Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2016, 23:40   #318
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Wampiry istnieją. Nie są tylko wytworem wyobraźni, czy matek które chcą nastraszyć niegrzeczne dzieci. Są prawdziwe. Przerażające. I ciągle głodne. Ludzkiej krwi.
Mahtmasi, zwane dziećmi śmierci, poruszają się grupami przypominającymi małe plemiona, które atakują każdą napotkaną karawanę i wioskę. Najliczniejsza grupa wampirów, dla której pustynia jest domem i która przebywa tu od początku istnienia tego przeklętego gatunku, zawsze atakuje watahą. Przemieszczają się oni niczym szarańcza, napadając karawany i osady aby zabijać wszystkich żywych. Po tych atakach zostawiają tylko gnijące ciała pełne robactwa na chwałę swego czcigodnego ojca. Są podobni do wysuszonych trupów, w których ciałach żyją roje robactwa. Często posiadają skrzydła a ich mowa przypomina dźwięki wydawane przez rój. Wiele ich zewnętrznych cech zbliża ich do owadów.Odżywiają się oni krwią zarówno żywych jaki i umarłych, a nawet własnych braci.
Są oni potomkami Maatmesesa, tchórza i zdrajcy, który uciekając z Lami trafił na Wielką Pustynię. Tam ze strachu zagrzebał się w piach, gdzie był pożerany przez robactwo. Trwało to tak długo, aż z tłustego hedonisty pozostało tylko wyschnięte, wypełnione robactwem truchło, przepełnione krwawą żądzą i nienawiścią do świata.

Najemnicy widzieli wiele w swoim życiu, ale po raz pierwszy spotkali się z tego typu zagrożeniem. Nie były to bezrozumne zombie, czy głupie orki. Oj nie. Tym razem stanęli na przeciw wrogowi, który potrafił żyć setki lat. Doświadczenie, siła i brak strachu tworzył z nich śmiertelne niebezpieczeństwo, przed którym ucieczka nie miała sensu. Pomimo że Youviel posyłała strzały jedną za drugą, to te parły nie powstrzymane. Nawet gdy jeden z napastników wyglądał jak jeż, szły dalej. Wabione pragnieniem i rządzą krwi. Ostre niczym sztylety szpony, i twarze budzące trwogę i przerażenie nadchodziły, a najemnicy czekali. Rycerz wydawał jak oszalały rozkazy, a drużyna formowała szyk, ale gdy doszło do zwarcia już było wiadomo że ktoś popełnił błąd taktyczny. Tym kimś był Gottfried, bowiem musiał on zmierzyć się z dwoma wampirami jednocześnie. Nawet jego wyszkolenie, wiara w Morra i ostra stal, okazały się niewystarczające przeciw tej masie. Nie minęło parę chwil, a Morryta krwawił z wielu ran. Zbroja została poszarpana, a on sam musiał skupić się w pełni na obronie by nie stanąć przedwcześnie przed obliczem swego Boga. Nogi uginały mu się, a dłonie ledwo co trzymały oręż ale mimo to wciąż utrzymywał się na nogach. Siła woli potrafi czynić cuda.

Elfka dalej pruła ze swojego łuku, aż w końcu pierwszy z wampirów, z którego wystawało prawie 10 strzał, padł na ziemię martwy. Równe dziewięć strzał, z czego dwie przeszyły oczy, potrzeba było by pokonać bestię. Nie łatwy przeciwnik. W tym samym czasie Wolf i Karl walczyli jednocześnie z jednym wampirem. Ten okazał się nie lada wyzwaniem, bowiem co z tego że na przeciw niego stało dwóch wyszkolonych świetnie wojowników. Mahtmasi był szybki a do tego sam atakował z niesamowitą precyzją. Oprawca mógłby się uczyć kunsztu z jakim zadawał on rany, bowiem sam po chwili stał się jego celem. Nim się spostrzegł, brunatna plama pojawiła się na jego klatce piersiowej, a krew buchnęła z ust. Niechybnie by zginął, gdyby nie Elena, która wyłoniła się z mroku. Niepostrzeżenie, cicha niczym kot, zatopiła sztylet w szyi wampira podrzynając mu gardło. Krew buchnęła na wszystkie strony, oblewając złodziejki twarz.
Wolfgang widząc jak jego towarzyszka, która przecież nie była biegła w walce orężem, pokrywa się krwią wroga poczuł zew siły. Ruszył i przypuścił z całą furią, jaka w nim drzemała, atak na kolejnego oponenta. Widząc że ten zamierza zejść z linii ciosu, zrobił parę kroków do przodu jeszcze, i pchnął go tarczą wybijając z rytmu. Wtedy to elfka puściła kolejną serię strzał, które dosięgły bez problemu celu. Dwa groty wystawały z ust, i kolejne truchło pojawiło się na ziemi.

Manfred i Galvin, również walczyli ze swoimi przeciwnikami, lecz tutaj walka była nader wyrównana, aż do momentu gdy Karl oraz ich dowódca mogli przyjść z odsieczą. Siła złego na jednego, jak powiadają, i dwóch wampirów zrozumiało że nie mają wielkich szans. Jeden uciekł, ale drugiemu było dołączyć do swoich martwych braci. Ten padł pod ostrzem Wolfa. Jeden uciekał, ale nie było sensu go gonić. Trzeba było zająć się rannymi.

Karl i Gottfried najbardziej ucierpieli jeśli chodzi o najemników. Obaj ciężko ranni, krwawili z wielu miejsc i pomoc medyka była nieodzowna. Na szczęście elfka jak i mag znali się co nie co na leczeniu i mogli oni jakoś pomóc. Choć uchronili ich od wykrwawienia, tak dłuższy odpoczynek i jeszcze dłuższa rekonwalescencja miała im być potrzebna.


Pozostała część obozu jak się okazało również swoje pozycja obroniła. Tileańczycy okupili to znacznymi stratami, bowiem z siedmiu pozostało raptem dwóch do bronienia swojej Pani. Imperialni wojownicy nie ponieśli żadnych strat, a zawdzięczali to dokładnemu zgraniu i przemyślanej taktyce, jaką obrali podczas walki. Abdur i jego ludzie walczyli prawie na wszystkich frontach. Ich zawziętość była najbardziej odczuwalna, a dwóch ciemnoskórych pomagierów, pokazało dlaczego handlarz powierzał ich opiece swoje życie.
Wielu poległo w tej bitwie, wielu oddało swe życie owej nocy lecz wiktoria jaka została odniesiona przejdzie do legend i pieśni. Noc zbliżała się ku końcowi powoli, a żaden z podróżnych nie zmrużył już oka. Nadszedł czas na opatrywanie rannych i przegląd inwentarza, bowiem spustoszenie jakiego wampiry dokonały były spore. Wiele zwierząt zostało zaszlachtowanych, a część dóbr bezmyślnie zniszczona w ferworze walki. Jednak gdy tylko paru ocalałych napastników podjęło próbę ucieczki, ziemia zaczęła się trząść delikatnie. Wiatr wzmógł się bardzo, tak że drobinki piasku uderzały o skórę podróżników. Namioty, gdyby nie mocne zabezpieczenia, dawno by już odfrunęły. Z nieba zaczęło błyskać się tak mocno, że rozświetliło pustynię na wiele kilometrów w dal. Dołączyło do tego przeraźliwe wycie, jakby ktoś przeraźliwie cierpiał. Gdy ziemia zaczęła się osuwać, ludzie rozpierzchli się na bok w popłochu. Każdy jednak trzymał się blisko drugiej osoby i tak by mieć blisko siebie płonące ognisko. Nikt nie chciał zostać sam w mroku. Ci z lepszym wzrokiem mogli dostrzec jak poruszający się piasek zaczął tworzyć się w jakąś twarz, a na jej środku zrobiła się wyrwa w ziemi w kształcie ust. Abdur wraz z innym Arabami wyglądali na przerażonych, tak samo jak dama, która skryła się w otoczeniu swoich ochroniarzy. Do świtu pozostało parę godzin, ale już nikt nie myślał o śnie czy głębszym odpoczynku.

 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline