Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2016, 20:52   #114
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zgodnie ze słowami Tremere, JD był wolny.

Skinął głową, po czym - nie chcąc stracić ani jednej, cennej sekundy - ruszył przed siebie. Spojrzał na zegarek. Minął kwadrans po trzeciej. Pociąg do Barcelony odjeżdżał za pół godziny. A JD jeszcze musiał wyminąć barykadę wojskową. W Goteborgu też pędził na złamanie karku, tyle że wtedy pojawiła się znikąd urocza dr Zelda wraz ze swoim wspaniałym motorem oraz imponującymi umiejętnościami jego prowadzenia. Tutaj JD nie spodziewał się jej ujrzeć. A koniecznie chciał zdążyć, gdyż tak radził mu Cook, a Brujah czuł, że nie powinien ignorować jego poleceń. To musiał być pociąg. Samolot do Turcji wzlatywał stanowczo za późno. Ashford nie chciał, aby poświęcenie Egzekutora usmażyło się na słońcu.

Okazało się, że trafił w ten moment, kiedy wciąż czuwała wcześniejsza wojskowa warta, ale następna zmiana jeszcze nie zdążyła nadejść. Żołnierze zdawali się wykończeni po całej, długiej nocy - a także - nieco znudzeni. JD poszukał wzrokiem kamer - nie znalazł ich. Ruszył dookoła bazyliki, szukając najsłabszego punktu w kordonie. Po pół minucie dostrzegł, jak z jednego samochodu wychodzi mężczyzna ubrany w kolory moro, przeciera oczy, po czym kieruje się ku dyskretnie ułożonego Toi Toia. Jego partner jadł kanapkę, siedząc za kierownicą i zdaje się tylko to go interesowało. JD przemknął z przodu pojazdu, przed maską, korzystając z Akceleracji. Nisko pochylony, umorusany i ubrany w ciemny strój nie rzucał się w oczy. Opuścił teren Watykanu prędko i dyskretnie, niczym nocny wiatr, po czym skrył się w jednej z wąskich uliczek, jakich było pełno w Rzymie. Odetchnął z ulgą. Przecznicę dalej odnalazł taksówkę.

- E… buon pomeriggio - wydukał. - Signore.
Starszy, już siwy Włoch spojrzał na niego z odrazą. JD prędko zaczął z siebie strzepywać pajęczyny, ale koniec końców nieznacznie to podniosło jego atrakcyjność.
- Soldi - dodał. - Soldi, soldi - wyjął z portfela kilka banknotów i pomachał przed oczami, które z miejsca zaświeciły się na widok gotówki. Drzwi otworzyły się, a JD spoczął ciężko na przednim siedzeniu. - Per la stazione… di treni… per favore.
Mężczyzna odpalił silnik i ruszył do przodu, ku zadowoleniu Brujaha.
- Rapidamente! - dodał Ashford. - Rapidamente possibile!

[media]http://static01.nyt.com/images/2008/04/20/travel/20rome600.jpg[/media]

Ktoś mógłby uznać, że miasto będzie opustoszałe. Jak nie z powodu późnej godziny, to niedawnego incydentu terrorystycznego… jednak ulice temu przeczyły. Na przystankach rozmawiały letnio ubrane kobiety, niektóre z walizkami, inne z modnymi torebkami. Jedna para całowała się pod latarnią, inna spacerowała niespiesznie do dzielnicy klubowej. Kilkoro nastolatków piło wino przy ławce. Jeden z nich wypisywał coś na niej mazakiem, ale JD nie dostrzegł co.
„Piękna domena”, pomyślał. „W innym wypadku spacerowałbym tam wraz z nimi… tyle że i tak czułbym się samotny”.

Miał ochotę zapolować. Udać, że pragnienie w nim wcale nie jest zaspokojone. Zapomnieć, dlaczego jest zaspokojone. Wyprzeć to.
„Nie, skonfrontuj się z tym, nie uciekaj”, upomniał siebie. „Fakt jest taki, że on nie żyje. Zabiłeś go. Teraz musisz zadbać, by nie poszło to na marne. Jeżeli go nie zawiedziesz, to nie masz powodu czuć do siebie pretensji. To była jego propozycja. Jego wola”.

„Jeśli go nie zawiedziesz”. JD miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Gdyby choć poczuł się nieco bardziej… nieśmiertelny, potężniejszy. Wcale nie miał wrażenia, że coś zyskał, jakieś umiejętności, nieumarłą wiedzę, czy dyscypliny. Spojrzał na swoje białe, blade dłonie. Takie same jak wcześniej. Złożył swojego przyjaciele w ofierze, zyskał uśmiechy i podziękowania kilku rzymskich pionków.

- MAGNIFICO - JD wrzasnął, kiedy zajechali na miejsce. Trochę do siebie, trochę do taksiarza. Zapłacił mu i pobiegł na dworzec.

Ustawił się w niedużej kolejce po bilety do Barcelony. Wykupił wszystkie miejsca w jednym z przedziałów sypialnych... wszystkie dwa. Jednocześnie musiał zapłacić za dwa bilety (nie tylko miejsca sypialniane), aby przedział był tylko jego. Wyszło dość drogo, ale nie narzekał. Zbiegał prędko po schodach ruchomych, szukając oznaczeń na migającym, nowoczesnym ekranie. Peron piąty. Odnalazł go i wsiadł w ostatniej chwili.

Poczuł się bardzo szczęśliwy, kiedy maszyna ruszyła.

Od dziecka miał wrażenie, wchodząc do pociągu, lub samolotu, że znika ze świata... czy może raczej znajduje się pomiędzy dwoma światami... ale w żadnym nie jest tak naprawdę. Jakby przedostał się do innego wymiaru. To pozwalało odpocząć. Co prawda ryzyko zasadzki, czy nieprzyjemnych zdarzeń nie było tutaj wcale znacznie mniejsze, a jednak JD postanowił zrobić sobie tę przyjemność i sobie o tym nie przypominać.

Odnalazł swój przedział. Zamknął na wszystkie zamki drzwi, uszczelnił zasłony. Nie wydawały się grube, ale powinny wystarczyć. Zdjął powoli ubrania, aż pozostał nagi. Usiadł, po czym zaczął masować palcami oczy. Czuł się zmęczony i brudny. Wyrzucił ubrania do kosza, wyjął z plecaka ostatnią czystą parę... spodni. Nie miał żadnej koszuli. Westchnął, otworzył niedużą szafę, aby włożyć do niej plecak... i znalazł skórzaną kurtkę w odcieniu ciemnego granatu z zamkiem na piersi i naszywką flagi USA na ramieniu. Przezorność (paranoja?) kazała mu sprawdzić, czy aby na pewno nie jest zabugowana. Przymierzył ją, pasowała jak ulał. Postanowił ją sobie przywłaszczyć.



Ale w tej chwili nie potrzebował jej. Znów rozebrał się, po czym otworzył szafkę, w której stały dwie wody mineralne. Skorzystał z nich, aby się umyć. Czuł się nieco lepiej, spoglądając na brudy spływające do zlewu. Następnie położył się i przykrył cieniutkim kocem.

Zasnął znacznie prędzej, niżby się spodziewał.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 22-03-2016 o 22:47. Powód: gdyby każde "po czym" dało mi jednego raka, przebiłbym Deadpoola
Ombrose jest offline