Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-03-2016, 22:43   #311
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Parę dni wspólnej podróży sprawiło, że Youviel w końcu zrezygnowała z trzymania pozorów. Noce były na tyle zimne, że miło było się ogrzać przytulając do Wolfa. Elfy i tak by w końcu się dowiedziały. A bywało na tyle zimno, że założenie starych ciuchów na noc brzmiało rozsądnie. Szczegónie, że zwykle brała pierwszą i ostatnią wartę. Miała czas się z powrotem przebrać nim nastał gorąc poranka i trzeba było ruszać.

Elfka nie była przesadnie rozmowna, choć uczestniczyła w wspólnych posiłkach i specjalnie nie stroniła od reszty tak jak stroniła z początku od elfów. Nie spieszyła się z wyjaśnieniami na pytania, o ile takowe w ogóle się pojawiły.

***

Elfka zdążyła się już położyć i przespać wartę Wolfa gdy oboje zostali wyrwani ze snu. Dla Youviel nie było to aż tak straszne. Mocniejszym szturchnięciem dobudziła jeszcze swojego mężczyznę i półprzytomnemu pomogła się pozbierać podsuwając broń pod nos. Samej też dobyła łuki i naciągnęła na niego cięciwę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 23-03-2016, 19:10   #312
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Wolf z początku był spokojny, ale nie trzeba było czujnego oka by zobaczyć jak dowódca z każdym kolejnym dniem robi się coraz bardziej podenerwowany. Wszystkiemu winne były drobiny piachu przedostające się pod ubranie. Uwierające, drażniące, wciąż obecne. Najgorsze było to, że nie szło się do tego przyzwyczaić. Awanturnik kilkukrotnie zastanawiał się jak arabowie mogą w ogóle funkcjonować w takich warunkach. W słońcu i spiekocie. W piachu i bezkresie.
Najgorsze okazało się sztuczne oko. Gdy tylko jakaś drobinka wdarła się w oczodół, Wolf niemal zwariował próbując się jej pozbyć. Czuł jak szklana proteza dociska okruch, a brak łez nie łagodził bólu. Skończyło się na ponownym przewiązaniu oka szmatą.

Noce na szczęście były zimniejsze. Do zimna Wolf mógł się przyzwyczaić. Wystarczyło się lepiej ubrać. Nakryć kocem. Przygarnąć do siebie elfkę. Jednak w dzień nie szło wytrzymać, a Wolf wielokroć był o włos od zrzucenia z siebie szat. Jedynie rozsądek kazał mu zachować je na grzbiecie. Rozsądek dyktowany obserwacją pozostałych uczestników karawany.

Właśnie na tym starał się skupić rycerz, gdy nie klął pod nosem i nie drapał się próbując wytrząsnąć piach. Obserwował, uczył się. Chłonął tutejsze zwyczaje jakie panowały w podróży. Sposoby na okiełznanie pogody i wydm. Sposoby na siedzenie na wielbłądzie od którego zadek po kilku godzinach bolał gorzej jak po całodniowej jeździe w końskim siodle.

***


Pobudka była gwałtowna. Kilka szturchnięć i kuksańce wyrwały Wolfa z objęć Morra. Okrzyki i nawoływania. Oręż wciskany mu w dłonie przez Youviel. Instynkt zaskoczył i poderwał mężczyznę na nogi. Czarny rycerz już coś krzyczał. Przeciwnicy na granicy widzialności pokazywani palcami.

Przypinając tarczę do ramienia, Wolf podbiegł na granicę obozowiska i lekko się zgarbił szykując do walki. Miecz zgrzytnął o pochwę lądując w jego dłoni. Umysł był jeszcze lekko ospały, ale ciało spinało się się szykując do walki z nieznanym przeciwnikiem...
 
Jaracz jest offline  
Stary 23-03-2016, 20:22   #313
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Karl większość czasu spędzał nieopodal ich drużynowego tłumacza ucząc się języka jakże obcego i niepojętego. O ile pojedyncze słówka łatał dość dobrze, to zawiłości gramatyki były ciut trudniejsze. Jednak nie było to coś co go zniechęcało, wręcz przeciwnie. Zawsze był zwolennikiem wyzwań, a ten język był dość złożony i skomplikowany, o zawiłościach fonetycznych nie wspominając. Co tu dużo mówić. Motywowało go to do dalszej pracy.

Poza tym, miał jeszcze jeden pomniejszy cel. Chronić ich tłumacza przed szkodą. Może nie było to coś nadzwyczajnego i szlachetnego, ponieważ był mu wielce potrzeby na wypadek podjęcia dalszych kroków życiowych. Kroków które wiązał właśnie z Arabią.

* * *

Kiedy przyszła pora jego wachty, cyrulik siedział na piasku otulony kocem. Miał złe przeczucie od kilku dni i nie raz już podniósł niemalże alarm. Tym razem było podobnie. Z tą różnicą, że niebo zafalowało i w oddali coś na nich nacierało. Nie wyglądało to jak miraż więc spojrzał na czarokletę szukając w nim jakiejś mądrości, ale szybko zrezygnował z tego planu. Niepokój i złe omeny były aż nadto przesiąknięte złowróżebną mocą Morslieba. Magia w czystej, okrutnej, plugawej postaci.

- Wszyscy! Wstawać! Coś na nas lezie!
- wykrzyczał obracając głowę do śpiących członków karawany i wtedy kiedy wzrok powrócił na szarżującą szarańczę, spostrzegł jak spod piasku się wygrzebywały te... istoty... oraz odezwały się głosy wśród tutejszych ludzi piasku...

- Mahtmasi...


Kimkolwiek byli ci Mahtmasi nie wyglądali przyjaźnie. Oprawca był pewny, że będzie trzeba wypytać ich tłumacza o te byty. Jeśli oczywiście Sigmar będzie tak dobry i poprowadzi jego dłoń chroniąc go przed śmiercią.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 25-03-2016, 13:48   #314
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Elena przez te kilka dni opracowała prawie do perfekcji unikanie przed insektami. Wszelkie okrycia, szale były u niej w stałym użyciu, a wieczorami okrywała się dość szczelnie i mocno kocem, nie tylko swoim. I do tego ognisko! O tak, było to zbawienne. Dopóki siedziała przy płomieniach, wszelkiej maści insekty pałały do niej mniejszą miłością niż w chwilach, gdy dziewucha była z dala od ognia. Oczywiście nie zawsze to pomagało. Upierdliwe owady jakby ukochały sobie dziewuchę i wykorzystywały chyba wszystkie momenty, by jej dokuczyć. Na całe szczęście życie w mieście, piwnicach, dokach i zakamarkach spowodowało, że Elena nie cierpiała na entomofobię - bo jeszcze tylko tego by brakowało.

Dziewczynę najbardziej martwiło to, że czuła się gorzej niż zwykle. Wymioty, gorsze samopoczucie, drżenie dłoni - nie wyglądało to dobrze. Do tego jeszcze ta bladość. Dziewucha żywiła szczerą nadzieję, że to wina tylko i wyłącznie tego potwora, na którym przyszło jej jechać, może jakiejś lekkiej niedyspozycji, choroby. Nie wiązała tego z niczym innym, nie chciała. Choć niepokój w niej zaczął narastać, przez kilka dni nie wspominała o tym nikomu, nawet rycerzowi.

Za dnia siedziała na swoim potworze, starając się panować nad sobą i tym, że czuła zdenerwowanie. Wieczorami dziewucha czuła się zdecydowanie lepiej. Nie widziała bezkresu, piachu, skupiała się na namiocie czy ogniu, poza tym wolała zimno niż skwar lejący się z nieba. Wieczorami też mogła pozwolić sobie na rozmowy i nie tylko. Znikała od czasu do czasu tu i tam, poza oświetlone ogniskiem pole, ale nigdy nie wychodziła poza obóz. Na swoje warty przychodziła jednak zawsze o czasie - choć zdarzało jej się myślami błądzić daleko, daleko. W końcu doszła do wniosku, że powinna skonsultować stan swojego zdrowia z kim trzeba. I z taką myślą położyła się spać. Tej nocy jednak nie dane jej było wypoczęcie. Nagle ktoś zaczął krzyczeć i wszystkich budzić. Elena zerwała się na równe nogi, w pośpiechu się ubrała i kiedy tylko dotarło do niej, co się święci, pobiegła po pochodnie. Jakiś impuls spowodował, że uciekła się do ognia - w końcu to działało na insekty...
 
Narina jest offline  
Stary 25-03-2016, 16:54   #315
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Nuda była niczym choroba. Ogarniała podróżnych im bardziej zagłębiali się w piaszczystą krainę. Bo ile można narzekać na niewygody? Ile można obserwować bezkres piachu? Ile można wyciągać robactwo z ubrania i włosów?

Galvin miał na nudę kilka sposobów. Ot na przykład niektóre ze chrząszczy chwytał i podpytywał Arabów jak poszczególne z nich się nazywają i jakie mają zwyczaje. Kiedy tylko w rozmowie udawało się usłyszeć coś co krasnoluda zaciekawiło, ten podchwytywał temat i podpytywał dalej. Żądza wiedzy była dobra na nudę, ale potrzebna była kreatywność, aby wymyślić odpowiednie pytania. Czy w ogóle pada na pustyni? Jakie są źródła wody? Czy cokolwiek rośnie w tych piachach? Jakie jeszcze stworzenia można tutaj spotkać?
Czasami nachodził go żal za te wszystkie rzeczy, które utracił podczas morskiej przeprawy. Pozostały mu tylko księgi w których w trakcie postojów mógł zapisywać informacje jakie zdobył - kiedyś będzie trzeba wypruć i zszyć wszystkie zapisane strony w jedną księgę.

Sam lud nomadów zaintrygował krasnoluda. Posiadali wiele tradycji i zwyczajów, których wypełnianie traktowali jak coś zwyczajnego - naturalnego. Również ich pojęcie honoru podobało się piwowarowi. Co prawda zasady jakimi się kierowali surowością ustępowały tym obowiązującym pośród dawi, ale Galvin sądził, że tak jak w każdej społeczności znajdowali się odszczepieńcy - na przykład zbóje czy dzikie plemiona mające za nic mieszkańców miast i poddanych Wielkiego Sułtana.

***

W trakcie wyprawy którą podjął wiele miesięcy temu zdołał już się Galvin napatrzeć na różne cuda, dziwy i monstra. To co wychynęło z piachu przypominało żywe trupy - piaskowe żywe trupy podjadane przez roje chrząszczy. Czy była to plugawa magia? A może trafili na nawiedzony obszar pustyni?
Te pytania mogły poczekać, w przeciwieństwie do przeciwników.

- Ostrza w ruch! - zawołał piwowar gramoląc się ze swojego namiotu.

Z tarczą i toporem w łapie pobiegł za Wolfem zajmując miejsce u jego boku. Walka z dzikimi hordami najlepiej wychodziła w formacji. Z odpowiednią dyscypliną i treningiem możliwe było odpieranie znacznie potężniejszych przeciwników. Galvin skupił wzrok na humanoidalnych stworach.

- Podjeżdżajcie... - mruknął pod nosem.
 
Stalowy jest offline  
Stary 26-03-2016, 18:08   #316
 
Balzamoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Balzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputacjęBalzamoon ma wspaniałą reputację
Piach, wszędzie piach. Drobne ziarenka wciskające się pod ubranie i wraz z dokuczliwymi insektami nie dające chwili spokoju. Całe szczęście dla rycerza że był przyzwyczajony do niewygód, zahartowany niezliczonymi godzinami cierpliwego stania w bezruchu przy marach, niezależnie od okoliczności, czy deszcz, czy mróz czy upał. Nic jednak nie przygotowało go na konieczność codziennego sprawdzania czy w bucie nie schował się jadowity skorpion, czy wieczornego rytuału polegającego na ostrożnym przeszukaniu koca w poszukiwaniu żmii. Do tego ograniczone racje wody, brak możliwości kąpieli i smród ognisk rozpalanych na wielbłądzim łajnie powodowały że jego nastrój nie był najlepszy. Byłby prawdopodobnie w jeszcze gorszym gdyby nie to co działo się między nim a Eleną. Co jakiś czas rycerz podjeżdżał do dziewczyny, tylko po to żeby spojrzeć jej w oczy i wymienić uśmiechy. Pomagał jej w pracach obozowych i otulał do snu zapasowym płaszczem, by było jej ciepło. Gdy tylko była okazja wymykali się z obozu, szukając chwil które mogliby spędzić tylko we dwoje, z dala od ciekawskich oczu.
***
Rycerz spał, owinięty kocem gdy rozległo się wołanie i ktoś gwałtownie szarpnął go za ramię. Poderwał się natychmiast, w jednej chwili otrząsając ze snu. Rozejrzał się i ocenił sytuację. Przez chwilę patrzył na sir Wolfganga oczekując że wyda on jakieś rozkazy, ale skoro tego nie zrobił, sam wykrzyczał odpowiednie komendy. Oczywiście nikt go nie posłuchał, co skwitował klnąc pod nosem. Dopadł miejsca w szeregu i cisnął na ziemię tarczę, postanawiając najpierw wypuścić strzałę czy dwie. Uniósł łuk i napiął cięciwę...
 
__________________
"Prawdziwy mężczyzna lubi dwie rzeczy – niebezpieczeństwo i zabawę, dlatego lubi kobiety, gdyż są najniebezpieczniejszą zabawą."
Fryderyk Nietzsche
Balzamoon jest offline  
Stary 27-03-2016, 18:52   #317
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Początkowa ekscytacja podróżą szybko ustąpiła miejsca rozgoryczeniu. Nie mogło być inaczej gdy każdy kolejny dzień stawiał przed młodym czarodziej coraz to nowe trudności. Błędnie zakładał że ukrop i dostający się wszędzie piasek będą głównym zmartwieniem. To były jedynie oczywiste trudności…
Szybko zrewidował pogląd że nazwa pustynia która naturalnie kojarzyła mu się z jakże wymownym słowem pustka nie wiele ma wspólnego. A przynajmniej jak chodziło o robactwo. Środowisko wręcz obfitowało w różnego rodzaju insekty których znakomita większość upodobała sobie naruszanie przestrzeni osobistej podróżników. Szczęściem wśród robali głownie obdarzonych talentem do gryzienia, kłucia nie wiele znajdywało się tych jadowitych.
Jazda na wielbłądzie którego czarodziej ochrzcił mianem Arrakis z czasem nie okazała się tak trudna jak początkowo zakładał. Dobrze traktowany wierzchowiec odwzajemniał się tym samym ale dla nie obytego jeźdźca taka forma transportu była po postu nieprzyjemna. Jakaś progresja była ale na tyle powolna że Manfred rozmyślał czy nie dało by się wynegocjować wygodniejszego miejsca na wozach.
Najgorsze przyszło nagle i czarodziej był gotów uwierzyć że było to było to osobiste jakże łaskawe spojrzenie ojczulka Nurgla. Jakieś cholerne choróbsko dopadło go, czyniąc wymagającą już podróż jeszcze trudniejszą. Osłabł, pobladł i jak na maga ulgu przystało zaczął wyglądać jak cień samego siebie. Gdy pojawiły się wymioty ograniczył racje żywnościowe do minimum. Miał nadzieję że to pomoże. Nie pomogło. Gdyby był w Imperium mógłby poszukać ziół i przyrządzić sobie dekokt ale pod tym akurat względem nazwa pustyni nie była myląca. Roślin było jak na lekarstwo.
Na postojach poza odpoczynkiem, wartami, nauką języka czy wertowaniem księgi wiedzy tajemnej oddawał się konwersacji czy to z najbliższymi towarzyszami czy innymi członkami karawany. Szczególnie dużo wynosił z rozmowy czy po prostu słuchania tych drugich. Dowiedział się co nie co o kulturze i zwyczajach nomadów a szczególnie interesujący okazał się ich kodeks moralny. Nie dało się też nie zauważyć że tutejszy lud jest bardzo religijny czego dawali dowód poświęcając każdego dnia dwie godziny na modlitwy. To pokazywało jak odmienne jest to społeczeństwo od cywilizacji Imperium. Manfred dalej prosił też o dobre rady, co ciekawsze notując i mając nadzieję że któraś okaże się remedium na męczącą go przypadłość. Jakieś złe przeczucie a może po prostu ostrożność kazała mu się dopytywać o wskazówki dotyczące tego jak przeżyć na pustyni gdyby się w niej zabłądziło i zostało bez niezbędnego ekwipunku.


To na warcie cyrulika i czarodzieja objawiło się niebezpieczeństwo. Manfred dostrzegł jak światło księżyca i gwiazd odkształca się na zbliżającej ku nim chmurze ciemności. Jednak nie od razu podniósł alarm, niepewny wstał i wskazał palcem na zbliżającą się chmarę.
-Wiedziecie to coś? O tam.- Tak jak większość ludzi nie wiedział dobrze w nocy i liczył że pozostali wartownicy rozwieją jego wątpliwości. Nie minęło nawet kilka sekund gdy doszedł ich uszu dziwny dźwięk. Czyżby była to szarańcza o której wspominał Abdur? Nie miało to jednak wielkiego znaczenia bo prawdziwe zagrożenie wyłoniło się z piasków pustyni. Grupa składająca się z wyschniętych zwłok w których trzewiach roiło się od robactwa ruszyła ku obozowi. Nie wiedział czym były owe stwory, choć na pierwszy rzut oka przypominały zombie które przecież można było spotkać na ziemiach Imperium.
-Wstawać! Atakują nas! Do broni!- zaalarmował i szybko ruszył ku ognisku by podpalić pochodnię. Z początku chciał zmierzyć się z przeciwnikiem twarzą w twarz ale słysząc wykrzykiwane komendy przez Gottfrieda zdecydował się zająć miejsce w drugim szeregu. Wiedział już że będzie musiał użyć magii i trochę się bał bo odkąd przybył do Arabii nie korzystał zaklęć. Wszystko z powodu irracjonalnego strachu przed rozczarowaniem jakim była by niemożność rzucania czarów. Teraz zaś o jego użyteczności zdecyduję walka.
 

Ostatnio edytowane przez Nemroth : 27-03-2016 o 20:59.
Nemroth jest offline  
Stary 27-03-2016, 23:40   #318
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację

Wampiry istnieją. Nie są tylko wytworem wyobraźni, czy matek które chcą nastraszyć niegrzeczne dzieci. Są prawdziwe. Przerażające. I ciągle głodne. Ludzkiej krwi.
Mahtmasi, zwane dziećmi śmierci, poruszają się grupami przypominającymi małe plemiona, które atakują każdą napotkaną karawanę i wioskę. Najliczniejsza grupa wampirów, dla której pustynia jest domem i która przebywa tu od początku istnienia tego przeklętego gatunku, zawsze atakuje watahą. Przemieszczają się oni niczym szarańcza, napadając karawany i osady aby zabijać wszystkich żywych. Po tych atakach zostawiają tylko gnijące ciała pełne robactwa na chwałę swego czcigodnego ojca. Są podobni do wysuszonych trupów, w których ciałach żyją roje robactwa. Często posiadają skrzydła a ich mowa przypomina dźwięki wydawane przez rój. Wiele ich zewnętrznych cech zbliża ich do owadów.Odżywiają się oni krwią zarówno żywych jaki i umarłych, a nawet własnych braci.
Są oni potomkami Maatmesesa, tchórza i zdrajcy, który uciekając z Lami trafił na Wielką Pustynię. Tam ze strachu zagrzebał się w piach, gdzie był pożerany przez robactwo. Trwało to tak długo, aż z tłustego hedonisty pozostało tylko wyschnięte, wypełnione robactwem truchło, przepełnione krwawą żądzą i nienawiścią do świata.

Najemnicy widzieli wiele w swoim życiu, ale po raz pierwszy spotkali się z tego typu zagrożeniem. Nie były to bezrozumne zombie, czy głupie orki. Oj nie. Tym razem stanęli na przeciw wrogowi, który potrafił żyć setki lat. Doświadczenie, siła i brak strachu tworzył z nich śmiertelne niebezpieczeństwo, przed którym ucieczka nie miała sensu. Pomimo że Youviel posyłała strzały jedną za drugą, to te parły nie powstrzymane. Nawet gdy jeden z napastników wyglądał jak jeż, szły dalej. Wabione pragnieniem i rządzą krwi. Ostre niczym sztylety szpony, i twarze budzące trwogę i przerażenie nadchodziły, a najemnicy czekali. Rycerz wydawał jak oszalały rozkazy, a drużyna formowała szyk, ale gdy doszło do zwarcia już było wiadomo że ktoś popełnił błąd taktyczny. Tym kimś był Gottfried, bowiem musiał on zmierzyć się z dwoma wampirami jednocześnie. Nawet jego wyszkolenie, wiara w Morra i ostra stal, okazały się niewystarczające przeciw tej masie. Nie minęło parę chwil, a Morryta krwawił z wielu ran. Zbroja została poszarpana, a on sam musiał skupić się w pełni na obronie by nie stanąć przedwcześnie przed obliczem swego Boga. Nogi uginały mu się, a dłonie ledwo co trzymały oręż ale mimo to wciąż utrzymywał się na nogach. Siła woli potrafi czynić cuda.

Elfka dalej pruła ze swojego łuku, aż w końcu pierwszy z wampirów, z którego wystawało prawie 10 strzał, padł na ziemię martwy. Równe dziewięć strzał, z czego dwie przeszyły oczy, potrzeba było by pokonać bestię. Nie łatwy przeciwnik. W tym samym czasie Wolf i Karl walczyli jednocześnie z jednym wampirem. Ten okazał się nie lada wyzwaniem, bowiem co z tego że na przeciw niego stało dwóch wyszkolonych świetnie wojowników. Mahtmasi był szybki a do tego sam atakował z niesamowitą precyzją. Oprawca mógłby się uczyć kunsztu z jakim zadawał on rany, bowiem sam po chwili stał się jego celem. Nim się spostrzegł, brunatna plama pojawiła się na jego klatce piersiowej, a krew buchnęła z ust. Niechybnie by zginął, gdyby nie Elena, która wyłoniła się z mroku. Niepostrzeżenie, cicha niczym kot, zatopiła sztylet w szyi wampira podrzynając mu gardło. Krew buchnęła na wszystkie strony, oblewając złodziejki twarz.
Wolfgang widząc jak jego towarzyszka, która przecież nie była biegła w walce orężem, pokrywa się krwią wroga poczuł zew siły. Ruszył i przypuścił z całą furią, jaka w nim drzemała, atak na kolejnego oponenta. Widząc że ten zamierza zejść z linii ciosu, zrobił parę kroków do przodu jeszcze, i pchnął go tarczą wybijając z rytmu. Wtedy to elfka puściła kolejną serię strzał, które dosięgły bez problemu celu. Dwa groty wystawały z ust, i kolejne truchło pojawiło się na ziemi.

Manfred i Galvin, również walczyli ze swoimi przeciwnikami, lecz tutaj walka była nader wyrównana, aż do momentu gdy Karl oraz ich dowódca mogli przyjść z odsieczą. Siła złego na jednego, jak powiadają, i dwóch wampirów zrozumiało że nie mają wielkich szans. Jeden uciekł, ale drugiemu było dołączyć do swoich martwych braci. Ten padł pod ostrzem Wolfa. Jeden uciekał, ale nie było sensu go gonić. Trzeba było zająć się rannymi.

Karl i Gottfried najbardziej ucierpieli jeśli chodzi o najemników. Obaj ciężko ranni, krwawili z wielu miejsc i pomoc medyka była nieodzowna. Na szczęście elfka jak i mag znali się co nie co na leczeniu i mogli oni jakoś pomóc. Choć uchronili ich od wykrwawienia, tak dłuższy odpoczynek i jeszcze dłuższa rekonwalescencja miała im być potrzebna.


Pozostała część obozu jak się okazało również swoje pozycja obroniła. Tileańczycy okupili to znacznymi stratami, bowiem z siedmiu pozostało raptem dwóch do bronienia swojej Pani. Imperialni wojownicy nie ponieśli żadnych strat, a zawdzięczali to dokładnemu zgraniu i przemyślanej taktyce, jaką obrali podczas walki. Abdur i jego ludzie walczyli prawie na wszystkich frontach. Ich zawziętość była najbardziej odczuwalna, a dwóch ciemnoskórych pomagierów, pokazało dlaczego handlarz powierzał ich opiece swoje życie.
Wielu poległo w tej bitwie, wielu oddało swe życie owej nocy lecz wiktoria jaka została odniesiona przejdzie do legend i pieśni. Noc zbliżała się ku końcowi powoli, a żaden z podróżnych nie zmrużył już oka. Nadszedł czas na opatrywanie rannych i przegląd inwentarza, bowiem spustoszenie jakiego wampiry dokonały były spore. Wiele zwierząt zostało zaszlachtowanych, a część dóbr bezmyślnie zniszczona w ferworze walki. Jednak gdy tylko paru ocalałych napastników podjęło próbę ucieczki, ziemia zaczęła się trząść delikatnie. Wiatr wzmógł się bardzo, tak że drobinki piasku uderzały o skórę podróżników. Namioty, gdyby nie mocne zabezpieczenia, dawno by już odfrunęły. Z nieba zaczęło błyskać się tak mocno, że rozświetliło pustynię na wiele kilometrów w dal. Dołączyło do tego przeraźliwe wycie, jakby ktoś przeraźliwie cierpiał. Gdy ziemia zaczęła się osuwać, ludzie rozpierzchli się na bok w popłochu. Każdy jednak trzymał się blisko drugiej osoby i tak by mieć blisko siebie płonące ognisko. Nikt nie chciał zostać sam w mroku. Ci z lepszym wzrokiem mogli dostrzec jak poruszający się piasek zaczął tworzyć się w jakąś twarz, a na jej środku zrobiła się wyrwa w ziemi w kształcie ust. Abdur wraz z innym Arabami wyglądali na przerażonych, tak samo jak dama, która skryła się w otoczeniu swoich ochroniarzy. Do świtu pozostało parę godzin, ale już nikt nie myślał o śnie czy głębszym odpoczynku.

 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 31-03-2016, 18:48   #319
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Bitwa była krótka i brutalna, choć zwycięska. Karl nie zwracał uwagi na stan pozostałej ochrony karawany. Sam był ciężko ranny i siedząc na piachu tamował krew z najdotkliwszej rany.

- Mahtmasi... psia jego mać.
- mruknął pod nosem i zhaltował dłonią maga przywołując go do siebie i mówiąc przy tym - Pora cię przeszkolić. Jak byś był tak miły to udzielę parę wskazówek jak się raną zająć... czarokleto.

W końcu magus chwalił się tym, że na ranach się zna. Co prawda, oprawca powątpiewał w jego zdolności i wolał go poprowadzić krok po kroku, niż wykrwawić się na śmierć. Co prawda częścią ran sam mógłby się zająć... Tylko stracił dość krwi i do tego dłonie nie były takie pewne jak przed bitwą. Poza tym, wolał mieć czarnowróża na oku. "Nigdy nie ufaj magom..." mruknął w myślach.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 01-04-2016, 10:59   #320
 
Narina's Avatar
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Elena w ferworze walki zapomniała na te kilka chwil o tym, że rycerz prawie ducha wyzionął. Teraz liczyło się dla niej tylko to, by pokonać to coś, co przerwało ich i tak niespokojny sen. Na ten moment niestraszne było jej zimno, bo krew rozgrzewały stres i adrenalina. Komary i inne insekty też przestały dla niej istnieć. Opamiętanie przyszło dopiero, kiedy padł ostatni stwór. Dziewucha puściła sztylet. Ręce momentalnie zaczęły jej się trząść, a serce łomotać. Cokolwiek by to nie było, miała na rękach tego czegoś krew. Stała przez chwilę struchlała. Trwało to może kilka sekund? Potem dotarło do niej, że rycerz potrzebuje pomocy. Ostatnie dni i noce spowodowały, że Elena poczuła się w jakiś sposób odpowiedzialna za niego. To było niezwykle dziwne uczucie, bo tak się jedynie czuła w stosunku do swojej matki, szczególnie kiedy ta zachorowała. Dziewczynę to na swój sposób przerażało. Teraz jednak nie miała czasu na to, by się nad tym zastanawiać. Złapała swoją jedyną broń, a potem ruszyła momentalnie do rycerza, nawołując do tego, że potrzebna jest mu pomoc. Szczęśliwie nie musiała zdzierać gardła, bo pomoc poszkodowanym przyszła dość szybko.

Zanim jednak zrobiono coś sensownego, na pustyni znów zawrzało, rozpętało się kolejne piekło, świat jakby zaczął się kończyć, a piaski sypały się spod stóp. Ludzie krzyczeli, uciekali, chwali się, gdzie tylko mogli. Elena sama spanikowała. Pozostała przy rycerzu i innych rannych. I choć serce waliło jej tak głośno, że nie słyszała huku grzmotów, na zewnątrz wyglądała na taką, co zachowała zimną krew. W jej oczach gościła panika, ale było niezwykle ciemno... Musieli przetrwać, powtarzała sobie to w kółko, niczym mantrę. Czekała napięta jak struna, by w razie czego coś zrobić. Tylko co?
Po jakimś czasie wszystko się uspokoiło. Adrenalina jednak jeszcze długo krążyła w krwi dziewuchy. Nie usnęła już tej nocy. Zajmowała się wszystkim, czym tylko mogła. Kiedy coś robiła, nie myślała o piasku, przestrzeni...

Jeszcze zanim nastał świt po tej feralnej nocy, Elena poszła do Wolfa zapytać, czy może przejąć warty rycerza. Wytłumaczyła to potrzebą szybkiego powrotu do zdrowia Gottfrieda i tym, że powinien się oszczędzać i spać więcej, całe noce. A przecież o to właśnie chodziło, by wszyscy jak najszybciej doszli do siebie i mogli wrócić do swoich zajęć, prawda? Nie powiedziała Wolfowi nic ponad to, co mogłoby świadczyć o tym, że dziewczynie zależy nie tylko na dobru drużyny, ale i na załatwieniu własnych interesów. Nie wspomniała o tym, że strach zaczynał brać nad nią górę i że pewnie będzie bała się zasnąć. I tak to się potoczyło. Celowo nie zapytała Gottfrieda o ten drobny szczegół, jakim było wykluczenie go z nocnego dozorowania obozowiska. Po prostu postawi go przed faktem.

Dziewucha, jeśli tylko mogła, uczestniczyła w pracach przy rannych, szczególnie przy jednym. Wyglądała jak chodzący strach i dopiero po pewnym czasie, kiedy ktoś jej zwrócił uwagę, złapała jakąś szatę i przetarła nią twarz i ręce. Jeśli tylko mogła, nie odstępowała rycerza na krok, pomagała mu na tyle, na ile mogła i miala możliwość. Przynosiła wodę, pomagała się okryć czy ułożyć tak, by rannemu było wygodniej. Sama nie miała pojęcia, dlaczego tak robiła. Przecież nikt jej nawet nie kazał. Ale jakaś wewnętrzna motywacja, przymus swego rodzaju nie pozwoliły jej spocząć dopóki nie była pewna, że może. Zupełnie jak w domu, kiedy matka całkowicie zaniemogła. Wtedy potrafiła nie spać naprawdę długo, jeść tyle co nic i praktycznie nie wychodzić z pokoju swojej rodzicielki. Elena myślała, że jest to już poza nią, ale się myliła. Właśnie to wszystko wróciło, na dodatek że zdwojoną siłą. Bo nie dość, że nie miała wieści, co się działo w domu, to teraz jeszcze rycerz...
 
Narina jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172