Żar bijący od ognistej broni napawał Galeba żądzą walki. Problem polegał na tym, że dla niego tej walki nic nie zostało.
Towarzysze uporali się z harpiami szybciej niż się spodziewał. Miał nadzieję, że któraś z potwór przeleci między jego towarzyszami i nawinie mu się pod młot, jednak nic takiego się nie stało. Jego towarzysze z Czarnego Sztandaru bez litości załatwili latającą jędzę. Bjorn i elf także zatłukli bestię, choć szpiczasty dostał szponami po nodze. Elsa postanowiła sama stawić czoła maszkarze - co skończyło jak się skończyło. Dobrze, że Wulfgar wykazywał czujność i bezwzględność prawdziwego norskiego woja i nie patyczkując się rąbnął mieczem przez plecy maszkary, kiedy tak chciała ponowić atak na kapłankę Morra.
Galeb ostrożnie rozejrzał się po drzewach czy nie czyhało na nich więcej harpii. - Dobra robota. - mruknął w końcu.
Nie miał zamiaru pozwalać na to, aby harpie miały choć trochę szans na regenerację. Trolle też wydawały się czasem martwe. Potem okazywało się, że nie były. Z przykrym skutkiem dla tych którzy myśleli, że je pobili.
Dlatego pierwsze co zrobił Galeb po skończonej bitwie to podszedł do każdego ze ścierw i przypalił ogniem łby i szyje. Tak na wszelki wypadek. Na jeszcze bardziej wszelaki przypalił błony na skrzydłach.
- Kyan, Bjorn... potrzebujemy miejsce na obozowisko. Rozbicie go będzie ciężkie jak zapanują ciemności. - rzucił głośno rzecz oczywistą.
Na thorinowe domysły skinął tylko głową sam się obwiał że dziecko może nie być do końca ludzkie. W karczmie nasłuchał się wielu dziwnych opowieści, którymi miejscowi straszyli przyjezdnych. Wiele z nich było bujdami, ale niektóre zawierały ciekawe informacje i fakty.
Miał tylko nadzieję, że medyk nie wpadnie w jakiś badawczy szał. To nie było miejsce na to, ani czas, a naprawdę wolał nie musieć tłumaczyć tego upartemu towarzyszowi...
Skończywszy kwestię "zabezpieczenia" zwłok Galeb pokiwał okutą w hełm głową. Przygasił runiczny płomień pozostawiając tylko rozgrzany obuch.
- Ktoś potrzebuje błyskawicznego zamykania ran? - zapytał kierując rozgrzany do czerwoności metal ku towarzyszom.
Uwielbiał ten dowcip. Uwielbiał ciepło bijące z runicznej broni i błogosławił Przodków, którzy stworzyli Runy Ognia. Wielkiego kunsztu wymagało stworzenie tego rodzaju symbolu, który pozwalał okiełznać tak niebezpieczny żywioł i zapewnić użytkownikowi pełne bezpieczeństwo przed jego gniewem. |