Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 18:36   #5
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację


Eden Ross


Evered Hill; wjazd do miasta; godzina ok. 22:00


Życie nie zawsze toczyło się jak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Lubiło obracać kartę w najmniej odpowiednim momencie, spychając żyjącego człeka z piedestału zwycięzcy prościutko w czarny, wypełniony gównem dół potocznie nazywany egzystencją przegrywa. Składało się nie tylko z wielkich, spektakularnych sukcesów czy porażek, lecz również małych, codziennych przyjemności i to ich celebracja pozwalała ludziom zachować zdrowy rozsądek, zimną krew i spoko stojącej wody, na podobieństwo dawnych mistrzów Zen - sędziwych mnichów, wedle komiksów i starych filmów, posiadających długie siwe brody i brwi równie krzaczaste co podpierdalające poboczem kule jerychońskich róż.

Chyba tylko ze względu na wstawiennictwo Duchów i Pani Fortuny, Eden nie udusiła pyskatego, ze wszech miar irytującego pryszcza jakim był Szajba. Z cierpliwością godną zmienionej w słup soli żony Lota, znosiła jego popierdywanie za uchem jeszcze długo po tym, jak przewrócony wrak Mustanga zniknął im z pola widzenia, ginąc w tumanach buro-szarego pyłu, kłębiącego się w tylnym lusterku. Nawet się nie zatrzymali, w końcu to nie był ich problem. Ktoś miał pecha, ktoś inny farta - odwieczne prawa natury i tylko głupcy próbowali w nie ingerować, w daremnej próbie odwrócenia nieodwracalnego.
Poderżnięcie gardła również zaliczało się do czynności nieodwracalnych, a szkoda. Ze względu na hierarchię i “ważność” transportowanemu chłopakowi włos z głowy nie mógł spaść.

Pan Light wyraził się niezwykle dobitnie w tej materii, zaś Ross czuła w ustach gorycz, a sercu złość. Jej mocodawca doskonale wiedział jak wyglądać będzie cała podróż i współpraca między Chrisem a nią… i mimo to podtrzymał decyzje. Musiał teraz siedzieć w Vegas - pięknym, jasnym, pulsującym życiem Vegas - i śmiać się do rozpuku, gratulując sobie wycięcia doskonałego numeru. Bo numer był zacny - skazać anielsko-diabelską parkę na niańczenie najbardziej zepsutej i problemotwórczej części rodziny. Już Kicia sprawiała mniej problemów i wykazywała więcej rozsądku, ba! Pewno gdyby spytać Nate’a bez chwili wahania odpowiedziałby, że z chęcią będzie eskortą nieogarniętej oraz oderwanej od rzeczywistości najmłodszej siostry Ligtha, jednak podobne dywagacje schodziły, jak wszystkie marzenia, na bardzo daleki plan…


Pasażerowie zakurzonego cadillaca niesłychanym cudem, ale dotarli w komplecie aż do… miasta. Wedle posiadanej przez Diabła mapy nazywało się Evered Hill, a po tym co widzieli oscylowało gdzieś pomiędzy pustynnym posterunkiem i miniaturową osadą. Położona wzdłuż drogi osada liczyła mo0ze piętnaście-osiemnaście domów, dokładnie nie szło się zorientować w ciemności.
Miasto - już samo zestawienie tego słowa z tym co Aniołek znała, a widziała na własne oczy, budziło niesmak zahaczający o grozę. Dookoła witała ich ciemność - niekwestionowana królowa nocnych godzin. Gdzieniegdzie widzieli w oknach ciepłe halo lamp naftowych i świec, na głównej ulicy którą powoli jechali, co kilkadziesiąt metrów paliły się zaimprowizowane w koszach na śmieci koksowniki, rozsiewające prócz światła i ciepła, również smród palonego plastiku. Pewnie gdyby miast północy zbliżało się południe, dostrzegliby bijące w powietrze chmury smolistoczarnego dymu, teraz jednak widok ten został im darowany.
- Tam - Nate wygasił silnik już parę minut temu, przez co zmusił resztę towarzystwa do siedzenia w ciszy i mroku. Dyskretnym ruchem brody wskazał stojący po przeciwnej stronie, obdrapany budynek, będący niegdyś sklepem z ubraniami. Przeszklone witryny zabito dechami pewno przez brak wspomnianych szyb, a na logo przedstawiającym łyżwę nabito drewniany szyld z wysprejowaną nazwa “Pustynny Kos”. Lokal wyglądem nie zachęcał, nazwą tak samo… lecz co w desperacji podróżnikom z Vegas pozostawało?









Daniel Teller

Pustkowia; droga stanowa; godzina ok. 20:00


Nikt normalny nie lubił Hegemońców. Kurwa… oni sami nawzajem się nie lubili, lecz wygnani z rodzinnej ziemi zwykle prędzej potrafili dogadać się między sobą, niż z obcymi. Rzecz oczywista i jakże spodziewana, bo łatwiej nawiązać kontakt z kimś, kto wyznaje podobne zasady i wychowano go w duchu tych samych ideałów, niż z obcym miękkim frajerem nie potrafiącym nawet porządnie przypieprzyć w ryj. Jak tak można żyć?
Słabość… co prawda Texas jeszcze nie pokazywał jej aż w takim stopniu jak inne stany, jednak i tak Daniel widział w mijanych codziennie twarz ten specyficzny rodzaj uprzedzenia, znamionującego strach i niepewność. Unikali wchodzenia z nim w dłuższe dyskusje i zbędne polemiki. Może powodem było niezbyt przychylne spojrzenie jakim on sam raczył okolice, a może okolica wyczuwała w nim ten subtelny swąd Bastionu?

Każdy słyszał historie o Hegemonii, lecz ile w niby znajdowało się prawdy, a ile zręcznie roznoszonej propagandy? Wiedział tylko ten, kogo ścieżkę Los skrzyżował z kimś stamtąd i jeśli przeżył spotkanie już do końca swoich dni nie miewał głupich rozterkach i dylematów zbędnie filozoficznych. Reputacja, jak kiła - nie brała się znikąd. Na tej reputacji i pierwszemu wrażeniu bazowały Astra i jej dziewczyny, korzystając ile wlezie z ludzkiej słabości i głupoty. Najmowały się do przeróżnych zadań od ochrony osobistej, poprzez wymuszenia, ściąganie długów, do likwidacji niewygodnych świadków - pełen pakiet.

Kolejne zadanie i jeszcze jedno. Zlecenie goniło zlecenie, a pracy nie było końca. Teller’owi to odpowiadało, zresztą jego układy z Latynoską szefową należały do jasno ustalonych i satysfakcjonujących obie strony. Ona uratowała mu dupę, zapewniając nietykalność, on wykonywał bez szemrania zlecone robótki, dokładając siłę i wyszkolenie bojowe tam, gdzie zespół najbardziej ich potrzebował. Dlatego to jego wysłano w pogoń za uciekającym celem.


- Chcę widzieć tego hijo de puta dokładnie tu. - Kończąc mówić Astra puknęła kolbą karabinu w ziemię pomiędzy swoimi stopami. Siedziała zgarbiona na starym ocembrowaniu studni, kopcąc to cholerne cygaro i gapiąc się na młodego Hegemończyka zza lustrzanych szkieł okularów - Kapujesz, chico?

Co miał nie kapować? Sprawa była prosta jak konstrukcja cepa - dostali zlecenie, zaś cel miał powrócić żywy, choć niekoniecznie w jednym kawałku. Teraz jednak sytuacja się delikatnie rzecz ujmując popierdoliła, a Daniel miał ochotę siarczyście zakląć.

Przez trzy ostatnie dni podążał tropem starucha z Nowego Jorku, ociekającego wysłużonym czerwonym Mustangiem. Cokolwiek by nie robił zawsze pozostawał o krok za nim. Miał wrażenie że facet się z nim bawi, zostając idealnie na granicy linii horyzontu niczym przynęta na wygłodniałego psa... aż tu nagle, pośrodku pierdolonego niczego ze słońcem wyduszającym resztki życia ze zmordowanego upałem ciała, dopadł go w końcu, chociaż słowo “dopadł” nie oddawało w pełni ironii sytuacji.

Ktoś go uprzedził - obserwując przewalony wrak przez lornetkę miał doskonały obraz na najbliższą okolicę. Ni c na szybko - wpierw zbadać teren, upewnić sie, że nie ma do czynienia z pułapką. Dopiero wtedy zacząć działać - prościzna.

Spiął się i znieruchomiał, gdy na widoku pojawił się czarny cadillac. Czyżby konkurencja? Ręką odruchowo sięgnął ku przytroczonej do motoru strzelby, jednak dzień miał nie kończyć się aż tak tragicznie. Obcy samochód odjechał nie zatrzymując sie choćby na pół minuty. Zapanował bezruch i martwota pustynnego krajobrazu… i tylko wystające z okna przewróconej bryki ciało drgało na wietrze.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline