Ale nie mieli nic lepszego.
Baker spojrzał w kierunku ognistego portalu wyraźnie załamany. Był pewien, że ogień… że wybuch zadziała. Może nie zabije, ale przynajmniej odstraszy. Nie udało się. I to wyraźnie podłamało Bakera.Tracili przewagę w tym piekielnym berku.

Czy ogień, ciepło, światło… nie działały już ?
Nie wiedział, ale martwiło go to. Jeśli reguły się zmieniają w trakcie rozgrywki, to.. jak mają wygrać?
Wdech i wydech… próba zapanowania nad rodzącą się pod skórą paniką.
Uciekać czy nie uciekać?
Czy Ange ma rację? Nie wiedział. Jeśli nie.. to przeprawa drogo może ich kosztować, nawet życie niektórych członków. Czy mają zaryzykować? A co do im do cholery pozostało?
- Mmmamy linę… rzekka ma sil silllny nnnurt.- ocenił Bobby drapiąc się palcem po czuprynie.- Ale… mmoże… nie jeeest tu głębboka. Możżeemy ja sprób… no.. przebbyć… związaani rrazem. Wssspppierać się. Silni… z przoddu i tyłu.. ssłabi www środku… wszyscy z poochodniami. Może uda się jjjaakkieś ooccalić. Bo przy kkajakach, nieee mmma szans, bby jakaś zachhhowała się na ddrugiej strooonie.
Po czym wzruszył ramionami dodając.- Ttak czy siaaak moższszee wa wa warto się jjjednak stąąd ruruszyć w jakimś kierruunku.
Zamierzał iść... za Ange i Arisą. Bruce zginął, więc… Bear musiał się nimi zaopiekować. Tyle był mu winien.
Więc od ich decyzji zależało jak postąpi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-03-2016, 23:12   #129
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.



- No niee... Jestem na Marsie?! - musiał jakoś rozładować napięcie. A widok czerwonej kuli na nieboskłonie jakoś od razu mu skojarzył się z Czerwoną Planetą. Chociaż bez sensu pomysł. Jakby był na Marsie to by przecież nie widział go na nieboskłonie. I ciążenie byłoby o połowę słabsze więc dałoby się zauważyć od razu. No i nie było drzew i powietrza...

No więc na Marsie nie był. To gdzie był? Znowu wyglądało jakby był... No gdzieś, kiedyś, jakoś... Wszędzie tylko nie u siebie, w świecie jaki znał i do którego próbował wrócić. Ale nie wiedział jak do tej swojej teorii koniunkcji stref czy rzeczywistości dopasowac tę zmianę pogody. No chyba, że to coś wokół niego już całkiem go przeniosło gdzieśtam. Albo na odwrót. To on się już tak zmienił, że postrzegał świat inaczej.

Żadna z tych opcji mu nie przypadła do gustu. Co więcej zdawał sobie sprawę, że w tej chwili nie ma jak tego sprawdzić i może chodzić o coś jeszcze innego. W sumie może coś w powietrzu było rozpylone czy przy ziemi gdzie on był czy gdzieś wyżej, że zmieniało widmo odbieranej barwy? Może... Ale jak nagłego zniknięcia burzy wyjaśnić to nie miał pomysło poza tym, że burza została w świecie jaki znał. Wyglądało na to, że sytuacja jakoś niezbyt chciała sie polepszyć i wyklarować.

I nagle usłyszał swoje imię. Jakby szept czy zew gdzieś z głębi lasu. Ktoś go wołał. Znał go. Jego imię przynajmniej. Co niekoniecznie musiało oznaczać, że Frank zna jego. Albo, że chciałby poznać. Albo jak z tym zabitym Frank'iem. Nie wiadomo w sumie co to było. A teraz? Iść? Nie iść? Co się stanie jak pójdzie? Co się stanie jak nie pójdzie? Wahał się.

~ A chuj w to sam z tego nie wyjdę. ~ postanowił w końcu. Zgubił się. Nie to, że w lesie. Gdyby tak było wystarczyłoby trzymać się rzeki i gdzieś do jakiejś cywilizacji prędzej czy później by dotarł. Ale był najwyraźniej w jakiejś strefie odmiennych praw natury którą pewnie chętnie by zbadał Mulder i Scully czy jacyś naukowcy ale on najchętniej by się wydostał. I jeszcze do tego to coś go użarło i w sumie nie wyglądało ot na groźbę zarażenia się zwykła wścieklizną. Jakby sama wścieklizna była za mało groźna.

Zostawała jeszcze szansa, że może to ten czarownik. Jeśli były jakieś przetasowania "kostek" w tym cube to może miał problemy w namierzeniu się i skomunikowaniu się z Jackson'em. Dalej pozostawała kwestia czego chciał. I czy był sam czy nie. Frank wzruszył ramionami. Zostawało sprawę obadać na miejscu. W ten czy inny sposób jakoś powinno to chyba skatalizować tą sytuację.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-03-2016, 01:15   #130
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Odpuściło. Trochę. Na tyle, by szalejące błyskawice pobudziły do podejmowania akcji. Mogła się ruszyć, choć sztywna jak kłoda. Mogła oddychać, choć przykładając do tego siłę. Z pozycji na czworaka usiadła na piętach, wciąż jednak podpierając się rękoma. Wiatr smagał jej twarz a odczuwalnie zimniejsze kreski na twarzy wskazywały na łzy zsuwające się po policzkach.

Bruce nie żył.
Nie mogła nic z tym zrobić.

Było za późno na indiańskie modły, których nie znała.
Było za późno na indiańskie rytuały, których nie znała.
Było za późno na indiańskie magiczne melodie, których nie znała.

Uciekanie na oślep było pozbawione całkowitego sensu. Gdzieś tam, w mrokach lasu, przecież czaił się chowaniec tego demonicznego zła, które roztarło Bruca z prędkością dźwięku. Liczenie na to, że jakimś cudem siły te nie są razem również było pozbawione całkowitego sensu. Wprawdzie to liczenie na jakikolwiek łut szczęścia było pozbawione całkowitego sensu.

Oni wszyscy byli już martwi.
Calgary też nie żył.
Calgary...

Oczy, wpatrzone w punkt oświetlany przez zachlapaną krwią czołówkę, spojrzały na kieszeń, w której był materiał z aparatu. Było to ostateczne zahaczenie o cokolwiek, mogącego zmienić ich sytuację. Niestety takie podejście było zbyt blisko "cudów", by stawiać jakiekolwiek oczekiwania. Mokre od krwi i ściółki palce sięgnęły po urządzenie. Odblokowując je Arisa zaczęła odkrywać ostatni nieznany element z dostępnej ich kolekcji. Dalej była już tylko losowość.
 
Proxy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172