Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 15:10   #114
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Po skończonym posiłku, Lexa dołożyła drewna do ogniska i zerknęła na Lamberta. Nieco się od nich oddalił, robiąc sobie dobre lokum obserwacyjne i chyba pogrążając się we własnych myślach. Kobieta niechlujnie wytarła ręce o skórzaną przepaskę wokół bioder i podniosła się z podłoża. Wzięła swój namiot i materiał jego rozłożyła pomiędzy Kas’em a Wilhelmem, na to narzuciła koc, a potem ułożyła śpiwór. Tym sposobem zapewniła sobie szczelność od chłodu kamienia i zapewne uniknie porannych bóli w mięśniach i kręgach.
- Futro jak grabarz ułóż - poradziła blondwłosemu najemnikowi i wzięła od niego butelkę, by przekazać Kasimirowi. Wiedziała, że mogłaby wypić całą i by przeżyła, nawet walczyłoby się jej lepiej, ale teraz to nie pora na chlanie; mimo iż zapewne jedyna taka i najlepsza.
Nie kładąc się na swoim posłaniu poczęła się rozbierać. Kolczuga jak kurta ze skóry ciężko upadły na śpiwór, wraz z koszulą, którą miała na sobie. Najwidoczniej nie obchodziło ją to, że ktoś się będzie wgapiał w jej nagie cycki. Nachyliła się nad plecakiem, na jej torsie rozciągał się czerwony tatuaż, a lewy bok brzucha szpeciła szeroka i brzydka blizna. Lexa wyjęła z plecaka koc i wyprostowała się
- Cycki wypluska raz dwa i wraca. Okazja jedyna, jak ta do zachlania ryja- powiedziała biorąc ze sobą swoje dwa topory, koc przerzucony przez ramię i z gołą klatką piersiową pokierowała się w stronę wyjścia z jaskini.
Andree rozłożył sobie posłanie zgodnie z zaleceniami kobiety, choć i tak przypuszczał, że nie będzie tej nocy dobrze spał. Jednak alkohol i posiłek zrobiły swoje, gdyż jego samopoczucie się nieco poprawiło. Nie czuł się nawet źle, choć wiedział, że to krótkotrwała poprawa, a nazajutrz czekać go będą jeszcze większe wyzwania.
Mimo szpecących blizn na ciele norsmanki, Wilhelm nie mógł powiedzieć, że nie spodobało się mu to co ujrzał. Być może Lexa nie należała do kobiet w towarzystwie których zwykł się obracać - daleko było jej do głupiej mieszczanki, a do kurtyzany tym bardziej - mimo wszystko widok nagich piersi dziewczyny zahipnotyzował go na krótki moment. Chwycił się za podbródek, z ciekawością przyglądając się jej tatuażom, chcąc odgadnąć ich znaczenie. Nim jednak dokładnie się im przyjrzał kobieta wyszła z jaskini.
On po krótkiej chwili również zwlekł się z ziemi.

- Trochę za zimno jak na kąpiel, ale przydałoby się pozbyć tej zaschniętej krwi z rąk i twarzy. - To powiedziawszy wyszedł ruszył w stronę wyjścia. Na zewnątrz przystanął obok wodospadu, przy którym zaczął obywać twarz i ręce.
- Co oznaczają te szlaczki? - zapytał ni z tego ni z owego Lexy. Mówiąc “szlaczki” miał na myśli oczywiście jej tatuaże.
Zdziwiło ją to, że chłystek polazł za nią. Uznała, że po prostu przypomniała mu o tym, że raz na tydzień można się opłukać, więc jedynie wzruszyła ramionami, kontynuując rozbieranie się już przy źródle. Zdjęła buty i przepaskę okalającą biodra. Mało ją interesowało kto w tej chwili się na nią patrzy, bo i publiki wielkiej nie było, ani godnej podziwu. Nikt z nich tak naprawdę nie był wystarczająco silnym i sprawnym wojownikiem, a jak już jeden się trafił, to miał nasrane w dyni aż po samego koguta - choć w tym przypadku była to łysa glanca.
Blondynka weszła do wody obmywając ciało, a gdy usłyszała jakieś pytanie, zerknęła przez ramię. Nie musiała nawet tego robić, gdyż po samym głosie doskonale potrafiła rozpoznać właściciela, ale po prostu musiała go zmierzyć swym pełnym niechęci spojrzeniem.
- Że zaraz dostaniesz wpierdol - odpowiedziała, w sumie nie do końca wiedząc, co oznacza słowo “szlaczek”. Aż tak wybitna nie była w tym języku i użycie jakichś metafor nie mieściło się jeszcze w jej słowniku, który to i tak wzbogacił się o kilka nowych słów.
Mężczyzna bądź co bądź spodziewał się podobnej reakcji wojowniczki. W końcu w czasie drogi zdążył już poznać mniej więcej jej oschły i wredny charakter. Co najwyżej w lekką irytację wprawiło go to, że dziewczyna nie udzieliła odpowiedzi na jego pytanie. Niezaspokojona ciekawość stanowiła bowiem chyba jedną z największych słabości Wilhelma (oczywiście poza umiejętnościami przetrwania w dziczy i walki). Andree zawsze chętnie wysłuchiwał opowieści innych; lubił poznawać nowych ludzi i ich historię, toteż zawiódł się nieco, gdy Lexa ani razu nie zechciała podzielić się swoją. Wzruszył tylko ramionami. Przynajmniej mógł sobie chwilę popatrzeć na nią - miał bowiem dziwne przeczucie, że najemniczka jest ostatnią kobietą, jaką dane mu będzie widzieć w życiu.
Krótką chwilę zajęło mu zmycie zaschniętej krwi z twarzy i rąk. Z ubraniami nie mógł już nic zrobić, w końcu nie chciało mu się robić prania i marznąć przy tym, a druga para którą miał w plecaku… zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. Zmuszony więc został do ignorowania czerwonych plam. Nieco zmarznięty skierował się z powrotem do jaskini.
- Nie przezięb się tylko - rzucił na odchodne do kobiety. - Chociaż w waszym kraju taka temperatura to zapewne nic wielkiego…


Kobieta stojąc do niego odwrócona nagimi pośladkami, machnęła jedynie ręką na odczepne. Czasami nie rozumiała ludzi z Imperium, ale już w sumie pomału zaczynała się do tego przyzwyczajać. Byli po prostu “inni”, jacyś miękcy, płaczliwy, stroniący od konfrontacji. Obmywając obnażoną skórę, patrzyła jak woda spływa gładko po jej ciele, mieszając się z brudem, krwią i naskórkiem. Całe ciało Lexy było w bliznach i tylko długie do tyłka, piękne blond włosy, zasłaniały dodatkowe takie zasklepłe, stare rany na plecach. Uda, łydki, brzuch czy nawet dekolt i twarz, były w podobnym stanie. Dodatkowo bogato ozdobione tatuażami, umięśnione, dzięki czemu robiła naprawdę imponujące wrażenie. Ale czy jako kobieta?

Wilhelm wróciwszy do środka, najemnik od razu zbliżył się do ogniska i wtarł się w koc. Następnie usiadł znowu na swoim posłaniu. Chcąc zabić czas i nieprzyjemne niedosyt opowieści jaki pozostawiła po sobie norsmanka, zwrócił się do grabarza.
- Dlaczego zdecydowałeś się ruszyć z nami, tak właściwie? Zapewne nie jesteśmy najsympatyczniejszą bandą na ziemi, a tamci to przecież twoi bliscy znajomi, o ile się nie mylę.
Kas otworzył oczy i podparł się łokciem, podnosząc się z legowiska. Sytuacja z Lexą nie umknęła uwadze jego czujnych uszu, ale dla własnego spokoju młodzieniec nie skusił się na rzucenie okiem, choć tylko po części z szacunku dla nagiej kobiecej formy.
- Miałem przeczucie - Odparł, przecierając oczy wierzchem dłoni. - I jesteście sympatyczniejsi niż zwierzoludzie, a to wszystko na co mogę liczyć w tej puszczy. To prawda, urodziłem się w Krausnick, ale nie byłem tam, yyy, filarem społeczności. Mimo to myślę, że najbardziej pomogę moim, jeśli nie ustanę w wysiłkach by dotrzeć do Ragusha i wyciągnąć mu kręgosłup przez dupsko. - Na twarzy młodzieńca błysnęła ponura determinacja, a jego łagodne zazwyczaj rysy stężały. - Wszyscy w jakimś sensie zginęliśmy tej nocy gdy zaatakowali zwierzoludzie. Sami nie mamy wiele do stracenia, ale wciąż możemy zrobić coś wartościowego. Pomścić naszych pobratymców, powstrzymać inne najazdy tego typu. Tutaj nie chodzi tylko o uprowadzonych. Wasza misja odzyskania Kielicha może mieć znaczenie dla całego Ostlandu, a może nawet i Imperium. Horrory, które tu zobaczyłem… nie pozwolę temu złu zatryumfować. Wolę zginąć.- Uśmiechnął się przelotnie. - A pójście z wami wydawało się dobrym sposobem żeby postradać życie. To ironiczne, że moje życie nabrało sensu w takich okolicznościach, no nie?- Chłopak podźgał końcem kija płomienie. - A Ty, czemu zdecydowałeś się na tę podróż? Chociaż to głupie pytanie. Walczycie jak herosi z opowieści, na pierwszy rzut oka widać że jesteście zawodowcami. Musicie przerabiać takie misje rutynowo.
- Wilhelm nie heros, a dama najwyższej klasa! - zagrzmiała nagle Norsmanka, która dopiero co wróciła z kąpieli. Stała tuż przy wejściu, wycierając mokre włosy kocem i niewiele brakowało jej do pełnego odzienia, ot koszuli po prostu. Nagi tors jednak nie był dla niej niczym nadzwyczajnym, czy to kobiecy, czy męski. Złośliwy uśmiech zawisł na jej buzi na dłuższą chwilę, kiedy to mokry koc rozłożyła nieopodal ogniska, aby przesechł.
- A teraz, to i druga dama mamy, nikt do ognia nie dokłada - skomentowała, ale można było uznać to za próbę zaczepki, a samą próbę za “miły odruch”. Najpierw jednak Lexa odziała się w koszulę, a dopiero później dorzuciła drewna.
Po tej czynności stanowczymi i twardymi krokami wdarła się pomiędzy rozmówców i nakryła się ciepłym śpiworem. Po takiej kąpieli warto było się zagrzać, chociaż dla niej zimno miała nieco inną definicję.
- Każda sraka skopiemy i dzban nasz będzie, a wraz z nim wszystkie dupy świata, blond, brunet, ryże też, Panowie wyjebią, Panie wyjeżdżą, aż kutasy spuchną i jak początkujące konne legiony chodzić będziem, okrakiem bo lędźwia w bólach, tak się skończy! - energicznie i z pełnym podekscytowaniem streściła ich najbliższą przyszłość. Chwyciła za nieprzygarniętą przez nikogo butelkę od Wilhelma i walnęła sobie co nieco alkoholu.
- A jak sie napierdolim jak klechy, to tydzień ze łba w niepamięć pójść, nic nie pamiętać bo wszędzie gorzał leżeć będzie! A my w gorzała, wśród dupa młoda, klepać w co zechce! Lambert stawia, helse; to znaczy, że toast, po waszem! - dokończyła barwnie i wzniosła butlę ku górze by ponownie zamoczyć w niej swoje usta i podać dalej. Coś na pewno jeszcze zostało.
Wilhelm bez oporu odebrał butelkę i pociągnął z niej spory haust. Zaskoczyła go ta nagła wesołość Lexy. “Czyżbyś zmyła z siebie przypadkiem twój nieprzyjemny charakter” - cisnęło się mu na usta, jednak nie był aż tak głupi, by powiedzieć to na głos. Głupie drwiny wywoływały raczej słaby oddźwięk na jego dumie. Zasadniczo, ta wersja norsmanki podobała mu się o wiele bardziej, dlatego wolał nie wywoływać wilka z lasu.
- Jeżeli jakimś cudem przeżyjemy tą wyprawę, to przez tydzień nie wyściubię nosa z burdelu, choćbym miał tam i całe zarobione pieniądze przehulać - odrzekł wesoło Wilhelm, podając butelkę gorzały wioskowemu.
- Miej w tym me klate i ręce! - powiedziała blondynka z zadowoleniem wyobrażając sobie te noc pełną zwycięstwa i chwały.
- Heros mówisz? - Andree odezwał się po chwili milczenia. Zasępił się nad czymś, po czym znowu na jego twarzy zagościł uśmiech. - Bardzo mi schlebiasz Kasmirze, jednak tu bliższa prawdy jest chyba Lexa. Kim ja jestem? Ehh... A chędożenie, i tak pewnie nie przeżyjemy, co mi szkodzi wyznać prawdę…- rzekł, rzucając niepewne spojrzenie w stronę Lamberta. - Nie jestem wcale żadnym wojownikiem, chociaż stać się nim mogę w każdej chwili. Przynajmniej z pozoru. Z zawodu bowiem jestem cyrkowcem; głównie aktorem, i to, bądź co bądź, całkiem niezłym, biorąc pod uwagę to, że dotychczas nikt tego nie spostrzegł. Kiedy podejmowałem się tego zlecenia, wszystko wydawało się proste; miałem się łatwo obłowić, a nikt nie spostrzegłby prawdy.
W tym momencie Andree zaśmiał się słabo, zaraz jednak od razu zmarkotniał.
- No cóż, jednak przeliczyłem się w moim oszustwie, w najgorszych wizjach nie mogłem przewidzieć, że to się tak potoczy. Moja arogancja skazała mnie na śmierć. Być może Sigmar osobiście postanowił mnie ukarać? Kto wie, kto wie…
Lambert uśmiechnął się pod nosem, wciąż w skupieniu przyglądając się paśmie drzew znajdującym się w pobliżu strumienia. Po chwili zaśmiał się cicho i rechotałby tak przez dłuższy czas, gdyby się nie zakrztusił.
- Domyśliłem się jakiś czas po opuszczeniu Altdorfu. Aktorem może i jesteś dobrym, ale brakuje ci żołnierskiej dyscypliny - powiedział po chwili kapłan bitewny.
- Wiedziałem jednak, że będzie lojalny. Przynajmniej przez jakiś czas i nie myliłem się co do ciebie. Krasnolud splamił swój honor i teraz gryzie ziemię, ale ty byłeś mądrzejszy od niego i to się chwali. Sigmar nas wybrał, abyśmy to właśnie my okryli się chwałą i odebrali najeźdźcom skradzioną relikwię. To wielki dla nas zaszczyt móc brać udział w pogoni za wrogiem. Lepsza taka śmierć, od ponurego chłopskiego żywota...
- Ha!
- wydobyło się z jej ust, ni to śmiech ni kpina - Chlebodawca czasem ma zachowanie jak natchniony furią od samego Ulryka, ale poza tym to podejście do śmierci niczym nie różne. Umrzeć w walce, to chwała wielka, a poruchać po walce jeszcze większa - wzięła butelkę i upiła, chyba z radości. Oddała alkohol komuś obok i osunęła się w dół, aby położyć się i zakryć śpiworem.
- Will, bez obaw. Jeśli strzela dobrze, jak rzuca ogień, to pożyjemy aż do opuchniętych kutasach, jak wcześniej wspomniała ja - odwróciła się plecami do Kasimira kładąc się na boku i spojrzała z dołu na twarz najemnika.
Mimo udawanego spokoju, wewnątrz Lexa poczuła niepokój po tym wyznaniu aktora. Spodziewała się gwałtownej i ostrej reakcji Sigmarity, ale jego spokój i pobłażliwe podejście do sprawy, napełniły ją nadzieją. Nadzieją na to, że może i jej planowana rozmowa z Lambertem, przebiegnie pomyślnie.
Kas spojrzał zaskoczony na Wilhelma, a potem na jego towarzyszy. Wizja Lamberta skaczącego na równe nogi i duszącego blondyna gołymi rękami ścięła grabarzowi krew w żyłach. Pozostali jednak nie wydawali się w ogóle zaskoczeni jego słowami, wręcz przeciwnie, tryskali wisielczym humorem. Młodzieniec wzruszył ramionami i zawtórował reszcie rechotem. Snucie marzeń o ruchaniu, zwłaszcza w wykonaniu Lexy, butelka gorzałki i wesoło tańczące na ścianach jaskini pomarańczone języki sprawiły, że młodzieniec znów czuł się jak człowiek. Jakby rzeczywiście mieli szansę coś zdziałać. Niesamowite, jak małe rzeczy są w stanie wpłynąć na postrzeganie całości. Kas stracił wczoraj przyjaciół, dom, coś na kształt rodziny, przewodników i towarzyszy jego krótkiego życia. Teraz, schowany w zatęchłej jaskini pośrodku Lasu Cieni, czekając na moment w którym odnajdą ich zwierzoludzie lub inne bestie, w towarzystwie niemal zupełnie obcych mu ludzi którzy prawdopodobnie bez większych skrupułów zostawiliby go na pastwę losu lub wręcz zabili… czuł spokój, którego nie uświadczył żaden inny etap jego życia. Czy to właśnie było szczęście? Stanąć nad własnym grobem nie mając nic do stracenia? Pewne było tylko to, że postradał tego samego dnia zmysły, i wydawało się, że nie za bardzo za nimi tęskni.
- Wznoszę więc za nas toast. Może kiedyś jakiś bard zaśpiewa historię o kapłanie, aktorze, grabarzu i wojowniczce którzy weszli w ciemny las, nakopali zwierzoludziom, odzyskali świętą relikwię Sigmara, a następnie wyruchali pół Ostlandu. - Młodzik zwinął swój płaszcz w poduszkopodobny kłębek. Wsadzając go sobie pod kark, nie omieszkał podłożyć pod niego swojego sztyletu. Nie było zbyt wygodnie.

Lexa w końcu zamknęła swoje oczy i wtuliła się we własne ramię. Nakryła porządnie aż po same uszy i jęknęła rozkosznie z myślą o odpoczynku dla mięśni i umysłu. Najedzona, napita z poczuciem bezpieczeństwa, zasypiała obok swoich dwóch toporów, które w tej gromadzie były jej najbliższe. Zasłużone, przywiezione prosto z Norski, dwie bronie które dostała od ojca. Katował ją całymi dniami i nawet nocami, aby w końcu nauczyła się walczyć oburącz. “No i jak się zamachniesz, Lexo, jeśli plugastwo Ci rękę upierdoli? Swoją pizdą nic nie pokonasz, wal lewą ręką! Moja córka dupodajką nie będzie, sama się obronisz, albo stracisz kończyny próbując się tego nauczyć”. Troska płynąca z jego ust pokrzepiła ją na dobry i spokojny sen. Takiego też w końcu doznała.
Nadeszła pora, w której Lambert zbudził ją ze snu. Musiała przejąć wartę i choć z początku oczy jej się kleiły, to wiedziała, że ten dyskomfort niedługo minie. Ostrożnie wstawała z miejsca, aby nie obudzić leżących obok niej mężczyzn i pozbierała swoje legowisko. Kiedy tylko zaczęła je układać w miejscu, z którego zrobili obserwatorium, Lexa odezwała się szeptem.
- Lexa chciałaby rozmowy chwila. Może?
Lambert przyjrzał się wojowniczce uważniej. Przez chwilę wyglądał jakby chciał wstać z miejsca, ale po chwili zrezygnował z tych zamiarów i po prostu oparł się o ścianę jaskini, spoglądając na nią wyczekująco. Była to niewerbalna, ale wystarczająca Lexie odpowiedź.
Kobieta wzięła mały wdech siadając na ułożonym kocu i śpiworze. Odłożyła topory na bok, aby mieć je blisko siebie. Oparła się plecami o kamienną ścianę i wyjrzała przez spływający wodospad na otoczenie.
- Niektóre z nas ludzia nie mają wyboru co tam w życiu ich. Lexa dla przykładu, że ze srogiej Norski pochodzi, walczyć od małego musiała, a gdyby nie wyprawa w Imperium, to i wypluwać bachor jeden za drugi, aż do wysokiej liczby by doszło, moze monet tyle co Lambert płaci - zaczęła dalej nie podnosząc głosu, gdyż jej ton i tak był wystarczająco gardłowy i zrozumiany.
- Dziewczyne ta z wioska też wybór nie mieć, Lambert nie powinien taki być dla niej. Przeć to nie wiedźma żadna, małe istotka tylko, która ktoś brał i kazał, masz tu ta i sie uczaj tego. To sie uczyła. Ale jeśli droge złe wskazac, poprzez agresja taka jak Lambert, chec zabic kiedy ta pomoc chciec i chaos tępić, to zboczy z drogi. Może Lambert będzie lepszy, dla ta dziewczyna? O ile jeszcze ją zobaczy?
- Pochodzisz z Norski, a więc powinnaś wiedzieć z czym się mierzymy. Wypaczenie nie wybiera, potrafi dotknąć każdego bez względu na wiek i dobroć serca - odpowiedział zmęczonym głosem, po czym po raz ostatni spojrzał na pasmo drzew na zewnątrz jaskini. Jak dotąd nie zauważył niczego podejrzanego.
- Nie mam co do niej żadnych pewności. Jeśli pochodziłaby z kolegium to przynajmniej byłaby chroniona przez imperialne prawo, ustanowione jeszcze za czasów Magnusa Pobożnego. Jeśli uległaby spaczeniu to nie byłby to już mój problem, a kolegiów z Altdorfu. Mają oni odpowiednich ludzi wykwalifikowanych do tępienia czarodziejów-renegatów. Ja natomiast nie wiem o niej nic, byłem za to świadkiem okropieństw, których byli w stanie dokonać podobni jej ludzie. Lepiej nie pytać, a tępić… Sigmar rozpozna swoich.
- Lexa też spaczona by być mogła i każda z naszych osób, nie trzeba być magiczka, aby macka chaosa chłostała po ryj. To żadna argument. Lexa też mag nie lubi, skąd to moc ma nie chcieć wiedzieć, obrzydliwe praktyki, ale jeśli dziewczy sie nie powia, że niektóra magia dobra, od kapłan dla przykład, to skąd wiedzieć ma, jeśli taka dziwka czarownicza uczyć ją zmuszała do praktyk swoich? - zmarszczyła czoło, ale nie spojrzała na niego, jakby obawiała się, że samo spojrzenie zechce ją zgnoić.
- Lexa by na siebie brała, jakby ponownie spotkać i odpowiadać za to małe. Jeśli Lambert by pozwolić… Jak coś źle być z ta baba, to łeb oderżnąć.
- Obawiam się, że prędzej zginie od topora zwierzoczłeka. Nie powinnaś marnować swych umiejętności na obronę nic nie wartej istoty. Była i będzie dla nas ciężarem, pod warunkiem, że się jeszcze spotkamy - odparł kapłan, rzucając jej znaczące spojrzenie.
- Jeśli tak zginie, to i dla Lambert lepiej. Po co sam zabijac, skoro może dodatkowa żywa tarcza mieć? Ja nie bronić w walka żadna życia, ale to pod drzewo to nie była walka z chaosem, a ze sprawiedliwością boga. Po prostu zostawić może sprawiedliwość, dla prawdziwa kurwa Ragush? - nie uważała tak o Katarinie, ale sądziła, że słowa takie bardziej do niego trafią, niż przekonywanie o niewinności uczennic kogokolwiek. Wielu początkujących jest zmuszanych do praktyk, a przynajmniej tak się wydawało blondynce. Może po prostu nie była zbyt bystra.
- Znasz moje zdanie na ten temat, ale uspokoję cię; nie zabiję jej. W trakcie walki z pomiotem Chaosu zaślepiła mnie żądzą krwi, a widok czarownicy miotającej zaklęciami na polu bitwy, tylko ją rozbudził jeszcze bardziej. Trzymaj ją z dala ode mnie, a będzie bezpieczna, przynajmniej z mojej strony… - powiedział Lambert, po czym wstał uznając rozmowę za zakończoną. Ruszył w stronę dogasającego ogniska, które wzniecił dokładając trochę suchych gałęzi, po czym ułożył się po ścianą i przykrył kocem. Po upływie niespełna kilkunastu minut, zamknął oczy i zapadł w niespokojny sen.
Zamilkła na długo przed odpowiedzią. Położyła się na brzuchu przodem do wyjścia i obserwowała, czujnie nasłuchując. Wyjęła ze swojego plecaka kawałek chleba i zaczęła niespiesznie go rzuć, od czasu do czasu popijając wodą z bukłaka. Do samego świtu nie pozostało już wiele czasu, wokół nic się nie działo. Jej oczy szybko przywykły do panujących wokół ciemności, dzięki czemu potrafiła dostrzec zarys otoczenia. Miała nadzieję, że już następnego dnia uda im się nadgonić bydlackie plugastwo i skrócić je o wszystkie odstające od korpusu elementy.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 20-03-2016 o 16:33. Powód: Bo obrazek :P
Nami jest offline