|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-03-2016, 10:50 | #51 |
Reputacja: 1 | Host źle sypiał. Sny o wojnie nie pozwalały mu się ostatnio skupić na jego obowiązkach. Otrzymane od księcia instrukcje były ogólnikowe. Horst rozumiał znaczenie tajemnicy, wiec nie naciskał na przyjaciela. Grunt, że obiecał przysyłać instrukcje. Ostatnio edytowane przez Asmodian : 21-03-2016 o 11:05. |
21-03-2016, 12:49 | #52 |
Reputacja: 1 | Kiedy wjechali do Carroburga ludzie zachowywali się specyficznie. Krzątali się i szykowali się na coś. Edgar zszedł z konia by nikogo nie poturbować i prowadził za uzdę wierzchowca. Kiedy dowiedzieli się, że ma być jakaś walka, pojedynek zainteresował się wydarzeniem. Takie spory szlachty w jednym z większych miast Imperium było zaskakujące. Musiał potykać się ktoś znaczący i kiedy Elf zaproponował obejrzenie spektaklu przystał na tą propozycję. -Z chęcią zobaczyłbym ten pojedynek. Z resztą chyba dobrze nacieszyć się życiem przed harówką, która nie wiadomo kiedy się skończy.- -Niestety jak wspomnieliście wcześniej. Pierdoły doprowadzają do takich sytuacji. Ciekawi mnie tylko co musiało sprowokować tak wysoko postawione osoby. Bo raczej nie było by głośno gdyby szaraczki się potykali.- Edgar zastanawiał się cały czas i kiedy natrafili na patrol straży sam zapytał dowodzącego co się dzieje i kto się potyka. |
21-03-2016, 20:34 | #53 |
Reputacja: 1 | - Skoro już łaskawa szlachta zechciała fundować wszystkim rozrywkę to czemu nie skorzystać. Przydałyby się jakieś zakąski... mięsiwo, wypieki, chłodne piwo i takie tam. Właśnie ciekawe gdzie to się odbywa... na placu? A może mają tutaj stadion do snotballa? - zapytał Algrim. Snotball. Chyba najwspanialszy sport Starego Świata pokazujący jak bardzo kulturalna potrafi być rozrywka dla pospólstwa. W jaki cywilizowany sposób można rozwiązywać przeróżne konflikty. Sport to zdrowie! Tylko maminsynki dopowiadały, że "złamana noga ci to powie" Natłok wspomnień napłynął do głowy krasnoludzkiego zabijaki. Pamiętał jak jeszcze zanim wkroczył na Ścieżkę Zabójców, jak był jeszcze młody to uwielbiał oglądać Ligę Mistrzów Snotballu. Ba... zaledwie parę miesięcy zanim ogolił głowę zapisał się na treningi drużyny Piwnych Berserków. Musiał niestety porzucić marzenia o karierze wraz z niezasłużoną plamą na honorze. Szkoda że nie zostali dłużej w Altdorfie... na pewno byłaby okazja zobaczyć mecz. Ba... ile by dał za możliwość zagrania. Zagrać i sprawdzić się po tylu latach... kiedy się już nie jest takim szczawikiem. Liga Mistrzów Snotballa.... W sumie niedługo on sam i jego towarzysze będą rozgrywali najbardziej mordercze mecze Ligi Arcymistrzów Beastballa. - Załatwmy sobie jakiś nocleg, dowiedzmy się kiedy, gdzie i kupmy żarcie. Mam nadzieję, że ten... heh... pojedynek nie skończy się szybciej niż pierwszy kufel piwa. |
23-03-2016, 22:44 | #54 |
Banned Reputacja: 1 | Wszyscy Wbrew pozorom o nocleg nie było trudno. Znalezienie dogodnego lokum zajęło mi tylko piętnaście minut. Solidna karczma, z piętrem i strzelistym dachem na wyższych poziomach miasta. Oferowała nawet postój dla koni. Mieli szczęście, bowiem oprócz nich do przybytku nie zawitał żaden jeździec. Cena również nie była wygórowana. 10 szylingów za nocleg z śniadaniem było uczciwą ceną, zwłaszcza w Carroburgu. Rozsiedli się przy jednym stole. Krasnolud począł otwierać małą beczułkę, gotowy do popijawy. Do miejsca w którym siedzieli przyszła młoda kobieta, która zatroszczyła się o dostarczenie zamówionego jadła. O dziwo podano im sporej wielkości rybę, pieczoną na paleniskiem z dodatkiem kilku ziół. Karczmarz zarzekał się, że jest to specjalność lokalu i nikt jeszcze nie narzekał. Pierwszy dania spróbował Yrseldain. Uszczknął soczystego mięsa i włożył go do ust. Potrzymał je chwile w ustach, delektując się smakiem wzbogaconym przez zioła po czym połknął kęs. Szczery uśmiech wypłynął na jego twarz oznaczając rekomendacje elfa. Wszyscy zaczęli się raczyć daniem, popijając piwem Kufle doniósł im sam gospodarz, życząc smacznego oraz informując o tym, iż pokoje są gotowe. Chyba wszystkich ciekawiła ta ruchawka na ulicach miasta, toteż najbardziej ciekawski Rzut k8: 1-2 Ragnwald, 3-4 Edgar, 5-6 Algrim, 7-8 Yrseldain wynik = 8 którym okazał się Yrseldain, zagaił do gospodarza. - Dobrodzieju, może Pan będzie wiedział więcej o całej sytuacji, którą żyje Carroburg. Yrseldain: Ogłada 62/22 test zdany! Najwyraźniej aura bijąca od elfa oraz jego łagodne rysy twarzy, w połączeniu z spokojnym głosem, sprawił, iż lekko zaokrąglony w okolicach brzucha mężczyzna o siwych włosach i długich wąsach uśmiechnął się do drużyny. Przystanął przy stole i westchnął krótko. - Cóż, drodzy panowie, sprawa wyższych sfer. Arystokracja rozstrzyga swoje spory. Nam, ludziom prostym pozostaje albo wyjście na zewnątrz by na gruncie, w obliczu Sigmara, natrzaskać sobie po ryju, a potem zasiąść do gorzałki. Pogodzeni, rzecz jasna. Sprawa jest dosyć... śliska - ostatnie słowo zakończył opuszczeniem wzroku w dół i przybraniem miny pełnej niezadowolenia, bądź też degustacji. - Widzicie, ziemię Bildhofenów stale się powiększają. Nie jest tajemnicą, że są konkurentami dla Todbringerów, jednak wraz z wstąpieniem grafa Heinricha na tron imperatorski, coś się zmieniło. Bildhofenowie, nasi panowie.. jacy by nie byli.. - te słowa wypowiedział przez lekko zaciśnięte usta. - są coraz bardziej agresywni. Wykupują ziemię innych, podważają szlachectwo i prawo do ziem. Takie tam pierdoły. Rzecz jest taka, że pomiędzy ziemiami Todbringerów a Bildhofenów leży baronia Nordstein, której władcą jest znany w Middelandzie baron Steinberg. Co prawda, nie jest to stary Jorg, świeć Sigmarze nad jego duszą - wykonał znak młota na swojej piersi - ale jego najstarszy syn, Horst. To równie dobry, a może i lepszy baron niż jego ojczulek. Zadziorny, zdecydowany, bywa szorstki ale nie w ciemię bity. Ma łeb na karku, zręcznie pogrywa z Bildhofenami i jest stronnikiem Todbringerów. Rankor jest taki, że było ich blisko szóstka rodzeństwa, z czego Horst najstarszy. Dwóch jego braci poległo w wojnie domowej, ostał się on wraz z dwójką smarkatych braci i małą siostrą. Rodzice też odeszli do Morra. Matthias, najmłodszy podobno bardziej niż baron przejawia niechęć do Bildhofenów, co rozsierdziło boczną gałąź naszych dobrodziejów. Boczną, ale nadal ważną. Doszło do tego, że Marcus von Bildhofen wyzwał barona Steinberga na pojedynek. Zjedzie się śmietanka! Diuk Leopold Bildhofen nie miesza się do sprawy, ufając w osąd księcia Welfa. Pojedynek ma odbyć się gdzieś na ziemiach barona, dokładnie nie wiem gdzie. Podobno ma przybyć sama grafini! - mrugnął okiem na znak tajemnicy. Zaśmiał się serdecznie po czym życzył drużynie dobrego pobytu, samemu wracając do swoich spraw. Siedzieli więc do późnej pory, pijąc, rozmawiając i porównując. Ostatni na łóżko zwalił się Algrim, który zdążył zwyzywać słabe łby kolegów od najgorszych. Zaległ snem sprawiedliwego, głośno chrapiąc. Edgar miał ciężką przeprawę, bowiem przyszło spać mu w jednym pokoju z krasnoludem, ale zmęczenie oraz alkohol zrobiły swoje. Ranek powitał ich słońcem wkradającym się prze okiennice. Byli gotowi do podróży. Niektórych bolała głowa od wypitych procentów. Krasnolud czuł się bardzo kurwa dobrze, wręcz rześko. Nim zabito w dzwon wzywający na poranne modły w świątyni Sigmara, drużyna jechała na swoich rumakach w kierunku zamku Steinhof. Jak powiedział im Edgar, czekał ich jeszcze kawał drogi. Długi i niebezpieczny kawał drogi.. *** Tymczasem na Steinhof Horst był zajęty masą rzeczy. Nadchodzący pojedynek aferowa go w znacznym stopniu, bardziej jednak to, żeby nie dawać Bildhofenom jeszcze większych powodów do zatargów. Zamek był pieczołowicie szykowany na przybycie znamienitych gości - diuka Leopolda, księcia Welfa. Największym zaskoczeniem dla barona były dwie wiadomości w postaci dwóch gońców. Jeden z Altdorfu, drugi z Middenheim. Jako pierwszego przyjął gońca z stolicy Middelandu, słusznie podejrzewając, iż stolica Imperium przesyła mu tylko i wyłącznie kolejne rozkazy bądź zalecenia. List opiewał na arcyciekawą wiadomość, bowiem oto do Steinbergu przybędzie sama grafini Katerina Todbringer, by asystować księciu Welfowi w rozstrzygnięciu sporu. Wyraziła nadzieję, iż pojedynek przebiegnie zgodnie z zasadami rycerskiego obyczaju, a wyrok będzie sprawiedliwy. To była niesamowicie ciekawa wiadomość. Oczywiście, jego patron przebąkiwał coś o grafini, jednak nie podejrzewał, iż wprowadzi swoje słowa w czyny. Najwyraźniej postać baron Horsta była bardzo interesująca na dworze Middeheim. Możliwe też, że grafini znudzona sprawami politycznymi, postanowiła zażyć nieco rozrywki. Drugi list był od księcia Siegfrieda von Walfena. Treść listu odczywał w swojej komnacie, wieczorem przy kuflu przedniego miodu pitnego - napitku kislevskiego, który ostatnim razem coraz bardziej przypadał do gustu baronowi. Nazajutrz mieli przybyć goście. Horst musiał przygotować się psychicznie na wszelkie ceremoniały i grzeczności, jakie będzie musiał stosować wobec nielubianego diuka. Cieszył się, że chociaż książę Welf zatrzyma się w jego zamku. Dzień nie zapowiadał się tak źle jak przypuszczał. Podobno Marcus ma zatrzymać się w samym Steinbergu, czekając na rywala. *** Jechali. Słonko radośnie grzało w facjatę, mile łaskocząc kark promieniami ciepła. Nawet Algrim docenił cudowną pogodę, podkreślając to swoim charakterystycznym humorem. Yrseldain wtórował mu w przerzucaniu się żartami. Ragnwald był od kilku dni nadzwyczaj milczący. Odpowiadał połówkami zdań, wodził gdzieś wzrokiem, ciągle o czymś myślał. Może to piękna służka z Pałacu Imperialnego tak go oczarowała? Kto wie. Edgar zaproponował zjechanie z drogi głównej, by przeciąć las. Była to droga szybsza niż przedzieranie się szlakiem zatłoczonym przez wozy kupieckie. - Po drodze winniśmy minąć jedną bądź dwie wsie na skraju lasu. Wioski typowo drwalskie, skrajnie biedne. - wytłumaczył swoim towarzyszą. Prowadził, jadąc na czele kawalkady. Dostał odpowiedzialne zadanie, które miał zamiar wypełnić najlepiej jak tylko umiał. *** Gdzieś na północy Kislevu, wcześniej... Michaiło wystrzelił kolejną strzałę, która zanurzona w substancji łatwopalnej niosła za sobą pióropusz ognia. Norsmen podnoszący masywną drabinę został ugodzony w odkrytą czaszkę celnym strzałem z ungołskiego łuku. Zwalił się w tył, ale jego miejsce zajęło wielu kolejnych mu podobnych. Szli falą. Niepowstrzymani. Horyzont był czarny od ilości tego ścierwa. Śmiali się z małego, dziwnie wygiętego łuku. Nie doceniali jego niezwykłej mocy. Strzelec wspominał ostatnie chwile, które doprowadziły do obecnej sytuacji... Niezwykła, a zarazem odrażająca czarna masa zatrzymała się przed pierwszymi umocnieniami. Zawyła dziko, niosą echo swojego barbarzyńskiego języka daleko w głąb Kisleva. Raz, drugi, trzeci. Wtórowali sobie pochodniami, które rozkołysane przez dłonie, tworzyły obraz żywego morza wytworzonego z ognia. Wielu z nich waliło swoim orężem w drewniane tarcze, podskakiwali, wiercili się. Byli pod wpływem Mrocznych Potęg. Mieli jedno zadanie - niszczyć. Nim Michaiło odmówił pierwszą modlitwę do Boha, zaczynająca się do Pamiłuj Gaspadin swajego malczika rozpędzona masa ruszyła na przód. Łucznicy i kusznicy zareagowali błyskawicznie. Niebo przykryła fala szarości, która wpinając się w górę miała jeden cel - opaść stromo na przeciwników. Tak też się stało. To jednak ich nie powstrzymało. Podobnie jak ostrokoły. Wilcze doły wykonały swoją robotę, zabierając w diałby te przeklęte istoty. Wtedy też pojawiły się te latające bestię zwane Furiami. Krążyły nad obrońcami, raz po raz atakując ich. Michaiło wymierzył szybko i wypuścił strzałę, która ugodziłą stworzenie w klatkę piersiową. Z przeraźliwym piskiem runęła na blanki, gdzie przy dźwiękach łamanych kości spadła wprost przed mury fortu. Oni byli coraz bliżej. Strzały dziesiątkowały ich szeregi, ale na miejsce jednego było dwóch kolejnych. Bronili się zaciekle, ale atak przybierał niesamowity rozmiar. Otaczali ich z wielu stron, próbując wedrzeć się na mury. Obrońcy używali wszystkiego co było pod ręką - zrzucali kamienie, razili z łuków oraz kusz, wylewali gorącą oliwę. Na nic były ich próby. Tym bardziej próby Michaiła, bowiem nim zdołał zareagować w odcinek muru przy którym stał wbił się tajemniczy potwór. Okropna hybryda człowieka z nieznanym mu urządzeniem. Zwisały z niego łańcuchy. Był w pół przytomny, ale mocno uczepił się muru. Próbował ściągnąć to ścierwo swoją rohatyną, jednak dziwny stwór uczepił się z ogromną determinacją. Gdy uderzył z góry, w kręgosłup dziwdła stała się rzecz niezwykła. Jego ciało wydłużyło się, a raczej rozdzieliło, ujawniając nieludzki mechanizm. Był to ludzki łańcuch, przedłużenie, pomoc do szturmu. Rozwrzeszczani barbarzyńcy poczęli wspinać się po nim ku górze. Na nieszczęście Michaiła, wraz z ujawnieniem tej ohydnej zagadki, jego broń została złamana w pół. Na fort zaczęli wlewać się najeźdźcy Chaosu. Uzbrojeni po zęby, w wszelkiej maści topory, maczugi, zakrzywione miecze. Pokrycie tatuażami, okryci w częściowe zbroje. Maskarowali kolejne punkty oporu. Przy Ungole pozostało blisko tuzin kolegów, którzy zwarli się tarczami gotowi do obrony. Byli gotowi do odepchnięcia w tył kolejnych fal napastników, stosując razy wymierzane toporami, siekierami, buzdyganami, szablami czy włóczniami. Nie byli jednak gotowi na to, co niema wyskoczył w górę. Potężna, o wiele przewyższająca pozostałych sylwetka spadła na kislevczyków. Ta demonstracja siły kosztowała życie dwójkę żołnierzy, trzeciego przygniatając pod stalowymi butami pancerza. Tak, istota byłą pokryta od stóp do głów czarnym pancerzem. Krwisto czerwone elementy pokrywające pancerz zdawały się pulsować w rytm bicia serca ciężkozbrojnego wojownika. Przeraźliwy wizg przeciął powietrze, opadając na tarcze zaskoczonych zbrojnych. Sieriożę niema rozciął na pół, Pawła odrzucajac w tył. Michaił zaatakował sam, wyskakując do przodu z drugiej strony napastnika. Celował w zgięcie kolana by powalić czarną bestię. Niestety ostrze broni drzewcowej ześlizgnęło się z płyty, wskrzeszając niebieskie iskry. Następne co pamiętał to czarna smuga, która wylądowała na nim. Odleciał w tył, uderzając plecami w blanki. Ostatkiem siły widział jak pozostali barbarzyńcy wdzierają się na mury rozpoczynając nierówną walkę z obrońcami fortu. Czarny rycerz kończył właśnie masakrować załogę swoim potężnym mieczem. Ofiara jego kolegów dała mu czas na dojście do siebie. Wyszarpując zza pasa nadziak, z donośnym okrzykiem bojowym skoczył do przodku. Broń zatoczyła łuk, celując w wcześniej obrany cel. Dudniący odgłos rozlał się po okolicy, a Michaiło wiedziony determinacją zakreślił łuk obracając oręż w ręku. Część zakończona szpikulcem zatopiła się w pancerzu pod żebrami. Z całych sił naparł, jednak jakaś moc połączona z metalem zbroi zatrzymała jego impet. Zaskoczenie przeszło w kolejną modlitwę, która po chwycie jaki zastosował Wojownik Chaosu przeszła w błagalne zapytanie Gospodi, za szto mnie eto? Rogaty hełm, który przednią część stworzono na wzór twarzy demon, obrócił się ku słabemu człowieczkowi. Zaskakujące było to, że z wizjerów wyzierały na niego całkowicie ludzko wyglądające oczy o żółtych tęczówkach. Świdrowały go z niesamowitą ciekawością, odrazą i rozbawieniem. Śmiech został wzmocniony przez blachę hełmu. - Zabawni jesteście. Niczym pchły rzucacie się w obliczu Bóstw Chaosu, próbujecie ratować swoje marne życia. Wasi bogowie wam nie pomogą, sami drżą przed potęgą Chaosu. Żegnaj Michaile. Ból spowodowany przejściem zimnego metalu przez tors Ungoła nie był tak wielki, jak konsternacja spowodowana personalną wiadomością. Czy był to ktoś, kto uległ pokusom, a znał Michaiła? Czy może Mroczni Bogowie podpowiedzieli mu imię biednego łucznika? Możliwe, że mógł odczytywać jego myśli.. Ostatnia iskra świadomości podpowiedziała mu, że nawet Wojownicy Chaosu nie posiadają takich piekielnych umiejętności. Wraz z momentem, w którym jego ciało roztrzaskało się o ziemię i napływających najeźdźców, jego dusza odeszła do Krainy Zmarłych, by powitać swoich przodków. *** Słońce zachodziło za horyzont, kreśląc na jego linii czerwone smugi. Niechybny znak, iż jutrzejszy dzień będzie stał pod dobrą pogodą. Las nużył ich niemiłosiernie, wysysając humor z każdego z nich. Korony drzew przysłaniały pozostałe światło, rzucając ukradkowe cienie na sylwetki drzew i jeźdźców. Algrim kurwił pod nosem na drogi jakimi prowadził ich młody rycerz. Yrseldain był skupiony do granic możliwości, także Ragnwald ożywił się znacznie i lustrował otoczenie, raz po raz zmieniając stronę po której jechał. Kluczył pomiędzy drzewami, wyraźnie czegoś szukając. Według słów Edgara mieli niedługo wyjechać na małą polanę wiodącą do wspominanej wcześniej wioski. Ragnwald: Spostrzegawczość (Inicjatywa) 85/23 test udany! To właśnie Ragnwald, wyprzedziwszy swoich kompanów dostrzegł to, czego nie chciałby zobaczyć. Słup dymu, który wiał na północ i rosnąca łuna ognia ogarniająca kolejne budynki. Krzyk i szczęk broni, a ponad to wybijały się postacie. Zwierzęce sylwetki, których kaprys Chaosu postawił do pionu, przemieszczały się w różne strony okolicy. Tropiły, mordowały, podpalały. Mężczyźni próbowali stawiać opór, ale byli bezradni wobec brutalnej siły większych od nich pomiotów Chaosu. Mieli szczęście, bowiem napastnicy nie zauważyli ich przybycia. Stali na skraju lasu, pośród gęstych krzaków. Do Niedźwiedzia, który mimowolnie wyciągnął pistolet dołączyli pozostali. Algrim doczekał się bitki, bowiem swoim skromnym zdaniem naliczył blisko dwa tuziny zwierzoludzi Chaosu. Mogli to zignorować, ale kto wie, czy nie mieli zamiaru przemieścić się w kierunku kolejnej wioski, tym samym przecinając drogę drużynie? Pytanie: jakie akcje podejmuje drużyna? Jak macie zamiar atakować, kto wypełni jaką rolę i jakie akcje podejmą poszczególni bohaterowie? |
23-03-2016, 23:23 | #55 |
Reputacja: 1 | Twarz Algrima rozjaśniła się w szerokim krasnoludzkim uśmiechu. Jego ręka sięgnęła do tyłu do juków gdzie wymacał broń, którą nosił specjalnie na takie okazje. Odpiął klamrę i uwolnił schowaną w torbie broń - podwójne ostrze topora na grubym, długim łańcuchu. Z jego gardła wydobył się cichy, maniakalny chichot... Chaosyci... Całe dwa tuziny... Ześlizgnął się z kuca i zaczął owijać koniec łańcucha wokół przedramienia. - No pany... nie ma co się pierdolić w tańcu... wojenna tancerka coś o tym wie. - zaśmiał się po czym ruszył biegiem w kierunku największej grupy zwierzoludzi wywijając nad głową straszliwym orężem. Muzyka Korbacz Poszukiwacza Zagłady zataczał szerokie kręgi nad czubem krasnoluda nabierając coraz większego impetu. Algrim nie miał zamiaru przepuścić okazji do brutalnego rozprawienia się z chaosyckim ścierwem. Jego topory łaknęły krwi. Jego ciało potrzebowało adrenaliny. Jego życie potrzebowało walki. Będąc zaledwie parę kroków od zwierzoludzi gwałtownie wyhamował z obrotem chwytając łańcuch oburącz i wkładając całą swoją siłę w jedno nieludzko potężne cięcie. Po całej wsi rozległ się jego wojenny zew. - KREW DLA GRIMNIRA! Ostatnio edytowane przez Stalowy : 23-03-2016 o 23:34. |
23-03-2016, 23:49 | #56 |
Reputacja: 1 | Yrseldain nie wiedział czy się uśmiechnąć, czy skrzywić. Uwielbiał walczyć i właśnie nadarzała się ku temu świetna okazja, niestety ich uciecha była okupiona cierpieniem zwykłych ludzi, którzy mieli nawet możliwości się bronić. -Zatańczmy z tymi skurwielami. - warknął, a w jego oczach zapłonęło coś pomiędzy ognistą pasją i bezgraniczną żądzą krwi. Praktycznie niezauważalnie w jego dłoniach pojawiły się dwa ostrza, jedno długie i klasyczne, drugie krótkie i pofalowane. Miecze miały jedną cechę wspólną, były czarne i matowe jak sama śmierć, przypominały wręcz rysy w przestrzeni a nie materialne przedmioty. Sprężystym, szybkim krokiem Tancerz Wojny ruszył w stronę wrogów, odwracając chwyt na krótkiej broni, zazwyczaj używał jej do defensywy, nie do ataku i nie uważał by tym razem musiało być inaczej. W przeciwieństwie do Algrima jednakże, elf nawet w biegu poruszał się niemal bezgłośnie. Rozpoczął się piękny i jednocześnie przerażający taniec, Yrseldain zamienił się w cyklon czarnej stali i ognistej grzywy, niosąc śmierć tym, którzy na nią zasłużyli.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |
24-03-2016, 09:19 | #57 |
Reputacja: 1 | Edgar von Duneberg czuł narastającą ekscytację nadchodzącymi wydarzeniami. Tego było im trzeba. -Proszę Algrimie.- Uśmiechnął się do krasnoluda i wyciągnął rękę zapraszająco jak na jakiś bal. -Prośba spełniona i zapraszam do uczty.- Popatrzył na ruszających towarzyszy. Sam założył hełm wiszący do tej pory przy siodle. Wziął tarczę i dobył miecza z pochwy. Kiedy już ruszał Elf i Krasnolód byli w połowie drogi do walki. Dźgnął ostrogami rumaka i szukając przywódcy tej bandy zwierzoludzi ruszył do starcia. Nie chciał zostawać w tyle i poza tym po ostatnich dniach miał ochotę pozbyć się plugastwa. Miał nadzieję, że wystarczająco wcześnie przybyli by uratować jak największą ilość istnień ludzkich. Kiedy już zbliżał się do zwarcia pochylił się dla oddania silniejszego ciosu. |
29-03-2016, 00:58 | #58 |
Reputacja: 1 | Nie miał bladego pojęcia, dlaczego zwykło nazywać się rogate bestie "zwierzoludźmi". Zupełnie jakby dwunożny chód czynił byle gówno człowiekiem. To były kozy, potwory, chaotyczne monstra, które nie miały najmniejszego prawa aby istnieć. Do dziś w pamięci ma tego skurwysyna, który stanął w progu jego rodzinnej chaty. Prawie niczego w życiu nie żałował, ale gdyby nie tamten wieczór - czy los rozporządziłby jego żywotem w spokojniejszy sposób? Mimowolnie sięgnął po pistolet, trzymał w pogotowiu rapier. Wyszeptał krótką modlitwę do Morra i ze wściekłością przypomniał sobie, że nie uczynił tego dzisiejszego ranka. Zaproponował Mistrzowi Śmierci, aby ten nie szykował mu jeszcze miejsca. W milczeniu i pełnym skupieniu pogalopował z zamiarem oflankowania wroga. Postanowił też skrzyknąć ocalałych chłopów, aby spróbować tchnąć w nich chociaż iskrę pospolitego heroizmu. Ostatnio edytowane przez Szkuner : 29-03-2016 o 01:01. |
30-03-2016, 22:36 | #59 |
Banned Reputacja: 1 | Wszyscy Bez uzgodnień, bez większego planu, w iście kislevskiej fantazji ruszyli na wrogów. W chęci mordu na plugastwie, poczuciu obowiązku, traumatycznych wspomnieniach czy w końcu związani przysięgą. Każdy inaczej, każdy w swoim stylu. Po okolicy niosły się odgłosy typowe dla walki, która z minuty na minutę przybierała formę rzezi. Ponad tymi nutami wybił się tubalny okrzyk krasnoluda, który zdołał spłoszyć co ciekawskie kruki, zasiać ducha walki w sobie i wzbudzić konsternacje. Zwierzoludzie byli kompletnie zaskoczeni Alrgim Biegł, napędzany tętniącą w żyłach adrenaliną, dopalaną czystą wściekłością. A może była to radość z udziału w tym, co wychodziło najlepiej krasnoludom - walka. Wyparował spośród drzew, mijając młodnik, by ostatecznie wypalić jaki oparzony z leszczyny. Jego potężny korbacz, tak niepodobny do czegokolwiek co widzieli w swoim życiu. Narzędzie mordu na przeciwnikach zataczało koncentryczne kręgi nad głową krasnoluda. Niesamowite było to, iż Algrim zdolny był biec sprintem, utrzymując równowagę i wymachiwać bronią nad swoją głową. Szybkie wyliczenia z algebry wojennej - Jebnięcie = siła woja x prostota oręża do kwadratu minus ścierwa dały pozytywny oddźwięk. Wyleciał pomiędzy dwie, niskie chaty zbudowane z bali i gliny. Teraz były stosikami o żywo tańczących płomieniach. To właśnie tam kierował się brodacz, dostrzegając trzy ofiary. Trójka poteżnych pomiotów Chaosu: standarowy kozioł o jebitnych rogach i futrze, coś co przypominało skrzyżowanie świni z psem na nogach byka oraz trzeci kolega będący wypadkiem gdy tata goryl doleciał do chętnej lochy. Gdy był tuż przy nich, na zasięg korbacza, zatrzymał się i obracając w okół własnej osi zatoczył morderczy młyn.. Algrim: Atak wręcz - 20 WW z cechy korbacza 75[95]/34 test zdany Zwierzoludzie: Nr. 1 nieudany test Inicjatywy - 10 za zaskoczenie [61/50] Nr. 2 nieudany test Inicjatywy [65/50]; Nr. 3 udany test Inicjatywy i udany test Zręczności Siła była tak potężna, iż ostrze przeszło przez korpus pierwszego z pomiotów bez stęknięcia, drugi był w połowie obrotu ku kranosludowi, gdy korbacz wypruł mu flaki. Trzeci okazał się szybszy i odskoczył w tył, szykując coś co wyglądało jak nabijana ćwiekami sporych rozmiarów laga do ataku. Zawył głośno, kierując zew w powietrze i ruszył ku Algrimowi. Zwierzoczłek: Atak bronią 67/55 test nieudany Być może porażka, która wyglądała jak szarża pomiotu. Zebrał się w sobie, wyskakując do przodu. Był to synek małpy i dzika. Sus jaki dał zakończył się w połowie drogi, drugi był wyskokiem w górę z zamiarem ataku, jednak korbacz przeszkodził mu w torze lotu. A może źle ocenił odległość? Przeleciał na skok, bliżej jednej z chat. Impet Algrima został zatrzymany. Pytanie tylko, czy oprócz korbacza ma jakiś topór? Yrseldain Płomiennowłosy mistrz miecza miał inną taktykę na nadchodzące starcie. Biegł niemal w ciszy, wyskakując zza drzew, by stopić się z słupami ognia, jakie dawniej mieniły się nazwą domostw. Jego włosy tworzyły jedność z zastałą pożogą. Jego drogę przecięła droga biegnąca w las. Wzdłuż niej stały dwa, dłuższe budynki, które prawdopodobnie służyły za tartaki. Jeden z nich właśnie rozpoczynał festiwal ognia, lecz drugi był nietknięty. Za to w środku, przez wyrąbane ściany i okiennice Liściaste Ostrze dostrzegł szóstkę potężnie zbudowanych zwierzoludzi. Część przypominała zwierzęta znane elfowi, pozostała zgraja była okropnym chichotem Mrocznych Potęg. Właśnie zabierali za mordowanie... ...dzieci.. Biednych, przerażonych dzieci w wieku od 3 lat do 12. Dwóch dwunastolatków, próbowało obronić grupę, sięgając po siekiery. Szybko zostali spacyfikowani: pierwszy z nich został przedzielony na pół, wzdłuż kręgosłupa ciosem potężnego tasaka; drugi zdążył zatopić ostrze siekiery w żebrach pomiotu, by zakończyć heroiczny czyn niemal w strzępach. Elf wpadł do środka, poprzez wyłamaną ścianę. Nadal niewidoczny. Zwierzoludzie byli rozproszeni, a on pełen gniewu. Odbił się od podłogi i skierował swój lot na ukos, by odbić się prawą nogą od belki stropowej. Wyskoczył do przodu, lecąc w cichym ataku na dwójkę napastników. Część dzieci, bowiem z budynku zgromadziło się ich około dwudziestka, dostrzegła niesamowitą postać o włosach z płomienia. Błękitne tatuaże zdawały się połyskiwać w półmroku. Pytanie: jak ostrza sprawiedliwości pokieruje nasz Elfi Mściciel? Edgar W głowie Rycerza Panter pobrzmiewały słowa przysięgi składanej przed Braćmi oraz samym Grafem Borysem. Rudowłosy, potężny mężczyzna spoglądał na nowo mianowanych rycerzy. Dla części z nich był to pierwszy kontakt z ostrogami rycerskimi, dla pewnych osób, w tym Edgara, była to nobilitacja i skok o szczebel wyżej w ich rycerskiej karierze. Bardzo szybko dorobił się na tyle, aby móc zakupić pełną zbroję płytową zgodną z zakonnymi wymogami. Wciąż jednak był wierny swojemu napierśnikowi z wybitym herbem rodowym. To właśnie w nim, spod którego wystawała kolczuga podbita kaftanem skórzanym, wystąpił w dzisiejszej bitwie. Na krótkie, brązowe włosy włożył tradycyjny hełm zasłaniający całą głowę poza częścią twarzową. Na płycie czoła znajdowała się opuszczana maska w kształcie twarzy drapieżnego kota. Zasłona spadła w dół z szczękiem. Hełm, mimo pozornej niepraktyczności, zapewniał wyście na powietrze oraz całkiem niezłe pole widzenia poprzez wizjery. Oczywiście mógł ją zawsze podnieść do góry! Spiął swojego nowego konia, który okazał się świetnym wierzchowcem godnym noszenia rycerza. Zwierze zrozumiało komendę pana i wyrwało do przodu. Rycerz Patery, obwieszony insygniami w postaci munduru i hełmu, trzymając mocno za lejce konia. W lewej dłoni trzymał tarczę, z symbolem zakonu, w prawej zaś młócąc mieczem. Wyskoczył z młodnika, przeskakując obok Algrima. Zatoczył lekki łuk, by znaleźć lukę pomiędzy chatami. Wstrzelił się w nią idealnie, a na linii galopu znajdowała się banda 6 zwierzoludzi Chaosu, którzy zajęci mordowaniem i dobijaniem rannych, byli nieprzygotowani na atak konnicy. Egar: Atak z galopu (Walka wręcz) 70/60 test udany Pierwszego z nich, który na jego nieszczęście stał plecami, kawaler von Duneberg niemal rozsmarował pod kopytami rozpędzonego konia. Drugi nie miał tyle miłosierdzia w swym losie. Rycerz pochylił się lekko w prawo, by mieć więcej miejsca i wykonał zamach do tyłu. Całą machinę ruchów, mięśni i treningu puścił w obrót w idealnym momencie. Ostrze miecza wylądowało na głowie pomiotu Chaosu, rozcinając je na pół. Galop trwał, pytanie: co zrobi kawaler? Ragnwald Również i Niedźwiedź spiął konia. Jednak on wykrzesał z niego całość możliwości, przeskakując krzaki i wypadając zza chałup od strony pola. Z gwizdem i okrzykiem pojawił się na okrągłym klepisku, które pełniło rolę placu. Najokazalsza, a raczej najsolidniej zrobiona chałupa właśnie płonęła, a wraz z nią sołtys wsi. Miał kurewskie szczęście, bowiem na nim zgromadziła się większość oprawców w liczbie ok. 9. Byli zaaferowani walką z brodatymi drwalami, czy też mordowaniem niewinnych ludzi, by dostrzec jakiegoś jeźdźca. Jakiegoś! Pff, oh Morze, Panie Zaświatów, dziś nie jest jego dzień. I dostrzegł go - największego z największych. Bestię o ogromnej posturze, sile ramion odsłoniętych z futra. Tylko dolna partia ciała była nią pokryta, z racji krzyżówki drapieżnego kota z górą przypominającą byka. Ślepia bestii łypały zaskakującą inteligencją, a ryk i wyciągnięty paluch pokazał na galopującego mężczyznę. W łapach pomiotu błyskał potężny siekacz, stworzony na modłę ogromnego toporu oręż. W chwili, gdy najwyraźniej przywódca, skoczył do przodu z zamiarem powalenia jeźdźca wraz z koniem, Ragnwald wypalił z bliska w potwora. Ragnwald: Strzał z pistoletu (Umiejętności strzeleckie) 61/45 test zdany Zwierzoczłek Alfa nie miał nawet szans na uskoczenie kuli. Ołów zatopił się w korpusie potwora, odrzucając go na jego prawą stronę. Pęd, jaki nadał swojemu cielsku sprawił, iż ohydny pomiot okręcił się w okół własnej osi i zmienił tor lotu. Wpadając w płonące domostwo. Pytanie: co zrobi nasz Niedźwiedź? |
31-03-2016, 13:50 | #60 |
Reputacja: 1 | Jak zawsze los skierował jego kroki we właściwą stronę. Pojawił się praktycznie w ostatniej chwili, wpełzając niczym cień w ukryte zakamarki. Gdy zauważyło go kilkoro dzieci, podniósł jedynie palec lewej ręki do ust, pokazując im zwyczajowe "ćśśś" i zaatakował dwójkę zwierzoludzi od tyłu. Te bestie może i były rozumne, ale też niemożebnie tępe. Jeśli zobaczą jak ich towarzysze padają bez życia od niewidzialnej siły, mogą przerazić się jakiejś nieistniejącej magii, albo gniewu duchów. Długa, czarna klinga znaczyła niewidoczne ścieżki wśród cieni. On był ciemnością, był śmiercią, ale był też płomykiem nadziei dla tych, którzy jej potrzebowali, był uśmiechem Tańczącego Boga. A dziś jego patron uśmiechał się do tych dzieci.
__________________ Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja. |