Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 01:37   #22
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Tajemnica śmierci podróżujących pozostała niewyjaśniona. Weddien bacznie przyjrzał się okolicy, ale jednolita ściana bieli zasnuła kotarą wszelkie ślady. Jedno było pewne to, co zmasakrowało tych ludzi, stanowiło zagrożenie dla ich wyprawy. Świadomość tego faktu była dodatkowym obciążeniem umysłu i mogła tylko utrudnić dalszą wędrówkę przez nieprzyjazny żywioł.

Elf w milczeniu przyglądał się kapłance i jej towarzyszowi, którzy zajęli się pochówkiem szczątków zabitych. Podziwiał determinację kobiety, ale nie rozumiał w czym może to pomóc nieszczęśnikom. Modły odprawiane nad grobami, cały ten rytuał, miał nieodparte wrażenie, że przeznaczony jest dla żywych. Umarli nie znajdą w tym żadnej pociechy. Pomyślał o swoim przybranym ojcu - Alkirze, który umarł we śnie. Przypomniał sobie jego sędziwe oblicze, które nabrało wtedy wyrazu błogiego spokoju. Zgodnie z jego ostatnią wolą ciało spoczęło na dnie zatoki pośród majestatycznych fiordów. Muirehen nigdy nie powrócił w tamto miejsce. Mimo to odnosił wrażenie obecności ojca zawsze, kiedy przybywał do Norski. Była odczuwalna w podmuchu wichru, w tańczących płatkach śniegu, pośród bryzgu fali... Na zawsze złączona z naturą tej, surowej krainy.

Ta dała o sobie znać wkrótce, niezwykle obfitymi opadami śniegu. Osadzał się na płaszczach i ekwipunku grubymi warstwami. Wydatnie utrudniał też orientację w niegościnnym terenie. Dobrze, że nie musieli zmagać się z zacinającym wiatrem, który szarpał miotełkami czubków drzew ponad nimi. Okolica emanowała czymś nieuchwytnym, nawet dla wyostrzonych zmysłów Weddiena. Podskórnie czuł zagrożenie, lecz nie potrafił wskazać kierunku z którego miało nadejść. Wszystko dokoła było nim nasycone. Szedł wytrwale naprzód, a niewidoczny pierścień mrozu i mroku powoli zaciskał się wokół niego. Obecność współtowarzyszy dodawała mu otuchy. Za nic w świecie nie chciałby znaleźć się sam w tym lesie. Bycie samemu oznaczało śmierć...

Kiedy za kolejnym zakrętem przystanęli, Muirehen wiedział że ponownie coś się wydarzyło. Coś nienaturalnego i złowrogiego. Instynktownie dobył miecza, rozejrzał, czy aby za plecami nie czai się jawne niebezpieczeństwo. Zapadające ciemności nie zdołały przytępić jego wzroku, naturalnej spuścizny po elfickich przodkach. Równocześnie próbował wyczuć, czy aury nie zakłóca subtelny powiew magii. Wielokrotnie przekonał się, że posiada ten dar, którego racjonalnie nie potrafił wyjaśnić. Bez wątpienia wiązał się on z jego pochodzeniem...
 
Deszatie jest offline