Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2016, 19:43   #58
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Nie ma problemu. Nie są w moim guście, ale byłoby prościej gdybyś przekonała rudą do dania mi spokoju. Nie mam do niej cierpliwości. - odpowiedział Sol i zaczął ściągać z siebie swój pancerz. - Hmm… A co słychać u Yuthury?- spytał ciszej i zamknął drzwi do kajuty.

- Nic nie poradzę ci na Aen. Sama zachodzę w głowę co w tobie widzą - mruknęła Lana nie podnosząc wzroku znad datapadu. - A nasza znajoma zmartwiła się jak powiedziałam że ci się zmarło. Ale zabroniła mi mówić że tęskni gdybyś okazał się być żywy - wzruszyła ramionami. - Zachowujecie się strasznie niepoważnie - nie omieszkała tego skomentować.

- To nie jest takie proste. - odpowiedział i rzucił ostatni element swojego pancerza na posłanie. - Postaw się na moim miejscu. Wyobraź sobie ze bardzo ci na kimś zależy. Tak bardzo że czujesz się pusta w środku kiedy cię przy tej osobie nie ma.- Sol zamilkł i usiadł na materacu.
- Teraz wyobraź sobie że umierasz. Wiesz że jesteś trupem i żyjesz na pożyczonym czasie. Jestem klonem Laurienn, genetycznym burdelem, możliwe że jak położę się teraz spać to już się nie obudzę. Chciałabyś żeby osoba na której tak bardzo ci zależy patrzyła jak umierasz? Jak z dnia na dzień gaśniesz? Ja tego nie chcę. - najemnik odchylił się w tył i spojrzał na sufit. - Fakt że zawsze stawiała ciebie przede mną też nie pomagał.

Lana zamaszystym ruchem odłożyła datapad na łóżko.
- A ty ciągle się nad sobą użalasz - przewróciła oczami. - Dożyłeś do dziś więc czemu twierdzić, że zaraz umrzesz? Szczerze to prędzej robota cie zabije niż twoje wadliwe geny. Z moimi genami wszystko jest w porządku, ale to nie znaczy, że jestem nieśmiertelna i mam immunitet na potknięcia w moim zawodzie. Nie jesteś wyjątkowy, że jutro może cie tu nie być - zrugała go. - Zacznij się cieszyć tym co masz, bo inaczej szybciej posiwiejesz - parsknęła śmiechem. - Poza tym, co za problem polecieć raz na jakiś czas na Manaan i poddać się odnowie biologicznej? Zacznij się zdrowiej odżywiać - wzruszyła ramionami.

- Czysta statystyka. Dorastałem trzy razy szybciej niż “normalny” arkanianin. Umrę też mniej więcej trzy razy wcześniej. Czyli w granicach od teraz do za trzy, cztery lata. Chyba że ludzie którzy mnie zrobili dokonali małego cudu jak mnie składali, ale nie będę cię zanudzał technicznymi terminami. - odpowiedział arkanianin. - A o siwienie nie muszę się już martwić. Na łbie mam teraz samą farbę, naturalnie są niemal tak białe jak kiedyś moja skóra. - odparł z lekkim uśmiechem. - Mniejsza z tym. Jak idzie zabawa z Czerwonymi?

- Co, twierdzisz, że nie zrozumiem trudnych słów? - zapytała go Derei z lekkim uśmieszkiem. - Jakoś zmarszczek więcej nie masz. No chyba, że sobie lifting zrobiłeś - dodała z rozbawieniem. Rozsiadła się wygodnie na łóżku. - A ja się bawię doskonale. Lepiej mogłoby być chyba już tylko w samym senacie - stwierdziła. - Jestem teraz prawą ręką Sladka i praktycznie owinęłam go sobie wokół palca. Niestety nie mogę przesadzać, więc nie mogę powstrzymywać go od okazjonalnej przemocy - dodała w temacie tłumaczenia się przez Sola z niepowodzenia.

Najemnik westchnął donośnie.
- Eh, no cóż. Najwyżej mnie skremuj, stop prochy z moim wibroostrzem i zakop na Kiffu. - powiedział. - Postaram się nie przeszkadzać. - dodał i przybrał pozę medytacyjną.

- Tak szybko? A ja nawet nie zaczęłam się jeszcze starać cię zezłościć - Lana zrobiła zawiedzioną minę. - To może opowiedz mi o swojej misji. Po spotkaniu z Tonym cię trochę ogarnę, lepiej żebyś nie wyglądał za dobrze teraz.

- Ja i dwóch Czerwonych zostaliśmy posłani na Illum po zamrożonego w komorze hibernacyjnej wojownika. Bez wątpienia jakiś genetyczny eksperyment, jak ja. Byliśmy w trakcie rozmrażania jak do kompleksu wpadł oddział komandosów. Republikańskich oczywiście. Rozpoczęła się strzelanina, moje gówniane wsparcie padło niemal od razu, ale udało mi się czterech załatwić. Została wspomniana komandos i nastąpił impas. Pewnie wciąż byśmy tam siedzieli, gdyby nie to że Mrożonka wypadł z komory hibernacyjnej. Zmusiło mnie to do działania, bo miał być dostarczony żywy, a w panującej tam temperaturze zamarzłby w parę minut. - mężczyzna poprawił nieco swoje ułożenie i kontynuował. - Dostałem po dupie, jak się ocknąłem nikogo już nie było, przeprogramowałem komorę hibernacyjną i zapakowałem się do środka. Jak się obudziłem to byłem już w nadprzestrzeni na statku jakiegoś… Kurwa! - wyrwało mu się. - Zupełnie zapomniałem powiedzieć. Na statku czarnołuskiego trandosha, ale nie to jest ważne. W jednym z pomieszczeń na ścianach były ślady po mieczu świetlnym, a raczej mnoga ich ilość. Po jakiejś jego znajomej, której “przynależność do Zakonu ciężko byłoby określić”, przynajmniej tyle z niego wydusiłem.

Derei roześmiała się na głos.
- Jesteś pewien, że to nie jakieś halucynacje? - zapytała, gdy się opanowała. - Chcesz mi powiedzieć, że uratował cie czarny trandosh, który trzymał na statku... Zbuntowanego
Jedi?
- spojrzała na niego już poważniej.

- Laurienn. Nie żartuję. Jestem absolutnie pewien tego co widziałem, ślady po mieczu świetlnym rozpoznał bym po samym dotyku, o wzroku nie wspominając. - powiedział z kamienną twarzą.

Kobieta zmrużyła gniewnie oczy, gdy ten wypowiedział jej imię.
- Gdzie ten "Jedi" w takim razie? - ewidentnie prawdziwość tej informacji zdecydowanie by ją nie ucieszyła.

- Nie mam pojęcia, ale raczej jest żywy. Albo żywa jeśli była to kobieta, przynajmniej to implikowały jego słowa. Więcej nie wiem, ciężko wypytywać świeżo poznanego obcego, od którego zależy twoje życie gdy nie możesz… - tutaj machnął ręką w tak znajomym Laurienn geście - … tego.

- To jest bardzo, bardzo zła wiadomość - westchnęła. - Może uda mi się go namierzyć i wypytać... Co on w ogóle robił tam? Ten trandosh, że cie znalazł.

- Miał to samo zadanie co ja, odebrać Mrożonkę i wziął mnie za niego. Wiesz, eksperyment genetyczny, w komorze hibernacyjnej. Łatwo o pomyłkę. Był zdaje się z ramienia Krayta. Nazywał się… Reoss Xenn. Latał na Tiburonie.

- To go znajdę - zamyśliła się. - Xenn? Znam jednego Xenna i to wysoko postawionego w Kraycie - przypomniała sobie. - To Mrożonka przejęła Republika? Ciekawe po co on nam czy im. No i skoro ciebie potyrali to mocno musieli być zdeterminowani żeby go dopaść.

- Dokładnie. Nie zdawali się za bardzo przejmować jego bezpieczeństwem, jak strzelali to jak leciało, ale ta ostatnia komandos zdaje się traktowała go jako obywatela republiki i w związku z tym wzięła go żywcem. - mruknął. - Zdeterminowani to mało powiedziane, wszyscy mieli najlepsze pancerze wspomagane jakie republika jest wstanie zaoferować.

Zmartwiło ją to co powiedział równie bardzo jak informacja o nieznanym Jedi.
- Czyli was się tam spodziewali... - postukała paznokciami po datapadzie w zamyśleniu patrząc w sufit. - Republika zgarnęła Mrożonka więc mam kolejny temat do wypytania... Dobrze, więc wstawię się za tobą u Żelaznego. Zobaczymy przy okazji czego się dowiem i jeśli padnie decyzja, żeby Mrożonka odbić to się zaangażuję w tą misję osobiście.

- Jasne. Powinienem coś jeszcze wiedzieć, czy mogę odpocząć? - spytał najemnik.

- Zacznie się robić gorąco - stwierdziła biorąc do ręki datapad. - Akurat kiedy zaczęłam sobie planować dłuższy urlop - westchnęła ciężko.

- No cóż. Nie zawsze dostajemy to czego chcemy. I co to za pomysł z dłuższym urlopem? Nie uważasz że wyglądałoby to podejrzanie?

- Nie jestem przecież przywiązana do Krayta - odparła jakby nie było to nic wielkiego. - Z resztą nie zamierzam znikać bez słowa. Lubię tą robotę, więc jak tylko będę mogła do pozostanę w kontakcie. No i Tony będzie musiał mi wymyślić nowe przezwisko - roześmiała się.

- Nowe przezwisko? Co to ma do… - Sol nagle umilkł i spojrzał na Laurienn z niedowierzaniem. - To dlatego masz podwyższoną temperaturę ciała! Kto jest farciarzem?

- A nie znam gościa. Pierwszy raz go na oczy widziałam - powiedziała z sarkazmem w głosie. - Przyjąłeś to dużo lepiej niż Yuthura. Ona zaraz zaczęła nakręcać się jak to zostałam zbałamucona i wykorzystana... Strasznie to przeżywała - roześmiała się.

- Ty? Wykorzystana? Ciężko mi sobie to wyobrazić. Ale fakt taki, że czasowo może być... Słabo. Który miesiąc? - spytał z ciekawością.

- Sama ledwo co się dowiedziałam - powiedziała wyraźnie zadowolona z tego faktu. - A ostatnio widziałam się z nim dwa miesiące temu. Yuthura twierdzi, że z pewnością będzie potrafiło korzystać z mocy - zdecydowanie ten temat bardzo ją cieszył.

- To dobrze. Tak przypuszczam. - mruknął i zamknął oczy. Co prawda nosił okulary, ale światło i tak mu przeszkadzało. - Gdybyś kiedyś potrzebowała żeby wujek Zhar-kan pokazał 35 sposobów na zabicie człowieka to wiesz gdzie mnie szukać. O ile dożyję.

- Nigdy nie wiadomo jakie zainteresowania będą miały dzieci, co nie? - odparła z rozbawieniem. - Wychowywanie Emily było fajną sprawą, ale teraz... Nie mogę się doczekać - uśmiechnęła się rozmarzona.

- To… Fakt. - arkanianin wyraźnie się zaciął. - Nigdy nie wiadomo. Ale na chwilę obecną skupmy się na ogarnięciu tego burdelu.

Lana machnęła ręką na jego słowa.
- Jak nie ten, to będzie kolejny burdel. Nie lubię się ograniczać - stwierdziła. - Ale wy wojskowi już tak macie że chcecie dziubać się po jednej sprawie, zamiast zająć się wszystkim na raz.

Wojownik jeszcze raz poprawił swoje ułożenie, materac cały czas się pod nim zapadł i odpowiedział.
- Życie nauczyło mnie, że lepiej skupiać się na jednej rzeczy, ale to ty dowodzisz. Zrobimy jak będziesz chciała.

- Jeśli się skupisz na jednym to cała masa innych ważnych rzeczy ci umyka - pouczyła go Lana. - A tak swoją drogą. Po co chcesz lecieć do stolicy?

- Już mówiłem, chciałem doprowadzić zadanie do końca. - powtórzył. - I chciałem się spotkać z mistrzynią Brianną. - dodał ciszej.

Twarz kobiety stężała.
- Czyli jednak! - warknęła Derei ze złością. - Mam nadzieję, że przynajmniej z Yuturą skończyłeś i ona o tym wie - zmrużyła gniewnie oczy.

- Nie widziałem jej od Zonju V. Od dwóch chędożonych lat. Nie będę wskazywał palcem głównie przez kogo, ale podpowiem, że ta osoba jest w tym pomieszczeniu. Więc proszę, nie praw mi morałów. - odrzucił Sol, nie otwierając nawet oczu. - Zresztą czemu cię to interesuje?

- Moja wina? - prychnęła z oburzeniem. - Przepraszam, ale nie przypominam sobie, żebym cie popchnęła na nią wtedy w ładowni - Lana skrzywiła się na to wspomnienie. - Ja po prostu jestem wobec obu lojalna bo zarówno jednej jak i drugiej dużo zawdzięczam i nie pozwolę, żebyś którąkolwiek skrzywdził.

- Nie to miałem na myśli. - odpowiedział spokojnie. - Yuthura zostawiła mnie żeby szkolić ciebie. Nie próbuj zaprzeczać. I szczerze wątpię bym był w stanie którąkolwiek z nich skrzywdzić. Nie mam takich możliwości, ani intencji.

- Ok, ale jak się okaże, że bajerujesz obie na raz to będę cie osobiście trzymać by mogły cie ukarać jak tylko zechcą. Swoją drogą planuję Yuthurę zapoznać z Mistrzami… - uśmiechnęła się nieco zbyt złośliwie.

Sol otworzył nagle oczy.
- Żartujesz? - spojrzał na Laurienn z niedowierzaniem. - Nie żartujesz? Chcę patrzeć na twarz Micala jak się o niej dowie. Wciąż pamiętam jego przeurocze słowa: “innych użytkowników mocy nie ma, nie musisz ćwiczyć technik walki przeciwko mieczom świetlnym, z pewnością na nikogo takiego nie trafisz”. - prychnął. - Jeśli łaska to nie podkopuj mnie przynajmniej za plecami, sam to załatwię.

Derei skrzyżowała ręce przed sobą.
- Przynajmniej on musi się dowiedzieć o niej, bo w przyszłości chcę, żeby to ona uczyła nasze dziecko - wyjaśniła swoje pobudki. - A do moich zdolności walki wręcz nie wracajmy. Tak, wiem, każdy ubolewa nad moim brakiem zdolności do tego - westchnęła. - Ale żeby nauczyć kogoś wszystkiego to musiałabym wcześniej trafić do Akademi, a jakbym trafiła do niej wcześniej to byłoby po mnie. Z dwojga złego wolę być szermierczym antytalenciem.

- To jest akurat twoja sprawa, po prostu kiedyś jak go poprosiłem o szkolenie to odmówił. Czy też raczej Brianna odmówiła, a on podtrzymał jej opinię. - wyjaśnił. - A zorganizowałaś sobie miecz? Przynajmniej jako narzędzie?*

- Na co mi miecz? - wzruszyła ramionami. - A nie dziw się jego decyzji, bo szkolenie w Akademii nie jest dla wszystkich. Odczuwający Moc uczą się i patrzą na świat inaczej niż ci którzy tego nie potrafią, więc dla ciebie taka nauka byłaby stratą czasu dla Mistrzyni. Trzeba było poprosić o sparing to by inaczej odpowiedziała.

Sol zaśmiał się słysząc jej słowa.
- O tak, zdecydowanie inna odpowiedź. Zresztą nie prosiłem o szkolenie jedi, tylko o wyłożenie podstaw walki mieczem świetlnym. Żeby wiedzieć jak się przed tak wyekwipowanym napastnikiem bronić.

- Wielkiej filozofii w tym nie ma - parsknęła śmiechem. - Trzymać kogoś takiego z dala od siebie i czekać aż sam sobie rękę utnie. To jest strasznie niebezpieczna broń przede wszystkim dla użytkownika.

- Wiem. Służyłem w czasie Wojen, pamiętasz? Pewnie widziałem więcej walk, czy też raczej rzezi z użyciem mieczy świetlnych niż ty.

- Biorąc pod uwagę, że ja nie widziałam żadnej prawdziwej walki na miecze świetlne to cóż... To ty wychodzisz na eksperta - dodała na koniec z rozbawieniem. - Ale z Brianną musisz w końcu ustalić na czym stoicie bo inaczej zmuszę cie do tego. I nie wymiguj się swoim pieprzeniem o genetycznym bajzlu!

Wojownik zamknął ponownie oczy.
- Następnym razem jak się zobaczymy. Jeśli. - rzekł. - Masz coś przeciwko przygaszeniu świateł? Oczy już mnie koszmarnie bolą

Derei wstała i podeszła do panelu by wyłączyć światło. W pomieszczeniu nie zapadła całkowita ciemność bo wyświetlacz jej datapadu dawał wątłe światło. Dzięki temu bez problemu wróciła do swojego miejsca.
- Zmęczony? - zapytała siadając na koi.

- Tak. - odpowiedział krótko.

- To dobranoc - powiedziała i pogrążyła się w lekturze tego co wyświetlał jej datapad.
 
Zaalaos jest offline