Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-03-2016, 15:31   #31
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po drodze Indi dopytywała:
- Nie było nicz szłe? Ty wiciałasz? Zjadłasz czosz? Czy kchcesz jeszcz?
- Wyglądało jakby był sam, nikt nie obserwował. Nie, spoko, nie jestem głodna, ja w ogóle mało jadam.


Squat "VillaNova", Wola, ul. Kolejowa, 13:30
Na miejscu dziewczyny zastały spore towarzystwo. Na wyposażeniu pokazał się koleś z bródką, Łaciata. Pojawiła się na powrót Jana i ponownie naprany jak bombolot Olaf.
Oprócz znajomej grupki pojawiła się nowa parka, których Indi wcześniej nie widziała.
Weszła za Mileną do pomieszczenia i poczuła się nieco jak piąte koło u wozu w swoich wyjściowych ciuchach.
- Hej! - uniosła rękę w powitaniu do wszystkich, jakoś niespecjalnie oczekując gromkiej reakcji. - Hej, Jana - uśmiechnęła się do dziewczyny.

Usiadła w kącie by nie przeszkadzać za bardzo ekipie i otworzyła laptopa:

Cytat:
Od: Lulu
Do [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść: Odpiszę wieczorem jak będę wiedziała coś więcej.
Masz jakiś namiar na Sebastiana, e-mail, nr telefonu? Albo na tą blondi co jechała z nami do Kwatery?
Cytat:
Od: Magda
Do [E-mail]: Indi
Temat: ???
Słuchaj, powiedz co się dzieje… ktoś cię szuka. Byli u mnie jacyś ludzie i pytali o ciebie. W garniakach, jak służby specjalne. Boję się, bo nie wiem o co chodzi. Daj znać, żebym nie wychodziła z siebie.
Cytat:
Od: CD project - Marcin Iwiński
Do [E-mail]: Indi
Temat: Współpraca
Pani Gemmer,
Jaki sposób jest najlepszy dla ciebie by omówić ofertę? Email? 1on1? Nie ukrywam, że to drugie idzie zazwyczaj szybciej, i choć nie jest to jakoś szalenie priorytetowa kwestia to wolałbym domknąć ją jakoś niedługo. Dzisiaj lub jutro?
Cytat:
Do: CD project - Marcin Iwiński
Od[E-mail]: Indi
Temat: Re:Współpraca
Mogę spotkać się dzisiaj ok 15:00. Jutro nie wiem jak będzie u mnie z czasem.
Cytat:
Od: CD project - Marcin Iwiński
Do [E-mail]: Indi
Temat: Re:Re:Współpraca
Ok, to w takim razie zapraszam na ul. Jagiellońska 74. Dam znać na recepcji, że jesteśmy umówieni.
Indi sprawdziła komórkę czy może Jones się odezwał ale nie było póki co odzewu.

Cytat:
Do: Lulu
Od [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść:
<<Odpiszę wieczorem jak będę wiedziała coś więcej.>> Ok, to czekam na info.
Mam namiar na Sebastiana, ale Klara też powinna mieć. Brzmiał jakby się bardzo dobrze znali. Czemu nie chce Ci dać?
Cytat:
Od: Magda
Do [E-mail]: Indi
Temat: ???
O co dokładnie pytali ci ludzie? Kiedy to było? Magda nie mogę Ci powiedzieć co się dzieje dla Twojego dobra. Jesteśmy całe. Jeśli dam radę to odezwę się gdy sprawa ucichnie.
Buziaki dla was, dziewczyny.
Squat "VillaNova", Wola, ul. Kolejowa, 14:10
Miała jakieś pół godziny na przygotowanie się i wyprucie na kolejne spotkanie.
- Milena, snowu itę na spotkanie. Jetno o pracza, drugie z konsulem o pionta i kolejno s tym samym facet co teras o ósma. Iciesz se mno?
- Mhm
- mruknęła. - Wojtek chciał by miec cię na oku, a tu się zanudzę.

Przebrała się w ostatni dostępny jej fatałaszek z tych fikuśnych, które miała dostępne.

a które miały wywołać wrażenie zachwytu na obu jej randkach. Płaszcz, torebka, taksówka.

ul. Jagiellońska 14:50
Właśnie pędziła do firmy gdy za plecami usłyszała głos:
- Indi?! - męski, brzmiący znajomo - Indira?
Wyhamowała nieco i powoli odwróciła się.
Robert. Na śmierć o nim zapomniała.
- Ooo…. - zaczęła zapominając na chwilę języka w gębie - … cześć, Robert.
- Indira… co się z tobą działo? Dzwoniłem, numer nie odpowiadał… - mężczyzna wyglądał na jednocześnie zaniepokojonego i ostrożnego.
- Robert to jest Milena, Milena to Robert. - przedstawiła ich sobie projektantka - Wybacz. Dużo się ostatnio działo. Zgubiłam telefon i wszystkie numery w nim. - kłamstwo przyszło dość łatwo - Teraz spieszę się nieco na spotkanie…
- Masz czas po spotkaniu?
- spytał Robert nie zwracając większej uwagi na Milenę. Blondynka prychnęła cicho.
- Nie bardzo, dzień zapchany aż do późnego wieczora. - Indi próbowała subtelnie się wymigać.
- A jutro? Lunch?
- Jutro nie mogę zagwarantować. Możemy wstępnie się umówić na szybką kawę.
- Ok, Cafe Kwadrans na Chmielnej 2 o 12:00?
- Dobrze, jeśli nic nie wyskoczy to będę.
- Zapisz sobie mój numer 868325213, twój?
- 730007679. Zatem do jutra.
- Do jutra
- Robert nachylił się by cmoknąć Indi w policzek.

Dziewczyny ruszyły ponownie do CD Project.
- Co to za goguś? - spytała Milena łypiąc ciekawsko spod grzywki.
- Gogusz?Nie... Robert. Sznajomy…

CD Project, ul. Jagiellońska 24, 15:00

W recepcji, Indira przedstawiła się:
- Mam spotkanie z Marcinem Iwińskim.
- Proszę chwilę zaczekać.
- Indi usiadła z Mileną na fotelach czekając aż recepcjonistka zawiadomi szefa firmy.

- Witam Panie - wyszedł do nich młody mężczyzna w dość nieformalnym stroju. - Dyrektor wyznaczył jednego z koordynatorów projektu do rozmowy z Panią Gemmer - zwrócił się po angielsku do Amerykanki w mig odgadując, że to ona, a nie Milena jest zaproszoną specjalistką. - Jednak wyszedł na lunch. Powinien być za piętnaście minut, będą Panie łaskawe zaczekać? - zrobił przy tym ruch ręką zapraszający do wejścia głębiej. Raczej nie chodziło mu o czekanie w portierni.
Indi wstała by podążyć za witającym je człowiekiem. Skinęła lekko na Milenę:
- Oczywiście, nie ma sprawy. - pokiwała głową. Ruszyła za wskazówkami mężczyzny.

Czekały faktycznie nie dłużej niż piętnaście minut w jednym z pokoików zapewne do minikonferencji, lub burzy mózgów twórców gier.
Luźną pogawędkę przerwało im otworzenie się drzwi.
- Przepraszam, zupełnie straciłem poczucie cza…. - Robert Olszański stanął jak wryty patrząc na Amerykankę.
- Uhm… Indira?
- Robert?
- Indi zaczęła łapać niejaką głupawkę.
- O, goguś… - mruknęła Milena.
- Robert…- poprawiła ją znowu dziewczyna. Po czym zwróciła się do Olszewskiego:
- Miałam mieć spotkanie z Marcinem Iwańskim. Teraz dowiedziałam się, że oddelegował koordynatora projektu Cyberpunk 2077? To Ty? - ślepiła się na poznanego niedawno kolesia.
- Szef nie umawia się w takich sprawach, jest trochę zajęty. - Mężczyzna zajął miejsce przy stole. - Dostałem szczątkowe informacje: “Pani Gemmer, po 15:00, specjalistka mogąca dodać trochę klimatu do wizerunków w grze, ubiory, klimat. Dogadaj szczegóły” - czytał na głos. - Nie spodziewałem się. No to niespodzianka. - Uśmiechnął się.
- Krótko korespondowałam z Marcinem w tej sprawie. - pokiwała głową Amerykanka z uśmiechem - Miałam dogadać szczegóły na miejscu. Od czego chcesz zacząć? - spytała nieco zagubiona, wyciągając pada z torebki.
- Pracuję nad tym od niedawna. Projekt powstał już dawno, zaczęto w nim grzebać, ale firma przesiadał się na Wiedźmina, zastopowano prace. Ruszamy z tym aktualnie dalej, a moje zadanie to koordynować działania różnych grup. Programiści, graficy komputerowi czy specjaliści od linii fabularnej… wiesz to dość specyficzni ludzie. Każdy w swoim świecie, bez koordynacji to byłby tu Wietnam. Wody?
- Może ja sobie pójde i tak nic nie rozumiem
- burknęła po polsku Milena.
- Ok, a gdzie widzisz mnie w takim razie? Jak szybko potrzebowalibyście projekty? W jakim zakresie miałabym wspierać projekt pod kątem glamouru? Powiesz mi coś więcej o postaciach i harmonogramie? - Indi uśmiechała się wciąż nieco w lekkim zaskoczeniu. - Chętnie, dziękuję - odpowiedziała.
- Przepraszam, Milena. Łatfiej mi po angielsku móficz o pracza. - spojrzała przepraszająco na dziewczynę. - Robert, jak ty myszlesz, ile czaszu nam czebać?
Nalał wodę do dwóch szklanek i postawił je przed dziewczętami.
- Nie wiem, może i pięć minut, może kwadrans. To tylko orientacyjne spotkanie. “Czego oczekujemy-czy mogę to zrobić”. - wydawał się skupiać na Indirze, nie było to może ostentacyjne i celowe ignorowanie blondynki, choć faktycznie mogła się tak poczuć. - Chodzi o ocenę projektów ubrań postaci w grze komputerowej. Bardzo wstępnych projektów robionych przez ludzi zupełnie nie związanych z szeroko pojętym fashion. Najczęściej wręcz tekstowe opisy, często szkice, choć w niektórych przypadkach pełne grafiki. Klimat ‘cyberpunk’ świat roku 2077, ma być futurystycznie, ale ma mieć to ręce i nogi, nie może być pozbawione smaku. Kolorystyka, detale, kroje, głównie o to chodzi.
- To brzmi interesująco ale dobrze by było gdybym dostała jedną- dwie grafiki w jakim kierunku idziecie. Dla ciebie cyberpunk znaczyć może nieco coś innego niż dla mnie. Widziałam filmik promo i wydaje mi się, że łapię klimat. Ale w filmiku raczej ciężko mówić o glamour, rozumiesz? Militaria, stroje policji itd. to jest świetnie pokazane jako przykład.


Indi zastanowiła się przez chwilę:
- Czy przy takich opisach, szkicach itd, możecie dosłać kilka słów o postaci? Moda odzwierciedla charakter, więc to byłoby zdecydowane ułatwienie.
- A zrobić mogę - brzmi jak nowe wyzwanie.
- uśmiechnęła się robiąc sobie notatki.
- Jasne, w przypadku postaci pierwszo czy drugoplanowych będzie ich dokładny opis celem sprofilowania. To oczywiste. Dostaniesz potrzebne materiały wraz z min. z pozycjami na PDF z jakimi warto by się zaznajomić. Krótka filmografia, bez przykazu oglądania, no ale możesz do niej sięgnąć jak będziesz mieć wolny wieczór i brak jasno sprecyzowanego filmu jakim chcesz go sobie urozmaicić? Zawsze przyjemność z pożytecznym. Problem jest jeden. Zanim dostaniesz choć jeden szkic, grafikę i opis musimy podpisać umowę z klauzulą poufności. By to nie wyciekło.
- Podpisanie umowy to nie problem. Prowadzę działalność w UK - ale to chyba nie jest kwestia utrudniająca?
- Nie. Współpracujemy z ludźmi przebywającymi aktualnie w różnych rejonach świata.
- Świetnie. Czyli co? Prześlesz mi umowę do zapoznania się? Czy wolisz NDA załatwić od razu i przesłać mi już grafiki do wglądu?
- Prześlę dziś projekt umowy wraz z materiałami pomocniczymi. Jak nie będziesz miała uwag, jutro możemy podpisać i dostaniesz pierwsze szkice. Tylko Indi… to robota łatwa i przyjemna. Tak przynajmniej widzi to góra. Kokosów na to nie przeznaczyli.
- Pokaż mi firmę, która uważa, że moda to poważne zajęcie? Firmę spoza branży? Jaki macie pomysł na finanse? Od pozycji, stawki za część projektu, miesięczne?
- Od każdego projektu, jednostkowo.
- Ok, jakie warunki i terminy płatności?
- Umowa o dzieło dotycząca każdego projektu lub pakietu projektów z określanymi stawkami. W formie aneksów do umowy głównej będacej zatrudnieniem na zlecenie, w niej będzie między innymi ta klauzula poufności. Normalnie zostaniesz zatrudniona jako specjalista konsultant za grosze. Bodaj 500 złotych miesięcznie. Właściwe wynagrodzenie z aneksów o dzieło. Tak to ma wyglądać.
- Ok, brzmi do przyjęcia. Załącz dane firmy konieczne do wystawiania faktur, dobrze? Ah i jeszcze pytanie, mogę wykorzystać informację o współpracy na blogu?
- Jasne, choć nie radzę.
- Hmm… czemu?
- Bo będziesz nagabywana wtedy mocno, by zdradzić kulisy. Osoby prywatne, media, mogą cie kusić, sprawiać, ze odechciewa się żyć. 9/10 programistów przy takich projektach woli by ich nazwisko wypłynęło dopiero po wszystkim. No ale zakazu nie ma. Twoja skrzynka mailowa, Twój problem
- uśmiechnął się.
Milena przewróciła oczyma. Nie bardzo rozumiała o czym rozmawiają, ale spojrzenia Roberta ocenić potrafiła.
- Rozumiem. No dobrze. - Indi zamknęła pada - To chyba wszystko na dzisiaj? Nie chcę zajmować Ci zbyt wiele czasu. - nie wspomniała, że sama była pod presją by pognać do ambasady.
- Na pewno nie da rady jeszcze dziś…? - zaczął wiadomy temat. Było pewne, że to poruszy gdy tylko iskierki radości przebiegły mu we wzroku na widok Indiry w pokoju, na samym starcie spotkania.
- Robert, z przyjemnością się spotkam, ale dzisiaj mam spotkania do późnego wieczora. - Indi pokręciła głową przecząco. - Jutro, lunch to najbezpieczniejszy termin. I tak dzisiaj był niespodziewany bonus, tak? - zaśmiała się ciepło, próbując jakoś złagodzić odmowę.
Uniósł ręce w obronnym geście.
- Okey, okey. Bym żałował nie próbując. Zadzwonię z rana. A umowę i materiały wyśle za kilka minut.
- Dobrze, będę czekać na telefon i dokumenty.
- pogroziła mu żartobliwie palcem, wstając i zbierając się.
- Ah… - zatrzymała się - … to nie będzie konflikt interesów, prawda? - dodała unosząc brew.
- Konflikt? - również wstał, tak jak i Milena (ona z ulgą). Skierował się ku drzwiom by im otworzyć.
- Koordynujesz projekt… raportować będę do Ciebie, tak? Jak się do tego mają prywatne spotkania?
- Mi? Nieeee, będziesz współpracować z grafikami. Jak będzie mój udział potrzebny, pośrednictwo, rozwiązywanie problemów… to owszem. Ale wątpię.
- Aha…
- kiwnęła głową - … no to się cieszę. - wyciągnęła dłoń na pożegnanie.
Robert ucałował ją, po czym chciał to samo zrobić z Mileną, która tylko fuknęła i puknęła się palcem w czoło.

Z Jagiellońskiej pognały do Ambasady. Indi po drodze czuła ni to naburmuszenie ni to ciekawość Mileny.
- Nie polubiełaś Roberta? - stwierdziła bardziej niż spytała Indi.
- Nie cierpię tego typu palantów.
- Jakieko typu?
- pomyślała o Wojtku chodzącym w polarze i mieszkającym w dziczy. No fakt, Robert był sto lat świetlnych od pana leśniczego.
- Takiego co skupia się tylko na tym by dobrać się do tyłka - wzruszyła ramionami.
- A znasz insze typy? Posa gej?
- Większość. Każdy mysli o tym by zaciągnąć do wyrka, ale tylko dla części palantów to priorytet i jedyne o czym mysli.

Indi machnęła ręką:
- Daj szpokój. - wzruszyła ramionami - Szkoda nerwowacz sze.
- Spoko. To w sumie tylko sprawa między Tobą, nim i jego żoną, nie?
- zachichotała.
- Szoną? - Indira nieco się zdziwiła - Skąd wiesz, że ma szone?
- Nie wiem
- wzruszyła ramionami. - Wyglądałaś na zaskoczoną jego zobaczeniem. Nie patrzyłaś na ręce. Może po prostu miał bardzo niegustowny sygnet i nie chciał się w nim pokazać. - Zrobiła niewinną minę. - Nie znam się.
Amerykanka znowu machnęła ręką:
- Jakie to maje sznaczenie? Nie bencie sz tego i tak nicz. A to tylko networking. I tak jutro albo po jutro mogę nie szycz, wincz czo? - spojrzała na Milenę. - Chocz do ambasaty.


Zanim jednak dojechały na Al. Jerozolimskie, Indi ustaliła z blondynką, że zaczeka ona w Green Caffe Nero na ul. Pięknej.
Indi weszła do ambasady prosząc o spotkanie z Law. Skoro i tak miała z nim się przemęczyć nieco później. Chciała się wkręcić by móc zaczekać na Jones’a.

Ambasada USA, Al. Jerozolimskie około 16:00
Niestety Jonesa zdybać się nie udało pomimo godzinnego oczekiwania. Za to Law zdecydował się skrócić nieco swój dzień pracy i wkrótce obydwoje jechali nieoznakowanym wozem ku wybranej przez konsula restauracji.

U Fukiera, Rynek Starego Miasta 27, 17:15
Indi rozglądała się ciekawie po restauracji, którą wybrał konsul Law. Wnętrze jak na jej gust przeładowane i niemodne. Law jednak wyglądał na niezwykle dumnego z wyboru więc Amerykanka nie komentowała. Oddała konsulowi płaszcz i przez chwilę z całą premedytacją pozwoliła mu lampić się na swoja kreację. Poczekała na odsunięcie fotela. Uśmiechnęła się lekko do mężczyzny siadającego obok. Kelner podał menu oraz kartę win, ale Indi zamówiła jedynie obiecaną kawę oraz “ciastko dnia”. Nie zamierzała spędzać zbyt wiele czasu. Konsul, czy nie.
Ten ostatni wydawał się nieco rozczarowany, krótki zamówieniem i podtekstem jakie ze sobą ono niosło ale zamówił podobnie: kawę i sernik.
Indi wyciągnęła dłoń:
- Zatem, zróbmy to oficjalnie. Indira. - uśmiechnęła się lekko.
- John - konsul ucałował dłoń projektantki.
- Był pa…. byłeś tu już wcześniej? - Indi zaczęła zwykłe błahe rozmowy o niczym na wstępie, zanim przeszła do sedna rozmowy.
- Tak, kilkukrotnie. To jedno z tych klasycznych miejsc w Warszawie. - konsul oparł się wygodnie o oparcie fotela.
- Jesteś fanem klasyki?
- To zależy, czasem klasyka poszerzając horyzonty pozwala nam otworzyć się na nowości.
- Hmmm…
- zaczęła Indi przerywając na widok pojawiającego się kelnera z zamówieniem.
Gdy odszedł kontynuowała:
- Nie jestem przekonana do końca. Ostatnie połączenie klasyki i nowości jakie miałam okazję zobaczyć nie zrobiło na mnie zbyt dobrego wrażenia. - upiła kawę spoglądając na konsula. Odwróciła się nieco bokiem by być do niego zwróconą twarzą i założyła nogę na nogę.
- Z tego co pamiętam… tak… ty też tam byłeś. - uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Ten bankiet… jakie były twoje wrażenia?
- Gdzie?
- spytał lekko roztargniony nie nachalnie ale i bez prób specjalnego ukrycia tego, zerkając ku kształtnym nogom dziewczyny.
- Na bankiecie w PKiNie… jakiś tydzień temu. Podobało Ci się tam?
- Ach, tam. To zależy w którym momencie.
- Hmmm
- Indi mruknęła nabierając ciastko na widelczyk i powoli niosąc porcję słodkości do ust - A który był według Ciebie najlepszy? - lekko oblizała usta i upiła kolejny łyk kawy.
- Gdy weszłaś, tak jeden z najlepszych. - Uśmiechnął się również upijając łyk czarnego kofeinowego napoju.
Spojrzała na mężczyznę spod brwi, wpijając spojrzenie w rozmówcę:
- Chyba nie traktujesz mnie poważnie, Johnie, co? - uśmiechnęła się i dla odmiany ułożyła swą dłoń na jego - Często spotykasz się z gospodarzem bankietu?
- Ależ oczywiście, że poważnie, Indiro
. - Ujął ją za dłoń. - Z gospodarzem? Nie, a czemu pytasz?
- Ciekawa byłam twojego zdania na jego temat. Wydawał się ekscentryczny. Tak jak i sam bankiet.
- Indi wygięła lekko usta mrożąc (rozgrzewając) konsula spojrzeniem. - Jak ci się on widzi?
- Ekscentryczny, trochę dziwny. Ale grzeczny i układny. Masz może plany na weekend?
- Weekend? Nie sądzę, na chwilę obecną raczej nie.
- Indi pomyślała o tych tysiącach możliwości jakie mogą otworzyć się już jutro i ścierpła jej skóra. - A czemu pytasz?
- Byłaś kiedyś w Krakowie?
- Jak dotąd jeszcze nie, ale słyszałam mnóstwo pochwał. A Ty?
- Dwa razy. Ale nie miałem zbytnio czasu na zwiedzanie. W weekend jadę, ale tym razem tylko dwa krótkie spotkania. Może wybierzesz się ze mną? Zamek królów podobno obłędny.

Indi cieszyła się, że miała usta zapchane ciastem - zyskiwała nieco czasu na odpowiedź.
- Musiałabym raczej jechać osobno. Chyba nie zdążysz uzyskać zatwierdzenia na gościa w tak krótkim czasie. - czepiła się możliwości odmowy.
- Dlaczego miałbym nie zdążyć. Takie rzeczy załatwia się nawet z dnia na dzień. - Uśmiechnął się.
- Zatem musi być to doskonale zorganizowana placówka
- zaśmiała się lekko Indi - Pamiętam, że ojciec często narzekał na procesy administracyjne i gryzipiórków utrudniających najmniejsze kwestie - uśmiechnęła się.
W myślach kalkulowała czy warto palić kontakt z Law odmawiając mu już teraz.
- Będziesz mógł nieoficjalnie wyprawić się na zwiedzanie?
- Oczywiście. Dwa godzinne, może dwugodzinne spotkania w sobotę i niedzielę. Oprócz tego jestem do dyspozycji by pokazać Ci uroki Krakowa. Dzień i noc.
- Odstawił kawę, a wracając ręką niby mimochodem musnął kolano dziewczyny.
- Pomyślę i dam znać …. jutro? - Indi spojrzała na konsula - To dość niespodziewana propozycja, która niesie ze sobą swoiste implikacje. Zgodzisz się? - spytała ciepło.
- Niespodziewane rzeczy ubogacają nudną egzystencję, Indiro. - Tym razem już otwarcie położył jej dłoń na kolanie, choć gest wciąż nie był do końca jednoznaczny. Jakby tłumaczył coś, spoufalającym się dotykiem akcentując zwrócenie na siebie uwagi. - Nie myślę o implikacjach, będzie mi niesamowicie przyjemnie cieszyć się Twoim towarzystwem. Zacznę wszystko aranżować gdy tylko dasz mi jutro znać, jak mam nadzieję, że chętnie odwiedzisz dawną stolicę tego kraju.
- Dobrze, dam Ci odpowiedź jutro. A co do implikacji, to wolałabym jednak położyć nacisk na dyskrecję. Ty chyba również?

John pogładził kształtne kolano, tym razem już nie kryjąc intencji. Z ociąganiem i wbrew sobie zabrał jednak rękę.
- Możesz być pewna mojej dyskrecji. Przeniesiemy się gdzieś? Proponuję spacer po starówce, piękne popołudnie.
Indi zdjęła nogę i usiadła wyprostowana grożąc Johnowi lekko palcem:
- Spacer w miejscu publicznym? Z Tobą? Osobą publiczną? To dzisiaj wieczorem trafi do SuperExpressu. A wkrótce po tym do twojej rodziny. - spojrzała na konsula - To na pewno dobry pomysł?
John pokręcił głową.
- Jesteś jak narkotyk, Indiro. Uderzasz do głowy tak, że człowiek zapomina… Mówisz o miejscu publicznym, hm, masz na myśli mniej publiczne?
- Mam na myśli, John, że jesteśmy na kawie
- uśmiechnęła się do niego - dzisiaj. Dzisiaj przeszliśmy na ty. I… dopiero dzisiaj wykazałeś jakiekolwiek zainteresowanie mną. - lekko wydęła usta i dopiła kawę - Myślę, że na miejsce mniej publiczne, trzeba troszkę zapracować - mrugnęła wesoło. - I zapewnić dyskrecję. Potrafisz to? - omiotła go oszczędnym lecz zaciekawionym spojrzeniem, rozgrzewając jego odczucia względem niej, chociaż chciała tak naprawdę wstać i wyjść.
- Potrafię. - Pokiwał głową z lekkim uśmiechem i pomieszaniem zawodu z dzikim zadowoleniem. Uczucie jak u wędkarza, który czuje, że spora rybka złapała się na haczyk i już wkrótce będzie w jego łapkach ale wpierw przyjdzie się niestety ciut posiłować i uważać by nie zerwać żyłki. - Wina? - spytał.
- Nie, teraz niestety muszę odmówić. - pokręciła głową - Mam jeszcze jedno spotkanie dzisiaj. - podrażniła ciekawość, a być może zazdrość konsula.
Chyba jej się udało, bo zmarkotniał lekko.
- Nikt nie jest do końca panem lub panią swego czasu. Interesy jak mniemam?
- Niestety.... marzą mi się wakacje
- westchnęła teatralnie - Owszem, interesy. Nie mogę przegapić tego wyjścia niestety. Ale jeśli Ty masz ochotę na wino, nie krępuj się. - dorzuciła.
- Marzenia się spełniają. Dlatego żywię nadzieję, że jutro dasz mi znać bym zapewnił Ci miły wypoczynek przynajmniej przez weekend.
- Ledwo dostrzegalnie sapnął z ulga, gdy potwierdziła businessowy charakter spotkania jakie ją czeka. - Skuszę się - dodał w kwestii wina.
Przez resztę spotkania Indi ciągle zastanawiała się co ona tam robi. Law nie wydawał się jej już jakimś szczególnie ważnym elementem układanki szefa PKiNu. Co nie zmieniało faktu, że daleko jej było do zaufania konsulowi. Z resztą on sam nie dawał za wielu powodów do zaufania od samego początku wieczoru.
W końcu po trudach i znojach uprzejmej konwersacji w tonie kokieteryjno - uwodzicielskim, spotkanie zakończyło się wymianą numerów telefonu. Rozstali się przed restauracją.


Indi miała jeszcze niecałą godzinę do spotkania z Maroonem więc postanowiła ruszyć na piechotę do cukierni Blikle.
Po drodze zadzwoniła do Marcina by zdać relację co u niej i dowiedzieć co słychać w Londynie.
- Cześć, Marcinku. Jak u was? Nie dzwoniłam wcześniej, żeby małej nie drażnić.
- Cześć, mała. Alex stęskniona za tobą, płakała dzisiaj.
- Mój szkrabeczek
- Indi przełknęła rosnącą w gardle gulę.
- Ale ogólnie raczej pod kontrolą. Dajemy radę, Al trzyma się przez większość czasu.
- A jak …
. - Indi zawiesiła głos.
- Nie jest problematyczny. Trzyma dystans ale jest uprzejmy i nie robi kłopotów. Mamy wygodną kwaterkę, jest ok. - przyjaciel starał się dodawać Amerykance ducha - A ty jak?
- W porządku. Martwię się o ciebie.
- Nie martw się, zadbaj o Alex i o siebie. Zadzwonię jutro.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 26-03-2016 o 22:00.
corax jest offline  
Stary 29-03-2016, 11:22   #32
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Blikle, Nowy Świat 35, 20:00

Ostatecznie o 20:00 stanęła przed wejściem do kawiarni, rozglądając się lekko. Armand też już czekał lecz zobaczyli się dopiero po chwili obopólnego rozglądania się. Maroon przywitał się wylewnie z Indirą. Ujął ją pod rękę wprowadzając do cukierni, gdzie zajęli zarezerwowane miejsce.
Gdy zdjęła płaszcz wydało jej się lekko dziwne, że nie dostał wzrokowego ślinotoku na jej widok w tej kreacji. Choć skomplementował, że świetnie wygląda.
Podziękowała za komplement lekkim skinieniem głowy, odwdzięczając się, że kolor jego koszuli doskonale podkreśla kolor jego oczu i karnacji.
- Jak minął dzień? - spytała z nienachalnym zainteresowaniem, pozwalając mu zamówić i dla niej. W kawiarni był za duży wybór a ona nie dowierzała sama sobie. Czuła się jak dziecko w krainie cukierków.
- Nie najgorszy, choć wolałbym oczywiście być multimilionerem i spędzać ten jak i inne moje dni powiedzmy na Bermudach. - Zaśmiał się wybierając smakołyki dla obojga u kelnera jaki do nich podszedł. Indi zwróciła uwagę, że gdy młody dość przystojny mężczyzna odchodził od stolika Armand lekko odruchowo obejrzał się na jego tyłek. - A Twój? - spytał.
- Też chętnie wybrałabym tę bramkę z Bermudami. - dziewczyna uśmiechnęła się może nieco na siłę - a i reszta tygodnia nie zapowiada się na bardziej wyluzowaną. Co nie zmienia faktu, że lubię być zajęta. - uśmiechnęła się nieco szerzej, wyluzowując się na swoim krześle. - Często tu bywasz?
- Tak
- odpowiedział. - Normalnie to nie jestem fanem klasyków, często w mniej znanych cukierniach - a jestem pies na słodycze - można znaleźć coś świetnego. Ale tu… niebo w gębie, sama uznasz.
- Ok, trzymam za słowo. Słodycze, bielizna.... Co jeszcze lubisz?
- spróbowała pociągnąć za język skoro zaczął mówić o preferencjach.
- Bilard - powiedziała Magda śmiejąc się perliście lekko zza pleców Indiry.
- Choć trzeba PRZYZNAĆ, że wybitnym graczem nie jest - dodał Sebastian siadając przy stoliku. Blondynka zajęła miejsce naprzeciw niego. Indi miała oboje odpowiednio po swojej prawej i lewej.
- Ale ćwiczy! - Magda prychnęła uśmiechając się do Armanda, który zareagował również uśmiechem. W jego wzroku względem dziewczyny można było zauważyć przez chwilę nić uwielbienia.
- Miło mi ZNÓW Panią zobaczyć, Panno Indiro.
Indi przez chwilę była zaskoczona, potem jednak przestała być. W zasadzie pomyliła się jedynie co do obstawianego konia. Touche. - na tę myśl skinęła Sebastianowi głową.
- Witam - założyła nogę na nogę przestając zwracać uwagę na Maroona. Sebastian pofatygował się sam? To zwróciło jej uwagę. - Miło mi, że pan osobiście przybył na spotkanie.
- Wiem, że Pani MIŁO, sama Pani wie kto był alternatywą.
- No, to raczej żadna alternatywa
- Indi zmarszczyła nos.
- Nie?
Indi nie odpowiedziała. Nie widziała sensu. Za to zaczęła się zastanawiać gdzie jest Milena i czy usunęła ostatnie smsy wysyłane do ojca. Przez chwilę miała odruch paniki jak wtedy, gdy nie jest się pewnym, czy wyłączyło się żelazko wychodząc z domu. Po chwili przypomniała sobie moment usuwania wiadomości przychodzących i wychodzących. Wyluzowała.
Spojrzała na Sebastiana:
- Skoro rozmawiamy, a nie jestem wleczona do PKiNu, to pozwoli pan, że jednak zjem reklamowany deser? - uśmiechnęła się lekko.
- Ależ oczywiście, nawet NALEGAM - pokiwał głową na której miał australijski kapelusz z czarnego filcu.
- Zakładam, że nie będzie zawierał środków otumaniających czy też odurzających. - Indi przełożyła nogę na nogę.
- Ależ oczywiście, że nie - żachnął się. - Po CO? Przed wyjściem czeka dwóch moich ludzi, a ja mam w kieszeni marynarki dwa DOKUMENTY.
- Dokumenty?
- Tak. Dokumenty.
- Jakie dokumenty?
- Jeden wystawiony przez CENIONEGO psychiatrę stwierdzający u Pani schizofrenię. Drugi opatrzony PANI podpisem stwierdzający oddanie się pod opiekę zakładu.

Indira uśmiechnęła się.
- Na którymkolwiek jest pan wymieniony jako opiekun prawny?
- Nie. Mnie tam przecież nie było by podpisywać wtedy dokument jako prawny opiekun…
- I zamierza pan mnie odesłać do Tworek?
- spytała przyglądając się nadciągającemu kelnerowi.
- Nie. Nie zamierzam. To była by ostateczność. WSPOMINAM to tylko na wypadek, gdyby teraz Pani… - urwał. - Umieszczenie PANI tam zabrało by Pani Alex. Ja nie chcę Pani NISZCZYĆ.
Indira ze wszystkich sił starała się nie pokazać po sobie, że i tak powoli żegna się z córką.
- A czego pan chce? Bo wydawało mi się, że kwestie omówiliśmy przez email.
- Nawet przez telefon. A jest 24 GODZINY po terminie, ktoś zdążył już zginąć, a pliku jak nie miałem tak nie mam. Odnoszę nieodparte WRAŻENIE, że Pani za mną nie przepada i współpracować NIE chce.
- Panie Sebastianie, nie przepadam za nią
- skinęła głową w kierunku Magdy ostentacyjnie nie spoglądając w jej stronę - Pana lubię i jest mi Pana żal. W mailu wyjaśniałam sytuację. - lekko pokręciła głową - nie jestem w stanie dostarczyć odkodowanej wersji wcześniej niż termin podany w mailu.
- Tak, że zakodowane… rozumiem, że HAKERKA odkodowuje. Hakerka powiązana z Klarą, czyż nie?
- Termin nie zależy ode mnie.
- powtórzyła ponownie Indi. - Gdybym miała te pliki w formie odkodowanej to bym je panu dała. Wszystkie. Mi są niepotrzebne.
- Wiem. Pani nie są potrzebne. PANI wmieszała się w to jedynie przez niebywałe zdolności Pani CÓRKI. Już po wszystkim. Może Pani z tego wyjść. Elegancko. Po Angielsku. Z całej tej SPRAWY. Nie widzę sensu w pośrednictwie, to tylko PANIĄ miesza i naraża na stres. NIECH Pani nam wyda Klarę i ta Hakerkę pracującą nad danymi. Resztą ZAJMIEMY się my.
- Klary nie znam, nie widziałam jej na oczy i nie mam z nią kontaktu.
- Na twarz Indiry wypłynęło … zniesmaczenie - Co do hakerki. Jest to moja jedyna karta przetargowa, panie Sebastianie, w układzie między panem a mną. O tym też rozmawialiśmy. Muszę go wydostać. To ważne.
- Podejrzewam, że jak Pani OBIECAM, że gdy umożliwi mi Pani przejęcie danych WYDAJĄC hakerkę i przy tym Klarę - nie wycofam się z UMOWY, to nie zadowoli to Panią?
- To wszystko jest grą na czas obecnie, panie Sebastianie. Nie wiem do jakiego stopnia zależy Bałałajce na nim i jak długo zamierza go utrzymywać. Być może już zabiła. Jeśli pan chce dam panu zakodowaną kopię.
- Indi wzruszyła ramionami. - Jak pilne w czasie jest dla pana uzyskanie danych? - Indi faktycznie chciała wiedzieć by znaleźć satysfakcjonujące rozwiązanie.
- Na już. Na wczoraj. Ale SZCZEGÓLNIE ważne jest nie to bym ja koniecznie je otrzymał, ważne by nie OTRZYMAŁ ich ktoś inny. A grać na czas to się nie da. PANI nie, bo Ernest. Wojtek nie, bo Bałałajka, ja nie… Nie ma czasu.
- Panie Sebastianie, ja nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć o pana układach i o całym bałaganie. Hakerka pytała mnie o namiary na pana. Nie dałam jej, bo…
- Indi urwała krzywiąc się - nie ważne czemu. Mogę jej dać email, lub nr telefonu. To będzie satysfakcjonujące?
- Rozmawiałem z Panią o wysłaniu pliku Katarzyny, by móc pewne informacje ZWERYFIKOWAĆ. Czy Pani nie blefuje. Czy wy naprawdę wydostałyście te dane. Jak tak. To chcę je. BARDZO, ale hakerka musi zginąć. Problem jest taki, że można zrobić kopię, a po ODKODOWANIU wysłać mi całą wersję, a drugą wersję… innym. Dlatego ponawiam PROŚBĘ. Niech Pani je nam wystawi. Obiecuję wysłać Ernesta po tego WOJTKA, mogę dać nawet jakieś gwarancje, jeżeli Pani ma NA NIE pomysł.
- Ernest Wojtka zabije, panie Sebastianie a nie uratuje.
- Amerykanka przyglądała się Sebastianowi rozważając za i przeciw. Zawiesiła wzrok na jego twarzy. Jeżeli wystawi Lulu, w zasadzie... w zasadzie nic nie traci. A może zyskać kolejne ogniwo do ratowania Wojtka. Pytanie czy to dodatkowe ogniwo jest jej potrzebne. Jest jeszcze Christopher. Ale co jeśli Maxwell coś zacznie kombinować? Rozważając, pożarła nieuważnie deser. Nie zauważyła jego smaku, bo głód wywołany wzrastającym stresem się nasilał.
- Może tak, może nie. W kwestii NASZEJ umowy to nic nie zmienia. Była taka, że wysyłam ERNESTA za dane.
Indira oblizała widelczyk:
- Fakt, racja. - pokiwała głową - Możemy skoordynować wysiłki? Zrobić to jednocześnie?
- My?
- Mówiąc w przenośni, panie Sebastianie. W tym samym czasie Ernest do Bałałajki po Wojtka, a pan namierzenie hakerki.

Indi i tak była przeświadczona, że całego deala nie przeżyje, a Sebastian zabije ją jak tylko położy łapy na Lulu. W zasadzie… było jej wszystko jedno. Zdała sobie z tego sprawę i dzięki temu...uspokoiła.
- Nie bardzo mi się PODOBA ten pomysł. Widzi Pani… czas. Hakerka pracuje, W KAŻDEJ chwili może odkodować. Może już odkodowała… a każda chwila w takiej sytuacji to ZAGROŻENIE, że dane otrzyma ktoś jeszcze. Miałem z Panią o tym ROZMAWIAĆ wczoraj. Po otrzymaniu pliku testowego. PLIKU dalej nie ma, zagrożenie wciąż jest.
Amerykanka pokręciła głową:
- Pan sobie nie zdaje sprawy… powtarzam… zagrożenie obecnie jest takie, że ktoś dostanie zakodowaną kopię. - Indi podniosła się z krzesła - Zaraz wrócę - wskazała na toaletę.
Sebastian pokiwał głową.
Indira zabrała torebkę i ruszyła do toalety.

[sms zbiorczy] do Mileny i do Maxwell:
Cytat:
Sebastian mnie ma. Nowy Świat Blikle. Nr spalony.
Usunęła wiadomość oraz ostatnie połączenia wychodzące i przychodzące.

Wysłała by i do Lulu gdyby miała jej numer telefonu. Jednak dziewczyna nie kwapiła się z podaniem tego środka komunikacji, a ze starego typu telefonu, Indi nie miała jak wysłać maila.

Obmyła dłonie i zapatrzyła się przez chwilę w swoje odbicie w lustrze.
Po czym wróciła do stolika, zamawiając po drodze jeszcze jedną porcję deseru. Pierwszego z brzegu.

- Zakładam, że 24 godziny do namysłu nie wchodzą w grę? - spytała lekko ironicznie Sebastiana, wciąż ignorując Zgniłą Robaczywkę i Maroona. Wbiła łyżeczkę w wysoki pucharek słodkości.
Sebastian milczał, uśmiechnął się jedynie leciutko kręcąc głową.
- Ok - powiedziała spokojnie między jedną kopiatą łyżeczką deseru a drugą. Pokiwała głową. - Ale chcę gwarancji jaką będzie odwołanie Reksa.
- Oczywiście.
- I chcę też ruszyć jako część wyprawy odbijającej Wojtka.
- Z Ernestem?
- Magda roześmiała się.
- Dziwna prośba, ale CZEMU nie - kąciki ust Sebastiana powędrowały do góry.
Indira zapatrzyła się w Sebastiana z zastygłą w pół ruchu łyżeczką. Mrugnęła raz. Drugi. Bombardowana odczuciami płynącymi od niego. Odczucia kotłowały się jak w tyglu i trudno było wyłowić z nich najważniejsze, przewodnie.
- Co za różnica? Przecież i tak nie pozostawicie mnie przy życiu. Loose ends jak ja? Proszę… - machnęła dłonią z łyżeczką.
- Tak? Nie pozostawimy? Janek OBMYŚLIŁ ciekawą alternatywę, nie ma potrzeby Pani zabijać.
Amerykanka niemalże walnęła dłonią w stół. W ostatniej chwili powstrzymała się i zamiast tego zwiniętą w piąstkę wypielęgnowaną dłoń położyła na kolanie.
- Nie mówmy o Janku…
- teraz w niej kotłowało się od odczuć a deser stanął nagle kością w gardle - Jaką…. - odchrząknęła cicho - … jaką alternatywę?
- Alternatywę.
- Wzruszył ramionami. - Czy to WAŻNE? Po prostu może Pani żyć, Pani córka też. To niech WYSTARCZY. Chcę Klary, chcę danych, WYŚLĘ Ernesta by odbił Wojtka, Pani tylko wystawi mi hakerkę jaka jest KLUCZEM do Klary i do danych, oraz do pewności, że nie dostanie ich NIKT inny. To niesamowicie proste Pani INDIRO.
- Ale przecież to już omówione, przecież się zgodziłam… dogadywaliśmy warunki
- Indira zaczynała być zmęczona
- Nie zarejestrowałem CZEGOŚ takiego.
- Powtarzam, zgoda… teraz proszę odwołać Reksa.
- Ernest zakończy polowanie gdy WYDA Pani Hakerkę.
- To miała być gwarancja naszej umowy. Nie kolejny warunek, panie Sebastianie.
- Wyraziłem się jasno.
- Bez tej gwarancji, nie wystawię jej.
- Indira wzruszyła ramionami.
- Co to za różnica? DOBRZE. Niech będzie. Ernest przestanie szaleć po mieście i nie będzie miał do Pani DOSTĘPU w Pani apartamencie podczas gościny - uśmiechnął się uprzejmie. - To będzie wręcz INTERESUJĄCE obserwować jego gniew z tego powodu. Tak blisko i tak DALEKO.
- Proszę go zatem odwołać
- Indira również uśmiechnęła się na samą myśl o Reksie wkurzonym na maksa.
Sebastian skinął na Magdę zajętą rozmową z Armandem, którego zagadywała wypełniając całe jestestwo. Mężczyzna wpatrzony w blondynkę chyba nie rejestrował wymiany zdań między Indirą i Sebastianem i chyba o to chodziło Magdzie.
- Armand, przejdziemy się? Muszę zadzwonić - uśmiechnęła się słodko, a mężczyzna kiwnął głową i uśmiechnął się do Indiry.
- Wrócimy za kilka minut - powiedział.
Indira nie zareagowała na tę oczywistość. Wpatrzyła się za to w Sebastiana przez dłuższą chwilę mierząc go spojrzeniem bez słowa.
- Dziwne uczucie, prawda? - spytała cicho. - Siedzieć pośród tłumu w ciszy, z tajfunem emocji tuż pod skórą. To chyba tak odczuwa się siedzenie w środku oka trąby powietrznej…
- Dziwne?

Kiwnęła głową.
- Dziwne… nieczęsto mam chwilę by to tak wyraźnie odczuć - zawiesiła spojrzenie gdzieś na twarzy mężczyzny. - Jak spadająca w wolnym tempie Alicja, która z dystansu może obserwować otoczenie. - oderwała wzrok i rozejrzała po kawiarni. - Ludzie głośniejsi i spokojniejsi, szum rozmów, szuranie krzeseł i klekotanie naczyń… i decyzje mające zadecydować o czyimś być albo nie być. Jak podzielić się czymś takim z osobą, która wcina eklerkę? - To… tak… - zamrugała - surrealistyczne… - wróciła spojrzeniem na Sebastiana.
- Nie lubię surrealizmu Panno Gemmer, ale ZGADZAM SIĘ. Obserwacja ludzi, miasta. Jest ciekawa. Jeżeli jednak chodzi o decyzje… nie możemy UCIEC od ich podejmowania.
- Ja też nie. Wywołuje u mnie ciarki.
- nie skomentowała dalszej części jego wypowiedzi.
- Jak ma PANI zamiar nam je wydać?
- Myślałam, że pan ma plan. Hakerka chciała kontakt do pana, mogę to umożliwić. Wcześniej tego nie zrobiłam, jak wspomniałam, ze swoich powodów. Mogę poczekać aż rozkoduje plik o jaki chodziło i się z nią umówić? Ciężko będzie ją wykurzyć z kryjówki, zeby się nie zorientowała. Ataki na rodzinę czy znajomych to pierwsze co zwróci uwagę. Może zacząć od tej Klary? Są dość...hmm… blisko.
- Może ją Pani gdzieś ZWABIĆ? Pani zaufa chyba bardziej, niż przypadkowej OSOBIE.
- Kto?
- w pierwszej chwili Indi nie zrozumiała - Klara? Nie znam jej i nie chciała ze mną rozmawiać.
- Nie. HAKERKA.
- Mogę spróbować się umówić. Może na lunch… albo brunch… kawę… potrzebuję do tego dostęp do internetu.
- Zapewnię Pani dostęp do INTERNETU.
- Zamyślił się. - Oglądała Pani film Va Bank? Polska produkcja.
- Nie, niestety.
- zaśmiała się nagle - Zaczyna się nam robić całkiem spora lista filmów do nadrobienia. - nie wyglądała na przerażoną, raczej na wyluzowaną i pogodzoną.
- Zaczniemy od dziś, PUSZCZĘ po kolacji. Pójdziemy?

Indi skinęła głową.
- Zakupy po drodze? - spytała.
- Nie trzeba - wstał. - Przejdziemy się. Ja zawsze chodzę po mieście nocą zamiast jeździć. A to… wszak niedaleko. Mam nadzieję, że to Pani nie przeszkadza.
- Nie. Ale szczoteczkę do zębów mówiąc dosadnie będę potrzebować i parę innych rzeczy.
- ubrała płaszczyk dopinając guziki. Ruszyła by uregulować rachunek i wyszła za Sebastianem.
- Zrobi Pani listę tego CZEGO będzie Pani potrzebować. Wyślę po to SWOICH ludzi. - Co ciekawe nie oponował by sama płaciła, jakby ten fakt mimo jego dobrego wychowania był całkiem poza jego percepcją. Przed wejściem stała Magda z Armandem ale bystry wzrok Indiry wychwycił również dwóch postawnych mężczyzn w nienagannie skrojonych garniturach, starających nie rzucać się w oczy. Przypominali tych jacy jechali z nimi do puszczy i jacy zostali tam wyrżnięci przez nieznajomych dla Indi napastników.
- Już kończymy? - Maroon czuł się zawiedziony. - Mieliśmy właśnie do was dołączyć.
Indi nie odpowiedziała - to nie była jej decyzja.
- Nie wiem czy zostało wiele do omawiania dla nas… - ni to zapytała ni to stwierdziła do Maroona. - Skoro oferta była wybiegiem… - lekko skrzywiła usta, poprawiając kołnierz płaszcza.
- Wybiegiem? - Armand zdziwił się, najwidoczniej nie zrozumiał.
Amerykanka spojrzała na Sebastiana pytająco:
- A nie?
- Jestem pewien, że Pan Maroon był i jest SZCZERY w swych intencjach
- uśmiechnął się wymijająco. Nie dokończył. Tylko Magda roześmiała się i pogłaskała Armanda po policzku.
- Oczywiście, że tak! - zgodził się żywiołowo. - I cieszę się, że poznaliście się bliżej. Trzymaj kurs, Indiro. - Mężczyzna chyba faktycznie nie wiedział co się tu wokół niego dzieje.
Indi chciała zasnąć.
Zasnąć mocno i nie przebudzić się więcej. Choć zdawała sobie sprawę, że akurat zasnąć nie będzie mogła. Uczucie zjeżdżania w dół tunelu nasiliło się.
Zadrżała lekko.
- Tak. - stwierdziła ni to na pożegnanie ni to potwierdzająco. Ruszyła za Sebastianem.
Poprowadził ją pod ramię deptakiem na Chmielnej, przystrojonym światełkami i epatującym neonami. Pełnym ludzi. Aż po Marszałkowską, gdzie wyszli wprost na Pałac Kultury.

PKiN, około 21:00
Indi spisała listę zakupów i przekazała Sebastianowi. Na liście znalazł się popcorn - skoro mieli oglądać filmy, nie mogło go zabraknąć. Dziwne oderwanie od rzeczywistości wzrosło niebotycznie, gdy mężczyzna faktycznie włączył Va Bank.
- PANI Indiro, proszę zainicjować przejęcie hakerki. - dorzucił podając jej laptopa.

W trakcie intro do filmu, Indi siedząca po turecku na sofie z miską popcornu obok siebie, ułożyła lapka na kolanach. Scena z bransoletą przypomniała jej scenkę z ojcem jaki podarował jej “gustowną bransoletę” na jej bal debiutantki.
Westchnęła:
- Dostałam nieco podobną… dawno temu - mruknęła cicho, logując się na swoją skrzynkę pocztową.Znalazła tam obiecany mail od Roberta z materiałami i proponowaną wersją umowy, a także wiadomość od Magdy:

Od Magda [email]:
Cytat:
Przyszli wypytywali o Ciebie, kiedy ostatnio Cię widziałam, gdzie mogłaś się udać, o ludzi jakich znasz. To było wczoraj. Prosze dawaj znać, że wszystko w porządku.
Do: Lulu
Cytat:
Od [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść:
I jak? Dostałaś te namiary do S. od K.? Jak idzie odkodowywanie? S. się niecierpliwi. Co u Ciebie - wszystko ok? Michał nadal milczy. Coś się odzywał do ciebie? Ja powoli wariuję z nerwów…
Pokazała maila Sebastianowi siedzącemu obok.
- Nie chcę od razu sugerować spotkania bezpośrednio. Do tej pory nie rozmawiałyśmy o tym w ogóle. - spojrzała pytająco na mężczyznę.
- Wspominałem już, że nie bardzo jest tu nam dostępny czas, PRAWDA?

Indi dopisała z Sebastianem czytającym jej przez ramię:
Do: Lulu
Cytat:
Od [E-mail]: Indi
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść:
I jak? Dostałaś te namiary do S. od K.? Jak idzie odkodowywanie? S. się niecierpliwi. Co u Ciebie - wszystko ok? Michał nadal milczy. Coś się odzywał do ciebie? Ja powoli wariuję z nerwów…może się umówimy się na jakąś szybką kawę i przy okazji, żeby obgadać co dalej? Daj znać proszę. Ja i tak nie śpię, możesz dzwonić tak, jak się umawiałyśmy poprzednio.
- Lepiej? - spytała pogryzając odruchowo popcorn.
- Mhm, choć wierzę, ze stać Panią na WIĘCEJ. Mnie by nie zachęciło.

Od [E-mail]: Indi
Cytat:
Temat: Re: Kilka kwestii
Treść:
I jak? Dostałaś te namiary do S. od K.? Jak idzie odkodowywanie? S. się niecierpliwi. Co u Ciebie - wszystko ok? Michał nadal milczy. Coś się odzywał do ciebie? Ja powoli wariuję z nerwów…Przy okazji, dowiedziałam się czegoś na temat K. i sojusznika B. ale nie na maila.
Jakaś szybka kawa, żeby to obgadać i ustalić co dalej? Daj znać proszę. Ja i tak nie śpię, możesz dzwonić tak, jak się umawiałyśmy poprzednio.
- Hmmm? - pokazała Sebastianowi kolejną wersję.
- Mam wrażenie, że Pani się po prostu nie stara - Sebastian się zamyślił.
- Nie znam jej. Próbuję wykorzystać jedyne dostępne wiadomości jakie posiadam. Spędziłam z nią nieco czasu w bunkrach a tam nie dzieliłyśmy się opowiastkami ze swojej przeszłości. - burknęła rozeźlona Indi. - Ma pan doświadczenie w zastawianiu pułapek. To proszę zasugerować zmiany, które pana satysfakcjonują.

Ale zmieniła treść maila z lekkim fuknięciem frustracji:

Od [E-mail]: Indi
Cytat:
Temat: Re: Kilka kwestii - PILNE!!!!
Treść:
Lulu, muszę się z tobą pilnie zobaczyć! Jutro o 12:00, w centrum na pl. Bankowym? Mam BARDZO ważne informacje na temat K. i sojusznika B. Ale to się zupełnie nie nadaje na maila ani na telefon. Proszę potwierdź i bądź! Ja inaczej zwariuję!!!
- Jak tak nie, to nie wiem już - dodała zmarkotniała, podparła brodę na zwiniętej pięści. Przeczytała jeszcze raz, czy mail brzmiał wystarczająco panicznie. - Wydaje mi się, że dość panicznie to brzmi…
- Niech Pani doda, że Pani znajomi wyśledzili leże Magdy. Poza tym, no cóż, zobaczymy
- Sebastian nie podważał tego, że Indi zna Lulu lepiej, sam nie widział Grażynki nawet na oczy.
- Leże? - Indi niemal udławiła się na kawałku prażonej kukurydzy - I jacy moi znajomi?
- Z puszczy, Wojtek nie wprowadzał Pani w towarzystwo?
- spytał ciekawie. - I tak, leże. Taki idiom. Klara zrozumie.
- Ale… jeśli to idiom…
- Indi pokręciła głową - to Lulu zapewne nie zrozumie. Hmmm… ma pan nadzieję… - Indi spojrzała znowu na Sebastiana - Tęskni pan za nią? To o nią chodzi?
- Za kim?
- Sebastian nie zrozumiał. - HAKERKA może i nie, ale Klara zrozumie.
- Wyczuwam tęsknotę i miłość.
- palce Indiry zawisły nad klawiaturą - Klara to ktoś dla pana aż tak ważny? - spytała spoglądając bokiem na niego. Magda zaczęła się śmiać, głośno, niepowstrzymanie. Sebastian tez się uśmiechnął. Ale nie skomentował.

Indi patrząc na niego, bezwzrokowo dopisała wspomnianą kwestę do maila.

Od [E-mail]: Indi
Cytat:
Temat: Re: Kilka kwestii - PILNE!!!!
Treść:
Lulu, muszę się z tobą pilnie zobaczyć! Jutro o 12:00, w centrum na pl. Bankowym? Mam BARDZO ważne informacje na temat K. i sojusznika B. Ludzie W. namierzyli leże tej blondyny co z nami jechała, Magdy. Ale to się zupełnie nie nadaje na maila ani na telefon. Proszę potwierdź i bądź! Ja inaczej zwariuję!!!
Wcisnęła “Wyślij”. Nie skomentowała wybuchu radości blondyny. Przez resztę filmu milczała.

Pod koniec filmu z przedpokoju dały się słyszeć kroki, drzwi otworzyły się gwałtownie i Indi zobaczyła osobę, która samym swym istnieniem burzyła i gotowała krew w jej żyłach.
Włożyła parę ziarn kukurydzy chrupiąc powoli, wpatrując się niebieskimi ślepiami w Reksa. Śledziła każdy jego ruch, czując jak atmosfera w pomieszczeniu zaczyna iskrzyć. Obserwowała jego reakcję na swój widok.
Stał przez chwilę, nie drgnął ani jeden mięsień na jego twarzy, z wzroku tez było ciężko cokolwiek wyczytać.
- Rozumiem, że jeszcze jest potrzebna - spytał Sebastiana zimnym głosem.
- Tak, jest. Mamy pewną umowę.
- Popcornu?
- Indira uniosła miskę ku Reksowi z czarującym uśmiechem i poklepała miejsce koło siebie - Jeszcze możesz dołączyć, co prawda końcówka...
- Dołączę
- odpowiedział grzecznie Ernest. Usiadł w jednym z foteli, nie na miejscu wskazanym przez Indi. - Dołączę do ciebie, choć ci się to nie spodoba. Mam nadzieję, że wkrótce.
- Nie rozumiem, czemu miałoby mi się nie spodobać. Jesteś taką uroczą duszą towarzystwa. Mam nawet propozycję.
- uśmiechnęła się wesoło.
- Ja bym go nie prowokowała - zażartowała Magda. Ernest nie spytał jaką propozycję Indira ma na myśli.
- Pamiętasz bunkry? - Indi chrupała popcorn - Pamiętasz jak katowałeś Wieszczyckiego? Jak biłeś 7-latkę zmuszając ją do oglądania swojego męczonego dziadka? - wpatrywała się w Reksa opowiadając krok po kroku co robił biednemu starcowi - Pamiętasz ochlapaną krwią ścianę? Zgadnij co się tam stało z tego powodu. - uśmiechnęła się mściwie. - Zgadnij… skąd to wszystko wiem… i zgadnij co się stało po wybuchu bomby… - odstawiła popcorn otrzepując łapki. - Nie mogę doczekać się wspólnego spotkania, Reks, sam na sam. - dorzuciła już cedząc słowo po słowie z całą nienawiścią, swoją, Wojtka i dziewczynek.
- Co się STAŁO po wybuchu bomby? - spytał zaciekawiony Sebastian.
Ernest milczał wpatrując się w Indirę jak rzeźnik w półtuszę.
- Jeśli teraz zdradzę, nie będzie zabawy - mrugnęła do Ernesta.
- Nie zrobię ci tego co Wieszczyckiemu - odpowiedział zimno jej ‘obiekt afektu’.
- Tak, wiem. Będzie gorzej. - wzruszyła ramionami Indira - Ale pod jednym warunkiem. Że my nie dorwiemy Cię wcześniej.
- Wy?
- Magda też zaciekawiła się.
- My - odpowiedziała jej wyjątkowo Amerykanka.
- Panno Gemmer NIECH Pani nie będzie taka tajemnicza, wzbudza Pani CIEKAWOŚĆ.
- To chyba dobrze. Ciekawości u pana, panie Sebastianie, nie wyczuwałam do tej pory.
- zwróciła się do Reksa - Wiesz, że on chciał schodzić za MNĄ do schronów?
- Idiota jak całe życie. Wiesz, że chciałem cię zgwałcić na jego oczach?
- Jaki pan taki kram
- uśmiechnęła się uprzejmie, nie komentując jego zaczepki o gwałcie.
- Oboje jesteście nieznośni… - Magda ziewnęła.
- Ale tylko jedno z nas nieprzytomnie zazdrosne.

Indi ściągnęła buty i wyciągnęła wygodnie na sofie w kuszącej pozie. Podniosła się by znaleźć jakieś kartki i coś do pisania. Wróciła na swoje miejsce, ponownie ułożyła wygodnie i zaczęła szkicować profil Sebastiana, od czas do czasu rzucając rozkosze spojrzenia Reksowi.
Skoro i tak nie śpi, ma niewiele innego do roboty, postanowiła poirytować go samą swą obecnością w salonie. Nie nacieszyła się tym długo, gdyż Ernest wyszedł po kilku minutach. Sebastian w tym czasie śledził wiadomości na kilku kanałach informacyjnych oraz na Internecie, a Magda pogrążona była w rozmowach telefonicznych prowadzonych w czasie przechadzek z jednego kąta w drugi. Mówiła po polsku i niezbyt głośno, do tego dźwięk z Telewizora… Indi nie rozumiała prawie nic.

Któryś szkic z kolei w końcu ją usatysfakcjonował
Wręczyła go Sebastianowi:
- Man with a hat… proszę.
- Nienajgorszy szkic, ma Pani widzę szczątki talentu
- uśmiechnął się grzecznie. - Magda pokaże Pani pokój by mogła Pani wypocząć. Jeżeli ktoś spróbuje się z Panią kontaktować przez komórkę lub nadpłynie odpowiedź na maila, to będziemy zmuszeni przerwać Pani sen.
- Nie specjalizuję się w malunku
- uśmiechnęła się Indi - więc szczątkowy talent mi zupełnie wystarcza. Co do komórki to rozumiem, ale maila raczej ciężko monitorować skoro się wylogowałam.
- To proszę się zalogować i pozostawić otwartą skrzynkę.
- Niestety jest zmuszona odmówić.
- PANI Indiro, w takim wypadku będę zmuszony poprosić ERNESTA o przekonanie pani.
- Panie Sebastianie, to pana decyzja.
- dziewczyna wzruszyła ramionami - W dalszym ciągu nie przybliżająca Pana do uzyskania plików.
Sebastian spojrzał na Magdę, która wyszła z pokoju by po chwili powrócić z Ernestem.
- Nie da się Pani przekonać? - spytał raz jeszcze ‘kapelusznik’ siedząc spokojnie w fotelu.
- Panie Sebastianie, współpracuję, staram się pomóc, ale wszystko ma pewne limity. Nie sypiam, mogę siedzieć tutaj i pod pana “kuratelą” sprawdzać pocztę. Ale nie zostawię otwartej skrzynki. Zbyt wiele cennych dla mnie rzeczy się tam znajduje. - Amerykanka wzruszyła ponownie ramionami.
- Jestem człowiekiem zajętym. Za parę minut WYCHODZĘ. Magda też, wrócimy za jakąś godzinę lecz musimy OMÓWIĆ kilka spraw, Pani obecność przy tym będzie wielce NIEPOŻĄDANA. Muszę więc z żalem ODMÓWIĆ spędzeniu wspólnie całej nocy w Pani miłym TOWARZYSTWIE. Ja nie żartuję, jeżeli NIE CHCE Pani współpracować, albo wydaje się PANI, że współpraca będzie na Pani zasadach, jest Pani w błędzie. PROSZĘ zalogować się do poczty na którą ma ODPISAĆ hakerka, lub nasz układ uważam za NIEBYŁY. - Skinął na Ernesta jaki zbliżył się trochę.
- Mogę stawić się na sprawdzenie poczty po pana powrocie. Ale nie zaloguję się do poczty.
- Dobrze…
- Sebastian przerwał jej. - Jest Twoja. - rzucił do Ernesta.
Indi przez chwilę zamarła...
Gdzieś na skraju świadomości usłyszała głosy ze snów.
 
corax jest offline  
Stary 29-03-2016, 16:18   #33
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, przed północą 15 listopada
Ernest przystąpił do Indiry przez chwilę napawając się jej reakcją.
Błyskawicznym ruchem chwycił ją za włosy i brutalnie szarpnął nie zawracając sobie głowy tym by postawić ją na nogi, po prostu zwlókł z siedziska i pociągnął po podłodze.
Próbowała walczyć, drapała jego przedramiona i dłonie próbując rozluźnić jego uchwyt, krzyczała przy tym z bólu, wściekłości i strachu jaki zaczął wypełniać jej umysł.
Nie miała jednak szans.

Sebastian odwrócił wzrok ku newsom lecącym z ekranu, Magda jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko spojrzała to na "Kapelusznika" to na Ernesta wywlekającego dziewczynę z pomieszczenia... i opadła na swój fotel.

Zaciągnął ją do pokoju w którym kilka dni temu umieszczono Alex po wyrwaniu jej Indirze podstępem w szpitalu dla obłąkanych. Nikt nie zawracał sobie głowy nawet uprzątnięciem zabawek, a może Sebastian liczył, że na powrót umieści tu dziecko z matką?
Ernest pchnął ją na łóżko i pochylił się.
Dostał na odlew w twarz gdy Amerykanka odwinęła się, po przekręceniu się na bok trafiła go też chaotycznym kopnięciem w biodro.
Dostała w twarz, mocno, bez taryfy ulgowej, w ustach poczuła smak krwi.
Mimo to wierzgała, drapała i gryzła, póki Ernest nie unieruchomił jej rąk i przekręciwszy dziewczynę na brzuch złapał je jedną ręką, silnym chwytem wykręcając tak, że zatrzeszczały stawy.
- Coś ci obiecałem, choć jego tu nie ma - warknął chwytając za dolną część kostiumu. - Uwierz mi, nie sprawi mi to specjalnej przyjemności. - Szarpnął ściągając go z niej wraz z bielizną, do połowy ud. - No... w każdym razie nie w ten sposób. I to nie będzie jedyny sposób by cię upodl... - nie dokończył.

Wściekła, przerażona, walcząca w obronie godności, a może i życia. Przyciśnięta twarzą do zabawek Alex czuła pozostałości zapachu dziewczynki. Szkrabka, którego może miała już nigdy nie zobaczyć. Poczucie beznadziei walczyło ze strachem, żalem i wściekłością.
"I sostalyśmy same" - smutny głos Matyldy, którą zabił.
Mieszanka silnych uczuć eksplodowała w końcu w furię.
Jej ciało napięło się, mięśnie nabrzmiały jak postronki, krzyk bólu i strachu przeszedł w charkot przepełniony szałem zanim zdążył skończyć mówić o upadlaniu jej dla własnej satysfakcji.
Nabrzmiałe przedramiona dziewczyny już nie dawały się utrzymać jedną ręka, ze względu na powiększający się ich rozmiar, ciało zaczynało porastać sierścią. Nie było tu pani Justynki ze strzykawkami.
Indi budziła się, a raczej to jej duch budził się w jej śmiertelnym ciele.



Ernest odskoczył, na jego twarzy jawiło się zaskoczenie zmieszane z lekkim ukłuciem strachu. Rzadko kiedy spokrewnieni mieli szanse z Garou w walce jeden na jeden, ale Malcon był zimnym profesjonalistą, nie stracił 'zimnej krwi' nawet teraz. Wyciągnął pistolet składając się do strzału w momencie, gdy w miejscu Indiry na łóżku obracała się ku niemu wielka bestia pogrążona w szale. Indi nie myślała o niczym innym niż urwanie mu głowy, rozerwaniu na strzępy, nie zdawała sobie nawet sprawy ze swego stanu wypełniona furią i żądzą niszczenia oraz mordu.
Ernest zaczął strzelać z najbliższej odległości, a kule szarpały i dziurawiły ciało Indiry, mimo to zdołała wyprowadzić cios nieczystym i niewprawnym uderzeniem trafiając go pazurami w bok głowy i haratając twarz. Poleciał na ścianę nie przestając strzelać, choć prując na oślep robił to raczej odruchowo. Indira rzuciła się na niego powtórnie, lecz choć pogrążona w szale nie czuła bólu, jej ciało nie było nieśmiertelne. Wampir nie wstawał nie tracąc na to czasu, zamiast tego znów kupił się na strzelaniu, aż jedna z kul obaliła wilkołaczycę w pół skoku.
Mimo poszarpanego i postrzelanego ciała jakie zaczęło powoli leczyć rany, czołgała się ku niemu starając się dosięgnąć, wbić szpony, rozszarpać.
Ale na to siły już nie miała.




Hotel Hilton, Śródmieście, ul. Grzybowska, wczesne popołudnie 17 listopada.
- Halo? - spytał przystojny młodzieniec odbierając połączenie.
- Chris, jest problem... - rozległ się głos w słuchawce. - Z córką Gemmera...
- Wiem, stary już informował, że ją dopadli półtora dnia temu, może jednak jest nadzieja, choćby sprawdź...
- Christopher, nie o to chodzi. Tak jak Twój ojciec chciał, zrobiłem test. Użyłem włosów dziewczyny. Gemmer zachował jej pokój w idealnym stanie, było trochę na szczotce.
Amerykanin milczał patrząc przez okno hotelu na panoramę Warszawy.
- Wyduś to - warknął w końcu.
- Przykro mi. Nie wiem czy sam nie wiedział, czy też oszukał Twojego ojca i Ciebie. Zataił aby uzyskać dla niej pomoc. Wracam do Stanów, w Londynie już nic tu po mnie.

Christopher Meade wpatrywał się przez chwilę w telefon, po czym z wściekłością rzucił go o ścianę.




Ambasada USA w Londynie, 24 Grosvenor Square, popołudnie 17 listopada
Maxwell Gemmer siedział za biurkiem chowając twarz w dłoniach. Przed nim leżała szczotka do włosów jego córki, jaką wysłannik gubernatora zostawił mu " na pamiątkę".
Z jednej strony duma, z wiedzy o Indirze, wiedzy jakiej nie miała jeszcze ona sama. Kim jest. Z drugiej strach i rozpacz z wiedzy gdzie jest, w czyich rękach i ze świadomości, że może już nie żyje, a to i tak mógłby być nie najgorszy los oceniając perspektywy.
Zadzwonił prywatny telefon, konsul odebrał dopiero po szóstym sygnale.
- Maxwell Gemmer, słucham?
- Witaj Maxwell - w słuchawce rozległ się twardy i zły ton gubernatora Matta Meada.

Jeszcze tylko konsekwencje własnej niewiedzy, ale to było niczym przy bólu ściskającym go od środka.





Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, przed północą 17 listopada, wieczór.
Skuli ją srebrnymi lub posrebrzanymi kajdanami.
Ernest z początku przykuł ją naga do ściany podciągając jak tylko mógł do góry, lecz Sebastian ukrócił to znęcanie się i próby skrajnego poniżenia.
Ale łańcuchy zostały, leżała w wielkim łożu jak ukrzyżowana, obręcze wciąż ciasno spinały jej dłonie wyciągnięte na boki, lekko ku wezgłowiu łoża. Obie nogi spięte jedną srebrna klamra w kostkach i ciasna srebrna obroża. "Na wszelki wypadek" - jak mówił Sebastian.
Magda w odruchu człowieczeństwa przykryła ją prześcieradłem.
Indira nie była tego do końca świadoma, błękitne oczy były zamglone i patrzyły przed siebie, w sufit jak w pustkę. Przy tym co pakowano w nią kroplówką nie było dużych szans na uzyskanie pełni świadomości.
Sebastian i Magda kosztowali jej, delektując się smakiem.
Dla takich jako oni, ktoś taki jak ona był rarytasem.

Na nocnej szafce stały jakieś napoje, leki, witaminy B9 i B12.
Było pewne, że wrócą.
Nie raz.
Nie dwa.

W omamianym umyśle dziewczyny rozbrzmiewała muzyka


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-04-2016 o 19:26.
Leoncoeur jest offline  
Stary 29-03-2016, 16:19   #34
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację




THE END





Temat niestety do archiwum"
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172