Amelia dała się zaskoczyć. Mimo ostrożności jaką zachował Lis i jaką ewidentnie sugerował innym, wszyscy oni dali się zaskoczyć. Któż mógł się spodziewać, że lalka naprawdę ich zaatakuje i okaże się tak bestialska?
Dziewczyna straciła przytomność, sama nie wiedziała na jak długo, ale gdy ją odzyskała była już sama w pokoju. Pamiętała, że lalka rzuciła się na Lisa i porządnie go podziabała. Biedny człowiek, owszem był trochę dziwny, ale jeśli przebywał dłużej w tym domu to nie było się czemu dziwić. Był dobry i nie zasługiwał na taką śmierć, ani na żadną inną. Łzy same napłynęły Amelii do oczu.
Pamiętała jak Margaret krzyczała przerażona. To musiało być dla niej straszne i dziewczynka pewnie już nigdy nie będzie się bawić lalkami. Pół biedy, że Bruno szybko ją stąd zabrał... Robiąc to, porzucił ciężko rannego Lisa i Amelię, ale dziewczyna wiedziała, że ratował swoją małą siostrzyczkę. Rozumiała go... choć mimo wszystko poczuła się trochę zawiedziona.
Sama nie miała jednak zamiaru odpuszczać! Wstała ostrożnie i bez pośpiechu, aby przypadkiem nie paść znowu na podłogę - bo krew nie dopłynęłaby jej do głowy. Poza lekkim bólem głowy, czuła się zupełnie dobrze.
Nie tracąc czasu na płacze czy rozmyślania, dobyła
rewolweru i ruszyła po śladach krwi, do pokoju z balkonem. Osobiście była gotowa ratować towarzyszy, a co ważniejsze rozwalić tą przeklętą lalkę na kawałki.