Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-03-2016, 17:44   #111
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Niestety, Biblioteka Watykańska i inne publiczne budynki w promieniu 2 km od placu były zamknięte na cztery spusty, znalazłszy się w tzw. strefie działań antyterrorystycznych. Choć nie było to łatwe i zajęło sporo czasu, JD udało się wyminąć północną barykadę wojskową i wydostać poza teren zakazanej strefy.

Dokładnie o godzinie 2:32 zasiadł do jednego ze zdezolowanych komputerów, będących na wyposażeniu całodobowej kafejki internetowej. W ciemnym, dusznym pomieszczeniu bez okien był tylko on i młody mężczyzna, który zarządzał tym lokalem. Brujah westchnął. Czekały go żmudne poszukiwania planów katakumb. Co gorsza, szybko okazało się, że kondygnacji, na której znajdował się Cook, nie uwzględniano. Według schematów takie piętro w ogóle nie istniało. Co można było robić w tej sytuacji?

Rozważania JD przerwał sygnał telefonu. Dopiero po chwili Kainita zdał sobie sprawę, że jest to jego własna komórka, którą trzymał w plecaku. Na wyświetlaczu pokazała się informacja "Numer zastrzeżony".
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 12-03-2016, 12:18   #112
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Poszukiwania okazały się równie owocne, co plony w trakcie zimy. I rzeczywiście wampir odnosił wrażenie, że dotarł do czasu zimy swego żywota, jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Być może wcześniej powinien rzucić szczęśliwą monetę do fontanny? Najsłynniejszą w Rzymie była di Trevi. Jeden pieniążek miał zapewniać ponowne odwiedziny w mieście, dwie romans, a trzy ślub. Ostatnimi opcjami Ashford był obecnie niezainteresowany na nieszczęście okolicznych panien, natomiast ta pierwsza… „Powrót do miasta” oznaczał wcześniejsze „wydostanie się z niego w jednym kawałku”, a tym JD nigdy nie gardził.

Młody właściciel kafejki o oczywistym, włoskim imieniu Marco spoglądał niepewnie na Ashforda. Zapewne nie przywykł do gości o tak późnej godzinie. Zważywszy na prawie absolutną dostępność internetu w tych czasach, być może nie spodziewał się klientów w ogóle.

Nieoczekiwanie zadzwonił telefon. Numer zastrzeżony. JD odebrał. Nie odzywał się, czekając, aż rozmówca na linii przedstawi się pierwszy.
- Czy mam przyjemność z panem Ashfordem? - odezwał się nienaganną angielszczyzną męski głos.
JD prychnął. „Orgazmiczną przyjemność”, pomyślał. „Jeszcze nie odezwałem się, a ty już toniesz w nieskrępowanej radości. Spokrewnieni mogą uczyć się ode mnie Prezencji.”
- A kto mówi? - odparł. - To bardzo późna godzina na telefony - spojrzał na zegarek wyświetlający się w prawym dolnym rogu monitora.
- Nie dla nas - mężczyzna bynajmniej nie wydawał się zbity z tropu. - Drogi Panie, rozumiem, że chciałby Pan poznać konkrety, ale choć korzystamy z najlepszego szyfrowania... ostrożności nigdy dosyć. Sprawa dotyczy Pańskiej Matki i jest to rzecz najwyższego priorytetu. Pan rozumiem. Najwyższe... władze rozkazały mi sprowadzić Pana jutro wieczorem do Wiednia. Dlatego chciałem prosić o podanie Pana obecnego miejsca pobytu, abyśmy mogli wyznaczyć miejsce lądowania helikoptera. Obiecuję, że pozna Pan moje nazwisko przy kontakcie vis a vis.
JD słuchał uważnie.
- Problem jest taki, że nawet pomimo najlepszych chęci nie mógłbym przystać na pana propozycję. Bo czyniłoby mnie to niezwykle naiwnym. Ufność względem nieznajomego głosu w przypadkowym momencie? To ekstrawagancja, na którą nawet w czasie pokoju nie można sobie pozwolić.
- Czasy pokoju się skończyły, Panie Ashford. Albo Pan zaryzykuje spotkanie ze mną, albo... kwestią Pana Matki zajmą się inni.
- Połączenie jest szyfrowane i moje nazwisko pan wyjawił - Ashford mówił cicho, żeby Marco go nie podsłyszał. Mężczyzna (zdawało się) nie mówił po angielsku, ale nigdy nic nie wiadomo. - Moje nazwisko pan wyjawił, a swojego nie chce? Nie rozumiem. Skąd mam wiedzieć, że nie rozmawiam z Sabatem? Dlaczego miałbym być potrzebny w sprawie mojej matki? Nie widziałem jej od dłuższego czasu, jestem nieprzydatny.
- Skoro Pan tak uważa. Przepraszam za zakłócanie czasu.
- Mógłby pan jeszcze zadzwonić przed świtem?

JD chciał tę sprawę skonsultować z Cookiem. Niestety, rozmówca rozłączył się, nie udzieliwszy odpowiedzi.

Tak właściwie Ashford był zadowolony, że rozmowa zakończyła się w ten sposób. Po wykonaniu zadania dla Fanchon jego Matka powinna zostać uwolniona, co zapewne wydarzyło się. Jeżeli w przeciągu niecałej doby zdołała od razu wpakować się w jakieś gówno, to Brujahowi było przykro, jednakże… nie był Supermanem i nie mógł ratować wszystkich w jednym momencie. Obecnie pracował nad wydostaniem Cooka z podziemi i nawet tego nie był w stanie wykonać. Mary jako kolejny ciężar na barkach? Już i tak miał go za dużo.

Poza tym istniała realna szansa, że ten telefon miał go jedynie zwabić ku jakiegoś rodzaju pułapce. W Szwecji dr Zelda dała jasno do zrozumienia, że są ludzie, którzy go ścigają. Skąd mieli numer jego telefonu? JD nie miał pojęcia, jednakże nie był ekspertem w sprawach politycznych powiązań, okultyzmu i dokładnej specyfiki wszystkich wampirzych Dyscyplin. Miał nadzieję tylko, że ta krótka rozmowa telefoniczna nie wystarczyła, by namierzyć jego lokalizację według zwykłego, ludzkiego, policyjnego sposobu.

Niedługo miała wybić trzecia w nocy, a na południu słońce wstaje prędzej, niż na dalekiej północy. JD okręcił się dookoła obrotowego fotela. Nie przychodziło mu nic więcej do głowy. Nie chciał iść do katakumb tak po prostu, niczym owieczka na ścięcie. Nie chciał tańczyć w takt oczekiwań tutejszych Spokrewnionych. Jeżeli wejdzie do tych katakumb, to nie pomoże Cookowi, a jedynie siebie wpędzi w pułapkę.

„Ostatecznie, czy jestem mu coś winien?”, zapytał siebie. „Oczywiście, zdawał się sympatyczny i mógłby być moim sprzymierzeńcem… jednak ile warci są sprzymierzeńcy, których trzeba ratować? Mary też dała się złapać, niczym motylek w siatce amatora owadów. I teraz, zdaje się, nawet drugi raz. Czy wejście na pokład samolotu do Nowej Zelandii, to nie najlepsza rzecz, jaką mogę sobie sprezentować? Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerują, że trzymanie się z nimi jedynie zepchnie mnie na dno.”

Wcześniej JD czuł się samotny i potrzebował pomocy, ale teraz jakby uzmysłowił się, że jest odwrotnie. To inni potrzebują jego pomocy. Wampir chciał po prostu odpocząć. Włączył raz jeszcze przeglądarkę, po czym spróbował zalogować się do swojego konta bankowego. Tego starego, na którym powinna ciążyć część fortuny jego ojca.

JD otworzył cztery konta na PayPalu. Do pierwszego z nich przesłał połowę zasobów i ustanowił na niego comiesięczny przelew wpływających odsetek z lokat i innych cudów. Następnie ustanowił kolejny cykliczny przelew z pierwszego konta na PayPalu na drugie, a z drugiego na trzecie. Za każdym razem zmniejszał kwotę.

Następnie otworzył stronę lokalnego lotniska. Chciał dowiedzieć się, który z dostępnych samolotów wylatuje najdalej stąd jeszcze tej nocy. A tej wiele już nie zostało. Na szczęście o 4.15 przewidziano lot do Stambułu w Turcji, podczas gdy wschód słońca tego dnia miał nastąpić o 4.42.

JD uderzył dłonią w czoło. To było zbyt późno. Zdaje się, że mógł tylko pozostać w mieście. Miał wrażenie, że nie może się schować i przeczekać do następnego dnia… Z jakiegoś powodu był przekonany, że musi cały czas przeć naprzód. A jeśli choćby na chwilę stanie w miejscu, wydarzy się katastrofa.
No ale może miał jeszcze inne opcje. Przejrzał jeszcze raz godziny wylotów samolotów, niekoniecznie tylko tych zmierzających jak najdalej, a także pociągów. Szukał czegoś bezpiecznego. Wystarczająco daleko od Rzymu, jednak nie na styk ze Słońcem. Trafił na pociąg z wagonami sypialnymi do Barcelony o 3.50. Taka podróż mogła być ryzykowna, ale... jeśli nikt nagle nie odsłoni rolety z okna - była możliwa.

JD kręcił się wokół osi fotela, jak małe dziecko.
„Chcę z wyrachowaniem zostawić towarzysza, który prosił o moją pomoc. Czyni mnie to doświadczonym, sprytnym wampirem, czy tylko kolejną kanalią?”, pomyślał. „Po prostu czuję się w sytuacji bez wyjścia. Nie widzę rozwiązania.”

Po pół godzinie zapłacił Marco za nietkniętą kawę i wykorzystany transfer, po czym wyszedł z budynku. Westchnął głęboko. Ruszył, by poszukać czegokolwiek, co nadawałoby się na kołek. Planował wetknąć go do serca Cooka, a kiedy już będą na wolności, usunąć go, tym samym uwalniając wampira. Ruszył ku parku, gdzie zamierzał wydrzeć deskę z jednej z ławek, by następnie zaostrzyć ją.

„Teraz dla odmiany chcę go uratować”, pomyślał. „Czyni mnie to pełnym współczucia i człowieczeństwa, czy po prostu głupim i naiwnym?”.

Ruszył naprzód, szukając odpowiedzi na te pytania.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-03-2016, 09:52   #113
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
"Co ja tu robię?" - JD pytał sam siebie, lecz na zmianę decyzji było już za późno.

Przekroczył właśnie obszar magicznej pułapki i wszedł do katakumb, zaopatrzony w plecak z dotychczasowym sprzętem, naprędce wystrugany kołek oraz latarkę, którą oświecał sobie drogę. Nie było sensu się kryć - Cook był w tym mistrzem. Poza tym fakt rozpoznania Ashforda mógł mu ocalić życie... I tak też chyba się stało.

Gdy JD sprawdzał jedną z 8 krypt, które się tutaj znajdowały, jego uszu dobiegł znajomy głos.

- Witaj chłopcze.
- twarz Nosferatu skrywał cień, kiedy Brujah chciał ją oświecić, były Egzekutor czmychnął w bok.
- Proszę, nie rób tego... dla naszego wspólnego dobra. - rzekł. - Cieszę się, że przyszedłeś na mój pogrzeb.

“Pogrzeb?”
, niezbyt rozgarnięta myśl przemknęła przez umysł Brujaha.
- Odebrałem twoją wiadomość - odrzekł niepewnie.
- I przybyłeś mi na ratunek. Naprawdę jestem kontent. - Nosferatu przerwał, po czym mówił dalej ze spokojem, jakby opowiadał o pogodzie - Ale po przybyciu dowiedziałeś się, że jestem zdrajcą i teraz pewnie masz w głowie mętlik... chyba że już postawiłeś na mnie krzyżyk. Doceniam jednak, że podejmujesz dialog. Może uda mi się nieco naświetlić Ci sytuację... na tyle, na ile dla mnie samego jest ona jasna. Powiedz proszę tylko ile mamy czasu? Chciałbym abyś jeszcze dziś opuścił to miejsce. Sprawdzałeś środki transportu poza kraj?
- Tak, sprawdzałem
- odparł JD. - Mam o 3:50 pociąg do Barcelony. Ewentualnie, jak spóźnię się, o 4:15 lot do Turcji - dodał, po czym zmienił temat. - Mówią, że jesteś zdrajcą. Ja sądzę, że zrobiłeś to, co uważałeś za konieczne.

Zamilknął na chwilę, czekając aż Cook zacznie wyjaśniać sytuację.

- To bardzo miłe z Twojej strony, chłopcze. Niestety, nie wiem czy potrafię Ci to wszystko wyjaśnić byś mi uwierzył, bo sam nie do końca wszystko pojmuję. Jedno jest pewne - tu już nie chodzi o wojnę z Sabatem. Sabat i Camarilla to tylko przykrywki. Dostałem niepokojące informacje, że... budzą się przedpotopowcy. Wampiry drugiego i trzeciego pokolenia śpiące od setek, jak nie tysięcy, lat wychodzą ze swoich nor i ciągną za sznurki naszego świata. Lecz nie na władzy im zależy, one się boją... Boją się Gehenny. Lękają się, że to ich koniec, dlatego starają się albo przejąć kontrolę, albo pozbyć tych, którzy mają jakiś wpływ na politykę nadnaturali. - po chwili Nosferatu dodał gorzko - Tak stało się ze mną. Zostałem napiętnowany, bo zacząłem prowadzić własne śledztwo. Uziemili mnie więc i skazali na zagładę, ale... jak pisał polski poeta... Nie wszystek umrę. A przynajmniej taką mam nadzieję, dzięki Tobie, JD.

Ashford
przegryzł walkę. Słowa Nosferatu ukazywały perspektywę, o której wcześniej nie miał pojęcia. Szerszy obrazek… który był dla niego niedostępny. Powinien przewidzieć, że jest coś więcej, coś ponad wojną sekt. Jednak wręcz przeciwnie, poruszał się na bardzo przyziemnej płaszczyźnie. Czuł się w tej grze jak pionek, a nie goniec.

- Czyli zostałeś wrobiony? - zapytał Brujah. - Jakie śledztwo prowadziłeś?
- Słyszałeś o trzech artefaktach Gehenny? Kielich, lustro i miecz mają zwiastować nadejście końca, jednak wciąż nie wiadomo w jaki sposób. Oni ukradli z bazyliki kielich - legendarnego Świętego Gralla, a ja... nie wiem czemu, psia mać.
- Cook westchnął ciężko.
- Żeby nikt inny go nie ukradł? Jeżeli chcą przeciwdziałać Gehennie, to może sami chcą zgromadzić artefakty, żeby mieć pewność, że nikt inny ich nie posiadł. Jeżeli ci Przedpotowcy tak bardzo lubują się w kontroli, jak nam się wydaje, to myślę, że nie można wykluczyć tej hipotezy. Ale dlaczego Camarilla sama nie schowała Gralla? Gdyby Wiedeń był rozsądny, to wystawiłby w Bazylice podróbkę. Myślisz, że jakiś Przedpotowiec sparaliżował jej działania?

“Szykuje się nam rozmowa na kilka godzin”
, pomyślał JD. “Tyle że tak wielu nie mamy.” Starał się wyciągnąć jak najwięcej z dialogu z Egzekutorem, gdyż wiedział, że podobna sytuacja może się już nigdy nie powtórzyć.

- Sabat mówi, że od początku Camarillą kierują przedpotopowcy. Musimy jednak pamiętać, że i oni... nie działają wspólnie. Wręcz przeciwnie, ich spory mają wiele tysięcy lat i pochłonęły wiele setek tysięcy istnień - ludzkich i nadnaturali. Ja bym się raczej skupił na naturze artefaktów. Miecz wiadomo do czego służy, ale lustro? Kielich? Ten temat właśnie mnie nurtuje. Czy słyszałeś legendę o Grallu? W sensie, co się w nim znajdowało rzekomo?

JD rozmawiał z innymi Spokrewnionymi o artefaktach apokalipsy i w górach Hindu Kusz i też w Goteborgu, i właśnie uświadomił sobie, że - niespodzianka - prawie nic nie pamięta. To pewnie dlatego zazwyczaj śledczy chodzą z notatnikami i wszystko skrzętnie notują.

- Wiem, co, a raczej kto rzekomo znajdował się w lustrze - odparł. - Ale nie mamy czasu na okultystyczne pogawędki. Co zamierzasz?
- Cóż, skoro pytasz wprost. Zamierzam powiedzieć Ci wszystko co wiem, a potem... przekazać Ci swoją vitae, drogi chłopcze.
- Nosferatu zachichotał - Nie patrz tak na mnie. Jeśli zbliża się koniec świata, to nie pożyjemy długo i tak. Niestety, działałem zbyt otwarcie i nawet jeżeli jakimś cudem bym się stąd wydostał, nie dadzą mi spokoju. A Ty jesteś przecież tylko płotką, Ty możesz się prześlizgnąć i poznać prawdę, a może nawet... może nawet wpłynąć na ostateczny wynik tej batalii. Choć moja moc w zestawieniu z protoplastami naszych rodów jest śmieszna, myślę, że przyda Ci się... szczególnie w obliczu Gehenny.

JD znieruchomiał, spoglądając w mrok, w którym krył się Cook. Nie wierzył w to, co słyszał. Bał się daru, jaki Nosferatu chciał mu przekazać. Otworzył usta, żeby zaprzeczyć, odmówić… a jednak jakaś jego część, ta najmroczniejsza i żądna władzy, ucieszyła się i związała mu gardło. Mimo to…

- Nie ma innego wyjścia? - zapytał drżącym głosem. - Skorzystaj z Niewidoczności i upodobnij się do mnie, a potem oszukaj ich. Kiedy będziesz na wolności, ja wyjdę z podziemi i powiem, że mnie złapałeś w pułapkę. Oszukaj ich tak, jak mnie oszukałeś w Wenecji.
- Nie mam już na to siły, chłopcze. Ledwo walczę z głodem. Bestia we mnie najchętniej rozszarpałaby Ci gardło.
- cichy pomruk był niby potwierdzenie, lecz zaraz potem Cook zmienił go w kaszlnięcie - Podjąłem decyzję. Chcę byś przeżył i jedyne, czego od Ciebie pragnę, to abyś zbadał sprawę artefaktów do końca. Nie masz się czego bać. Camarilla demonizuje diabolizm, prawdą jest jednak, że wypicie starszego wampira za jego zgodą powoduje przejęcie wszystkich jego mocy. Nie tylko predyspozycji i wzrost siły pokolenia. Wszystkich. Co więcej, część mojej świadomości pozostanie w tobie, a jako że poddaje się dobrowolnie, będziesz mógł korzystać czasem z mego doświadczenia. Choć oczywiście, Ty sam pozostaniesz panem ciała, które nosisz.

„Co powiedziałaby na to Mary?”
, zastanowił się JD, jednak nie wypowiedział pytania na głos. Nie chciał wypowiadać imię, które przed chwilą w rozmowie telefonicznie potraktował, jak obce. Nie miał pojęcia, na ile Cook był rzeczywiście słaby i niezdolny do ucieczki, a na ile przyczyny jego niemocy miały podstawy bardziej psychiczne. JD nie chciał całe swoje dalsze nieżycie spędzić ze świadomością, że wykorzystał chwilę depresji wampira i wtedy go zdiableryzował. Już wystarczy, że zapewne Erou umarł z jego powodu… i ta pielęgniarka w Niemczech… i dziewczyna w restauracji w Wenecji… a teraz pewnie Mary… Nie trzeba długo być Kainitą, aby przekonać się, że wampiryzm rzeczywiście roztacza aurę śmierci.

JD pomyślał, że to właściwie bardzo typowe zwalać odpowiedzialność za podejmowane decyzje na sam „wampiryzm”, lub „Bestię”. Prawda była jednak o wiele gorsza: wszyscy Spokrewnieni posiadali wolną wolę.

- Czy Toreadorzy nie rozpoznają w mojej aurze… Amarantu? - użył ładniejszej nazwy na określenie czynu.
- Tylko niektórzy i to jeśli Ci się przyjrzą. Nie ma co ukrywać, w starej Camarilli za taką praktykę ścinano głowę. Pytanie czy Camarilla jeszcze kiedykolwiek powróci ze swoją maskaradą.

JD westchnął, zrezygnowany.

- Naprawdę chcesz umrzeć? - zapytał prosto z mostu. - To naprawdę najlogiczniejsze rozwiązanie, czy może po prostu poddałeś się? Oferujesz mi duży dar, ale to, że jest dobrowolny… nie rozgrzeszyłoby mnie, gdybym go przyjął. Nie mam oporów przed przystąpieniem do diablerii jako do czynu potępionego przez Camarillę… lecz do zabicia ciebie. Jak możesz tak spokojnie ofiarować swoje życie? - JD mówił coraz głośniej. Dopiero na samym końcu wypowiedzi upomniał się, żeby nie ulegać emocjom, lecz pamiętać również o dyskrecji. Jednak było to bardzo trudne.

- Drogi chłopcze, nawet nie wiesz jak jestem Ci wdzięczny za Twoje poruszenie. Niestety, nas - niemal wiecznych - rzadko coś rusza. Z czasem wszystko staje się tylko kalkulacją, strukturą, której elementy są znane i jedyne co można zmienić to ich układ... a i tutaj dochodzi czynnik powtarzalności. Przeżyłem co najmniej 10 ludzkich żywotów. Przeżyłem je jako potwór, krwiopijca. - Egzekutor opuścił cień i nawet JD, który przecież znał go i znał Nosferatu, ledwo opanował odruch obrzydzenia - Mimo to zakochałem się, mimo to były rzeczy dla mnie ważne, o które walczyłem do upadłego, były też idee, w które wierzyłem. Teraz niewiele pozostało z tego wszystkiego. Ukochana odeszła, pasje się wypaliły, a idee... cóż, z czasem okazało się, że większość z nich jest tylko manipulacją. Nawet Twoja matka, którą pokochałem jak dziecko za jej upór, za niezłomność w parciu do celu i za to, że uważała życie - każdej istoty - za najwyższą wartość... Tak, nawet ona się zmieniła. Nie ma już między nami zaufania. Nie wiem nawet po której ze stron stoi. Moja Marysia przestała być człowiekiem. Ty jednak... Ty wciąż masz ludzkie serce. I... chciałbym dać Ci siłę, by je chronić. Wierzę w Ciebie, JD. A teraz... późno już, czas podjąć decyzję. Czy zechcesz przyjąć mój dar i pozwolisz staruszkowi zaznać spokoju?

Cook wyciągnął dłoń w stronę Ashforda. Cenna vitae, obietnica ogromnej mocy była tuż na wyciągnięcie ręki.

JD nawet nie zauważył dwóch krwawych łez spływających mu po policzku. Wypowiedzieć Cooka sprawiła, że poczuł się beznadziejnie. Powoli skinął głową.

- Jakie będą moje kolejne kroki? - zapytał. - Czy jest ktoś, kogo chcesz, żebym odwiedził?

„Kogoś, kogo zaboli twoja strata”,
dodał w myślach. „Kogoś, kto mnie znienawidzi”.

- Wybacz sobie, chłopcze. Tylko tego pragnę. A jeśli będziesz chciał mi się przypodobać, kontynuuj śledztwo. Myślę, że wystarczy podążać za ogólnym zamieszaniem. Nim tutaj przybyłem, słyszałem, że Sabat spore siły skupił wokół Londynu. No już, miejmy to za sobą. Cieszę się, że Cię poznałem JD.


JD skinął głową. Zawahał się chwilę, spoglądając na wyciągniętą rękę, po czym powoli podszedł do Egzekutora. Objął go, nie bacząc ani na zapach, ani na wygląd wampira. Chciał włożyć w to uczucie, jak gdyby był jego kochankiem. Tyle był mu winien.

„Koniec końców to tylko zwłoki tulące kolejne zwłoki”, pomyślał jednak.
Pochylił się nad szyją starego wampira, po czym się w nią wgryzł.

Dokonało się. Choć krew wypełniła jego wnętrze przyjemnym ciepłem, Ashford czuł posmak goryczy w ustach. Ciało w jego uścisku wiotczało coraz bardziej aż w końcu rozsypało się w proch. Nosferatu nie kłamał, niewiele vitae w nim pozostało.

“Wybacz sobie, chłopcze” - powiedział, lecz czy można wybaczyć zabójstwo przyjaciela? JD poczuł jak ciężki, krwawe łzy powoli suną po jego policzkach, naznaczając je piętnem, którego nigdy... przenigdy się nie pozbędzie.

Nie wszystek umrę - gdzieś na dnie umysłu Brujaha odezwał się znajomy głos. A może to tylko wyobraźnia? Wcale nie czuł się inaczej. Był najedzony, ale czy silniejszy? Nie miał nawet pojęcia jak sprawdzić czy posiadł dyscypliny Egzekutora. Westchnął. Teraz i tak nie miał czasu, by nad tym myśleć. Otarł z twarzy zdradliwe łzy. Wtarł w policzki nieco kurzu i potargał swoje ubranie, by nadać mu niechlujny wygląd, jaki niewątpliwie powinno mieć po walce,

Wreszcie, gdy nie miał już nic więcej do zrobienia, skierował się ku wyjściu z katakumb. Choć czuł obawę przed spotkaniem z Kainitami, którzy czekali na górze, chciał jak najszybciej opuścić to miejsce - tak puste i zimne, że czuł to w sercu.

Otworzył drzwi i stanął w obrębie pułapki Tremere.

- Zrobione - powiedział, starając się nadać głosowi nutę zadowolenia z siebie.
- Wspaniale!

Na górze czekali nań Renu i jeszcze jeden, odziany w mnisie szaty, wampir.

- Czyli zdrajca nie żyje? Jak pan tego dokonał? - dopytywał się Renu, podczas gdy Tremere przyglądał się uważnie przybyszowi, szepcząc pod nosem jakieś słowa w obcym języku.

- Podstępem. - odparł JD, a w jego wnętrzu coś zabolało - Możemy się pospieszyć? Muszę się zająć kolejnym zadaniem.
- Oczywiście, oczywiście.
- Toreador giął się i uśmiechał jak rasowy lokaj-dupoliz - Tylko Artur musi potwierdzić pana tożsamość i jest pan wolny. Sprawozdaniem zajmę się sam, o ile tylko pozostawił pan prochy tego zdradzieckiego sukinsyna.

Znów ukłucie. Mimo to twarz Ashforda nie drgnęła.

- Dobrze, niech tak... - nim skończył, Tremere złapał błyskawicznie jego dłoń i nadgryzł opuszek palca, wysysając kropelkę krwi. Strach zmroził pomocnika Archonta.

- Tfu! - Artur wypluł vitae - Brujah.

- Proszę wybaczyć, nasz przyjaciel gustuje jedynie w krwi dziewic
- pospieszył z wyjaśnieniem Renu.

Tymczasem Tremere uniósł ramiona w górę, coś jeszcze zaśpiewał, po czym padł na kolana i zwyczajnie w świecie starł dłonią fragment magicznego znaku.

- Jest pan wolny. - powiedział łamaną angielszczyzną.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-03-2016, 20:52   #114
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Zgodnie ze słowami Tremere, JD był wolny.

Skinął głową, po czym - nie chcąc stracić ani jednej, cennej sekundy - ruszył przed siebie. Spojrzał na zegarek. Minął kwadrans po trzeciej. Pociąg do Barcelony odjeżdżał za pół godziny. A JD jeszcze musiał wyminąć barykadę wojskową. W Goteborgu też pędził na złamanie karku, tyle że wtedy pojawiła się znikąd urocza dr Zelda wraz ze swoim wspaniałym motorem oraz imponującymi umiejętnościami jego prowadzenia. Tutaj JD nie spodziewał się jej ujrzeć. A koniecznie chciał zdążyć, gdyż tak radził mu Cook, a Brujah czuł, że nie powinien ignorować jego poleceń. To musiał być pociąg. Samolot do Turcji wzlatywał stanowczo za późno. Ashford nie chciał, aby poświęcenie Egzekutora usmażyło się na słońcu.

Okazało się, że trafił w ten moment, kiedy wciąż czuwała wcześniejsza wojskowa warta, ale następna zmiana jeszcze nie zdążyła nadejść. Żołnierze zdawali się wykończeni po całej, długiej nocy - a także - nieco znudzeni. JD poszukał wzrokiem kamer - nie znalazł ich. Ruszył dookoła bazyliki, szukając najsłabszego punktu w kordonie. Po pół minucie dostrzegł, jak z jednego samochodu wychodzi mężczyzna ubrany w kolory moro, przeciera oczy, po czym kieruje się ku dyskretnie ułożonego Toi Toia. Jego partner jadł kanapkę, siedząc za kierownicą i zdaje się tylko to go interesowało. JD przemknął z przodu pojazdu, przed maską, korzystając z Akceleracji. Nisko pochylony, umorusany i ubrany w ciemny strój nie rzucał się w oczy. Opuścił teren Watykanu prędko i dyskretnie, niczym nocny wiatr, po czym skrył się w jednej z wąskich uliczek, jakich było pełno w Rzymie. Odetchnął z ulgą. Przecznicę dalej odnalazł taksówkę.

- E… buon pomeriggio - wydukał. - Signore.
Starszy, już siwy Włoch spojrzał na niego z odrazą. JD prędko zaczął z siebie strzepywać pajęczyny, ale koniec końców nieznacznie to podniosło jego atrakcyjność.
- Soldi - dodał. - Soldi, soldi - wyjął z portfela kilka banknotów i pomachał przed oczami, które z miejsca zaświeciły się na widok gotówki. Drzwi otworzyły się, a JD spoczął ciężko na przednim siedzeniu. - Per la stazione… di treni… per favore.
Mężczyzna odpalił silnik i ruszył do przodu, ku zadowoleniu Brujaha.
- Rapidamente! - dodał Ashford. - Rapidamente possibile!

[media]http://static01.nyt.com/images/2008/04/20/travel/20rome600.jpg[/media]

Ktoś mógłby uznać, że miasto będzie opustoszałe. Jak nie z powodu późnej godziny, to niedawnego incydentu terrorystycznego… jednak ulice temu przeczyły. Na przystankach rozmawiały letnio ubrane kobiety, niektóre z walizkami, inne z modnymi torebkami. Jedna para całowała się pod latarnią, inna spacerowała niespiesznie do dzielnicy klubowej. Kilkoro nastolatków piło wino przy ławce. Jeden z nich wypisywał coś na niej mazakiem, ale JD nie dostrzegł co.
„Piękna domena”, pomyślał. „W innym wypadku spacerowałbym tam wraz z nimi… tyle że i tak czułbym się samotny”.

Miał ochotę zapolować. Udać, że pragnienie w nim wcale nie jest zaspokojone. Zapomnieć, dlaczego jest zaspokojone. Wyprzeć to.
„Nie, skonfrontuj się z tym, nie uciekaj”, upomniał siebie. „Fakt jest taki, że on nie żyje. Zabiłeś go. Teraz musisz zadbać, by nie poszło to na marne. Jeżeli go nie zawiedziesz, to nie masz powodu czuć do siebie pretensji. To była jego propozycja. Jego wola”.

„Jeśli go nie zawiedziesz”. JD miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Gdyby choć poczuł się nieco bardziej… nieśmiertelny, potężniejszy. Wcale nie miał wrażenia, że coś zyskał, jakieś umiejętności, nieumarłą wiedzę, czy dyscypliny. Spojrzał na swoje białe, blade dłonie. Takie same jak wcześniej. Złożył swojego przyjaciele w ofierze, zyskał uśmiechy i podziękowania kilku rzymskich pionków.

- MAGNIFICO - JD wrzasnął, kiedy zajechali na miejsce. Trochę do siebie, trochę do taksiarza. Zapłacił mu i pobiegł na dworzec.

Ustawił się w niedużej kolejce po bilety do Barcelony. Wykupił wszystkie miejsca w jednym z przedziałów sypialnych... wszystkie dwa. Jednocześnie musiał zapłacić za dwa bilety (nie tylko miejsca sypialniane), aby przedział był tylko jego. Wyszło dość drogo, ale nie narzekał. Zbiegał prędko po schodach ruchomych, szukając oznaczeń na migającym, nowoczesnym ekranie. Peron piąty. Odnalazł go i wsiadł w ostatniej chwili.

Poczuł się bardzo szczęśliwy, kiedy maszyna ruszyła.

Od dziecka miał wrażenie, wchodząc do pociągu, lub samolotu, że znika ze świata... czy może raczej znajduje się pomiędzy dwoma światami... ale w żadnym nie jest tak naprawdę. Jakby przedostał się do innego wymiaru. To pozwalało odpocząć. Co prawda ryzyko zasadzki, czy nieprzyjemnych zdarzeń nie było tutaj wcale znacznie mniejsze, a jednak JD postanowił zrobić sobie tę przyjemność i sobie o tym nie przypominać.

