Véronique
W końcu, kiedy blondyn... a właściwie Terry, wyszedł, udało mi się skupić nad treścią książki, która zapowiadała się dosyć ciekawie. No, oczywiście ciekawie dla tego, kto ubóstwia czytać przeróżne romansidła, które ciągną się bez końca.
Niestety, moje skupienie nad lekturą szybko minęło, gdy do szałasu wszedł kolejny mężczyzna. Spojrzałam na niego znad książki. Czarnoskóry, umięśniony, a do tego te oczy...
- Véronique – odpowiedziaÅ‚am jakby zahipnotyzowana.
Kiedy oznajmił, iż jest koszykarzem z Miami, ocknęłam się i wtedy dotarł do mnie sens wypowiadanych przez niego słów.
– Hej, ja ciÄ™ znam! – krzyknęłam za nim, odkÅ‚adajÄ…c książkÄ™ na bok i wybiegajÄ…c za Andrew.
To już drugi przystojniak na tej wyspie... Ech, na co ja liczÄ™? – przemknęło mi przez myÅ›l, kiedy doganiaÅ‚am dwóch nowych znajomych.
- Zaczekajcie!
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Ostatnio edytowane przez Cold : 02-05-2007 o 12:51.
|