Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2016, 23:43   #152
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Podziemia, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Po dokładnym przeszukaniu i złupieniu prywatnych komnat czarodzieja, awanturnicy po raz kolejny zeszli do lochów znajdujących się pod wieżą. Ruszyli znajomymi korytarzami, odwiedzając po drodze salę tortur, w której wcześniej walczyli z kościanym golemem, po czym ruszyli dalej, przez drzwi, które prowadziły w nieznane. Podziemny kompleks szybko okazał się być labiryntem korytarzy, które łączyły się z innymi pomieszczeniami, o różnym przeznaczeniu.
Dzięki potężnemu zaklęciu, które sprawiło, że zbroja Szarańczy została natchniona światłem słonecznym, które przeganiało ciemności w promieniu kilkudziesięciu metrów, nie było potrzeby rozpalania nieporęcznych pochodni. Kobieta szła na czele pochodu, rozświetlając otaczające ją ściany korytarza, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Tuż za nią szedł Brog, który obiecał swemu panu zaopiekować się młodą kobietą. Widok zwalistego ogra, przemierzającego wąskie tunele z potężnym mieczem oburęcznym przerzuconym przez bark był naprawdę imponujący. Stwór musiał się co jakiś czas mocno zgarbić, aby nie zahaczyć głową o nisko zawieszone framugi, za każdym razem, kiedy zbliżali się do następnego pomieszczenia.
Następny w kolejności był paladyn Logan, obok którego szedł barbarzyńca Lorath, który przez cały ten czas spoglądał z obawą na aasimarkę. Bał się, że stanie się jej krzywda i nie pokładał zbyt wielkiej wiary w umiejętności przytępawego ogra, lecz Szarańcza w trosce o elfa zabroniła mu zbliżać się do siebie. Lorath wciąż nie czuł się na siłach po spotkaniu z widmem, a idący obok rycerz pilnował każdego kroku towarzysza broni, który wciąż się chwiał się na nogach. Barbarzyńca jednak nie pozwalał sobie pomóc, nie chciał być brzemieniem dla reszty drużyny i gardził wszelkimi słabościami, także swoimi. Szedł przed siebie z malującą się na twarzy zawziętością.
Na samym końcu pochodu szedł Sadim i Markas. Obaj stąpali ostrożnie, niewiele ze sobą rozmawiając, albowiem każdy, nawet najdrobniejszy szmer, odbijał się echem od ścian korytarza. Naznaczony postarzającą klątwą, półelf wydawał się wycieńczony, lecz podobnie jak Lorath, odmawiał przyjęcia jakiejkolwiek pomocy. Jego bystry umysł nie przywykł do starego ciała, które było teraz jego nośnikiem. Mocno pożałował dotknięcia plugawej książki. Był jednak przekonany, że klątwa jest przejściowa, albowiem z każdą minutą spędzoną w podziemiach powoli wracał do niego młodzieńczy wigor i wiedział, że powrót do dawnej formy był tylko kwestią czasu.
Idący tuż obok niego Markas był jak zawsze czujny. Owa ostrożność wiele razy uratowała mu życie w przeszłości, dlatego idąc w podziemiach wydawał się być bardzo spięty. Reagował gwałtownie na każdy nienaturalny odgłos, którego źródłem często byli jego towarzysze. Nikt z nich nie skradał się równie dobrze co on, dlatego krzywił się za każdym razem, kiedy ktoś szurnął zbyt głośno stopą czy też wydał jakikolwiek inny niepotrzebny dźwięk. Na jego twarzy widać było niechęć do tego miejsca, ale wrodzona chciwość nie pozwalała mu zawrócić; miał nadzieję, że znajdzie w podziemiach coś cennego.


Po pewnym czasie, awanturnicy dotarli do prostokątnej komnaty, która szeroka była na kilkadziesiąt metrów i ciągnęła się przez wiele więcej, gdyż światło słoneczne dostarczone przez zbroje Szarańczy nie było w stanie rozświetlić jej w pełni. Pomieszczenie usłane było dziesiątkami kolumn, obok których stały posążki przedstawiające mityczne istoty z odległej Zakhary. Pod ścianami znajdowały się sarkofagi, a w ich pobliżu wielkie dzbany i inne artefakty, które wydawały się bardziej pochodzić z tajemniczych krain południa, niż z regionu jeziora pary. Nawet pustynny piasek się znalazł, który pasował do tego miejsca jak pięść do nosa.
Bohaterowie ruszyli ostrożnie przed siebie, mocno ściskając w dłoni swój oręż. Z niekrytą ciekawością przyglądali się zdobiącym ściany hieroglifom, które przedstawiały jakąś scenę, kiedy świat był jeszcze młody. Po drodze minęli posąg przedstawiający humanoida z psią głową, później natknęli się na jeszcze innego, lecz ten miał głowę orła. Prawie każdy posążek przedstawiał innego bożka, wykonany był z alabastru i był większy od przeciętnego człowieka.

Podążający na samym końcu Markas zaciekawił się stojącymi na kamiennym ołtarzu figurkami odlanymi ze złota. Chwycił jedną z nich i schował do plecaka, potem kolejną i jeszcze jedną. W końcu nie miał gdzie wepchnąć znaleziony łup, lecz chciwość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i zaczął wypychać złotem wewnętrzne kieszenie swojego podróżnego płaszcza. Jedna z nich nie wytrzymała i pękła, sprawiając, że monety posypały się z głośnym szumem na kamienną podłogę. Ich brzęk odbił się echem od ścian i kolumn pomieszczenia, potoczył się dalej w ciemnościach, które Szarańcza nie była w stanie jeszcze przegonić.
Markas cicho zaklął pod nosem i podobnie jak reszta awanturników stanął nieruchomo, nasłuchując. Przez dłuższy czas nic się nie poruszyło, więc wrócił do zbierania złota z ziemi, lecz po chwili on i reszta jego towarzyszy, usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, a później głośne brzęczenie, które z początku brzmiało jak szum spadających monet. Dziwny odgłos ciągle narastał, aż w końcu zaczął brzmieć jak stado tysięcy małych skrzydełek, które zbliżały się w ich stronę. Było to prawidłowe porównanie, bowiem z ciemności wyłonił się rój maleńkich skarabeuszy, które z zawrotną szybkością pokonywały dzielący ich od awanturników dystans.
Szarańcza cofnęła się i otworzyła szeroko usta w niemym krzyku, kiedy wśród milionów drobnych owadów dostrzegła dwa przerośnięte stawonogi, które były rozmiaru dojrzałej krowy. Bestie przypominały z wyglądu masywnego żuka, miały długi róg na końcu szpiczastej głowy oraz czarne ślepia, wystające i okrągłe jak główka od szpilki. Ich ciała otaczał gruby, chitynowy pancerz, który wydawał się być trudny do przebicia dla niemagicznego oręża. Sześć silnych nóg sprawiało, że poruszały się zdecydowanie szybciej od przeciętnego człowieka i były też wyjątkowo mobilne, pomimo swego rozmiaru i niewątpliwie dużego ciężaru.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline