Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 02:54   #111
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać! -

Dłonie trzęsły mu się jak w delirium, kiedy raz po raz próbował wykrzesać kilka iskier hubką i krzesiwem. Nie mógł oderwać wzroku do pędzących w ich stronę stworów. Wszystko inne, wszytko, co im się wcześniej przydarzyło, wioska, walka, wisielcy, minotaury i cała reszta w tej chwili rozmazały mu się w pamięci. Były tylko te cholerne pająki i ten jeden konkretny, pędzący na przedzie. Z głowy wystały mu olbrzymie kolce, ociekające czymś obrzydliwym. Kolce...

*****


- Daniel, ty głuptasie, przecież to tylko zabawa! -
Dziewczęcy śmiech Hildur potrafił roztopić lodowiec, więc i Daniel mimo posępnego nastroju uśmiechnął się lekko.
- Raczej sposób na pozbycie się pieniędzy. Nie lepiej zrobiłbyś Franz, kupując jej coś ładnego. - zwrócił się do swego przyjaciela, który stał obok dziewczyny.
- Och przestań wreszcie ponuraku! Zrobiłem dziś grubego kupca na bramie, to starczy nam i na to. -
- Naprawdę wierzycie tej starej czarownicy? Przecież to wyssane z palca bzdury. -
- To tylko taka zabawa braciszku. No nie daj się prosić! Dziś moje urodziny, zrób to dla mnie. Proszę... -

Gdy ktoś stosuje przecie człowiekowi broń ostateczną, nie ma innego wyboru jak się poddać. Tak też uczynił i Daniel. Kręcąc głową, ruszył w stronę pstrokatego namiotu, rozstawionego wśród innych straganów i podiów dla cyrkowców. W środku było ciemno i duszno. Oliwna lampa napełniała całe wnętrze słodkawym, lepkim dymem. Na środku, za pokaźnym, nakrytym grubym obrusem stołem, siedziała starsza kobieta w kolorowym stroju i w szerokim, szpiczastym kapeluszu na głowie. Przed nią leżało na stole kilka kart. Kobieta przyglądała im się z przerażaniem na twarzy, jednak gdy tylko go zobaczyła, szybko zebrała karty i przywołała zawodowy uśmiech na twarz.

- Przyszedłeś poznać swą przyszłość młodzieńcze? -
- Taaa... Jestem z tą dwójką, która przed chwilą wyszła... -
- Z nimi! - na krótka chwilę strach znów wpełzł na oblicze czarownicy, ale zaraz się opamiętała. - Tak... Cóż, myślę, że możemy spojrzeć, co powie nam kula... -
- Kula? Nie. Che żebyś postawiła mi karty. - sam nie wiedział czemu to powiedział. Przecież nie wierzył w takie rzeczy. Mimo ten, wyraz twarzy starej kobiety...
- Co? Nie, karty nie! Nie! To znaczy... Kula będzie lepsza, tak... Czuje, że w kuli zobaczysz... -
- Karty! Już. -
- Nie chcesz tego wiedzieć młodzieńcze. Naprawdę nie chcesz. I nie powinieneś. Będziecie szczęśliwsi. Wszyscy. Uwierz starej kobiecie... -
Daniel zawahał się przez chwile. Zaraz jednak sięgnął do sakiewki i wyjął z niej kilka monet. Pięciokrotność stawiki, jaką wpisano przed wejściem do namiotu.
- Proszę. -
- Tu nie chodzi o pieniądze. - kobieta odsunęło od siebie monety. - Ty jesteś jej bratem, prawda? -
- Tak. -
- Nie zrobię tego. Odejdź. -
Daniel siedział w milczeniu przed kilka chwil.
- Nie musisz, prawda? Wiesz już wszystko, co te karty mogły Ci powiedzieć. -
- Nie chcesz tego wiedzieć. Odejdź. -
- Wiesz, że tego nie zrobię. Po prostu mi powiedz. -
Czarownica westchnęła głośno i spojrzała w mrok, na ściany namiotu, wyraźnie unikając jego wzroku.
- Zginiecie obaj. Tego samego dnia. On od kłów, Ty od kolców. Za jej sprawą się to stanie. On umrze na twoich oczach a Ty umierając będziesz miał jego serce w dłoni i ognistą koronę nad głową. -

*****


Nie czuł prawie nic. Może to jad tego cholernego pnącza, a może to przez krew, która uciekała z niego szerokim strumieniem. Wiedział, że to już koniec. Dziwne, bo przestał się w zasadzie bać. Ciekaw był tylko czy spotka swych bliskich po drugiej stronie. To jednak za chwilę. Teraz cały wysiłek, podsycany nienawiścią upór i siłę woli, skupiał na swej dłoni. Palce miał zaciśnięte na szklanej butelce mocnego samogonu, który swego czasu Franz upędził w swej strażnicy. Z szyjki butelki wystawała zapalona szmata. Zanim któryś z towarzyszy porwał go w stronę zabójczej rośliny, zdołał w końcu wykrzesać jakąś iskrę i podpalić nasączony alkoholem materiał. Był już u samego wielkiego kielicha, kiedy ostatnim wysiłkiem woli, cisnął butelkę w pień drzewa, centralnie nad rośliną. Alkohol z rozbitego szkła podpalił się praktycyzmie od razu, zalewając wszytko ognistą korną, tuż nad jego głową. Zanim odszedł w nicość, zdążył pomyśleć jeszcze ostatnie, nienawistne przekleństwo ściskając w dłoni czerwone korale, które Franz kupił dla jego siostry.

- Udław się, pierdolona, przerośnięta kalarepo! -
 
malahaj jest offline