Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-03-2016, 10:24   #151
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Przebywanie w wieży czarodzieja powoli napełniało jego umysł flustracją - bo ile można walczyć w ciągu jednego dnia z istotami z piekła rodem? Najpierw gargulce, następnie jakiś golem, teraz wybuchające cienie z pożeraczem na czele oraz jakiś cholerny Mimik. Zaczynał mieć po prostu dość, jak często w nieprzyjemnych chwilach, bowiem to właśnie wtedy pojawiało się zwątpienie, ale można było jedynie przeć dalej. W końcu jest to siedlisko jakiegoś nekromanty - siedlisko zła.

Ale co obraz Tamarie robił na ścianie? Oczywiście jeśli to była ona. Była to zagadka, na jaką nie mógł w tym momencie znaleźć odpowiedzi. Zamurowało go, ale wolał nie roztrząsać tematu, a przynajmniej nie w tym momencie. Rudowłosa była zła jak cholera.

Na kolejnym piętrze znaleźli kilka ciekawych rzeczy, co mogło zaspokoić jego głód wiedzy na bardzo długi czas. Księgi. Mnóstwo ksiąg o sensownej tematyce. W jakiś sposób zaburzyło to jego zdolności logicznego myślenia nie dostrzegając zagrożenia ze strony pentagramu oraz wielkiego grymuaru przywołań.

- O raaaany… - odezwał się Markas, kiedy jego opadnięta z wrażenia szczęka wróciła na swoje miejsce. Łotrzyk pobiegł schodami na górę i stanął na chwiejnym rusztowaniu, tuż obok gigantycznego teleskopu. Przyglądał się uważnie wszystkim symbolom, wykonanym ze złota pokrętłom i wskaźnikom, a na koniec spojrzał przez niewielki okular. Niestety, niebo było zachmurzone i nie zobaczył nic godnego uwagi.
- Ciekawe jestem ile to wszystko jest warte... - odezwał się po dłuższej chwili zabawy ze złoconymi pokrętłami.
Szarańcza początkowo zachwyciła się łóżkiem, albowiem spanie na wygodnym łóżku było jej ulubionym zajęciem. Nie podeszła tylko ze względu na czerwony proszek, który zdawał jej się być niepokojący. Dużymi krokami wymijała pyłkowe kreski, aby dostać się do otwartej księgi. Wspięła się na palcach, aby móc przeczytać pierwsze słowa
- Oho, Otchłanny. Nie brzmi sympatycznie, przeczytam cicho, bo to może jakieś zaklęcie, a nie chciałabym go uaktywnić - kobieta w myślach zaczęła czytać, przeskakując poszczególne linijki, bowiem już po kilku zdaniach mogła się domyśleć, znaczenia słów
- Emm, to jakiś rytuał przywołania, jakichśtam planarnych istot - podrapała się po głowie - Ciekawe czy moja kamasutra by tutaj była potrzeba, jak myślicie? Rytuał to rytuał - wzruszyła ramionami zerkając na grupę.
Na słowa aasimarki półelf złapał się za głowę. Nie mógł dosłownie uwierzyć w to, co usłyszał. Zerknął z ukosa na dziewczynę odrywając wzrok od drogocennych ksiąg traktujących o magii.
- Bogowie, dlaczego twój umysł tak bardzo przypomina łąkę? - Zganił ją ostrzejszym tonem za jej myślenie, ale dość szybko odzyskał poprzedni spokój i splótł ręce na piersi - Ech, tak to jest jak się niewiele o magii wie.
Widać było, że bierze całą sprawę dość poważnie. Tak stał przez moment wpatrując się w dużą księgę, a żywiołak ziemi podążył za jego wzrokiem wydając z siebie jakieś pomrukiwania. Wyglądało to tak, jakby chciał coś wiedzieć. W końcu zaczął recytować po kolei zaklęcia detekcji zastanawiając się jaki rąbek magii tajemnej zostanie przed nim tym razem uchylony.
Na jego słowa, Szara zamrugała wielokrotnie. Nie była do końca pewna o co mu chodzi.
- Magia to dar! A wszystkie dodatkowe duperele to są do nauki, jak na przykład rozsypywanie proszku, czy moja super naukowa książka! - oburzyła się i uniosła swoją zdobycz na wysokość policzka, aby wskazać palcem jej okładkę
- Widać nigdy tego nie próbowałeś, pewnie nawet nie widziałeś. Nasza wiara czy wiedza się różnią, co nie znaczy, że jestem przytępa - tupnęła nogą i odwróciła się, zadzierając nosa
- Lepiej mieć łąkę, niż siano - odgryzła się i chciała już odejść, gdy właśnie Sadim kończył recytować inkantacje swojego zaklęcia i nagle wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Zamiast zobaczyć wszystkie obiekty w różnych kolorach, odpowiednich do przypisanej im szkoły magii, widział tylko wielką księgę, przy której stała Szarańcza. Jaśniała ona intensywnie karmazynowym blaskiem, który z każdą chwilą zwiększał swój rozmiar, aż w końcu pochłonął białowłosą kobietę. Nie rozumiejąc tego co się dzieje, półelf stracił kontrolę nad swoim ciałem i mimowolnie zbliżył się do magicznej księgi, kompletnie nią oczarowany.
Dotknął pergaminu, na którym spisane były słowa tajemne w języku otchłannym i nagle w jego głowie odezwało się tysiące głosów o rożnych barwach i tonacji. Każdy był jednak nieprzychylny, złośliwy, szyderczy… Śmiały się z niego, wirowały mu w głowie, przytłumionym echem odbijając się od ścianek czaszki. Po chwili głosy ucichły, a on sam wylądował twardo na ziemi, kompletnie zdezorientowany. W pamięć wrył się nieznany mu obraz; widział wielką krasnoludzką twierdzę skąpaną w płomieniach, umarłych walczących w jej halach z ostatnimi obrońcami. Ogień rósł i spłynął po górskich stokach jak lawina, kierując się w stronę lasu. Strawił puszczę, pochłaniając królestwo elfów i wszystkie zamieszkujące Ciernisty Las stworzenia. Podążał dalej na południe, aż dotarł do Stonebrook, które również poddało się jego sile. Śladem zgliszczy podążała armia umarłych, która z każdym trupem zwiększała swą liczebność, aż w końcu była w stanie rzucić wyzwanie całemu regionowi Jeziora Pary i go podbić.

Sadim nie miał pojęcia co się stało. Bolało go wszystko, a przed oczami wciąż miał okropne obrazy, które przed momentem ujrzał. Było pewnym, ż najazd goblinów oraz to było jakoś ze sobą powiązane, ale...
Jakoś nie miał siły na to wszystko. Jak starzec.

 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 27-03-2016 o 21:44.
Flamedancer jest offline  
Stary 27-03-2016, 23:43   #152
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Podziemia, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Po dokładnym przeszukaniu i złupieniu prywatnych komnat czarodzieja, awanturnicy po raz kolejny zeszli do lochów znajdujących się pod wieżą. Ruszyli znajomymi korytarzami, odwiedzając po drodze salę tortur, w której wcześniej walczyli z kościanym golemem, po czym ruszyli dalej, przez drzwi, które prowadziły w nieznane. Podziemny kompleks szybko okazał się być labiryntem korytarzy, które łączyły się z innymi pomieszczeniami, o różnym przeznaczeniu.
Dzięki potężnemu zaklęciu, które sprawiło, że zbroja Szarańczy została natchniona światłem słonecznym, które przeganiało ciemności w promieniu kilkudziesięciu metrów, nie było potrzeby rozpalania nieporęcznych pochodni. Kobieta szła na czele pochodu, rozświetlając otaczające ją ściany korytarza, który wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Tuż za nią szedł Brog, który obiecał swemu panu zaopiekować się młodą kobietą. Widok zwalistego ogra, przemierzającego wąskie tunele z potężnym mieczem oburęcznym przerzuconym przez bark był naprawdę imponujący. Stwór musiał się co jakiś czas mocno zgarbić, aby nie zahaczyć głową o nisko zawieszone framugi, za każdym razem, kiedy zbliżali się do następnego pomieszczenia.
Następny w kolejności był paladyn Logan, obok którego szedł barbarzyńca Lorath, który przez cały ten czas spoglądał z obawą na aasimarkę. Bał się, że stanie się jej krzywda i nie pokładał zbyt wielkiej wiary w umiejętności przytępawego ogra, lecz Szarańcza w trosce o elfa zabroniła mu zbliżać się do siebie. Lorath wciąż nie czuł się na siłach po spotkaniu z widmem, a idący obok rycerz pilnował każdego kroku towarzysza broni, który wciąż się chwiał się na nogach. Barbarzyńca jednak nie pozwalał sobie pomóc, nie chciał być brzemieniem dla reszty drużyny i gardził wszelkimi słabościami, także swoimi. Szedł przed siebie z malującą się na twarzy zawziętością.
Na samym końcu pochodu szedł Sadim i Markas. Obaj stąpali ostrożnie, niewiele ze sobą rozmawiając, albowiem każdy, nawet najdrobniejszy szmer, odbijał się echem od ścian korytarza. Naznaczony postarzającą klątwą, półelf wydawał się wycieńczony, lecz podobnie jak Lorath, odmawiał przyjęcia jakiejkolwiek pomocy. Jego bystry umysł nie przywykł do starego ciała, które było teraz jego nośnikiem. Mocno pożałował dotknięcia plugawej książki. Był jednak przekonany, że klątwa jest przejściowa, albowiem z każdą minutą spędzoną w podziemiach powoli wracał do niego młodzieńczy wigor i wiedział, że powrót do dawnej formy był tylko kwestią czasu.
Idący tuż obok niego Markas był jak zawsze czujny. Owa ostrożność wiele razy uratowała mu życie w przeszłości, dlatego idąc w podziemiach wydawał się być bardzo spięty. Reagował gwałtownie na każdy nienaturalny odgłos, którego źródłem często byli jego towarzysze. Nikt z nich nie skradał się równie dobrze co on, dlatego krzywił się za każdym razem, kiedy ktoś szurnął zbyt głośno stopą czy też wydał jakikolwiek inny niepotrzebny dźwięk. Na jego twarzy widać było niechęć do tego miejsca, ale wrodzona chciwość nie pozwalała mu zawrócić; miał nadzieję, że znajdzie w podziemiach coś cennego.


Po pewnym czasie, awanturnicy dotarli do prostokątnej komnaty, która szeroka była na kilkadziesiąt metrów i ciągnęła się przez wiele więcej, gdyż światło słoneczne dostarczone przez zbroje Szarańczy nie było w stanie rozświetlić jej w pełni. Pomieszczenie usłane było dziesiątkami kolumn, obok których stały posążki przedstawiające mityczne istoty z odległej Zakhary. Pod ścianami znajdowały się sarkofagi, a w ich pobliżu wielkie dzbany i inne artefakty, które wydawały się bardziej pochodzić z tajemniczych krain południa, niż z regionu jeziora pary. Nawet pustynny piasek się znalazł, który pasował do tego miejsca jak pięść do nosa.
Bohaterowie ruszyli ostrożnie przed siebie, mocno ściskając w dłoni swój oręż. Z niekrytą ciekawością przyglądali się zdobiącym ściany hieroglifom, które przedstawiały jakąś scenę, kiedy świat był jeszcze młody. Po drodze minęli posąg przedstawiający humanoida z psią głową, później natknęli się na jeszcze innego, lecz ten miał głowę orła. Prawie każdy posążek przedstawiał innego bożka, wykonany był z alabastru i był większy od przeciętnego człowieka.

Podążający na samym końcu Markas zaciekawił się stojącymi na kamiennym ołtarzu figurkami odlanymi ze złota. Chwycił jedną z nich i schował do plecaka, potem kolejną i jeszcze jedną. W końcu nie miał gdzie wepchnąć znaleziony łup, lecz chciwość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i zaczął wypychać złotem wewnętrzne kieszenie swojego podróżnego płaszcza. Jedna z nich nie wytrzymała i pękła, sprawiając, że monety posypały się z głośnym szumem na kamienną podłogę. Ich brzęk odbił się echem od ścian i kolumn pomieszczenia, potoczył się dalej w ciemnościach, które Szarańcza nie była w stanie jeszcze przegonić.
Markas cicho zaklął pod nosem i podobnie jak reszta awanturników stanął nieruchomo, nasłuchując. Przez dłuższy czas nic się nie poruszyło, więc wrócił do zbierania złota z ziemi, lecz po chwili on i reszta jego towarzyszy, usłyszeli dźwięk tłuczonego szkła, a później głośne brzęczenie, które z początku brzmiało jak szum spadających monet. Dziwny odgłos ciągle narastał, aż w końcu zaczął brzmieć jak stado tysięcy małych skrzydełek, które zbliżały się w ich stronę. Było to prawidłowe porównanie, bowiem z ciemności wyłonił się rój maleńkich skarabeuszy, które z zawrotną szybkością pokonywały dzielący ich od awanturników dystans.
Szarańcza cofnęła się i otworzyła szeroko usta w niemym krzyku, kiedy wśród milionów drobnych owadów dostrzegła dwa przerośnięte stawonogi, które były rozmiaru dojrzałej krowy. Bestie przypominały z wyglądu masywnego żuka, miały długi róg na końcu szpiczastej głowy oraz czarne ślepia, wystające i okrągłe jak główka od szpilki. Ich ciała otaczał gruby, chitynowy pancerz, który wydawał się być trudny do przebicia dla niemagicznego oręża. Sześć silnych nóg sprawiało, że poruszały się zdecydowanie szybciej od przeciętnego człowieka i były też wyjątkowo mobilne, pomimo swego rozmiaru i niewątpliwie dużego ciężaru.

 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 01-04-2016, 19:34   #153
 
Morfik's Avatar
 
Reputacja: 1 Morfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputacjęMorfik ma wspaniałą reputację
Zawsze powtarzał sobie, nie bierz wszystkiego, co wpadnie ci w łapy. Chociaż odrobina umiaru. Oczywiście, jeszcze nigdy nie posłuchał swojego wewnętrznego głosu i teraz miał za swoje. To na pewno przez to wszystko, że nigdy nie miał matki ani ojca, może oni nauczyliby go rozsądku. Teraz za pewne już by nie żyli, ale gdyby rzeczywiście zmarli, to po tym, co tu zrobił, wstaliby i umarli jeszcze raz.
Czy w końcu nauczy się trzymać ręce w kieszeniach, przynajmniej jeżeli znajduje się w tak podejrzanym miejscu jak to? Wcale by się nie zdziwił, jakby po tym wszystkim, został wyrzucony z grupy… O ile oczywiście ktokolwiek przeżyje ten pojedynek.

Markas nigdy nie widział czegoś takiego. Oczywiście, kiedy spał nieprzytomny po zapiciu się w lesie, (dlaczego akurat w lesie, tego nawet on sam już nie pamiętał) często chodziły po nim małe żuczki, ale to, co stało przed nim, to już była przesada.
Potwory jako pierwsze ruszyły do ataku. Markas zbladł, gdy zobaczył, jak duże obrażenia zadały Lorathowi. Jego drużyna nie mogła nawet trafić jednego skarabeusza. Oczywiście jedynym członkiem drużyny, który był w stanie cokolwiek zrobić w tej sytuacji był Brog. Chwała jakiejś sile wyższej, że był on razem z nimi.

Wszystko działo się bardzo szybko. Markas nie był w stanie zranić, ani jednego stwora. To nie była jego najlepsza walka, najpierw zaatakował go cały rój, a później te gigantyczne żuki rzuciły się na niego. Najpierw nieprzytomny padł Brog. Wtedy łotrzyk doszedł do wniosku, że tym razem nie przeżyje tej walki. Widział jeszcze walczących towarzyszy, później już tylko ciemność…
 
Morfik jest offline  
Stary 05-04-2016, 20:56   #154
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
I znowu na dół. Podziemny kompleks nekromanty okazywał się dosyć spory. Do czego potrzebne mu było tyle miejsca? Ciężko było odgadnąć. Lorath nawet nie próbował. Nadal odczuwał skutki walki z widmem. Czuł się nieco otępiały, częściej przyłapywał się na utracie koncentracji, błądził myślami. A jednak szedł dalej o własnych siłach. Musiał jeszcze wytrzymać. W końcu podziemia nie mogły ciągnąć się w nieskończoność…

Komnata pełna kosztowności, złota, brylantów, pomników i innych skarbów, których Odmieniec nie był w stanie nawet nazwać. Wszystko to wywoływało u niego uczucie obrzydzenia. Nie był materialistą. Złoto, diamenty, luksusowe ubrania, dzieła sztuki. Cóż mu po tym? Żyjąc w dzikich leśnych ostępach Odmieniec nie potrzebował niczego takiego do przeżycia. Jemu i reszcie mieszkańców wioski w której żył wystarczyła tylko natura, która obdarowywała ich wszystkim tym czego potrzebowali. Złoto mogłoby jedynie zburzyć panującą tam harmonię, i zasiać ziarno pychy i chciwości. A to zawsze prowadziło do nieszczęść… Co udowodnił Markas.
W chwili kiedy monety rozsypały się, dźwięcznie alarmując o ich obecności, z ciemności nadleciały insekty. Chmara robali zaczęła lataj wokół nich, zaś olbrzymie skarabeusze zaszarżowały. Nekromanta postanowił pójść na całość, jeżeli chodziło o zabezpieczenie swoich najcenniejszych skarbów.
Odmieniec natychmiast sięgnął po miecz i rzucił się na pierwszego, wielkiego robala. Po raz kolejny dał się owładnąć szałowi bitewnemu. Nie spodziewał się jednak, że przeciwnik okaże się aż tak wymagający. Zbyt wymagający.
Chitynowy pancerz skarabeusza z pogardą przyjmował na siebie kolejne uderzenia miecza, które nie zdołały pozostawić nawet śladu na nim. Natomiast sama bestia nie miała żadnego problemu z przebiciem się przez nową zbroję barbarzyńcy. Osłabiony po poprzedniej walce Lorath zaczął ustępować. Całe jego ciało pokryło się krwawiącymi obficie ranami, kiedy jego przeciwnik nie miał nawet jednej. Gdzieś z wokół niego rozlegały się okrzyki jego towarzyszy, jednak wszystko zagłuszała chmara insektów. A nawet i te dźwięki zaczęły zanikać powoli, wraz z resztą świadomości Odmieńca. Wszystko wokół zaczynało zwalniać, mętnieć i ginąć.
Świadomość zbliżającej się śmierci nigdy nie była mu tak bliska, jednak ku swojemu zaskoczeniu zaakceptował ją dosyć szybko. Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju…
“Co się z nią stanie, kiedy umrę?”
Ta jedna myśl dała mu siłę. Drżąc z wycieńczenia, bliski agonii elf chwycił miecz w obie dłonie i wbił ostrze w chitynową powłokę, która w końcu ustąpiła. Poczuł triumf. Jednak tylko na krótką chwilę. Później jedyną rzeczą, którą był w stanie odczuwać to ból, będący następstwem wielkiej rany. Skarabeusz, z mieczem wbitym w swój grzbiet skoczył na niego w odwecie, zagłębiając się w jego brzuchu niczym grot włóczni. Upadł.
Upadł na plecy. Resztkami sił zdołał poruszyć lekko głową w bok. Ledwo widzącym wzrokiem zdołał Ją dostrzec. Białą piękność. Jedyną jego nadzieję na przerwanie klątwy. Wierną towarzyszkę podróży. Najbliższą mu osobę. Osobę, którą on...
- Uciekaj - próbował powiedzieć, jednak nie był w stanie. Wszystko zalała ciemność. To był jego koniec.
 
Hazard jest offline  
Stary 05-04-2016, 22:45   #155
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Każdy kolejny starczy krok był dla Sadima swego rodzaju udręką. Ile złośliwych i krwiożerczych rzeczy jeszcze napotkają w tej przeklętej wieży? Ile niespodzianek przygotował na nich ten cholerny nekromanta? Coś na skraju świadomości szeptało mu, że to nie jest nawet fragment jego mocy, ale bał się przyznać przed samym sobą, że to zapewne prawda. Choć powoli siły mu wracały, to wciąż się czuł źle jako starzec. Aż się zaśmiał beznadziejnie pod nosem, kiedy pomyślał, iż zapewne nie dożyje tak sędziwego wieku, jeśli będzie się pakował w takie przygody.

Długi korytarz napełniał jego serce niepokojem, a ilość kosztowności znajdująca się w tym miejscu tylko go zwielokratniał. Markas bardzo dziwnie się im przyglądał... Jakby bardzo chciał coś zabrać, ale wiedział, że za to zapłaci.
Płacić za kosztowności. Brzmi sensownie.
Każdy sarkofag, posąg, posążek hieroglif czy nawet monety przyciągały wzrok półelfa, nie dlatego że był chciwy, ale bardzo się zastanawiał nad ich pochodzeniem i czasem, jaki spędziły w tym miejscu. Ileż lat i mocy musiał mieć mag, by zebrać takie kosztowności? Wolał sam nie wiedzieć.

Grobową ciszę wypełnił dźwięk dzwoniących o podłogę monet. Przywoływacz stanął jak wryty, póki nie usłyszał brzęczenia... Brzęczenia, którego tak bardzo się bał. Wiedział, że agresywne roje owadów są w stanie zabić i nie da się ich wyeliminować bez specjalnych środków lub magii ofensywnej.
On, jako mag, nie posiadał magii ofensywnej. Skupiony był na wsparciu Tamarie i innych walczących wręcz. Pozostało mu liczyć na szczęście... I że tylko te "roje" polecą sobie daleko gdzieś. Wolał już nietoperze.

Wtedy przybyły wielkie żuki powodując pełne zwątpienie u Sadima. Zdołał przyzwać kolejnego żywiołaka ziemi, ale nie zdało się to na wiele, bowiem został zmiażdżony jednym uderzeniem. Przyzwał następnie duże niebiańskie psy o białej sierści, których grzbiet pokrywały jasnoniebieskie łaty. Z zażartościa zaczęły atakować wielkie monstra nie mogąc się przebić przez jego twardy pancerz.

Sytuacja odwróciła się diametralnie, kiedy padł Markas, a następnie Lorath. Szara postanowiła się wycofać ciągnąc za sobą barbarzyńcę przy użyciu uprzednio zidentyfikowanego pierścienia telekinezy, więc Sadim postanowił wziąć ze sobą łotra nie mogąc sobie pozwolić na to, by ktoś zginął.
Wtedy padł Brog, a paladyn uparcie uczestniczył w beznadziejnej walce z rojem insektów. Ciągnąc osobę, która doprowadziła do takiej sytuacji, próbował przekonać Logana, by popędził za nimi, że świat, Stonebrook, arcykapłanka tegoż miasta, że oni go potrzebują żywego.
Na próżno. Padł nieprzytomny, a robaki zaczęły za nim pędzić całkowicie ignorując walczące psy. Przywoływacz próbował się bronić, odpędzić od nich, ale również mu się to nie udawało. Ostatnim wysiłkiem woli zdołał wydać komendę niebiańskim stworzeniom, by do niego przybyły i broniły wycofujących się poszukiwaczy przygód. Nie podobało mu się poświęcanie żyć, nawet przywołańców, w obronie własnej, ale nie miał wyjścia.

Ten manewr ocalił im życie. Wycofując się na powierzchnię wiedział, że pozostało im jedynie lizanie ran. Bardzo ciężkich ran. Ale walka ze złem musi trwać, bo jeśli dobro się ugnie, to świat ogarnie chaos.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 08-04-2016, 13:08   #156
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Zejście do podziemi miało być tylko formalnością i dokończeniem pewnych spraw. Zaopatrzeni w nowe mikstury oraz przedmioty, pewni siebie i zdeterminowani, ruszyli schodami na dół, aby odnaleźć w piwnicach źródło złej magii. Wyrocznia zbiegła po schodach najszybciej jak umiała i minęła parter, na którym nagromadzona była niepokojąca siła paranormalna. Cała gromada, wraz z osłabionym Sadimem, znalazła się w lochach wieży. Minęli salę tortur i przemierzali dalsze korytarze. Wszystko ozdobione było licznymi bogactwami, które według Szarańczy miały większą wartość historyczną, niż sentymentalną. Być może dla ludzi nauki były to cenne nabytki, jednak dla białowłosej nie stanowiły większej wartości, albowiem nie były to praktyczne artefakty. Najwidoczniej inne zdanie na ten temat miał Markas, który garściami czerpał z dobrobytu tego miejsca, zapełniając kieszenie po same brzegi. Nie dziwiła mu się, gdyż cała ta wieża była na tyle niebezpieczna, że jeśli już uciekać, to chociaż z czymś, co pozwoliłoby mu zasiedlić się na stałe w jakimś spokojnym miejscu. Kobiecie wydawało się, że Markas był już znużony przygodami i zmęczony życiem, chciał po prostu usiąść i dobrze się bawić, a tyle monet pozwoliłoby mu spełnić marzenie. Niestety, życie nie było usłane różami. Brzęk rozsypujących się monet, których dźwięk pogłosem rozniósł się po korytarzach, zląkł Wyrocznie na tyle, że aż podskoczyła wyjmując kuszę. Zagrożenie jednak nie nadeszło, to tylko monety, powiedziała w myślach. Zdziwił ją jednak fakt, że gdy te już spoczęły na kamiennej posadzce, to ich dźwięk wcale nie ucichł. Wszyscy szybko się przekonali, że popełnili ogromny błąd, wracając w to miejsce.

Wielkie skarabeusze, naturalnie opancerzone przez naturę oraz rój owadów, przybyli jakby ktoś ich tutaj oczekiwał, jakby brzdęk monet miał być sygnałem do ataku. Kobieta wystrzeliła bełt ze swojej kuszy, który mimo iż ranił skarabeusza i pozostał wbity w jego jedno skrzydło, ten zdawał się nawet nie poczuć draśnięcia. Logan i Lorath niemal natychmiast zareagowali, parli do przodu aby zwiększyć dystans między przeciwnikiem, a słabszymi osobami w grupie, jak Szara i Sadim, dla których jeden cios ogromnego robala, mógł skończyć się poważnymi ranami, a nawet utratą przytomności czy też życia.


Szarańcza skupiła całe swoje siły, aby być pożyteczną w tej walce, jednak to wszystko na nic. Schowała kuszę, która była bezużyteczna i sięgnęła do kieszeni po znaleziony pierścień. Obróciła go kilka razy w swych smukłych dłoniach i westchnęła ciężko, przymykając oczy. Nie miała wiele czasu na namysły, a jednak własnie teraz poczęła go marnować. Lorath oberwał mocno i upadł wykrwawiając się. Brog machając rękami na oślep nie zdołał obronić się przed natrętnymi owadami, które sprawiły, że stał się bezbronny w walce ze skarabeuszami. Zachwiał się na nogach i runął na podłogę, zalewając ją swoją krwią. Szarańcza wciąż się zastanawiała i biła z myślami, ponownie westchnęła, jej serce wykonało już ponad czterdzieści uderzeń. Wciąż biło, a ona wciąż stała ściskając pierścień. Odgłosy wokół niech jakby ucichły, krzyki stłumione zostały przez wewnętrzny spokój. Odetchnęła.
Magiczny przedmiot w końcu znalazł się na jej palcu. Wyrocznia odbiegła na bezpieczną odległość, co z początku mogło wywołać w innych poczucie zdrady. Ta jednak szybko się zatrzymała i z pomocą pierścienia telekinezą poczęła zabierać z pola bitwy towarzyszy, którzy nie mogli już się ruszyć. Pozbawieni świadomości lewitowali oddalając się od zagrożenia, które zajęte było walką z przyzwanymi przez Sadima zwierzętami. Dało to Szarańczy czas na to, by odratować Loratha oraz Logana, niestety Brog był już dla niej o wiele, wiele zbyt ciężki. Z pomocą różdżki przywróciła przytomność Lorathowi, jednak na Logana nie znalazła już czasu. Korzystając z mocy telekinezy czuła się już wyczerpana i na skraju całkowitego zmęczenia. Jej ręce były ciężkie, jej nogi zaś jak z waty, zaś ból głowy pulsacją ranił jej umysł. Nie miała jednak innego wyjścia, jak odratować Kapłana właśnie z pomocą nowo nabytej mocy i choć wydawało sie to prawie niemożliwe, Szarańcza jako ostatnia z grupy pokonała korytarze, schody, parter wieży, a gdy znalazła się już na zewnątrz, gwałtownie przerwała więź z telekinezą, co poskutkowało upadkiem Paladyna z niewielkiej wysokości.

- Ciężki skurwysyn, po co podróżujesz z takimi klocami? - zagrzmiał ochrypły głos, a Wyrocznia nie potrafiła zlokalizować skąd dobiegł. Nie był on też ani męski, ani żeński. Kobieta podniosła się nagle na równe nogi i zaczęła nerwowo oglądać wokół siebie, robiąc nawet obrót wokół własnej osi, niczym pies goniący własny ogon.
- Szara, wszystko w porządku? - spytał przejęty jej zachowaniem Lorath, który dłonią tamował jeszcze krwawiący bok. Chciał podejść do dziewczyny, jednak jej dziwne zachowanie zaniepokoiło wszystkich na tyle, że obserwowali ją z bezpiecznej odległości.

- No co tak się wiercisz? Wystarczyłoby zwykłe "dziękuję", a nie jakiś taniec koślawy - ponowił tajemniczy głos, a osoby wypowiadającej te słowa wciąż nie mogła znaleźć.
- Naaah! - zamarudziło przeciągle - Niby słyszysz, a ślepa jesteś jak kret. Tutaj jestem, głupia. Naprawdę nie widziałaś, że pomagam Ci nieść tego spaślaka? Głowę dam uciąć, że patrzyłaś na mnie - westchnęło z ewidentnym przejęciem. Białowłosa wciąż kręciła glową na wszystkie strony, aż w końcu stanęła jak wryta. Spróbowała ściągnąć pierścionek z palca lecz ten... Utknął. Uniosła głowę by spojrzeć przed siebie i nagle upadła w tył, boleśnie obijając sobie pośladki. Oczy Wyroczni otworzyły się tak szeroko, jak jej usta, a wzrok utkwił w niewidzialnym miejscu tuż przed sobą.
- O, no nareszcie. Czyli jednak mnie widzisz? - uśmiech na twarzy tajemniczej istoty nie był niczym pocieszającym, a przerażona mina Szarańczy nie okazała się dla jej towarzyszy oczywistą sugestią, że znowu widzi zjawę. Być może przeraziło ją to, co nadchodziło i niosło ze sobą poważne kłopoty?

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 25-04-2016, 17:34   #157
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Komnata Słońca, Tajemnicza Wieża
17 Mirtul, 1367 DR
Popołudnie


Zbliżająca się z zawrotną prędkością chmara owadów otoczyła w mgnieniu oka zaskoczonych awanturników. Robactwo kąsało zawzięcie, wchodząc pod pancerz i ubranie, a na domiar złego, poszukiwacze przygód zostali zaatakowani przez dwa przerośnięte skarabeusze, które były prawie tak duże jak oni sami. Wywiązała się krwawa walka, w której szala zwycięstwa przechylała się z jednej strony na drugą, uniemożliwiając jednoznaczne wskazanie przyszłego zwycięscy.

Przywołany przez Sadima żywiołak ziemi rzucił się na najbliższego, przerośniętego stawonoga. Ciężkie niczym młot budowlany pięści uderzyły w chitynowy pancerz z tak wielką siłą, że stwór ugiął nogi i szurnął miękkim podbrzuszem o ziemię, a z jego odwłoka trysnęła zielonożółta ciecz, której smród przyprawiał o mdłości. Gigantyczny skarabeusz wydał z siebie przypominający chrobotanie odgłos i odpowiedział atakiem potężnych żuwaczek, które odgryzły solidny kawałek kamiennej nogi pozaplanarnego przybysza.
Druga chitynowa bestia rzuciła się na Broga, który starał się bronić przed jej agresją, zasłaniając się oburęcznym mieczem, lecz skarabeusz działał szybko i zdecydowanie. Żuwaczki potwora zacisnęły się na przedramieniu ogra, gdy ten próbował obronić się przed kolejnym atakiem. Z rozciętej skóry i mięśni na zabrudzoną posadzkę spłynęła ciemna posoka, mieszając się z piaskiem i krystalizując.
Brog warknął z bólu, przez chwilę mocując się z silnymi żuwaczkami skarabeusza. Stali tak w bezruchu, spoglądając na siebie z żądzą mordu w oczach i próbując zdobyć przewagę w teście siły. W końcu ogr uśmiechnął się obrzydliwie do swego przeciwnika, który był zbyt prymitywny, aby w ogóle dostrzec ten obelżywy gest.
- Ty brzydki! Ja zgnieść na miazga! - Wykrzyczał Brog, rechocząc na całe gardło, po czym zacisnął zęby, spiął wszystkie mięśnie i wolną ręką złapał za prawą żuwaczkę skarabeusza. Ogr pociągnął z całej siły, uwalniając ranną dłoń, a następnie odpowiedział silnym kontrcięciem swoim oburęcznym mieczem, który wbił się w chitynowy pancerz zakrywający skrzydła potwora. Cios był tak silny, że przebił na wylot przerośniętego robala, lecz ten wciąż stał niewzruszony. Zamiast posłusznie zginąć, skarabeusz rzucił się na nogę zaskoczonego Broga i wbił w nią ostre jak brzytwa żuwaczki.
Nim w ogóle ogr zdołał wyszarpnąć oręż z ciała przeciwnika, poczuł jak traci równowagę i upada. Na ułamek sekund zobaczył przyozdobiony hieroglifami sufit i chwilę później pociemniało mu przed oczami, gdy z impetem uderzył o twardą posadzkę. Próbował wstać, lecz jego prawa noga nie reagowała na sygnały nerwowe wysyłane z mózgu. Zdziwiony nieposłuszeństwem własnej kończyny, Brog spojrzał w dół i zobaczył odgryziony w kolanie okrwawiony kikut, do którego dobierał się skarabeusz i otaczający go rój. Przerośnięty owad uniósł swój pancerny łeb i na chwilę ich spojrzenia zetknęły się ze sobą. Kontakt wzrokowy nie trwał długo, gdyż zaraz po tym potwór ruszył do ataku i nim ogr zdążył choćby krzyknąć, jego łeb został gładko ścięty przez zaciskające się z impetem żuwaczki.

- BROG!!! - Krzyknął paladyn, mieczem torując sobie drogę przez chmarę otaczających go owadów. W powietrzu mogło być ich tyle samo ile jest ziaren piasku podczas pustynnej burzy, a wszystkie uzbrojone były w drobne żuwaczki, którymi cięły niczym ostrzami noży, lecz nawet one nie potrafiły zatrzymać szarży Logana. Widok martwego kompana wzbudził w nim poczucie winy, tym bardziej, że sam nalegał, aby udano się do wieży. Sprowadził śmierć na swych towarzyszy broni, więc postanowił zrobić to co każdy prawy rycerz uznałby za słuszne w takiej sytuacji. Oddać za nich życie.
- Uciekajcie! - Krzyknął do reszty, stając nad targanym pośmiertnymi konwulsjami ciałem ogra. Mieczem i tarczą odganiał od siebie skarabeusza, który wciąż napierał, lecz nie mógł przebić się przez żelazną obronę paladyna. - Będę osłaniał wasz odwrót! Śpieszcie się, bo długo sam tu nie wytrzymam!
- Nie zostawimy ciebie samego - usłyszał w odpowiedzi znajomy kobiecy głos. Przeklął cicho pod nosem i miał zamiar coś jeszcze powiedzieć, lecz w tym samym momencie przyjął na tarczę szarżę skarabeusza i mimowolnie cofnął się o kilka kroków. Musiał skupić się na nowym przeciwniku, który wcześniej śmiertelnie ranił łotrzyka.
Paladyn wyprowadził kilka ciosów na oślep, aby móc później spojrzeć na leżącego bez oznak życia Markasa i jeszcze raz sowicie przeklął.
- Na Tyra! Szara, zabieraj ich, bo wszyscy tu zginiemy! Nie mamy szans, jest ich zby… - Reszta słów utonęła w wszechobecnym brzęczeniu roju. Logan zniknął pozostałym przy życiu towarzyszom z oczu, kompletnie przesłonięty przez otaczającą go chmarę owadów. Było pewne, że nie przetrwa tam długo.

- Musimy się ewakuować - stwierdził przytomnie Sadim, spoglądając w kierunku Szarańczy. Kobieta skinęła głową i wezwała magiczną moc swego pierścienia. Oczyściła umysł ze zbędnych myśli i przywołała w głowie obraz rycerza, który powinien stać parę metrów przed nią. Wycelowała w tym kierunku zaciśniętą pięścią i znajdujący się na palcu pierścień z zielonym szafirem zabłysnął magiczną energią, która była dla niej znakiem, że zaklęta w nim moc podziałała. Po chwili z roju wyłonił się nieprzytomny Logan, niesiony przez zaklęcie telekinezy. Jego skórę zdobiły tysiące drobnych nacięć i nie miał przy sobie swojego miecza, lecz w lewej ręce wciąż ściskał tarczę.
Przywołany przez Sadima żywiołak zginął niedługo po tym. Półelf poczuł jak traci z nim telepatyczną więź i był to dla niego znak do natychmiastowego odwrotu. Widząc zbliżający się rój, przywołał dwa niebiańskie psy, po czym zrobił coś zaskakującego - wskoczył w chmarę owadów.
Widząc brawurę swojego przyjaciela, Szarańcza otworzyła usta w niemym krzyku. Chciała rzucić się za nim, lecz Sadim zdołał wyłonić się z roju nim to uczyniła. Był lekko ranny, ale na plecach miał zarzuconego Markasa.
Z wnętrza unoszącej się chmary owadów dobiegł ich kolejny krzyk przedśmiertnej agonii. Był to Lorath, o którym wyrocznia zapomniała w zgiełku bitewnym. Natychmiast posłała energię pierścienia w jego stronę, obawiając się tego co ujrzy po jego wyciągnięciu - oczami wyobraźni widziała obgryziony do kości szkielet lecący przez salę w jej stronę, lecz na całe szczęście tak się nie stało. Lorath był nieprzytomny i bliski śmierci, lecz nie było to nic czemu jej potężna magia nie potrafiła podołać. Ułożyła go przed sobą i rzuciła na niego zaklęcie leczące. Rany zasklepiły się w mgnieniu oka i barbarzyńca otworzył oczy.


Ucieczka przed rojem nie należała do najłatwiejszych, szczególnie dla osób rannych oraz im pomagających. Kto mógł ten biegł co sił w nogach, póki nieznośne owady zajęte były natrętnymi, przywołanymi przez Sadima, zwierzętami. Szarańcza jednak nie miała takich możliwości, bowiem chcąc ocalić Logana od śmierci, musiała użyć wiele mocy i sił, co zdecydowanie ją spowalniało. Kiedy to wszyscy byli już na zewnątrz, kobieta przemierzała schodem po schodku, chcąc w miarę sprawnie wydostać się z niebezpiecznych piwnic. Zadanie było ciężkie nawet biorąc pod uwagę moc telekinezy, jaką zapewnił jej znaleziony na szczycie wieży pierścień.
W ostateczności jednak, udało jej się dostać na parter, a drzwi prowadzące na dół zostały zamknięte przez siłę, o jakiej Wyrocznia jeszcze nie miała pojęcia. Siła umysłu odstawiła na moment Logana, aby móc złapać oddech, po czym ponownie go uniosła i wydostała całkowicie z pomieszczenia, znajdując się na zewnątrz i kładąc mężczyznę na trawię. Dopiero wtedy mogła uleczyć wszystkich i choć czuła już ogromne zmęczenie, kłopoty wcale się nie skończyły, bynajmniej.
Zdezorientowanie Szarej, która nerwowo zaczęła rozglądać się wokół siebie, wywołało w zebranych niemały niepokój. O ile samą tę sytuację byliby w stanie wyjaśnić, nawiedzającymi kobietę duchami, o tyle późniejsze zdarzenia pozostawiły w głowie pytania bez odpowiedzi. Nieznana siła wywołała trzęsienie ziemi, które wyryło w ziemi wąskie szczeliny i pęknięcia. Silny słup światła wystrzelił z wieży, rozjaśniając okolice białą poświatą i pnąc się aż do nieba, gdzie zniknął za chmurami nie pozwalając określić swojego końca. Każda wyrwa w ziemi miała swój początek pod budowlą, co można było uznać za epicentrum trzęsienia. Z wnętrz szczelin trysnął piekielny ogień, a temperatura w ich pobliżu zdecydowanie się podniosła. Pierwsza kropla potu wynikająca nie tylko z ciepła, ale i przerażenia, zagościła niechciana na skroni Szarańczy, która wciąż oszołomiona po przedstawieniu się natrętnego ducha, siedziała na ziemi i oniemiała patrzyła przed siebie. Kiedy to awanturnicy w osłupieniu oczekiwali najgorszego, z wyrw zaczęły wyłaniać się pierwsze kościste palce, ręce, potem łyse czaszki, niektóre zaś miały na sobie jeszcze strzępki mięśni i ścięgien. Pustymi oczodołami omiotły otoczenie, zatrzymując nieistniejące spojrzenie na grupie towarzyszy, która to odruchowo dała parę kroków w tył. Za kilkoma umarłymi, zaczęły wychodzić następne grupy, i kolejne i kolejne, które w skupisku stworzyły w końcu hordę sobie podobnych, istot z głębi piekła. Zebrani awanturnicy mogliby przysiąc, że widzą na tych martwych twarzach złowieszczy uśmiech, który wróżył jedynie śmierć.



 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172