Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2016, 23:06   #115
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Hoff niewiele pamiętał od momentu, kiedy odeszli spod dębu i wspólnej mogiły mieszkańców. Do przodu pchała go wściekłość oraz ponura determinacja - nie chciał przyznać tego przed samym sobą, ale chyba coraz mniej wierzył w uratowanie porwanych ludzi. Jeśli nie zdążą, to przynajmniej zrobią co trzeba z ich oprawcami.

"Bogowie dopomóżcie"

Wkrótce trop stał się coraz trudniejszy do śledzenia - przebijające się spod cienkiej warstwy gleby kamienne podłoże skutecznie utrudniało określenie kierunku marszu poszukiwanej bandy. Wreszcie stanęli przed dziwnymi zaroślami. Magnus nie widział nigdy czegoś takiego - wyglądało conajmniej podejrzanie, a brak owadów w pobliżu rośliny, bo to musiała być jedna rozrośnieta do gigantycznych rozmiarów roślina, tylko potwierdzał te przypuszczenia. Już miał rzec do reszty coś w stylu: "Wszystko da się zrąbać. To kwestia odpowiedniego narzędzia...", gdy czyjś głos sprawił, że odwrócił się i zamarł nie wydając z siebie głosu.

Były przerażające.

Drwal nawet w najgorszych koszmarach nie mógłby przyśnić tego, że puszcza może skrywać takie monstra. Czym innym było stawać w polu przeciwko potępionym zastępom Archaona. Czym innym walczyć o życie przeciwko bandzie goblinów i orków. Magnus nie bał się ani jednych ani drugich, bowiem przeciwko wszystkim wystarczyła ostra stal, silna ręka i niezłomny charakter.

Jak jednak walczyć przeciwko temu czemuś? Długie, pokryte szorstką szczeciną lub kolcami odnóża. Ogromne niczym wóz odwłoki, z których nawet w czasie biegu snuły się grube na ramię lepkie nici. Szczękoczułki wielkości szabel oraz najgorsze z tego wszystkiego - nieludzkie, ale kryjące jakąś okrutną inteligencję oczy. Wiele wpatrujących się w niego oczu wysysających chęć do stawiania oporu i ucieczki. Obserwowały każdy jego ruch i zwielokrotniały w każdym z osobna sprawiając, że on stawał się coraz mniejszy, a pająki większe.

Drapieżniki ruszyły błyskawicznie zmniejszając dystans do ludzi. Magnus nie mógł wykonać nawet ruchu wpatrzony jak zaczarowany w zbliżające się potwory. Było ich coraz więcej i były coraz większe. Ogromne i niepowstrzymane.

Zginą wszyscy. Już za kilka uderzeń serca.

Nagle ktoś nim szarpnął, ciągnąc za sobą pomiędzy zwoje dziwnej rośliny. Drwal otumaniony przerażającym widokiem gigantycznych owadów niespecjalnie zdawał sobie sprawę gdzie i po czym stąpa. Nagle poczuł coś ostrego wbijajacego się w udo - spojrzał w dół i ze zdziwieniem zauważył drzewny ułomek przypominający sporej wielkości cierń. Po chwili kolejne dwa przeszyły jego nogę na wylot. Hoff z zaskoczeniem zdał sobie sprawę, że nie czuje rozległych ran oraz to, że jego ramię, którym miał sięgnąć i usunąć kolec w ogóle go nie słucha, jakby należało do kogoś innego. Chwilę później odrętwienie ogarnęło go całego i jedyne co mógł zrobić, to wpatrywać się w krew spływającą w dół nogawki spodni. Mimo wysiłku nie udało mu się zmusić oczu do spojrzenia w inną stronę. Ciało przestało go słuchać - zupełnie jakby był duchem uwięzionym w martwym ciele.

Najgorsza była świadomość, że gdzieś tam za jego plecami zbliżają się wielkie pająki i obserwują go swoimi wieloma oczami, w których odbija się jego zwielokrotniona nieruchoma sylwetka. Chciał skulić się w oczekiwaniu na cios jadowitego pazura, ale nie mógł drgnąć nawet odrobinę.

Oczekiwanie na niewidoczną śmierć było najgorsze.

Ocknął się dopiero jakiś czas później. Okazało się, że ktoś zdołał go wyciągnąć poza zasięg drapieżnego kwiatu. Wciąż był sparaliżowany i chociaż ten z wolna ustępował, Magnus dalej nie mógł wstać i poruszać się o własnych siłach.
- Zzz... zziee... oone... so... - zdołał wybełkotać po dłuższej chwili. Niewiele pamiętał z przeprawy przez obszar zajęty przez olbrzymią roślinę polującą na nieostrożne istoty przechodzące zbyt blisko - bardziej interesowały go te, które wciąż gdzieś tam czaiły się w mroku przędąc swoje lepkie nici, by ich złapać i owinąć szczelnym kokonem. Pająki. ONE gdzieś tam były.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline