- Kurwa mać, kurwa mać, kurwa mać! -
Dłonie trzęsły mu się jak w delirium, kiedy raz po raz próbował wykrzesać kilka iskier hubką i krzesiwem. Nie mógł oderwać wzroku do pędzących w ich stronę stworów. Wszystko inne, wszytko, co im się wcześniej przydarzyło, wioska, walka, wisielcy, minotaury i cała reszta w tej chwili rozmazały mu się w pamięci. Były tylko te cholerne pająki i ten jeden konkretny, pędzący na przedzie. Z głowy wystały mu olbrzymie kolce, ociekające czymś obrzydliwym. Kolce...
*****
- Daniel, ty głuptasie, przecież to tylko zabawa! -
Dziewczęcy śmiech Hildur potrafił roztopić lodowiec, więc i Daniel mimo posępnego nastroju uśmiechnął się lekko.
- Raczej sposób na pozbycie się pieniędzy. Nie lepiej zrobiłbyś Franz, kupując jej coś ładnego. - zwrócił się do swego przyjaciela, który stał obok dziewczyny.
- Och przestań wreszcie ponuraku! Zrobiłem dziś grubego kupca na bramie, to starczy nam i na to. - - Naprawdę wierzycie tej starej czarownicy? Przecież to wyssane z palca bzdury. - - To tylko taka zabawa braciszku. No nie daj się prosić! Dziś moje urodziny, zrób to dla mnie. Proszę... -
Gdy ktoś stosuje przecie człowiekowi broń ostateczną, nie ma innego wyboru jak się poddać. Tak też uczynił i Daniel. Kręcąc głową, ruszył w stronę pstrokatego namiotu, rozstawionego wśród innych straganów i podiów dla cyrkowców. W środku było ciemno i duszno. Oliwna lampa napełniała całe wnętrze słodkawym, lepkim dymem. Na środku, za pokaźnym, nakrytym grubym obrusem stołem, siedziała starsza kobieta w kolorowym stroju i w szerokim, szpiczastym kapeluszu na głowie. Przed nią leżało na stole kilka kart. Kobieta przyglądała im się z przerażaniem na twarzy, jednak gdy tylko go zobaczyła, szybko zebrała karty i przywołała zawodowy uśmiech na twarz.
- Przyszedłeś poznać swą przyszłość młodzieńcze? - - Taaa... Jestem z tą dwójką, która przed chwilą wyszła... - - Z nimi! - na krótka chwilę strach znów wpełzł na oblicze czarownicy, ale zaraz się opamiętała.
- Tak... Cóż, myślę, że możemy spojrzeć, co powie nam kula... - - Kula? Nie. Che żebyś postawiła mi karty. - sam nie wiedział czemu to powiedział. Przecież nie wierzył w takie rzeczy. Mimo ten, wyraz twarzy starej kobiety...
- Co? Nie, karty nie! Nie! To znaczy... Kula będzie lepsza, tak... Czuje, że w kuli zobaczysz... - - Karty! Już. - - Nie chcesz tego wiedzieć młodzieńcze. Naprawdę nie chcesz. I nie powinieneś. Będziecie szczęśliwsi. Wszyscy. Uwierz starej kobiecie... -
Daniel zawahał się przez chwile. Zaraz jednak sięgnął do sakiewki i wyjął z niej kilka monet. Pięciokrotność stawiki, jaką wpisano przed wejściem do namiotu.
- Proszę. - - Tu nie chodzi o pieniądze. - kobieta odsunęło od siebie monety.
- Ty jesteś jej bratem, prawda? - - Tak. - - Nie zrobię tego. Odejdź. -
Daniel siedział w milczeniu przed kilka chwil.
- Nie musisz, prawda? Wiesz już wszystko, co te karty mogły Ci powiedzieć. - - Nie chcesz tego wiedzieć. Odejdź. - - Wiesz, że tego nie zrobię. Po prostu mi powiedz. -
Czarownica westchnęła głośno i spojrzała w mrok, na ściany namiotu, wyraźnie unikając jego wzroku.
- Zginiecie obaj. Tego samego dnia. On od kłów, Ty od kolców. Za jej sprawą się to stanie. On umrze na twoich oczach a Ty umierając będziesz miał jego serce w dłoni i ognistą koronę nad głową. - *****
Nie czuł prawie nic. Może to jad tego cholernego pnącza, a może to przez krew, która uciekała z niego szerokim strumieniem. Wiedział, że to już koniec. Dziwne, bo przestał się w zasadzie bać. Ciekaw był tylko czy spotka swych bliskich po drugiej stronie. To jednak za chwilę. Teraz cały wysiłek, podsycany nienawiścią upór i siłę woli, skupiał na swej dłoni. Palce miał zaciśnięte na szklanej butelce mocnego samogonu, który swego czasu Franz upędził w swej strażnicy. Z szyjki butelki wystawała zapalona szmata. Zanim któryś z towarzyszy porwał go w stronę zabójczej rośliny, zdołał w końcu wykrzesać jakąś iskrę i podpalić nasączony alkoholem materiał. Był już u samego wielkiego kielicha, kiedy ostatnim wysiłkiem woli, cisnął butelkę w pień drzewa, centralnie nad rośliną. Alkohol z rozbitego szkła podpalił się praktycyzmie od razu, zalewając wszytko ognistą korną, tuż nad jego głową. Zanim odszedł w nicość, zdążył pomyśleć jeszcze ostatnie, nienawistne przekleństwo ściskając w dłoni czerwone korale, które Franz kupił dla jego siostry.
- Udław się, pierdolona, przerośnięta kalarepo! -