Yrseldain nie wiedział czy się uśmiechnąć, czy skrzywić. Uwielbiał walczyć i właśnie nadarzała się ku temu świetna okazja, niestety ich uciecha była okupiona cierpieniem zwykłych ludzi, którzy mieli nawet możliwości się bronić.
-Zatańczmy z tymi skurwielami. - warknął, a w jego oczach zapłonęło coś pomiędzy ognistą pasją i bezgraniczną żądzą krwi. Praktycznie niezauważalnie w jego dłoniach pojawiły się dwa ostrza, jedno długie i klasyczne, drugie krótkie i pofalowane. Miecze miały jedną cechę wspólną, były czarne i matowe jak sama śmierć, przypominały wręcz rysy w przestrzeni a nie materialne przedmioty.
Sprężystym, szybkim krokiem Tancerz Wojny ruszył w stronę wrogów, odwracając chwyt na krótkiej broni, zazwyczaj używał jej do defensywy, nie do ataku i nie uważał by tym razem musiało być inaczej. W przeciwieństwie do Algrima jednakże, elf nawet w biegu poruszał się niemal bezgłośnie.
Rozpoczął się piękny i jednocześnie przerażający taniec, Yrseldain zamienił się w cyklon czarnej stali i ognistej grzywy, niosąc śmierć tym, którzy na nią zasłużyli.