Odnalazł swój przedział. Zamknął na wszystkie zamki drzwi, uszczelnił zasłony. Nie wydawały się grube, ale powinny wystarczyć. Zdjął powoli ubrania, aż pozostał nagi. Usiadł, po czym zaczął masować palcami oczy. Czuł się zmęczony i brudny. Wyrzucił ubrania do kosza, wyjął z plecaka ostatnią czystą parę... spodni. Nie miał żadnej koszuli. Westchnął, otworzył niedużą szafę, aby włożyć do niej plecak... i znalazł skórzaną kurtkę w odcieniu ciemnego granatu z zamkiem na piersi i naszywką flagi USA na ramieniu. Przezorność (paranoja?) kazała mu sprawdzić, czy aby na pewno nie jest zabugowana. Przymierzył ją, pasowała jak ulał. Postanowił ją sobie przywłaszczyć.



Ale w tej chwili nie potrzebował jej. Znów rozebrał się, po czym otworzył szafkę, w której stały dwie wody mineralne. Skorzystał z nich, aby się umyć. Czuł się nieco lepiej, spoglądając na brudy spływające do zlewu. Następnie położył się i przykrył cieniutkim kocem.

Zasnął znacznie prędzej, niżby się spodziewał.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 22-03-2016 o 22:47. Powód: gdyby każde "po czym" dało mi jednego raka, przebiłbym Deadpoola
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2016, 20:19   #115
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Na szczęście lub nieszczęście nim JD zapadł w głęboki sen, usłyszał jeszcze donośne pukanie do drzwi przedziału.

- Kontrola biletów! - oznajmił pracownik pociągu.

Wampir nerwowo odnalazł świstek papieru i nie otwierając drzwi, ba, nawet nie odsłaniając zasłony, przyłożył do okienka w drzwiach przedziału. Kiedy włoski kanar odszedł, narzekając na gburowatych turystów, Ashford wcisnął bilet w uszczelnienie okienka tak, aby każdy przechodzący korytarzem mógł go zobaczyć i tym samym dowiedzieć się o rezerwacji przedziału.

Wreszcie przyszedł czas na odpoczynek.

JD śnił. Śnił o dawnych czasach. Śnił, że ma żonę, dwójkę dzieci, kilka kur i nawet psa, który świata poza nim nie widział. Śnił o domu ze strzechą, siennikach pachnących trawą i o wypadku w kopalni, a potem o dziwnych, płonących oczach, które całkiem go pochłonęły. Śnił o drodze przez ciemności na powierzchnię, o powrocie do ukochanej rodziny... która jednak nie przywitała go radośnie. Okrzyki strachu i płacz zatrwożonych dzieci dźwięczały w jego uszach. A potem przestał śnić. Przestał śnić w chwili, gdy zobaczył swoją twarz w kałuży wody - twarz Nosferatu.


Kainita obudził się wraz z gwałtownym podskokiem wagonu. Akurat damski głos przez megafon informował po angielsku, że za 30 minut dotrą do Marsylii. JD już miał się przeciągnąć, gdy z trwogą zauważył, że zamiast znajdować się na pryczy - jest wciśnięty w róg przedziału... i to pod sufitem!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 30-03-2016, 12:33   #116
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Metalowa nakładka z równo ułożonymi okrągłymi dziurami tkwiła przymocowana do sufitu. A JD do niej. Palce nóg i stóp zahaczały się o nią i lekko przypalały o nagrzane, plastikowe lampy. Czuł panikę. Kazał mięśniom rozluźnić się, po czym miękko zeskoczył na stopy. Prędko ruszył do lustra przymocowanego tuż nad maleńkim, przedziałowym zlewem. Przejrzał się. Wyglądał normalnie. Tak jak zawsze. Przesunął palcami po policzkach, linii szczęki… Dziwił się, dlaczego lustrzane odbicie nie pasowało do wizerunku ze snu, wyrysowanego na tafli wody. Dopiero po chwili przypomniał sobie, kim jest. Oraz czyją twarz starał się, a jednocześnie obawiał się dostrzec.

Spojrzał do góry, gdzie znajdował się przed chwilą. Dziury w metalu tkwiły powyginane w miejscu, gdzie się przyczepił. Co się z nim działo? Nie rozumiał. Dlaczego czuł się taki silny? Nie rozumiał. Gdzie znajduje się i dokąd zmierza?

Przypomniał sobie o diablerii. Czując przypływ wściekłości uderzył w metalową barierkę, prowadzącą na górne posłanie. Wygięła się. Widok ten jakby go ostudził.
JD, ty głupku”, pomyślał. Uspokoił się i wyjrzał na korytarz, chcąc przekonać się, czy hałas zwrócił czyjąś uwagę. Miał szczęście, obsługi pociągu nie było w pobliżu. Tylko dwa przedziały dalej jakiś staruszek najwyraźniej szykował się do wysiadania, bo z mozołem wynosił dwie zapewne równie co on leciwe walizki na korytarz. Westchnął, zadowolony, po czym wrócił do środka i z powrotem zaryglował pomieszczenie. Wyciągnął bilet, by sprawdzić, ile jeszcze czasu zostało do wysiadki. Jak się okazało, do Barcelony miał dojechać dnia następnego o godzinie 14.03. Spojrzał na zegarek. W pół do dwudziestej drugiej.

Zaczął się pakować. Nie miał wiele dobytku. Jeszcze raz zerknął na bilet, chcąc przekonać się, przez jakie duże miasta przejadą. W którymś będzie musiał przedwcześnie wysiąść. Po chwili wahania uznał, że nie ma na co czekać. Spróbował odgiąć drabinkę, po czym założył plecak i ruszył korytarzem. Chciał opuścić pociąg na stacji w Marsylii.
 
Ombrose jest offline  
Stary 31-03-2016, 13:17   #117
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Marsylia, drugie co do wielkości miasto we Francji, nie była do końca miejscem, w którym chciał znaleźć się JD. Miało jednak posłużyć za przystanek w jego podróży do Londynu.

Na ogromnym zegarze akurat wybiła godzina 22.00, gdy pociąg zatrzymał się na stacji. Wszędzie było pełno ludzi - wsiadali, wysiadali, witali się i żegnali. Na JD nikt jednak nie czekał, dlatego bez oglądania się, ruszył w kierunku informacji turystycznej.

Tutaj niezbyt sympatyczna, starsza pani poinformowała Brujaha, że do Londynu nie ma żadnego bezpośredniego pociągu i lepiej zdecydować się na samolot. To było nawet na rękę Ashfordowi. Nie chcąc tracić czasu, skorzystał z miejscowej kafejki internetowej.

Port lotniczy Marsylia znajdował się jakieś 20km od miasta. Było to jednak lotnisko duże, ze sporym zapleczem i co najważniejsze - jeszcze tej nocy odlatywał z niego samolot do Londynu. Wylot został wyznaczony na godzinę 2.05, a przylot na 4.10, co powinno pozwolić wampirowi uniknąć kontaktu z promieniami słonecznymi.

JD miał więc niecałe 4 godziny, by dostać się na lotnisku.
Co planował w tym czasie robić?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-04-2016, 22:46   #118
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Tonight on Breaking Bad 2.0 !!!!!!111oneone

Gęsty tłum przechadzał się po chodniku. JD obserwował go, siedząc w restauracji przy stoliku położonym na zewnątrz. Restauracja La Promenade serwowała wiele wspaniałych dań, jednak szklanka wody z cytryną zdawała się zadowalająca. Skosztował jej, smakując cierpkość. Sprawiło mu to przyjemność, której się nie spodziewał. Woda nie powinna zaszkodzić… Gęste osocze Nosferatu syciło, jednak jego objętość była niewielka. A nawet martwe tkanki potrzebują czegoś, co je wypełni, ujędrni i pozwoli wyglądać na ludzkie. Poza tym matka kiedyś opowiadała mu o wampirze, który lubował się w herbacie i dobrze się miał… Dobrze było w tej chwili martwić się takimi błahostkami, jak perspektywa ewentualnych wymiotów.

[media]http://www.mkirste.de/pixelpost/images/restaurant.jpg[/media]

- Czy podać coś jeszcze? - z uśmiechem zapytała kelnerka.
- Nie, dziękuję.
- Może czeka pan na kogoś?
- Spodziewam się jedynie swojego towarzystwa
- odparł…

…płynnie po francusku. Cook twierdził, że „nie wszystek umrze” i rzeczywiście - przekazał Brujahowi nie tylko krzepki uścisk, ale i część swojej wiedzy. Naukową, okultystyczną… a nawet języki. Najszybsza możliwa metoda przyswajania informacji. Rozprostował serwetkę, wziął długopis i zaczął pisać.

