Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2016, 13:26   #119
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Adar o tym, że nie umarł, miał się dowiedzieć dopiero później, kiedy było już po wszystkim – przynajmniej dla Daniela i Willhelma. Szarak czuł się z tym źle. Powinien być wtedy na nogach i zrobić coś, by zapobiec ich śmierci. Przypadek czy opatrzność boska zdecydowała inaczej. Musiał się z tym pogodzić i ruszać dalej.
Pomimo odniesionych ran, Szarak nadal dzielnie parł na przodzie. Trzymał się za zabandażowany bok i co jakiś czas zagryzał zęby, kiedy zranione ciało odzywało się dawką bólu. Sługa nie chciał być jednak obciążeniem dla grupy, dlatego nie zatrzymywał się, pomagając na zmianę przy transportowaniu ciężko rannych. Wkrótce jednak mieli się zatrzymać na postój, co też Szarak przyjął z westchnieniem ulgi.

Sługa poczuł się odpowiedzialny na rozbicie obozu, jednak Dziadek Rybak i Katarina pierwsi przyjęli na siebie ten obowiązek. Adarowi nie pozostało nic innego, jak usiąść przy małym ogniu i opatulić wyniesionym jeszcze z klasztoru w Krausnick kocem. Zimno sprawiało, że wszyscy stali się apatyczni i humor nie dopisywał nikomu. Ciężko jednak było walczyć o dobre morale po tym, co przeszli.
Tyle śmierci.
Tyle cierpienia.
Czy ich żądza zemsty wystarczy, by dokończyć dzieła? Jak mocno gniew mógł tlić się w człowieku?


Adar obserwował Katarinę, która postanowiła przygotować dla nich posiłek. Sługa chciał ją wyręczyć, jednak ta nalegała, dlatego ograniczył się tylko do słownych rad. Szarak podziwiał dziewczynę za jej zapał, chociaż dobrze wiedział, że niewiele już ją trzyma na drodze, którą podążali. Straciła wszystkich, których kochała. Czemu więc z nimi szła? Czy była szalona?
Nie było mu dane dalej o tym rozmyślać, bowiem ta odwróciła się od Magnusa, z którym wcześniej rozmawiała i ruszyła w jego stronę.

- Adarze, a ty? Wszystko w porządku? - powiedziała Katarina, przysuwając się do Szaraka i podkładając mu miskę z parującą cieczą pod nos - Może nie będzie takie dobre jak twoje, ale chyba jest zjadliwe.
Szarak wziął podarowane naczynie w jedną w rękę, drugą łapiąc za przedramię dziewczyny. Wzrok miał trochę mętny, który teraz badawczo wpatrywał się w jasnowłosą.
- Wróciłaś po mnie - wyszeptał, czy to z powodu odniesionych ran, czy też dlatego, iż nie chciał, by ktokolwiek inny go usłyszał. - Czemu? - zapytał, a jego oczy zabłysnęły.
- Eh? Em... - zająknęła się pod wpływem jego napastliwego spojrzenia, ale po chwili lekko się uśmiechnęła. Usiadła tuż obok niego.
- Czyż nie zrobiłbyś tego dla mnie? Wszyscy mamy prawo do życia, a ty wcale gorszy nie jesteś - cicho do niego przemówiła. - Musimy sobie pomagać i opiekować się sobą nawzajem.

Sługa jeszcze przez chwilę przyglądał się Katarinie; w końcu puścił jej rękę i wyraźnie speszony wtopił wzrok w trzymaną miskę.
- Przepraszam - mruknął, zdając sobie sprawę ze swojego zachowania. - Chyba… chyba masz rację. Po prostu nie sądziłem, że ktokolwiek narażałby dla mnie życie. To… dziwne uczucie - powiedział, bawiąc się przygotowanym przez kobietę posiłkiem. Wreszcie westchnął i nabrał na łyżkę odrobinę potrawki, którą przygotowała lodowa czarownica. Trudy podróży ostatnio otępiło jego zmysł smaku, toteż Szarak nie mógł zawyrokować, czy jedzenie było smaczne. Dla niego na razie liczyło się to, że przede wszystkim było ciepłe.
- Dziękuję - dodał, podnosząc spojrzenie bladych oczu i uśmiechając się lekko. - Za wszystko. Cieszę się, że z nami jesteś.
- To ja dziękuję. Pewnie gdyby nie ty, to ta wielka roślina by mnie trafiła - skończyła zdanie odrobinę sennie i oparła się o jego ramię.
- Ech, jestem wykończona. A fakt, że jutro możemy zginąć, nie napawa optymizmem - ziewnęła cicho i na chwilę powieki jej opadły, by później niechętnie znów je unieść.

Adar trwał nieruchomo, wstrzymał nawet oddech, jakby nie chciał zburzyć spokoju tej chwili. Spoglądał na Katarinę niepewnie, wyraźnie nieprzyzwyczajony do tego, że ktoś szukał w nim wsparcia. Mimo to czuł się z tym dobrze, toteż przez moment siedział w milczeniu.
- Nie zginiemy. Kiedy opuścimy ten przeklęty las, wszystko się zmieni. Zatroszczymy się o siebie i dopadniemy tych, którzy nas skrzywdzili. Dopóki żyje chociaż jedna osoba, którą możemy ocalić, musimy działać. Oni na nas polegają. Na nas wszystkich - powiedział spokojnie, wbijając spojrzenie w ich małe ognisko. Zaraz też odłożył potrawkę na bok i ostrożnie, powolnymi ruchami spróbował przykryć kobietę skrawkiem swojego koca, w którym do tej pory walczył o utrzymanie ciepła, jednak ta pokręciła głową.
- Wierzysz w to, że uda się nam przeżyć? - spojrzała na niego błyszczącymi oczami, by chwilę później przylgnąć jeszcze mocniej do Adara.
- Podziwiam twoją wiarę - wyszeptała pod nosem.
- Co nam więcej pozostało? - wymamrotał i zagłębił się odważnym spojrzeniem w jej oczy. Chciał podnieść Katarinę na duchu, ale gdzieś w środku wiedział, że jego przeszłość nie była bajką. Bern, właściciel “Przyklasztornej”, wychował go na realistę. Nie zdusił w nim jednak wszystkich marzeń.
- Tylko my i nasza wiara. To wszystko, co mamy, Katarino - dokończył, spoglądając na nią przyjaźnie.
Cień uśmiechu znów zagościł na zmęczonej twarzy dziewczyny, gdy odwzajemniła jego spojrzenie. Przeczesała palcami swoje włosy i westchnęła cicho. Wyglądała całkiem uroczo w tym stanie względnego spokoju.
- Skoro o wierze mowa... - odezwała się zmieniając temat. - Modlisz się czasami do bogów?
Sługa jeszcze przez chwilę przyglądał się lodowej czarownicy jak zaczarowany. W końcu przyłapał się na tym i odchrząknął.
- Mój pan Bern składał kiedyś modły do Mercopio, boga kupców. Robił to jednak prywatnie i nigdy mnie do tego nie zachęcał. Sam natomiast… - Szarak zwiesił głowę, a na jego policzku pojawiły się małe rumieńce - modliłem się do Morra. Prosiłem go o dobre sny, w których… byłem wolny.
- Morr. Chyba zmusiłam cię do zbyt osobistego wyznania. Wybacz - ściszyła swój głos do szeptu nie chcąc, by ktoś ją podsłuchiwał. - Mam nadzieję, że dawał ci piękne sny.
- Nigdy nie rozumiałam wiary w boga śmierci. U nas w Kislev śmierć chodzi nam po piętach. Gardzimy nią. Odpychamy, by nas nie złapała za serce, aby zmiażdżyło je swoją kościstą ręką - opowiadała po cichu o zwyczajach swego ludu wpatrując się w ogień ogniska.
- Choć ja modlę się do wszystkich bogów czczonych w moim kraju, to jednak najbliżsi memu sercu są Salyak oraz Ulryk. Też się cieszę widząc promienie Dazha pięknie odbijające się od śniegów Ulryka. Kislev to piękne miejsce - mówiła ewidentnie będąc myślami w swoim kraju.
- Czy... Poszedłbyś się później ze mną pomodlić? - zapytała się go wracając do rzeczywistości.

Adar wysłuchiwał jej słów z uwagą. Musiał przyznać przed samym sobą, że sprawy bogów nigdy jakoś specjalnie go nie interesowały. Jednak widząc i słysząc, jak Katarina opowiada o swoich bogach, poczuł się głupio, że sam niewiele wie. A opowiadała z natchnieniem, co poruszyło wyobraźnię mężczyzny i pozwoliło mu zobaczyć skrawek jej ojczyzny.
- Oczywiście. Myślę, że pomoc z góry wpasowałaby się teraz jak ulał. Kto wie, może nas wysłuchają - odpowiedział na zadane pytanie i podniósł głowę, uśmiechając się do dziewczyny.
Ta zaś zachichotała pod nosem.
- No wiesz? Nie wydajesz się zbyt przekonany. Być może potrzeba ci więcej wiary? - rzekła melodyjnym tonem i znów stłumiła śmiech. - Żartuję, kapłanką nie jestem, by kogoś nawracać. Ale będzie miło, jeśli będziesz mi towarzyszył. Musimy się pomodlić za dusze poległych. Pójdziemy, jak wrócę od pana Schulza.
Ścisnęła swą chłodną dłonią rękę Szaraka. Zimno jej skóry było wyczuwalne fizycznie, pomimo panującej wokół niskiej temperatury. Uśmiechnęła się do niego i wstała z miejsca, zostawiając mężczyznę samego z miską.
- Zjedz potrawkę do reszty, byś nabrał sił. Dobrze? - Oparła swe ręce o biodra. - Jutro jest kolejny dzień, a my musimy ruszać dalej.
Szarak ponownie wziął w ręce ostygniętą już potrawkę i przycisnął ją do piersi.
- Będzie dobrze, jeśli później nie zjem samej miski - mrugnął do dziewczyny i wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Znajdź mnie później, kiedy będziesz chciała się pomodlić - powiedział i skinął jej głową, kiedy ta się oddaliła.
 
MTM jest offline