Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 14:45   #113
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Czarne chmury zebrały się na horyzoncie. Deszcz nie ustawał, rażąc swym mroźnym dotykiem. Porywisty wiatr od południa zrywał z drzew liście i niósł je dalej na północ, ku nieznanemu. Było zimno, cicho i wszędzie dookoła panowały przenikliwe ciemności, które znacząco ograniczały widoczność.

Najemnicy stanęli przy strumieniu, gdzie chwilę wcześniej zgładzili centigory. Na ich ponurych obliczach malowała się niepokojąca satysfakcja, kiedy spoglądali na dzieło swych rąk. Lambert przykucnął przy jednej z powalonych bestii, dokładnie przeszukując ją w poszukiwaniu czegokolwiek przydatnego. Poza przegniłym mięsem, które natychmiast odrzucił, nie znalazł nic wartego uwagi. Wszystko wskazywało na to, że zwierzoludzie potrafili przetrwać w dziczy bez pomocy narzędzi, do których przywykli zwykli ludzie.

Kapłan wyprostował się, zaniechując przeszukiwania reszty trupów, które cuchnęły spalenizną. Rozejrzał się uważnie dookoła. Jego wzrok pobłądził w stronę zarośli, później przeniósł go wzdłuż wartkiego strumienia, który ginął gdzieś w oddali na skraju otaczających polanę drzew, a na koniec spojrzał ku gęstym chmurom burzowym, które nie wróżyły nic dobrego.

- Musimy znaleźć schronienie - powiedział, choć była to oczywista oczywistość. Lambert zwrócił się w stronę najemników, dokładnie przyglądając się każdemu z nich. Po raz pierwszy od momentu, w którym opuścili Altdorf, z twarzy kapłana zniknęła determinacja, zastąpiona teraz przez niepewność.
- Jakieś pomysły? - Zapytał z nadzieją w głosie.

- Lexa poszuka, zna się na dzika teren - Powiedziała niechętnie w poszukiwaniu dobrego schronienia; a to rosła korona wielkiego drzewa, a to może jaskinia? W takich miejscach często dało się znaleźć wyorane wejście do wielkiej skały, w którym można było rozpalić ogień, odpocząć.

Po przejściu kilkunastu metrów, kobieta zauważyła, że ze wzgórza, po którym zeszli, spływało źródło. Cofnęli się jeszcze o kilkadziesiąt metrów i dotarli na skraj wzniesienia, które z jednej strony posiadało stromą skalną ścianę. Po skale spływał wodospad, a zza wodospadem znalazła ukrytą, niewielka grota. Mogli ominąć lodowatą, spływającą wodę i wejść do środka, aby odpocząć.

Mimo to blondynka uważała, że jeszcze nie pora na zmrużenie oczu. Lexa zaczęła rozglądać się by sprawdzić, czy w okolicy jest bezpieczne, musiała się upewnić, czy w nocy coś ich nie zaskoczy i nie zeżre.

- No, mamy nasz odpoczynek, namiotu rozłożyć nie trza, cieplej tu i sucho, nie co na zewnątrz - Oznajmiła wskazując idealne miejsce na spoczynek, grotę skalną za wodospadem. Wszystko wokół już obeszła i sprawdziła, nie było nigdzie widocznych zagrożeń.

- Wygląda bardzo przyzwoicie! Mamy jednak trochę szczęścia. I dobrego tropiciela - Dodał pospiesznie grabarz, zezując w stronę nieprzewidywalnej norsmenki. - Sprawdźmy, czy ktoś - lub coś - nie miało tego pomysłu przed nami. - Powiedział. Miał zamiar ostrożnie zbliżyć się do groty wraz z resztą, osłaniając się tarczą przed spadającą wodą. Niepodobne było zmoknąć tuż przed zagoszczeniem w suchym schronieniu. Topór trzymał w pogotowiu.

- Wszystko jedno - ospałym głosem rzekł Wilhelm, który w widoczny dla otoczenia sposób odczuwał już skutki męczącego dnia. - Jeżeli jest sucho i znajdzie się dosyć miejsca, to moglibyśmy rozpalić ognisko. Sprawdźmy jak jest w środku, a potem najwyżej naniesie się trochę opału.

Nim ruszył za Grabarzem, Andree wyciągnął z plecaka pochodnię, którą zaraz podpalił za pomocą krzemienia. Następnie ruszył w stronę groty, obierając drogę, która pozwoliła mu na ominięcie padających z wodospadu strug wody. Drugą rękę trzymał blisko rękojeści miecza. Kroczył ostrożnie by przypadkiem nie pośliznąć się i nie wpaść do lodowatej wody. Przed wejściem zaczął jeszcze nasłuchiwać, czy aby za schronienie nie obrali sobie leża jakiejś bestii.

Po wejściu jaskinia okazała się być pusta, przestrzenna i sucha. Zdawało się nawet być cieplej niż na zewnątrz, ze względu na chroniące od wiatru skalne ściany. Wodospad zaś był idealną zasłoną, jak kotara w dużym pokoju. Najemnicy w końcu mieli czas, aby usiąść, odpocząć, a może i złapać nieco snu, nim ponownie wyruszą w drogę.

Najpierw jednak trzeba było zebrać drewno, aby rozpalić ognisko. Lexa od razu stwierdziła, że pójdzie; sama czy nie, było jej to obojętne. Rzuciła plecak w kąt i wyszła z jaskini po chrust

Usatysfakcjonowany brakiem nieproszonych mieszkańców chłopak położył w kącie jaskini swój ekwipunek i wyszedł za Lexą by pomóc jej w zbieraniu chrustu. Gdy powrócili z kilkoma naręczami względnie suchych patyków i rozpalili niewielki ogień, Kas stał przez chwilę trochę otępiały. Ciężko mu było uwierzyć, że nadszedł czas na odpoczynek. Przez ostatnie godziny przeszli niezłe bagno, a on sam był na granicy wytrzymałości fizycznej i emocjonalnej, o mentalnej nie wspominając. Po chwili niezdecydowania, młodzieniec rzucił na ziemię zerwane z truchła krasnoluda niedźwiedzie futro i padł na nie plackiem. Dopiero po długiej minucie zreflektował się by zrobić miejsce towarzyszom i sięgnąć do plecaka po jedzenie. Dał znak innym że chętnie się z nimi podzieli, mimo że każdy zapewne miał własny zapas. Czarny chleb, twardy ser i suszone mięso popijane źródlaną wodą musiało smakować naprawdę dobrze na pusty żołądek, dla niego jednak żywność zmieniała się w ustach w popiół. Jadł odruchowo, mechanicznie, by napełnić żołądek, nie czerpiąc z posiłku żadnej przyjemności. Wciąż widział przed oczami wyszczerzone wilcze pyski, pozbawione głowy zwłoki i obwieszone wisielcami drzewa...
- Zaryzykujemy upieczenie tej koniny? - Zastanowił się na głos. - Świeże mięso długo nie pociągnie, dobrze byłoby zjeść je pierwsze… ale kto wie jakie paskudztwa może ściągnąć nam na głowę jego zapach. - Mruknął ponuro pomiędzy kęsami chleba. Uśmiechnął się nagle i poklepał Wilhelma w ramię. - Świetny rzut. Nie sądziłem że się uda, ale dzięki tobie wyszło naprawdę… eee… bombowo. - Pochwalił blondyna. - I ty też pokazałaś im, gdzie raki zimują. - Skinął głową w stronę Lexy. Chciał powiedzieć coś do Lamberta, ale zreflektował się. - Mam nadzieję że reszta też jakoś sobie radzi. - Dodał po chwili.

Gdy Lexa wróciła z wielkimi zapasami gałęzi, rzuciła wszystkie niezgrabnie na kamienne podłoże. Zastanawiała się chwilę, kto to teraz rozpali, ale widząc Wilhelma wylegującego się na glebie, zawarczała jedynie pod nosem. Lambert również nie wydawał się być zainteresowany, na Willa nie chciała nawet patrzeć, bo jego zmęczony wyraz twarzy pokrzywdzonej dziewicy już ją irytował, zaś Kasimira nawet nie znała, aby wiedzieć czego się po nim spodziewać.
Zaczęła więc układać drewno, obtaczając palenisko kamyczkami, a następnie bawiła się z krzesiwem, aby iskrą zapoczątkować ogień. Na słowa grabarza jedynie łypnęła na niego wrogo spode łba. Dla niej to była codzienność, a w sumie, to i cienizna. Nie rozumiała jego ekscytacji.

Lambert spostrzegł ponurą reakcję Lexy na słowa grabarza i kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Kapłan siedział tuż przed samym lustrem wodospadu, wpatrując się w ledwie widoczny las za strumieniem wody. Po pewnym czasie odwrócił głowę w stronę próbującej rozpalić ognisko kobiety, przez dłuższą chwilę przyglądał się jej poczynaniom, po czym zwrócił się do reszty nieco znużonym głosem:
- Powinniśmy dokładnie przemyśleć naszą podróż przez Las Cieni. Wszyscy dobrze wiemy, że musimy udać się na południe, a to oznacza, że nie musimy trzymać się tak kurczowo tego jednego szlaku. Na wrzosowiskach znacznie łatwiej będzie nam wytropić zwierzoludzi, ale zanim w ogóle tam dotrzemy, podróż przez puszczę zajmie nam dobry dzień.

- Nie zapominajmy - odezwał się nagle Wilhelm - że jak Centigory nie wrócą, to reszta watahy może wysłać kogoś za nimi. Prędzej czy później czeka nas spotkanie. Swoją drogą, musimy ustalić warty na noc… Ciała tych bestii leżą niedaleko. Jeżeli zwierzoludzie lub jakiekolwiek inne potwory je znajdą, to pewnie nie ciężko im będzie wytropić nas po śladach.- Mówiąc to, Andree ciągle zmagał się ze swoim plecakiem, z którego nie mógł wygrzebać butelki mocnego trunku. Kiedy w końcu odniósł sukces na tym polu, triumfalnie przechylił flaszkę, biorąc sporego łyka. Skrzywił się, ale i uśmiechnął słabo, po czym podał butelkę siedzącej najbliżej Lexie.

Kobieta słuchała, ale nic nie mówiła. Pocierając hubkę o krzesiwo czuła znudzenie. Pomimo iskrzenia stykających się o siebie przedmiotów, drewno nie chciało współpracować. Każdy tylko sie lenił i patrzył, a ona coraz bardziej się denerwowała. Ciekawe czemu to akurat ona musiała wszystko robić? Mięczaki.
Kolejna iskra z brutalnością otarła się o chrust wzniecając ogień. Ciepłe płomienie zaczęły pochłaniać kolejne drewniane konstrukcje zbudowanego przez Lexę paleniska, buchając wokół przyjemnym ciepłem. Dobudowała nad ogniskiem rusztowanie z patyków, które posłużyłoby do pieczenia mięsa lub ugotowania zupy, o ile ktoś miał porządny gar. Blondynka przerzuciła długie włosy na plecy i klapnęła sobie na glebę, wyciągając ręce przed siebie aby je ogrzać.

- Lexa nie musi wiele spać, może zostać - odparła na wzmiankę o wartach i zaczęła wyciągać ze swojego tobołka koc oraz śpiwór. Ten drugi odłożyła na bok, zaś koc złożyła w kostkę i podłożyła sobie pod pośladki, aby nie ciągnąć chłodu kamienia.
Kiedy Will podał jej butelkę alkoholu, ta jakby uśmiechnęła się. Nie było w tym jednak zadowolenia, a istna wredota, którą chyba po raz pierwszy postanowiła wykorzystać.
Wyrwała mu butle jak dziki kundel i przechyliła wraz z głową do tyłu, połykając łapczywie całą jego zawartość, jaka pozostała. Butelka nie była pełna, już wcześniej nieco upili, więc mogła sobie na to pozwolić. Niewielkie strużki alkoholu spłynęły po jej brodzie, przedzierając się przez kąciki ust i spływając w dół skapnęły na piersi.
Nagle oderwała się od picia i odrzuciła pustą butlę na futro Kasimira, przecierając mokrą brodę wierzchem dłoni. Nie było w tym ani krztyny kultury, brakowało tylko beknięcia.
- Dobre, ale mało - skwitowała bezczelnie wyszczerzając swoje kły w paskudnym uśmiechu i nawet zaśmiała się głośniej, acz krótko.
- Żryjmy mięso, dużo walka mało jedzenie! - podekscytowała się dziko - Żreć, chlać i dymać, acz nie czas na dwa ostatnie - Dodała wyciągając z torby mięso, jakie przy sobie miała.

Kas podniósł butelkę i podrzucając ją w dłoni podszedł do wodospadu, gdzie starannie ją przepłukał a następnie napełnił świeżą, źródlaną wodą. W jaskini oddał ją Willowi do zakorkowania i zatrzymania na czarną godzinę, gdy woda nie będzie tak łatwo dostępna. Chwilę zajęło mu uświadomienie sobie, że Lambert zwracał się nie tylko do swoich najemników, ale też do niego.
- Po tych wszystkich potyczkach jestem pewien jednej rzeczy - oczywiste szlaki i trakty będą roiły się od nieprzyjaciół i jego zwiadowców. - Banda mintoraurów spod drzewa wisielców i trzy centigory czekające na nich pod strumieniem były tego martwym dowodem. - Nie wiem jednak, jak moglibyśmy zaskoczyć tych, którzy nazywają tę przeklętą puszczę domem od czasu gdy Sigmar kroczył po ziemiach Imperium. Zmiana szlaku może się jednak okazać bardzo pomocna. - Skończywszy posiłek Kas położył się na boku i wbił wzrok w trzaskające płomienie, przykrywając się kocem. - Rycerz w zbroi to straszny przeciwnik, ale powalić go może nawet niewielki sztylet, gdy z precyzją odnajdzie jego słabe punkty. - Stara wioskowa mądrość wydawała się mieć zastosowanie przy tej sytuacji. - Cokolwiek zdecydujecie, pójdę za wami. - Powiedział, przymykając oczy. Nie wiedział kiedy znów będą mieli okazję odpocząć, leżał więc słuchając dalszej rozmowy najemników.

- Warta to dobry pomysł - odezwał się w końcu Lambert, skinąwszy wcześniej głową na znak akceptacji tego planu.
- Myślę jednak, że to ja powinienem zostać dziś na straży. Przynajmniej przez pierwsze cztery godziny, później obudzę jednego z was i sam pójdę spać. Nie możemy się zbytnio przemęczać, kiedy jutro czeka nas długa podróż przez cały dzień. Wyjdziemy z jaskini wraz z nadejściem świtu i poszukamy sobie jakiejś innej, bezpieczniejszej drogi - Dodał po chwili, po czym wstał i znalazł sobie wygodne miejsce pod ścianą jaskini, gdzie przez wąski otwór pomiędzy wodospadem a skałą, miał widok na otaczający obozowisko teren.

Andree wrzucił do plecaka flaszkę z wodą, uśmiechając się półgębkiem w stronę Lexy. Zaraz bowiem w jego ręce pojawiła się druga, identyczna butelka z rozgrzewającym płynem. Gdyby spodziewała się wcześniej jak potoczy się ich los, na pewno zrobiłby w mieście jeszcze większe zapasy.
- Myślałem, by zachować drugą butelkę na inną chwilę… ale równie dobrze możemy nie dożyć jutra. - Wilhelm odkorkował gorzałę i podał ją grabarzowi. - Pijcie na zdrowie. Nie chciałbym by zmarnowała się jako łup jakiegoś zwierzoludzia.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 20-03-2016 o 15:02.
Krieger jest offline