Cytat:
ZAGADKA: Tremere przemienił leniwego studenta. Następnego dnia zginął jego uniwersytecki wykładowca. Dlaczego?
PUENTA: Młodociany wampir od razu po przemienieniu spokrewnił swojego wykładowcę, po czym zdiableryzował go, aby pozyskać jego wiedzę, by szybko i bezboleśnie zdać egzaminy.

JD przyglądał się pismu. Z takimi talentem do komizmu i niewymuszonych żartów miał zapewnioną posadę w każdym wampirzym kabarecie na wschód od Atlantyku. Alternatywnie mógł jeszcze wziąć tę serwetkę, polecieć do Wiednia i pokazać to Fanchon. Kiedy karuzela śmiechu już ruszy i zostaną najlepszymi przyjaciółmi, stara Tremere wygada mu wszystkie swoje sekrety i przynajmniej tajemnica niespodziewanej dziecięcej śmierci się rozwiąże. Zdaje się, że Cook przekazał mu nie tylko swoją wiedzę, ale i status Wybitnego Stratega. JD był z siebie dumny.

Westchnął, zmiął serwetkę i włożył ją do kieszeni. Spoważniał. Wykupił już bilet na lot do Londynu, ale co zamierzał począć dalej? Jakieś pierwsze kroki? Wynajmie pokój w hotelu i codziennie będzie oglądał wiadomości, czekając, aż wydarzy się coś ciekawego? Może lepiej kupi kampera i wynajmie miejsce na polu campingowym. Mniej rzucania się w oczy londyńskim Spokrewnionym, a zarazem wciąż dobra dostępność do krwi. To mogło wypalić. Telewizja z dachowej anteny powinna w zupełności wystarczyć.

Po raz kolejny zastanowił się, czy dało się uniknąć śmierci Cooka. Dlaczego Egzekutor wybrał właśnie jego, jako spadkobiercę? Nosferatu twierdził, że tkwiło w nim człowieczeństwo, jakiego Krwawa Mary już nie posiadała. Co to mogło znaczyć? Człowieczeństwo…

Kilkoro ludzi rozdawało ulotki na ulicy od przeszło godziny. Rozstawili również stoisko z wymalowanymi plakatami.
- Wegetarianin ratuje średnio od trzystu siedemdziesięciu do pięciuset osiemdziesięciu zwierząt każdego roku! Każdego dnia średnio nawet do dwóch!
- Mięsożerny konsument rocznie zjada dwadzieścia pięć zwierząt lądowych w całości. Do tej grupy zaliczamy kury, indyki, świnie, krowy, kaczki.
- Tylko w Stanach Zjednoczonych, w samym roku 2013, w ciągu tych 365 dni, zabito przeszło czterdzieści sześć miliardów dziewięćset sześć milionów zwierząt!


Człowieczeństwo”, powtórzył w myślach JD.

- Powinni zakazać takich pikiet - zdenerwowana kobieta siedząca przy stoliku obok rzekła do swojego towarzysza. - To, że ludzie przez wieki wypracowali sobie pozycję na szczycie łańcucha pokarmowego daje im prawo do zjadania, czego chcą. I nikt nie ma prawa mówić komuś, jak ma żyć. Ani narzucać ideologii.

„Ludzie będący na szczycie łańcucha pokarmowego”, powtórzył w myślach wampir. „Nie do końca prawda. Co byś mówiła, gdybyś o tym wiedziała?”

Kelnerka podeszła do sąsiedniego stolika.
- Kto z państwa zamawiał fois gras? - zapytała radośnie.

„Fois gras to luksusowy pasztet z wątroby gęsi, lub kaczki”, przypomniał sobie JD. „Aby go wyprodukować, należy do przełyku włożyć rurkę i cały czas pompować jedzenie, aby patologicznie stłuścić wątrobę. Wtedy jest smaczniejsza. Człowieczeństwo”.

To miał na myśli Cook, chwaląc jego „człowieczeństwo”? Czy powinien dążyć do stworzenia przemysłu Vitae? Tak zrobiliby ludzie, gdyby byli na miejscu Spokrewnionych. Tak zrobili, będąc na swoim miejscu. W nowym świecie przeciętny wampir wypijałby do cna dwudziestu pięciu ludzi rocznie. Będąc na szczycie łańcucha pokarmowego przecież miałby do tego prawo, prawda?

- Człowiek osiągnął szczyt ewolucji. Gdybyśmy nie mieli jeść mięsa, nie dałby nam kłów - rzekł ktoś inny.

„Bóg dał dzieciom Kaina większe kły od twoich. Tylko co to może znaczyć?”, zastanowił się JD, popijając kolejny łyk cytrynowej wody. „Co byś mówiła, gdybyś o tym wiedziała?”

Po kilku kolejnych minutach doszedł do wniosku, że ludzie i ich "człowieczeństwo" są nie chorobą, ale jej najbardziej widocznym symptomem. W idealnym świecie królestwo zwierząt kończyłoby się na pierwszym szczeblu konsumentów, czyli roślinożercach. Przy czym zjadane byłyby tylko owoce; zwierzęta rozsiewałyby nasiona, co prowadziłoby do obopólnych korzyści. Najzabawniejsze, że w tym systemie wciąż mogliby funkcjonować ludzie, gdyby chcieli. Ale z jakiegoś powodu Adam i Ewa zostali wygnani z raju, prawda? A Bóg wolał ofiarę Abla od ofiary Kaina.

„To złe, przeciwdziałać Apokalipsie”, pomyślał. „Ten świat nie zasługuje na istnienie. Jedyne istoty, jakie zyskują na jego przedłużeniu to ludzie oraz pasożyty, które na nich żerują. Jestem gotowy poświęcić moją przynależność do tej drugiej frakcji i zginąć dla dobra całości. Lepiej by życie umarło wraz ze światem, niż cierpiało w upodleniu. Uważam tak, pomimo tego, że przed chwilą ktoś inny zginął, aby dopomóc mi w zachowaniu tego piekła”.

- Hodowane przez ludzi krowy produkują tyle metanu, że niedługo życie przestanie istnieć na Ziemi! - ciągnęła kobieta rozdająca ulotki.

JD wybuchnął śmiechem. Zdaje się, że koniec świata miał nastąpić tak czy tak.

„To prawdziwy świat mroku. Ale nie dlatego, bo ludzie nie dostrzegają zła, jakim są wampiry i inne nadnaturalne stworzenia. Chodzi o to, że nie widzą zła największego, tego ostatecznego. Siebie samych”.

Zapłacił rachunek, po czym wyszedł z restauracji.


 
Ombrose jest offline  
Stary 04-04-2016, 20:18   #119
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Lotnisko w Marsylii miało ciekawą bryłę, jednak w środku było zorganizowane tak, jak każdy inny port lotniczy. Ta sama kolejność procedur. Miła, ale czujna obsługa. Odprawy i kontrole...

JD ze spokojem przebrnął przez wszystkie etapy ze spokojem. Tym razem miał na to czas, nic go nie goniło.

Bez pośpiechu wszedł na pokład samolotu. W wąskim przejściu ominął uśmiechniętą stewardessę, która zerknęła na jego bilet i wskazała ręką, gdzie mniej więcej powinien szukać swojego siedzenia.

Rząd drugi, miejsce od okna.

Przepchnąwszy się koło jakiejś gderliwej kobiety i jej łysawego męża, którzy kłócili się o to, które siądzie bliżej przejścia, Ashford dotarł do swojego rzędu. Jak się okazało, miejsce obok było już zajęte. Brujah zaniemówił, gdy rozpoznał współpasażera.

- Orzeszka? - zapytał niewinnie Marcus, wyciągając w kierunku Brujaha miseczkę z przekąską.

Najwyraźniej ubawiony miną JD, roześmiał się na głos.

[MEDIA]https://38.media.tumblr.com/f2c21d1ce11d597ac6998c543b0e8a5b/tumblr_inline_novw4uzYeU1t1qvrx_500.gif[/MEDIA]

Młody Kainita cofnął się odruchowo, wpadając na pasażera po drugiej stronie samolotu. Obejrzał, się by przeprosić, ale... na Małym Johnie jego szturchnięcie najwyraźniej nie zrobiło wrażenia. Olbrzym zatopiony był w lekturze książki.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 11-04-2016, 22:05   #120
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Obecność dwójki wampirów była niespodzianką dla JD - rzecz jasna. Brujah spróbował sobie przypomnieć, kiedy widział ich po raz ostatni. Wieki minęły od tego czasu. Nie był również pewny, czy cieszyć się, czy też nie. Mimo wszystko (choć zapewne nie było to logiczne), widok Markusa zdawał się… dziwnie pokrzepiający.

- Kurwa, potrzebuję wódki, nie żadnego orzeszka - odparł, lecz mimo to wziął ofiarowaną przekąskę i usiadł obok. - Pewnie nie masz wódki… - westchnął - …bo jesteś zawodowo, prawda? - zapytał, patrząc mu w oczy. - Czy prywatnie?
- Bo każdy wampir pracuje od 8 do 16 i ma zapewniony pakiet socjalny - zachichotał Marcus, po czym podał JD “szczeniaczka” - Pij, przyda Ci się. Mamy do pogadania - po chwili zapytał jakby od niechcenia, choć można było wyczuć napięcie Gangrela - Co sądzisz o Mary i jej ostatnich akcjach?
- Nic nie wiem o Mary i jej ostatnich akcjach. Założyłem, że była pilnowana i nie zdążyła zrobić nic głupiego… - zaczął Brujah.
„Czyżby Cook, wspominając o jej człowieczeństwu, miał na myśli jakieś niedawne wydarzenia? Myślałem, że mówi bardziej ogólnie”.
- Pozwól w takim razie, że zaktualizuję Twoją wiedzę. Na siedzibę Rady przeprowadzono atak. Przyjemniaczki z Sabatu. Uwolniono kilkoro więźniów, w tym Mary. Żeby było wesoło, naszą przyjaciółkę uwolnił... czy uwolniła, za chuja nie wiem jak to coś nazwać, Sasha Vykos, znana wcześniej jako Myca Vykos. - Gangrel uśmiechnął się sztucznie - Suma sumarum... Obecnie na Twoją matkę polują wszyscy archonci Camarilli. Rozkaz brzmi - przyprowadzić żywą lub martwą. Fajnie, co?

„Kurwa, jakbyś chwilę poczekała, Fanchon sama by cię uwolniła… Tak obiecała”, pomyślał JD. Sasha Vykos? Ze wszystkich rycerzy Sabatu akurat ten? To nie mógł być Cook, prawda? Na pewno nie. On nie byłby taki lekkomyślny”.
- Polują tylko na moją matkę? - zapytał Ashford. - Ode mnie niczego nie chcą?
Chwilę potem w jego głowie zapaliła się lampka.
- Dlatego tutaj jesteś, prawda? Jeżeli poświęciłeś trochę pracy na research, powinieneś wiedzieć, jak przydatny mogę być. Oraz po czyjej stronie stoję.
Marcus rozłożył ręce, chcąc pokazać gestem, że nie ma już nic do ukrycia.
- Po prostu przyszło mi do głowy, że jesteśmy jednymi z niewielu osób, które wolałyby jednak Mary schwytać żywą i dać jej szansę wytłumaczenia się. Co prawda, był jeszcze Cook, ale... słyszałem, że stary brzydal został spacyfikowany. - mężczyzna spojrzał wymownie na JD.
Tymczasem zamknięto właz samolotu, który lada moment miał wznieść się w powietrze.

Nic nie wskazywało na to, żeby Marcus miał mieć złe intencje względem niego. Gdy JD sobie to uświadomił, poczuł się… zagubiony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio raz prowadził rozmowę z wampirem, który zdawał się uczciwy. Brujah jednak wciąż mu w pełni nie ufał. Być może nie był w stanie już ufać nikomu.
- Stary brzydal sam się spacyfikował, posługując się mną - odparł ostrożnie. Nie zamierzał wspominać o diablerii. - Chciał umrzeć. Ja od samego początku nie chciałem jego śmierci.
JD rozejrzał się po otoczeniu. Niedługo samolot miał ruszyć.
- Jak mnie znalazłeś? - prawie warknął. - Jeżeli ty mnie znalazłeś, to równie dobrze mógł to zrobić ktoś, kto chciałby pozbyć się za jednym zamachem archonta i dwóch jego pomocników.
„Niech myśli, że uważam się za jego pomocnika”, pomyślał. „Niech przejmie inicjatywę, to zobaczę, co naprawdę planuje.”
JD spoczął ponownie na siedzeniu.
„On planuje uratować twoją matkę, uspokój się, na Boga”.
- Dostałeś jakiś prezent od Tremerów, co nie? No, to witamy we współczesnym świecie nadajników. A skoro już bawimy się pytania, by umilić podróż... jesteś w stanie powiedzieć mi co też tej kobiecie odbiło? - Marcus wydawał się naprawde przejmować losem Mary.

JD spodziewał się, że w prezencie będzie nadajnik, lecz wciąż z chytrości nie potrafił go wyrzucić. Technicznie rzecz biorąc nie miało to przykrych konsekwencji. Nie sądził też, że Fanchon w tej akurat chwili chciałaby im zaszkodzić, podkładając bombę w samolocie. Gdyby pozbył się elektrycznego floretu, mogłoby to natomiast wydawać się podejrzane. JD był uczciwym wampirem i nie miał nic do ukrycia. A w każdym razie taka plakietka była wygodna.
- Była zła - JD wzruszył ramionami. - Jeżeli Camarilla dochodzi do wniosku, że rozsądnie jest wrzucić cię nagą do więzienia, mimo że nic złego nie zrobiłaś, zaczynasz kwestionować swoją lojalność. Kiedy Sabat przychodzi i ofiaruje wolność… - JD wzruszył ramionami. - „Dobry pies” pozostałby wierny swojemu panu, mimo że go bije, a pogryzłby pracownika opieki, który przyszedłby go odebrać. Tak zrobiłby dobry, lojalny pies. Ale moja matka nie jest psem. Być może uznała, że ma szanse przeżyć z potęgą Sabatu po swojej stronie. Może nie wierzyła, że będę w stanie wykonać swoje zadanie i ją stamtąd wyciągnąć. Może chodzi o jeszcze coś innego. Nie wiem, wieki z nią nie rozmawiałem. Myślę, że dość łatwo będzie ją wybronić, jeżeli już ją znajdziemy. Wystarczy powiedzieć, że prowadziła podwójną grę, szpiegując Sabat. Może rzeczywiście tak jest. Krwawa Mary, którą znam, tak by zrobiła. Chyba, że uznała, że lepiej pieprzyć to wszystko - mruknął, wpatrując się w swoje odbicie w okienku samolotu - co też jest możliwe. Jeżeli dostarczymy do Wiednia Krwawą Mary wraz z głową Saschy Vlykosa i poświadczymy, że to ona go zabiła i wszystko zaplanowała… kto mógłby się na nią gniewać? - uśmiechnął się na Marcusa. - Chyba, że zrobiła coś jeszcze gorszego po drodze? Zabiła kogoś ważnego? Jacy więźniowie uciekli wraz z nią? Kim byli?
- Sabatnicy, ale nie tylko. Kilku szalonych proroków Malkavian... O kilku więźniach, przypuszczam, że sam nie wiem. To się kupy nie trzyma - Marcus wyciągnął się na fotelu i oparł ciężkie buciska o oparcie przed nim. - Sabat zabił najlepszą kumpelę Mary. Na zlecenie Vycosa. Dlatego to bez sensu. Pogniewała się, bo ją potarmosili? Nie. Kurwa... Co ta kobieta znowu wymyśliła?! Myślałem, że chociaż ty będziesz wiedział.

- No przecież mówię, że może po prostu jest podwójną agentką. Myślę, że ciebie bardziej boli to, że nie zamieściła cię w swoich planach. Myślałeś, że ja może coś wiem… jednak nie masz powodów, by czuć się zazdrosny - JD uśmiechnął się lekko. - Pomyślałeś może, że Mary zależy na naszym bezpieczeństwie i dlatego nas odsunęła? Nie chcę, żeby zabrzmiało to ostro, ale przy ostatniej wspólnej misji nie wszystko poszło dobrze. John wpadł w pułapkę, my prawie usmażylibyśmy się, gdybyś nie zakopał nas pod ziemią. Być może Mary postanowiła znaleźć bardziej subtelną metodę zniszczenia Sabatu, niż mięśnie i otwarta walka. Jeżeli nienawidzi Vycosa, to tylko znaczy, że jest bardziej zdeterminowana, by go pogrążyć.

„Istnieje również szansa, że odłożyła na bok osobiste niesnaski i zdecydowała się z nim współpracować dla osiągnięcia wspólnego celu. Nie każdy decyduje, opierając się na uczuciach”.
- Kim była ta przyjaciółka Mary? - zapytał. - To dawna sprawa?
- Livia był hipiską, obie były najmłodszymi Brujahami w mieście. Rywalizowały, Na początku były jak pies i kot, ale... w sumie to sam nie wiem jak narodziła się ta przyjaźń. Ciągle się kłóciły, jak to baby, ale jedna drugiej oka nie dała wykolić. Livia jednak miała podejrzanych znajomych i... chyba za blisko podeszła do jakiegoś sekretu Vykosa. Trudno powiedzieć. Nie było mnie wtedy z Mary, bo miała na mnie focha - znów rozłożył ręce - Teraz moja kolej na pytania.
- Kochasz Mary? - Marcus uśmiechnął się bezczelnie.

Brujaha zaskoczyło to pytanie. I poddenerwowało.
- Jestem jej dzieckiem, Marcusie. Nawet gdyby ci na to pozwoliła, nie mógłbyś mieć jej na wyłączność. A właśnie o to ci chodzi, prawda? Chcesz posiadania jej, nie miłości. Pamiętasz, jak została postrzelona? Nie mówiłeś wtedy nic o ocaleniu jej, interesowało cię wyłącznie odkrycie nowoczesnej technologii Sabatu. Pamiętasz to wilkołacze dziecko, które wybrałeś zamiast jej? Myślisz, że ona w ten sposób chce się odegrać, tworząc swoje własne wampirze dziecko, które mogłaby wybrać zamiast ciebie? Nie, tak nie jest. Nie jestem elementem jakiejś chorej miłosnej wojny, jaką uważasz, że toczycie - JD zaśmiał się cicho, po czym nachylił się i musnął wargami płatek ucha Gangrela i wyszeptał - pamiętasz, jak w tej skale cały dzień przeleżałeś wtulony twarzą w moją szyję i szeptałeś, że jestem podobny do Mary i rozumiesz, czemu mnie wybrała? Chciałeś mnie ukraść jej, żeby ją zabolało? A może również miałem odszeptać ci, że rozumiem, dlaczego Mary wybrała cię za męża, po czym mieliśmy we troje założyć kochającą się rodzinę? - JD zachichotał. - Czy wtedy doszedłeś do tej prawdy, że dojść do niej możesz tylko przeze mnie? Gdybym chciał, mógłbym być dzieckiem, które was połączy. Tamto rozdzieliło, ale ja mógłbym wszystko naprawić, Marcusie - JD uśmiechnął się w duchu do siebie, po czym delikatnie skubnął zębami płatek ucha Gangrela. - Ale dlaczego miałbym to zrobić? Co takiego miałbyś, co mogłoby mnie zainteresować? Siebie? - zakpił, odsuwając się powoli od Archonta.

JD spojrzał przez okno na powoli oddalające się podłoże. „Kiedy stałem się taki okrutny?”, pomyślał prawie ze smutkiem. „On mi nic nie zrobił.” Trudno powiedzieć czy Marcus grał, czy był szczery w swojej reakcji. Faktem jednak jest, że zasępił się i zmilkł. W jego palcach igrał mały orzeszek, któremu teraz wampir poświęcał całą uwagę.
- Widziałeś kiedyś dzikiego konia? - odezwał się po dłuższej chwili - To najpiękniejsze zwierzę jakie można zobaczyć. Tak piękne, że chce się je mieć na własność. A jednak, nieważne jak wymuskany i wyczesany będzie koń w stajni, to nigdy nie dorówna temu, widzianemu przez zaledwie kilka sekund w dzikich ostojach. Mary jest dla mnie takim dzikim koniem. Pragnę jej, a jednocześnie wiem, że zrobiłbym jej krzywdę, gdybym ją udomowił. Dlatego chciałem po prostu wiedzieć... czy ty też widzisz to piękno... żeby ją ochronić.

JD wybuchnął śmiechem.
- Ja ją porównuję do psa, ty do konia. Szkoda, że nie ma jej tu z nami.
Wziął jednego orzeszka z miski Marcusa. Nie miał pojęcia dlaczego, ani o co właściwie chodzi z tymi przekąskami.
- Ochronić przed tobą? Boisz się, że będziesz musiał ją zabić, jako Archont Camarilli i chcesz, żebym ci przeszkodził? Chcesz, żeby połączone siły moje i Mary odebrały ci życie? Czy może chcesz mieć wymówkę, żeby mnie zabić w walce? Jesteś moim przyjacielem, czy wrogiem, Marcusie? Mogę ci ufać?
Odnalazł dłoń Gangrela i mocno uścisnął. Nachylił się, patrząc mu w oczy.
- Bądź szczery - dodał.
Jeżeli sam nie dostrzeże, czy Marcus gra, to być może instynkt Cooka mu dopomoże w przejrzeniu wampira.
- Chcę ją ochronić. Za wszelką cenę. - powiedział poważnie Gangrel, znów lokując swoje zainteresowanie w przekąsce.
“On ją kocha. Jest gotów poświęcić swoją lojalność” - odezwał się głos w głowie JD.

Ashford westchnął. Marcus może kochał Mary, ale nie znaczyło to, że nie mógłby wepchnąć jej potomkowi nóż w plecy.
- No dobra - JD podniósł ręce do góry, po czym klapnął nimi o uda. - Może jednak dobry z ciebie gość. Co zamierzasz, po przylocie do Londynu?
- Przejechać się czerwonym autobusem... a potem, coż, wytropić Twoją mamuśkę, sklepać jej dupsko i wywieźć gdzieś na zadupie, dopóki to wszystko nie ucichnie. Będziesz pił? - Marcus wskazał na niedużą buteleczkę wódki.
JD odkręcił ją i powąchał. Była to czysta wódka.
- Skąd pewność, że jest w Londynie?
- Informatorzy. - odparł krótko Marcus, a po chwili dodał - Roland mówi, że tam się wszystko rozstrzygnie.
- Roland współpracuje z wami? - JD zdziwił się. Pociągnął łyk z butelki. W końcu co złego mogło się stać?
- Jasne. Razem tworzymy ligę sprawiedliwych... Widziałeś kiedyś, żeby Malkavian współpracował? - wampir popukał się znacząco w czoło. JD w odpowiedzi popukał palcem wskazującym w grzbiet dłoni Marcusa.
- Widziałeś kiedyś, żeby Brujah współpracował? - JD roześmiał się w odpowiedzi. - Powiedz mi jedną rzecz, która pozostaje niejasna. Ja sam nie wiedziałem, że wysiądę w Marsylii, wy też nie mogliście tego przewidzieć. Od razu po wysiadce pojechałem na lotnisko i wykupiłem bilet do Londynu. Rozumiem, że w tym momencie informacja o tym musiała wyciec do Camarilli. Jak to możliwe, że w przeciągu nieco ponad trzech godzin, które zostały po mojej pierwszej wizycie na lotnisku, zdołałeś przedostać się ze wszystkich miast świata akurat tutaj? Jeżeli chciałbyś tylko polecieć do Londynu, nie musiałbyś po drodze lądować w Marsylii. Wygodniej byłoby mnie znaleźć już na miejscu, w Anglii. Do czego zmierzam…? Jak długo mnie śledzisz, Marcusie? Już od momentu Hindu Kusz? A może od chwili, kiedy pożegnałem się z Tremerami i zdobyłem moją zabawkę? Jechałeś tym samym pociągiem, co ja? Camarilla uczyniła mnie twoim zadaniem, gdyż sądzi, że doprowadzę ich do Mary? Trudno mi uwierzyć, że pędziłbyś do Londynu tylko dlatego, bo chciał tak szalony Malkavian, z którym, jak mówisz, nawet nie współpracujecie. Lecisz tam tylko dlatego, bo ja tam lecę.

- Ktoś tu ma wysokie mniemanie o sobie - humor najwyraźniej wrócił Gangrelowi. - Przepraszam, czy mogę prosić coś wyskokowego? - zwrócił się do obsługi - Z palemką - uśmiechnął się tak, że stewardessa aż się zarumieniła, po czym skierowała się do barku.
Kiedy wróciła, a Marcus zaczął sączyć drinka, JD zrozumiał, że ten chyba nie zamierza rozwinąć odpowiedzi. Uznał również, że pewnie nie rozwinie już żadnej.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172