Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2016, 23:24   #12
Ryder
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację


Puszcza Lethyru, noc

Południowy las ciemniał z każdą chwilą, a wraz z nim i tak już ponury nastrój grupy łowców. Odczuwając coraz bardziej wieczorny chłod, rozpalili pochodnie i ruszyli przed siebie. Trzymali się blisko siebie, starając się zachować czujność. Jedynie Dolit się na chwilę odłączył, twierdząc, że to 'za potrzebą'. Chwilę później wrócił z małpą o ludzkiej twarzy u boku. Ta przyjrzała się wszystkim i każdemu z osobna, obtańcowując wokół nich sobie tylko znany rytuał. Davy co jakiś czas wspinał się zwinnie na drzewa, wypatrując zdobyczy. Wyrnona nie było ani śladu.

Zehirla szła przez chwilę z wyrazem intensywnej koncentracji na twarzy, rozglądając się po lesie. Widząc skupienie w spojrzeniu elfki, Xaazz zachichotał nerwowo.
- "Już widzisz, jak bardzo mamy przesrane?"
Zdanie, choć wypowiedziane półgębkiem, od razu wyłapał Roley.
- "Słyszałem! Wy coś wiecie?! Mówcie, o co chodzi!"
Czarodziejka zdawała się nie oponować, wyglądała wręcz na zirytowaną, że wmówiono jej posiadanie sekretu. Poszukała tylko wzrokiem Xaazza, ale ten już wycofał się poza zasięg jej złości. Westchnęła.
- "Wszystko wokół spowijają pozostałości magii." - rzekła poważnie - "Albo był to bardzo potężny czar rzucony w przeciągu ostatniej godziny, albo coś, o czym wolę nawet nie myśleć..."
- "Cokolwiek to było, jesteśmy cali i mamy się nieźle" - skwitował Osbern - "Skupmy się na tu i teraz."

Na dalsze rozważania nikt nie miał ochoty. Kilka minut marszu nieistniejącym szlakiem zaprowadziło ich na miejsce, gdzie Roley znalazł czarnoskórą kobietę. Gdyby nie ciężki odór od niej bijący, można byłoby ją przeoczyć - ciemnobrązowy kształt wśród paproci. Odziana w skórznię typową dla myśliwych, pod nią półtorametrowa prosta włócznia. Łucznik wskazał zwłoki pozostałym dla pewności. Napuchnięte, podbiegające fioletem ciało kobiety nie zdradzało przyczyny zgonu. Towarzysze mogli jedynie gdybać.

Kilkaset metrów dalej, tym razem na otwartej przestrzeni, leżało truchło potężnego jelenia. Za życia majestatyczny cel polowania, teraz – leżąca beczka nieczystości. Tym razem Davy'emu coś przyszło do głowy.
- “Ej, czy po takim czasie nie powinno go zeżreć jakieś robactwo?”

Pozostali pokiwali głowami w zamyśleniu. Jedynie Xaazz nie wydawał się zbyt przejęty. Poszli dalej, próbując rozeznać niepokojącą sytuację. Wkrótce okazało się, że las nie tylko wydawał się dziwnie cichy – on był pozbawiony wszelkich odgłosów życia. Poczynając od świergotu nocnych ptaków, a kończąc na owadach, których irytującego pobrzękiwania nie sposób było normalnie przeoczyć. Las był całkowicie pozbawiony życia.

Po kilkudziesięciu minutach marszu sprawdziły się zapowiedzi niziołka. Najpierw zaczęło lekko grzmić, potem mżyć, aż wreszcie wszystkim przyszło kroczyć w monotonnym zimnym deszczu. Przyśpieszyli kroku.

* * *


W ciągu kolejnych kilku godzin znaleźli jeszcze trzy ciała. Jednego niziołka pod wielkim drzewem ze złamanym karkiem, a w odległości kilku metrów rosłego ciężkozbrojnego brodatego mężczyznę, oraz elfiego łowcę o długich przedtem-białych włosach. Była to mała polanka, a miejscem znaleziska musiało być obozowisko tej trójki, na co wskazywały dwa pnie ułożone równolegle po obu stronach resztek, które mogły kilka dni temu być ogniskiem. Odpoczęli tam chwilę, chroniąc się pod rozłożystą olchą przed deszczem i posilając racjami, które mieli. Wspólnie zdecydowali się kontynuować, wszak wszyscy byli w pełni sił.

* * *


Roley poprowadził drużynę wgłąb lasu. Gąszcz jałowców, dzikich jeżyn i chaotycznie rosnących drzew stał się nie lada wyzwaniem dla szóstki śmiałków, lecz pchani niektórzy determinacją, inni obawą, ale większość wszystkim po trochu zanurzyli się w mniej przyjazną część puszczy.

Drzewa zdawały się być coraz bardziej wykrzywione, a ich gałęzie miast stanowić zwykłe przeszkody, mogły teraz być postrzegane jako rozczapirzone ręce drzewnych strażników sięgające ku nadciągającym intruzom. A może była to tylko ich wyobraźnia? Cisza, o ile to możliwe, zapadała coraz głębiej w ich głowy. Każdy krok odbijał się głucho, każdy oddech brzmiał obco. Choć atmosfera była chorobliwie napięta, nikt nie starał się nawiązywać rozmowy.

Nie wiedzieli, jak długo szli, napięcie i monotonię przerwał widok kolejnego ciała. Był to jeden z “tutejszych”, których grupę można było dostrzec przy rozpoczeciu Łowów. Człowiek miał złamaną otwarcie prawą rękę, przy nim znajdował się złamany łuk, a wokół leżały rozsypane strzały. Zanim jeszcze przystąpili do większych oględzin, Osbern wskazał w dal.
- “Nie był sam, patrzcie tam.”

Wojownik skierował uwagę wszystkich na krąg wielkich dębów, których gałęzie splatały się ze sobą, jakby wszystkie należały do jednego drzewa. Wokół tego kręgu leżały dwie kolejne postacie, również druidzi-łowcy z Bezentil. Jeden z nich miał głęboką ranę na piersi; na tyle głęboką, że dziw, że go nie rozpłatała. Druga osoba, kobieta, bez wyraźnej przyczyny śmierci, jak większość znalezionych do tej pory ciał. Obok nich leżały jeszcze rosły wilk i jastrząb. Fetor bijący od mieszających się zapachów śmierci był nie do opisania.

Ziemia wewnątrz kręgu wydawała się ciemniejsza od tej poza kręgiem. Na środku znajdował się poczerniały pieniek, do którego od razu podbiegł Dolit. Pochylił się głęboko nad nim, jakby próbując coś wyczytać, w końcu wszyscy się tam znaleźli. Ciemną mazią na ponad metrowym pniaku wypisano setki kresek w różnych orientacjach.


Mrok, do którego się zdążyli przyzwyczaić, zaczął lekko blednąć. Nadchodził świt.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 21-03-2016 o 23:30.
Ryder jest offline