Saul czuł, jak jego serce bije niczym młot, a nogi drżą po każdym postawionym kroku. Ciężko było mu ukryć, że się bał tego miejsca. Ta krypta i rozkładające się zwłoki tworzyły piorunujące wrażenie. Może jeszcze przed godziną powiedziałby, że to tylko rekwizyty. Teraz jednak zaczął godzić się z tym, iż trafili do jakiegoś popierdolonego miejsca. I co najgorsze, zgubili swoich towarzyszy oraz wyjście na zewnątrz.
Feldmann kurczowo zaciskał pięści na rękojeści zakrzywionego sztyletu, który zabrał wcześniej ze sobą. Nie miał pojęcia, jak efektywnie się nim posługiwać i pewnie ktoś wyszkolony rozbroiłby go bez problemu; on jednak starał się o tym nie myśleć i czerpać z broni choć niewielkie poczucie bezpieczeństwa.
- Nie możemy się rozdzielać - szepnął, odwracając się do swoich towarzyszy. Byli przed drzwiami, które mogły za sobą ukrywać porwane Marie i Sophie. Ślady krwi nie wróżyły jednak nic dobrego.
- Proponuję sprawdzić te drzwi po prawej - szeptał dalej. - Te krzyki. Może przetrzymują tam jedną z dziewczyn - dodał, patrząc z przerażeniem na czerwoną smugę. - Nie... nie możemy je tu zostawić - przeniósł wzrok na Jack'a, szukając w nim wsparcia.