Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2016, 15:31   #31
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po drodze Indi dopytywała:
- Nie było nicz szłe? Ty wiciałasz? Zjadłasz czosz? Czy kchcesz jeszcz?
- Wyglądało jakby był sam, nikt nie obserwował. Nie, spoko, nie jestem głodna, ja w ogóle mało jadam.


Squat "VillaNova", Wola, ul. Kolejowa, 13:30
Na miejscu dziewczyny zastały spore towarzystwo. Na wyposażeniu pokazał się koleś z bródką, Łaciata. Pojawiła się na powrót Jana i ponownie naprany jak bombolot Olaf.
Oprócz znajomej grupki pojawiła się nowa parka, których Indi wcześniej nie widziała.
Weszła za Mileną do pomieszczenia i poczuła się nieco jak piąte koło u wozu w swoich wyjściowych ciuchach.
- Hej! - uniosła rękę w powitaniu do wszystkich, jakoś niespecjalnie oczekując gromkiej reakcji. - Hej, Jana - uśmiechnęła się do dziewczyny.

Usiadła w kącie by nie przeszkadzać za bardzo ekipie i otworzyła laptopa:

Cytat:
Od: Lulu
Do [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść: Odpiszę wieczorem jak będę wiedziała coś więcej.
Masz jakiś namiar na Sebastiana, e-mail, nr telefonu? Albo na tą blondi co jechała z nami do Kwatery?
Cytat:
Od: Magda
Do [E-mail]: Indi
Temat: ???
Słuchaj, powiedz co się dzieje… ktoś cię szuka. Byli u mnie jacyś ludzie i pytali o ciebie. W garniakach, jak służby specjalne. Boję się, bo nie wiem o co chodzi. Daj znać, żebym nie wychodziła z siebie.
Cytat:
Od: CD project - Marcin Iwiński
Do [E-mail]: Indi
Temat: Współpraca
Pani Gemmer,
Jaki sposób jest najlepszy dla ciebie by omówić ofertę? Email? 1on1? Nie ukrywam, że to drugie idzie zazwyczaj szybciej, i choć nie jest to jakoś szalenie priorytetowa kwestia to wolałbym domknąć ją jakoś niedługo. Dzisiaj lub jutro?
Cytat:
Do: CD project - Marcin Iwiński
Od[E-mail]: Indi
Temat: Re:Współpraca
Mogę spotkać się dzisiaj ok 15:00. Jutro nie wiem jak będzie u mnie z czasem.
Cytat:
Od: CD project - Marcin Iwiński
Do [E-mail]: Indi
Temat: Re:Re:Współpraca
Ok, to w takim razie zapraszam na ul. Jagiellońska 74. Dam znać na recepcji, że jesteśmy umówieni.
Indi sprawdziła komórkę czy może Jones się odezwał ale nie było póki co odzewu.

Cytat:
Do: Lulu
Od [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść:
<<Odpiszę wieczorem jak będę wiedziała coś więcej.>> Ok, to czekam na info.
Mam namiar na Sebastiana, ale Klara też powinna mieć. Brzmiał jakby się bardzo dobrze znali. Czemu nie chce Ci dać?
Cytat:
Od: Magda
Do [E-mail]: Indi
Temat: ???
O co dokładnie pytali ci ludzie? Kiedy to było? Magda nie mogę Ci powiedzieć co się dzieje dla Twojego dobra. Jesteśmy całe. Jeśli dam radę to odezwę się gdy sprawa ucichnie.
Buziaki dla was, dziewczyny.
Squat "VillaNova", Wola, ul. Kolejowa, 14:10
Miała jakieś pół godziny na przygotowanie się i wyprucie na kolejne spotkanie.
- Milena, snowu itę na spotkanie. Jetno o pracza, drugie z konsulem o pionta i kolejno s tym samym facet co teras o ósma. Iciesz se mno?
- Mhm
- mruknęła. - Wojtek chciał by miec cię na oku, a tu się zanudzę.

Przebrała się w ostatni dostępny jej fatałaszek z tych fikuśnych, które miała dostępne.

a które miały wywołać wrażenie zachwytu na obu jej randkach. Płaszcz, torebka, taksówka.

ul. Jagiellońska 14:50
Właśnie pędziła do firmy gdy za plecami usłyszała głos:
- Indi?! - męski, brzmiący znajomo - Indira?
Wyhamowała nieco i powoli odwróciła się.
Robert. Na śmierć o nim zapomniała.
- Ooo…. - zaczęła zapominając na chwilę języka w gębie - … cześć, Robert.
- Indira… co się z tobą działo? Dzwoniłem, numer nie odpowiadał… - mężczyzna wyglądał na jednocześnie zaniepokojonego i ostrożnego.
- Robert to jest Milena, Milena to Robert. - przedstawiła ich sobie projektantka - Wybacz. Dużo się ostatnio działo. Zgubiłam telefon i wszystkie numery w nim. - kłamstwo przyszło dość łatwo - Teraz spieszę się nieco na spotkanie…
- Masz czas po spotkaniu?
- spytał Robert nie zwracając większej uwagi na Milenę. Blondynka prychnęła cicho.
- Nie bardzo, dzień zapchany aż do późnego wieczora. - Indi próbowała subtelnie się wymigać.
- A jutro? Lunch?
- Jutro nie mogę zagwarantować. Możemy wstępnie się umówić na szybką kawę.
- Ok, Cafe Kwadrans na Chmielnej 2 o 12:00?
- Dobrze, jeśli nic nie wyskoczy to będę.
- Zapisz sobie mój numer 868325213, twój?
- 730007679. Zatem do jutra.
- Do jutra
- Robert nachylił się by cmoknąć Indi w policzek.

Dziewczyny ruszyły ponownie do CD Project.
- Co to za goguś? - spytała Milena łypiąc ciekawsko spod grzywki.
- Gogusz?Nie... Robert. Sznajomy…

CD Project, ul. Jagiellońska 24, 15:00

W recepcji, Indira przedstawiła się:
- Mam spotkanie z Marcinem Iwińskim.
- Proszę chwilę zaczekać.
- Indi usiadła z Mileną na fotelach czekając aż recepcjonistka zawiadomi szefa firmy.

- Witam Panie - wyszedł do nich młody mężczyzna w dość nieformalnym stroju. - Dyrektor wyznaczył jednego z koordynatorów projektu do rozmowy z Panią Gemmer - zwrócił się po angielsku do Amerykanki w mig odgadując, że to ona, a nie Milena jest zaproszoną specjalistką. - Jednak wyszedł na lunch. Powinien być za piętnaście minut, będą Panie łaskawe zaczekać? - zrobił przy tym ruch ręką zapraszający do wejścia głębiej. Raczej nie chodziło mu o czekanie w portierni.
Indi wstała by podążyć za witającym je człowiekiem. Skinęła lekko na Milenę:
- Oczywiście, nie ma sprawy. - pokiwała głową. Ruszyła za wskazówkami mężczyzny.

Czekały faktycznie nie dłużej niż piętnaście minut w jednym z pokoików zapewne do minikonferencji, lub burzy mózgów twórców gier.
Luźną pogawędkę przerwało im otworzenie się drzwi.
- Przepraszam, zupełnie straciłem poczucie cza…. - Robert Olszański stanął jak wryty patrząc na Amerykankę.
- Uhm… Indira?
- Robert?
- Indi zaczęła łapać niejaką głupawkę.
- O, goguś… - mruknęła Milena.
- Robert…- poprawiła ją znowu dziewczyna. Po czym zwróciła się do Olszewskiego:
- Miałam mieć spotkanie z Marcinem Iwańskim. Teraz dowiedziałam się, że oddelegował koordynatora projektu Cyberpunk 2077? To Ty? - ślepiła się na poznanego niedawno kolesia.
- Szef nie umawia się w takich sprawach, jest trochę zajęty. - Mężczyzna zajął miejsce przy stole. - Dostałem szczątkowe informacje: “Pani Gemmer, po 15:00, specjalistka mogąca dodać trochę klimatu do wizerunków w grze, ubiory, klimat. Dogadaj szczegóły” - czytał na głos. - Nie spodziewałem się. No to niespodzianka. - Uśmiechnął się.
- Krótko korespondowałam z Marcinem w tej sprawie. - pokiwała głową Amerykanka z uśmiechem - Miałam dogadać szczegóły na miejscu. Od czego chcesz zacząć? - spytała nieco zagubiona, wyciągając pada z torebki.
- Pracuję nad tym od niedawna. Projekt powstał już dawno, zaczęto w nim grzebać, ale firma przesiadał się na Wiedźmina, zastopowano prace. Ruszamy z tym aktualnie dalej, a moje zadanie to koordynować działania różnych grup. Programiści, graficy komputerowi czy specjaliści od linii fabularnej… wiesz to dość specyficzni ludzie. Każdy w swoim świecie, bez koordynacji to byłby tu Wietnam. Wody?
- Może ja sobie pójde i tak nic nie rozumiem
- burknęła po polsku Milena.
- Ok, a gdzie widzisz mnie w takim razie? Jak szybko potrzebowalibyście projekty? W jakim zakresie miałabym wspierać projekt pod kątem glamouru? Powiesz mi coś więcej o postaciach i harmonogramie? - Indi uśmiechała się wciąż nieco w lekkim zaskoczeniu. - Chętnie, dziękuję - odpowiedziała.
- Przepraszam, Milena. Łatfiej mi po angielsku móficz o pracza. - spojrzała przepraszająco na dziewczynę. - Robert, jak ty myszlesz, ile czaszu nam czebać?
Nalał wodę do dwóch szklanek i postawił je przed dziewczętami.
- Nie wiem, może i pięć minut, może kwadrans. To tylko orientacyjne spotkanie. “Czego oczekujemy-czy mogę to zrobić”. - wydawał się skupiać na Indirze, nie było to może ostentacyjne i celowe ignorowanie blondynki, choć faktycznie mogła się tak poczuć. - Chodzi o ocenę projektów ubrań postaci w grze komputerowej. Bardzo wstępnych projektów robionych przez ludzi zupełnie nie związanych z szeroko pojętym fashion. Najczęściej wręcz tekstowe opisy, często szkice, choć w niektórych przypadkach pełne grafiki. Klimat ‘cyberpunk’ świat roku 2077, ma być futurystycznie, ale ma mieć to ręce i nogi, nie może być pozbawione smaku. Kolorystyka, detale, kroje, głównie o to chodzi.
- To brzmi interesująco ale dobrze by było gdybym dostała jedną- dwie grafiki w jakim kierunku idziecie. Dla ciebie cyberpunk znaczyć może nieco coś innego niż dla mnie. Widziałam filmik promo i wydaje mi się, że łapię klimat. Ale w filmiku raczej ciężko mówić o glamour, rozumiesz? Militaria, stroje policji itd. to jest świetnie pokazane jako przykład.


Indi zastanowiła się przez chwilę:
- Czy przy takich opisach, szkicach itd, możecie dosłać kilka słów o postaci? Moda odzwierciedla charakter, więc to byłoby zdecydowane ułatwienie.
- A zrobić mogę - brzmi jak nowe wyzwanie.
- uśmiechnęła się robiąc sobie notatki.
- Jasne, w przypadku postaci pierwszo czy drugoplanowych będzie ich dokładny opis celem sprofilowania. To oczywiste. Dostaniesz potrzebne materiały wraz z min. z pozycjami na PDF z jakimi warto by się zaznajomić. Krótka filmografia, bez przykazu oglądania, no ale możesz do niej sięgnąć jak będziesz mieć wolny wieczór i brak jasno sprecyzowanego filmu jakim chcesz go sobie urozmaicić? Zawsze przyjemność z pożytecznym. Problem jest jeden. Zanim dostaniesz choć jeden szkic, grafikę i opis musimy podpisać umowę z klauzulą poufności. By to nie wyciekło.
- Podpisanie umowy to nie problem. Prowadzę działalność w UK - ale to chyba nie jest kwestia utrudniająca?
- Nie. Współpracujemy z ludźmi przebywającymi aktualnie w różnych rejonach świata.
- Świetnie. Czyli co? Prześlesz mi umowę do zapoznania się? Czy wolisz NDA załatwić od razu i przesłać mi już grafiki do wglądu?
- Prześlę dziś projekt umowy wraz z materiałami pomocniczymi. Jak nie będziesz miała uwag, jutro możemy podpisać i dostaniesz pierwsze szkice. Tylko Indi… to robota łatwa i przyjemna. Tak przynajmniej widzi to góra. Kokosów na to nie przeznaczyli.
- Pokaż mi firmę, która uważa, że moda to poważne zajęcie? Firmę spoza branży? Jaki macie pomysł na finanse? Od pozycji, stawki za część projektu, miesięczne?
- Od każdego projektu, jednostkowo.
- Ok, jakie warunki i terminy płatności?
- Umowa o dzieło dotycząca każdego projektu lub pakietu projektów z określanymi stawkami. W formie aneksów do umowy głównej będacej zatrudnieniem na zlecenie, w niej będzie między innymi ta klauzula poufności. Normalnie zostaniesz zatrudniona jako specjalista konsultant za grosze. Bodaj 500 złotych miesięcznie. Właściwe wynagrodzenie z aneksów o dzieło. Tak to ma wyglądać.
- Ok, brzmi do przyjęcia. Załącz dane firmy konieczne do wystawiania faktur, dobrze? Ah i jeszcze pytanie, mogę wykorzystać informację o współpracy na blogu?
- Jasne, choć nie radzę.
- Hmm… czemu?
- Bo będziesz nagabywana wtedy mocno, by zdradzić kulisy. Osoby prywatne, media, mogą cie kusić, sprawiać, ze odechciewa się żyć. 9/10 programistów przy takich projektach woli by ich nazwisko wypłynęło dopiero po wszystkim. No ale zakazu nie ma. Twoja skrzynka mailowa, Twój problem
- uśmiechnął się.
Milena przewróciła oczyma. Nie bardzo rozumiała o czym rozmawiają, ale spojrzenia Roberta ocenić potrafiła.
- Rozumiem. No dobrze. - Indi zamknęła pada - To chyba wszystko na dzisiaj? Nie chcę zajmować Ci zbyt wiele czasu. - nie wspomniała, że sama była pod presją by pognać do ambasady.
- Na pewno nie da rady jeszcze dziś…? - zaczął wiadomy temat. Było pewne, że to poruszy gdy tylko iskierki radości przebiegły mu we wzroku na widok Indiry w pokoju, na samym starcie spotkania.
- Robert, z przyjemnością się spotkam, ale dzisiaj mam spotkania do późnego wieczora. - Indi pokręciła głową przecząco. - Jutro, lunch to najbezpieczniejszy termin. I tak dzisiaj był niespodziewany bonus, tak? - zaśmiała się ciepło, próbując jakoś złagodzić odmowę.
Uniósł ręce w obronnym geście.
- Okey, okey. Bym żałował nie próbując. Zadzwonię z rana. A umowę i materiały wyśle za kilka minut.
- Dobrze, będę czekać na telefon i dokumenty.
- pogroziła mu żartobliwie palcem, wstając i zbierając się.
- Ah… - zatrzymała się - … to nie będzie konflikt interesów, prawda? - dodała unosząc brew.
- Konflikt? - również wstał, tak jak i Milena (ona z ulgą). Skierował się ku drzwiom by im otworzyć.
- Koordynujesz projekt… raportować będę do Ciebie, tak? Jak się do tego mają prywatne spotkania?
- Mi? Nieeee, będziesz współpracować z grafikami. Jak będzie mój udział potrzebny, pośrednictwo, rozwiązywanie problemów… to owszem. Ale wątpię.
- Aha…
- kiwnęła głową - … no to się cieszę. - wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
Robert ucałował ją, po czym chciał to samo zrobić z Mileną, która tylko fuknęła i puknęła się palcem w czoło.

Z Jagiellońskiej pognały do Ambasady. Indi po drodze czuła ni to naburmuszenie ni to ciekawość Mileny.
- Nie polubiełaś Roberta? - stwierdziła bardziej niż spytała Indi.
- Nie cierpię tego typu palantów.
- Jakieko typu?
- pomyślała o Wojtku chodzącym w polarze i mieszkającym w dziczy. No fakt, Robert był sto lat świetlnych od pana leśniczego.
- Takiego co skupia się tylko na tym by dobrać się do tyłka - wzruszyła ramionami.
- A znasz insze typy? Posa gej?
- Większość. Każdy mysli o tym by zaciągnąć do wyrka, ale tylko dla części palantów to priorytet i jedyne o czym mysli.

Indi machnęła ręką:
- Daj szpokój. - wzruszyła ramionami - Szkoda nerwowacz sze.
- Spoko. To w sumie tylko sprawa między Tobą, nim i jego żoną, nie?
- zachichotała.
- Szoną? - Indira nieco się zdziwiła - Skąd wiesz, że ma szone?
- Nie wiem
- wzruszyła ramionami. - Wyglądałaś na zaskoczoną jego zobaczeniem. Nie patrzyłaś na ręce. Może po prostu miał bardzo niegustowny sygnet i nie chciał się w nim pokazać. - Zrobiła niewinną minę. - Nie znam się.
Amerykanka znowu machnęła ręką:
- Jakie to maje sznaczenie? Nie bencie sz tego i tak nicz. A to tylko networking. I tak jutro albo po jutro mogę nie szycz, wincz czo? - spojrzała na Milenę. - Chocz do ambasaty.


Zanim jednak dojechały na Al. Jerozolimskie, Indi ustaliła z blondynką, że zaczeka ona w Green Caffe Nero na ul. Pięknej.
Indi weszła do ambasady prosząc o spotkanie z Law. Skoro i tak miała z nim się przemęczyć nieco później. Chciała się wkręcić by móc zaczekać na Jones’a.

Ambasada USA, Al. Jerozolimskie około 16:00
Niestety Jonesa zdybać się nie udało pomimo godzinnego oczekiwania. Za to Law zdecydował się skrócić nieco swój dzień pracy i wkrótce obydwoje jechali nieoznakowanym wozem ku wybranej przez konsula restauracji.

U Fukiera, Rynek Starego Miasta 27, 17:15
Indi rozglądała się ciekawie po restauracji, którą wybrał konsul Law. Wnętrze jak na jej gust przeładowane i niemodne. Law jednak wyglądał na niezwykle dumnego z wyboru więc Amerykanka nie komentowała. Oddała konsulowi płaszcz i przez chwilę z całą premedytacją pozwoliła mu lampić się na swoja kreację. Poczekała na odsunięcie fotela. Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny siadającego obok. Kelner podał menu oraz kartę win, ale Indi zamówiła jedynie obiecaną kawę oraz “ciastko dnia”. Nie zamierzała spędzać zbyt wiele czasu. Konsul, czy nie.
Ten ostatni wydawał się nieco rozczarowany, krótki zamówieniem i podtekstem jakie ze sobą ono niosło ale zamówił podobnie: kawę i sernik.
Indi wyciągnęła dłoń:
- Zatem, zróbmy to oficjalnie. Indira. - uśmiechnęła się lekko.
- John - konsul ucałował dłoń projektantki.
- Był pa…. byłeś tu już wcześniej? - Indi zaczęła zwykłe błahe rozmowy o niczym na wstępie, zanim przeszła do sedna rozmowy.
- Tak, kilkukrotnie. To jedno z tych klasycznych miejsc w Warszawie. - konsul oparł się wygodnie o oparcie fotela.
- Jesteś fanem klasyki?
- To zależy, czasem klasyka poszerzając horyzonty pozwala nam otworzyć się na nowości.
- Hmmm…
- zaczęła Indi przerywając na widok pojawiającego się kelnera z zamówieniem.
Gdy odszedł kontynuowała:
- Nie jestem przekonana do końca. Ostatnie połączenie klasyki i nowości jakie miałam okazję zobaczyć nie zrobiło na mnie zbyt dobrego wrażenia. - upiła kawę spoglądając na konsula. Odwróciła się nieco bokiem by być do niego zwróconą twarzą i założyła nogę na nogę.
- Z tego co pamiętam… tak… ty też tam byłeś. - uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Ten bankiet… jakie były twoje wrażenia?
- Gdzie?
- spytał lekko roztargniony nie nachalnie ale i bez prób specjalnego ukrycia tego, zerkając ku kształtnym nogom dziewczyny.
- Na bankiecie w PKiNie… jakiś tydzień temu. Podobało Ci się tam?
- Ach, tam. To zależy w którym momencie.
- Hmmm
- Indi mruknęła nabierając ciastko na widelczyk i powoli niosąc porcję słodkości do ust - A który był według Ciebie najlepszy? - lekko oblizała usta i upiła kolejny łyk kawy.
- Gdy weszłaś, tak jeden z najlepszych. - Uśmiechnął się również upijając łyk czarnego kofeinowego napoju.
Spojrzała na mężczyznę spod brwi, wpijając spojrzenie w rozmówcę:
- Chyba nie traktujesz mnie poważnie, Johnie, co? - uśmiechnęła się i dla odmiany ułożyła swą dłoń na jego - Często spotykasz się z gospodarzem bankietu?
- Ależ oczywiście, że poważnie, Indiro
. - Ujął ją za dłoń. - Z gospodarzem? Nie, a czemu pytasz?
- Ciekawa byłam twojego zdania na jego temat. Wydawał się ekscentryczny. Tak jak i sam bankiet.
- Indi wygięła lekko usta mrożąc (rozgrzewając) konsula spojrzeniem. - Jak ci się on widzi?
- Ekscentryczny, trochę dziwny. Ale grzeczny i układny. Masz może plany na weekend?
- Weekend? Nie sądzę, na chwilę obecną raczej nie.
- Indi pomyślała o tych tysiącach możliwości jakie mogą otworzyć się już jutro i ścierpła jej skóra. - A czemu pytasz?
- Byłaś kiedyś w Krakowie?
- Jak dotąd jeszcze nie, ale słyszałam mnóstwo pochwał. A Ty?
- Dwa razy. Ale nie miałem zbytnio czasu na zwiedzanie. W weekend jadę, ale tym razem tylko dwa krótkie spotkania. Może wybierzesz się ze mną? Zamek królów podobno obłędny.

Indi cieszyła się, że miała usta zapchane ciastem - zyskiwała nieco czasu na odpowiedź.
- Musiałabym raczej jechać osobno. Chyba nie zdążysz uzyskać zatwierdzenia na gościa w tak krótkim czasie. - czepiła się możliwości odmowy.
- Dlaczego miałbym nie zdążyć. Takie rzeczy załatwia się nawet z dnia na dzień. - Uśmiechnął się.
- Zatem musi być to doskonale zorganizowana placówka
- zaśmiała się lekko Indi - Pamiętam, że ojciec często narzekał na procesy administracyjne i gryzipiórków utrudniających najmniejsze kwestie - uśmiechnęła się.
W myślach kalkulowała czy warto palić kontakt z Law odmawiając mu już teraz.
- Będziesz mógł nieoficjalnie wyprawić się na zwiedzanie?
- Oczywiście. Dwa godzinne, może dwugodzinne spotkania w sobotę i niedzielę. Oprócz tego jestem do dyspozycji by pokazać Ci uroki Krakowa. Dzień i noc.
- Odstawił kawę, a wracając ręką niby mimochodem musnął kolano dziewczyny.
- Pomyślę i dam znać …. jutro? - Indi spojrzała na konsula - To dość niespodziewana propozycja, która niesie ze sobą swoiste implikacje. Zgodzisz się? - spytała ciepło.
- Niespodziewane rzeczy ubogacają nudną egzystencję, Indiro. - Tym razem już otwarcie położył jej dłoń na kolanie, choć gest wciąż nie był do końca jednoznaczny. Jakby tłumaczył coś, spoufalającym się dotykiem akcentując zwrócenie na siebie uwagi. - Nie myślę o implikacjach, będzie mi niesamowicie przyjemnie cieszyć się Twoim towarzystwem. Zacznę wszystko aranżować gdy tylko dasz mi jutro znać, jak mam nadzieję, że chętnie odwiedzisz dawną stolicę tego kraju.
- Dobrze, dam Ci odpowiedź jutro. A co do implikacji, to wolałabym jednak położyć nacisk na dyskrecję. Ty chyba również?

John pogładził kształtne kolano, tym razem już nie kryjąc intencji. Z ociąganiem i wbrew sobie zabrał jednak rękę.
- Możesz być pewna mojej dyskrecji. Przeniesiemy się gdzieś? Proponuję spacer po starówce, piękne popołudnie.
Indi zdjęła nogę i usiadła wyprostowana grożąc Johnowi lekko palcem:
- Spacer w miejscu publicznym? Z Tobą? Osobą publiczną? To dzisiaj wieczorem trafi do SuperExpressu. A wkrótce po tym do twojej rodziny. - spojrzała na konsula - To na pewno dobry pomysł?
John pokręcił głową.
- Jesteś jak narkotyk, Indiro. Uderzasz do głowy tak, że człowiek zapomina… Mówisz o miejscu publicznym, hm, masz na myśli mniej publiczne?
- Mam na myśli, John, że jesteśmy na kawie
- uśmiechnęła się do niego - dzisiaj. Dzisiaj przeszliśmy na ty. I… dopiero dzisiaj wykazałeś jakiekolwiek zainteresowanie mną. - lekko wydęła usta i dopiła kawę - Myślę, że na miejsce mniej publiczne, trzeba troszkę zapracować - mrugnęła wesoło. - I zapewnić dyskrecję. Potrafisz to? - omiotła go oszczędnym lecz zaciekawionym spojrzeniem, rozgrzewając jego odczucia względem niej, chociaż chciała tak naprawdę wstać i wyjść.
- Potrafię. - Pokiwał głową z lekkim uśmiechem i pomieszaniem zawodu z dzikim zadowoleniem. Uczucie jak u wędkarza, który czuje, że spora rybka złapała się na haczyk i już wkrótce będzie w jego łapkach ale wpierw przyjdzie się niestety ciut posiłować i uważać by nie zerwać żyłki. - Wina? - spytał.
- Nie, teraz niestety muszę odmówić. - pokręciła głową - Mam jeszcze jedno spotkanie dzisiaj. - podrażniła ciekawość, a być może zazdrość konsula.
Chyba jej się udało, bo zmarkotniał lekko.
- Nikt nie jest do końca panem lub panią swego czasu. Interesy jak mniemam?
- Niestety.... marzą mi się wakacje
- westchnęła teatralnie - Owszem, interesy. Nie mogę przegapić tego wyjścia niestety. Ale jeśli Ty masz ochotę na wino, nie krępuj się. - dorzuciła.
- Marzenia się spełniają. Dlatego żywię nadzieję, że jutro dasz mi znać bym zapewnił Ci miły wypoczynek przynajmniej przez weekend.
- Ledwo dostrzegalnie sapnął z ulga, gdy potwierdziła businessowy charakter spotkania jakie ją czeka. - Skuszę się - dodał w kwestii wina.
Przez resztę spotkania Indi ciągle zastanawiała się co ona tam robi. Law nie wydawał się jej już jakimś szczególnie ważnym elementem układanki szefa PKiNu. Co nie zmieniało faktu, że daleko jej było do zaufania konsulowi. Z resztą on sam nie dawał za wielu powodów do zaufania od samego początku wieczoru.
W końcu po trudach i znojach uprzejmej konwersacji w tonie kokieteryjno - uwodzicielskim, spotkanie zakończyło się wymianą numerów telefonu. Rozstali się przed restauracją.


Indi miała jeszcze niecałą godzinę do spotkania z Maroonem więc postanowiła ruszyć na piechotę do cukierni Blikle.
Po drodze zadzwoniła do Marcina by zdać relację co u niej i dowiedzieć co słychać w Londynie.
- Cześć, Marcinku. Jak u was? Nie dzwoniłam wcześniej, żeby małej nie drażnić.
- Cześć, mała. Alex stęskniona za tobą, płakała dzisiaj.
- Mój szkrabeczek
- Indi przełknęła rosnącą w gardle gulę.
- Ale ogólnie raczej pod kontrolą. Dajemy radę, Al trzyma się przez większość czasu.
- A jak …
. - Indi zawiesiła głos.
- Nie jest problematyczny. Trzyma dystans ale jest uprzejmy i nie robi kłopotów. Mamy wygodną kwaterkę, jest ok. - przyjaciel starał się dodawać Amerykance ducha - A ty jak?
- W porządku. Martwię się o ciebie.
- Nie martw się, zadbaj o Alex i o siebie. Zadzwonię jutro.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 26-03-2016 o 22:00.
corax jest offline