Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2016, 17:50   #2
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Jesteś pewien, że chcesz tam lecieć? - Starszy mężczyzna przeczesał rzadkie, siwe włosy i oparł się obiema dłońmi o kompozytowe, stalowo-szare biurko. Podkrążone oczy świadczyły o niewyspaniu, jednak blade tęczówki nie wykazywały rozkojarzenia.
- Tak, ojcze. Dobrze wiesz, że w tym układzie nie ma już wielu zleceń. Nie na naszą skromną skalę. - Drugi rozmówca przeszedł się po ciasnym biurze i przystanął pod boczną ścianą wpatrując się weń. Na gładkiej powierzchni wisiała tablica z ozdobnymi literami układającymi się w nazwę „Goldmann Company”. Podobnie granatowe mundury, w które odziani byli mężczyźni, miały na ramionach złote naszywki „GC”.
- To prawda, Maxym. Ale Konfederacja? Chyba rozumiesz, że nie mamy z nimi dużego doświadczenia - odparował Anton, ojciec młodszego mężczyzny, pokręcając głową.
- I to jest nasza szansa, żeby otworzyć się na tamtejszy rynek - Max wzruszył ramionami, przenosząc spojrzenie swoich surowych oczu z tablicy na rozmówcę.

Młody człowiek niewiele przypominał swojego rodziciela. Jego postawa była bardziej służbowa, a wzrok zawierał w sobie więcej ambicji. Anton był dumny ze swojego syna, jednak czasami żałował, że ten przedkładał interesy ponad rodzinę i znajomych.
- No dobrze... Ale nie polecisz tam sam. Konfederacja to nie Zaibatsu. Ludzie tam zazwyczaj najpierw strzelają, a dopiero potem rozmawiają - powiedział stary Goldmann, wzdychając ciężko. Po jego obliczu przemknął cień rezygnacji.
- Oczywiście, ojcze. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one - Maxym przytaknął ochoczo. Zazwyczaj lubił działać w pojedynkę, wtedy nikt go nie rozpraszał. Jednak bardziej ponad swoją wygodę cenił zyski. - I chyba znalazłem już odpowiedniego człowieka. Pracowaliśmy już z nim kiedyś. Podeślę ci jego dane, podpiszesz jego kontrakt i sprowadzisz go tutaj.
- Niech będzie. Kiedy wyruszasz? - Anton wyprostował się i spojrzał na syna.
- Niedługo. Muszę jeszcze złapać kontakt z naszymi dostawcami. Nie każdy zechce pracować w Konfederacji, ale myślę, że kogoś znajdę - młody Goldmann splótł dłonie za plecami i odwzajemnił spojrzenie.
- Wpadnij, jak już będziesz odlatywał. I nie zapomnij pożegnać się z siostrą. Ostatnio ci tego nie wybaczyła. - Głos starszego mężczyzny łamał się w trosce. Widać było, że służbowe rozmowy nie były dla niego najprzyjemniejszą formą na kontakt z synem.
- To wszystko, ojcze? - Młody mężczyzna stał niewzruszony.
Anton jeszcze przez chwilę przyglądał mu się i już otwierał usta, by coś dodać; w końcu jednak zrezygnował i zwiesił głowę.
- Jesteś wolny.
Na te słowa młody Goldmann skinął głową i obrócił się na pięcie, ruszając w stronę wyjścia.
- Uważaj na siebie, Max. Pamiętaj, że przede wszystkim jesteś człowiekiem.
Słysząc to, Maxym przystanął na moment, jednak się nie odwrócił. Odczekał jeszcze sekundę, po czym wyszedł z biura.


***


Maxym musiał przyznać, że nie był do końca przygotowany na to, z czym się mierzył. Układy Konfederacji różniły się od jego ojczyzny jak ogień i woda. Nawet kilka wizyt na planetach Unii Ludowej nie dały mu obrazu mentalności Konfederatów. Handel i interesy w tym miejscu przebiegały gwałtownie i rzadko ktokolwiek zwracał tu uwagę na długoterminowe inwestycje. Dla miejscowych liczył się czas teraźniejszy. Planowanie i oszczędzanie nie były tu czymś pożądanym. Jednak młody Goldmann nie był jakimś głupim akwizytorem. Nie bez powodu w pewnych kręgach nazywano go najlepszym przedstawicielem handlowym. Nawet większe korporacje zainteresowane były jego osobą. Maxym, choć z reguły służbista, potrafił się adaptować i wykorzystywać wszystkie dostępne przewagi. Manipulacja i perswazja były jego narzędziami. A on miał talent, by się nimi posługiwać.

Goldmann spokojnie obstukiwał przypiętą do uda kaburę z pistoletem energetycznym. Jednak jego broń, jak i granatowy mundur z naszywką „GC” nie była widoczna pod szerokim, burym poncho, które nabył jeszcze na Wyspie Duncana, by nie rzucać się w oczy tubylców. Dodatkowo pod marynarką munduru miał jeszcze założoną cienką kamizelkę kuloodporną, do której noszenia musiał się dopiero przyzwyczaić, a za pasem miał pokrowiec z nożem bojowym. Poza tym resztę prywatnych rzeczy trzymał w niewielkiej torbie, którą ze względów bezpieczeństwa przywiązał do poręczy siedzenia.
Max oddychał spokojnie, a w głowie przeprowadzał symulacje rozmowy z Jackson'em Verra. Inwestowanie w kolonie bywało opłacalne, ale głównie w te górnicze. Verra nie przedstawił detali na temat planety, którą chciał skolonizować. Nie miała więc potwierdzonych bogatych złóż minerałów, ani innych kosztownych surowców. Dla dużych korporacji taka inwestycja to byłaby jak gra w unijną ruletkę. Za duże ryzyko, za mały zysk. Jednak Goldmann Company miało ten komfort, że wciąż było płotką w morzu grubych ryb. Dla GC powodzenie tego kontraktu było szansą na lepsze jutro. Dlatego Maxym osobiście chciał dopilnować interesu.

Maxym skrzywił twarz, widząc i słysząc smarkającego Diego. Nie powierzyłby temu rubasznemu mężczyźnie złamanego kredytu, jednak jak na razie był jego jedynym wtykiem w interesach, dlatego wstrzymywał się od oceniania. Druga sprawa, Goldmann rzadko mówił na głos to, co myślał o innych.
Małe przedstawianie Diego wybiło go z rozmyślań, dlatego Max postanowił zrobić sobie przerwę od symulacji i rozejrzał się po pokładzie. Przedstawiciel handlowy zdawał się nie zwracać w ogóle uwagi na otoczenie, co jednak nie było prawdą. Po prostu filtrował rzeczy ważne od tych trywialnych, tym drugim nie poświęcając więcej czasu. Przez cały lot nie zamienił więcej, niż trzech słów i nie zanosiło się na to, by pod koniec to miało się zmienić.
Towarzystwo Unijczyka nie było najprzyjemniejsze, jednak Max nauczył się, że jeśli zignorować jego prostackie zachowanie i nie odzywać się do niego za często, to dało się z nim podróżować bez przeszkód. Nie sądził też, by ten przepadał za swoim przełożonym, mimo to póki co wypełniał swoje obowiązki zawarte w kontrakcie bez szemrania, za co Max był mu wdzięczny.

Informację o końcu przelotu Goldmann przywitał z westchnieniem ulgi. Spojrzał po swoich towarzyszach, których jeszcze nie miał okazji lepiej poznać: kobieta Inu Murk i mężczyzna John Sixkiller. Maxym postanowił sobie, że nadrobi to już na planecie. Może ich umiejętności będą dla niego przydatne. Goldmann nigdy nie lekceważył zasobu ludzkiego.

Maxym upewnił się, że wszystkie rzeczy ma przy sobie i w milczeniu wyczekiwał lądowania. Większość życia spędził na pokładzie, dlatego turbulencje nie były dla niego czymś nowym. Mimo to ich częstotliwość i siła w tym miejscu była odrobinę niepokojąca.
 

Ostatnio edytowane przez MTM : 27-03-2016 o 18:17.
MTM jest offline