Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2016, 15:57   #11
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Po wykonaniu swojej pracy, kat i jego niewolnica zostali odprowadzeni do swojego “pokoju”. Co ciekawe, ten strażnik był jakiś inny niż pozostała reszta, miał mniej żywe i stanowcze ruchy a jego oczy nie świeciły tajemniczą poświatą spod zakrywającego cała twarz i głowę hełmu.
- Umm, dla Ciebie ziele do palenia, za tydzień pracy - rzekł do półorka i wasze wątpliwości zostały rozwiane. Przebudzony. Było to pewne jak to, że rano dostaniecie nowych do torturowania. Strażnicy normalnie nie odzywali się, ani razu nikt nie pisnął do was słówkiem, a ten przemówił ludzkim głosem. Szybko się wkopał, chyba pierwszy dzień pracy.
- Dla Ciebie dali… Czysty koc. I nowe szaty, czarne. - dodał zmieszany całą tą sytuacją i wręczył dziewczynie zawiniątko. Następnie dał krok w tył i zamknął drzwi od celi, przekręcając klucz.

Bazylia przez ułamek sekundy stała bez ruchu trzymając zawiniątko. Myśl o tym, co zamierzała zrobić już przyprawiało ją o zmęczenie i zniechęcenie. Narobi im kłopotów jeszcze... Rzuciła się do drzwi.
- Nie gadaj głupcze, albo cię powieszą! - warknęła mając nadzieję, że została usłyszana. Z drugiej strony może lepiej gdyby nikt jej nie usłyszał. Momentalnie pożałowała odzywania się. Akcja zawsze czyni reakcje, a odzywając się do strażnika zwali na nich konsekwencje tego czynu. Dlatego też płochliwie zerknęła na Rognira.

Na jej słowa strażnik wzdrygnął się, a ze strachu wypadły mu klucze. Szybko się schylił podnosząc je i memłając w swych spoconych łapach poszedł dalej. Tym razem nic nie mówił, nawet już nie wchodził do pozostałych cel z obawy, że się na niego rzucą, pobiją, ukradną zbroje i klucze, wszyscy uciekną a on otrzyma karę o jakiej nikt tutaj nawet nie śnił w najgorszych koszmarach.
Starł pot z czoła zawracając na schody prowadzące ku górze. Prawdopodobnie był jedynym strażnikiem tej nocy i będzie na nich ciągle stał.

Rognir posłał kobiecie znaczące spojrzenie, po czym przeniósł je z powrotem na drzwi od celi. Był zaintrygowany, choć milczał przez dłuższy czas. Kiedy strażnik się oddalił, zwrócił się do służki:
- Bingo! Ten człowiek będzie w stanie powiedzieć nam więcej, ale dajmy mu jeszcze czas - powiedział, po czym przyłożył ustnik fajki do ust i mocno zaciągnął się, wypuszczając spomiędzy kłów kłęby zielonawego dymu, niczym opary z wulkanu.
- W odpowiedniej chwili przyprzemy go do muru i wydusimy z niego wszystkie informacje.

- Niby jak? - zdziwiło się diabelstwo - On się boi nawet bardziej ode mnie. Nie umiem zdobywać zaufania słowami.
To były chyba najpewniejsze słowa jakie padły od kilku dni z ust Bazylii.
- Nie żeby mój wygląd specjalnie ułatwiał mi taką robotę… - dodała skwaszona.

- A kto tu mówił o zdobywaniu zaufania? - Zapytał półork, siląc się na ukazujący kły uśmiech.
- Zmusimy go do tego, a jeśli będzie milczał to za pomocą odpowiednich zabawek rozwiążemy mu język, nie sądzisz? - Dodał mając na myśli znajdujące się w nieodległej komnacie narzędzia tortur.

- Ale on też jest przebudzony. Równie dobrze może chcieć z nami uciec… - Bazylia zaczęła zaraz ustępując. - Nie żeby to miało znaczenie. Pewnie nawet nie trzeba będzie specjalnie próbować sądząc po jego reakcjach.
Kobieta odsunęła się od drzwi rzucając czyste ubranie na swoją pryczę. Odgarnęła dym z fajki i sama usiadła zamyślając się. Mieli szansę się stąd wyrwać. Wyrwać! Dopiero teraz do niej dotarło jaka to była szansa. Tak bardzo się zamotała w strachu, że niemal porzuciła nadzieję. Spojrzała od dołu na półorka. Uśmiechnęła się na moment.
- Spróbujmy, szkoda przegapić okazje. Nie powinno być trudno go wywabić. Mam dziwne wrażenie, że przyjdzie jeśli się go zawoła. Otworzy jak tylko poprosimy o zaparzenie wody na piecu w torturowni - stwierdziła spokojnie. - Pytanie tylko kiedy i co potem? Nie mamy pojęcia co tak naprawdę nam powie.
Diabelstwo rozłożyło nowy ciuch gdy zaczęła mówić. Widząc podobną sukienkę zarzuciła ją przez głowę. Zawiązała ramiączko i rozwiązała stare. Wstając wyciągnęła brudną szmatę i rzuciła ją w kąt.

Rognir uważnie przyglądał się przechadzającej się wzdłuż pokoju kobiecie. Po raz pierwszy odkąd ją poznał, zwrócił uwagę na jej krągłe, zmysłowe kształty, a w jego głowie pojawiło się kilka różnych wizji, będących tworem jego dzikich fantazji. Była jego niewolnicą i mógł przecież zrobić z nią co tylko zechciał. Był silniejszy, ważniejszy i tak naprawdę nikogo nie obchodził los diablicy. Co prawda brzydził się jej demonicznym pochodzeniem, ale w tym miejscu nie miał zbyt wielkiego wyboru.
Słowa kobiety nie docierały do Rognira, który skupił myśli na jednym. Chciał już wyciągnąć rękę w jej stronę i objąć ją silnie wokół pasa, kiedy przechodziła obok, ale nagle coś go ugryzło; powstrzymując jego nieokiełznane zapędy. Ocknął się natychmiast i wycofał dłoń.
Była jego niewolnicą, ale nie mógł tego jej uczynić. Zatracił w tym miejscu swą dawną osobowość, ale czuł, że taki czyn był niezgodny z jego naturą. Podobnie jak torturowanie innych. Brzydził się tym, brzydził się też sobą za samą myśl o skrzywdzeniu bezbronnej kobiety.
- Uhm… Przy najbliższej okazji - odparł krótko, gdyż usłyszał tylko ostatnie zdanie i musiał się domyśleć wynikającego z niego kontekstu. Odwrócił wzrok od Bazyli i położył się na swej pryczy, spoglądając w pusty sufit nad sobą. Nie potrafił wybić sobie z głowy scen rozkoszy, które zobaczył oczami wyobraźni i nie pomagał fakt, że ktoś nad nimi wyjątkowo głośno się pieprzył.

Bazylia też słyszała dźwięki z góy.
- Myślałam, że tylko przy nabożeństwie takie dźwięki… - mruknęła spoglądając w stronę sufitu. Usiadła z powrotem na łóżku aby zaraz się położyć. Nastąpiła chwila ciszy bardziej niezręcznej niż zwykle. Kobieta spojrzała na leżącego obok półorka. Zastanawiała się, podjudzona odgłosami, czy miała okazje z kimś współżyć. Była niemal przekonana, że ludzie niechętnie się do niej odnosili. Półork nie by też zupełnie obojętny, choć sytuacja specjalnie sprzyjała.

- Wygląda na to, że nasze urocze kapłanki błogosławionego drągala są bardziej religijne niż sądziłaś - odpowiedział z sarkazmem Rognir, wciąż spoglądając na sufit.
- Słyszałem, że nie wraca nikt kto przekroczy próg drzwi prowadzących do ich prywatnych komnat - dodał po chwili i spojrzał na Bazylię, która leżała na swej pryczy po drugiej stronie pomieszczenia.

- Ciekawe w takim razie co się z nimi dzieje - stwierdziła kwaśno kobieta. - Wolę nie wiedzieć zamiast tego stąd uciec i zostawić w cholerę cały ten bajzel. Z resztą to nie pora na rytuał. Kur… nawet pamiętam kiedy powinien być. To zaczyna się wżynać w umysł - jęknęła zakrywając dłońmi twarz. Zaraz jednak zrobiła dziwną rzecz. Złapała się za rogi i jakby ciągnąc za nie usiadła na łóżku.
- Nie wyrobię - syknęła zsuwając się na podłogę tylko po to aby zacząć robić pompki.

Rognir przyglądał się wyczynom kobiety z niemałym uśmiechem na twarzy. Rozbawiła go cała ta sytuacja. Sam chciał do niej dołączyć, ale był zbyt przemęczony całym dniem spędzonym na katowaniu innych. Ich krzyki wciąż odbijały się w jego głowie echem, a do tego doszły jęki rozkoszy z pokoju powyżej. Chwycił za poduszkę i zakrył sobie nią uszy, ale na niewiele to pomogło. Po chwili leżenia nieruchomo sam wstał i przyłączył się do Bazylii.
- Świetny pomysł - wyspał, czując jak jego mięśnie napinają się. Wykonał pierwszą serię ćwiczeń, po czym usiadł z powrotem na brzegu łóżka, aby móc złapać oddech i trochę odpocząć przed następną serią.

Bazylia nie miała tyle pary aby dłużej ćwiczyć. Również przerwała zastanawiając się co tak naprawdę robi. Spojrzała na półorka ze zmieszaniem.
- Wiesz, że jesteś… - tu zbrakło kobiecie słowa, aż sobie je przypomniała - ...męski?
Zasłoniła dłonią oczy wskazując drugą ręką na górę.
- To ich wina - jęknęła drżącym głosem.

Półork uśmiechnął się lekko słysząc słowa dziewczyny, które na nowo wzbudziły w nim pożądanie. Przez krótką chwilę przyglądał się jej badawczym spojrzeniem, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Mnie też… dekoncentrują. Od dłuższego czasu przyglądam się tobie i zastanawiam się czy coś mogło nas łączyć zanim to wszystko się wydarzyło. Nie wiem dlaczego, ale odczuwam dziwny pociąg do ciebie, którego nie potrafię wytłumaczyć - zdecydował się na szczerość, po czym wstał i podszedł do Bazylia siadając tuż obok niej. Miał nadzieję, że jego bliskość nie spłoszy jej.
- Pamiętasz coś? - Zapytał.

Bazylia była zdecydowanie bardziej zdziwiona niż przestraszona. Zastanowiła się chwilę.
- Jedyne co pamiętam i mogę jakoś wywnioskować to kuźnia. No i przeświadczenie, że znam to uczucie strachu… aaale nie. Tego nie pamiętam - dodała zmieszana odrobinę.
- Nie zaprzeczę jednak, że mam podobnie jak ty. Wydaje mi się jednak, że po prostu taki jesteś - wysiliła się na coś co można było nazwać komplementem.

Rognir skrzywił się lekko słysząc słowa kobiety. Zbyt wiele wyobrażał sobie po tej konwersacji, a winą za to obarczył kochanków powyżej. Brakowało mu tego, a wyboru właściwie nie miał żadnego, bo nie chciał ryzykować życia dla jednej nocy z kapłanką. No i wciąż miał nadzieję, że uda mu się uciec z tego miejsca.
- To co robię trudno nazwać czymś męskim. To nie jest tak, że katowanie innych sprawia mi przyjemność. Po prostu… staram się nie myśleć o tym, aby nie ześwirować. Traktuję ich jak rzecz, coś na czym mogę wyładować swoją złość na okrutny świat, w którym przyszło mi żyć. Obawiam się, że nie pociągnę tak długo…

- Znaczy mnie nie oto chodziło - mruknęła jeszcze bardziej zażenowana niż poprzednio. Zaczęła szukać rozpaczliwie co powinna powiedzieć aby nie spierdolić. Bała się, że już za późno.
- Khm, damy radę. Znajdziemy stąd ucieczkę tak? W końcu jest ten strażnik.

- Tak, uciekniemy stąd - Rognir nie wytrzymał i objął ją swymi potężnymi ramionami, zbliżając ją ku sobie. Nim dziewczyna zdążyła choćby krzyknąć w proteście, muskularny wojownik wpił się w jej usta. Delikatnie naparł na nią ciałem, licząc na to, że dziewczyna nie stawi oporu i ulegnie mu, kładąc się przed nim.

Bazylia spięła się na moment, ale tylko na moment. Poddała się kładąc pod ciężarem mężczyzny. Nawet docisnęła go do siebie odpowiadając na pocałunek. Mogła tylko się cieszyć, ze mężczyzna nie zrezygnował.
Zachęcone reakcją kobiety, zręczne dłonie wojownika niemalże instynktownie pomknęły w stronę jej krągłych piersi, gdzie zatrzymały się na krótką chwilę. Nie przestawał w tym samym czasie całować i nim w ogóle Bazylia się zorientowała, pozbawiona została swej sukienki, którą półork odrzucił gdzieś na środek pokoju. W końcu Rognir oderwał się od jej ust i zaczął podążać języczkiem w dół, pieszcząc jej rozpalone do czerwoności ciało.
Cichy jęk rozkoszy swej kochanki oraz jej gwałtownie unoszące się piersi, kiedy schodził coraz niżej, zbudziły w nim najdziksze instynkty i pragnienia. Kobieta zacisnęła swe jędrne uda wokół jego głowy, nie chcąc aby przestawał i nawet dźwięki dochodzące z góry przestały mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Byli zwarci ze sobą w miłosnym uścisku; on pieścił jej ciało zręcznym językiem i spracowanymi dłońmi, a ona wynagradzała jego starania coraz głośniejszym orgazmem.

Kiedy Rognir w końcu wyczuł, że jego kochanka gotowa jest na więcej. Rozpiął spodnie, którymi również cisnął na oślep, gdzieś w kąt pomieszczenia. Chwycił ją za biodra i pociągnął w swoją stronę, tak że zrównali się ze sobą twarzami. W jego oczach lśniły iskry pożądania, obdarował ją ostatnim namiętnym pocałunkiem, po czym wszedł w jej ciało, rozgrzewając ją od środka.
Bazylia spięła się, niemalże podnosząc się do pozycji siedzącej, lecz półork powstrzymał ją, chwytając za nadgarstki, które przytwierdził do materaca łóżka. W jego gwałtownych, silnych ruchach była dzikość jaką można było spodziewać się po bestii. O ile wcześniej dołożył trudu, aby zadowolić swoją niewolnicę, tak teraz skupił się wyłącznie na swoich pragnieniach. Jego biodra unosiły się i opadały szybko, a na twarzy kobiety pojawił się grymas będący mieszanką bólu i rozkoszy.
W końcu i jej zaczęło się to podobać. Uwolnione od uścisku Rognira dłonie kobiety spoczęły na jego szerokich, umięśnione plecach i docisnęły bardziej do siebie. Zachęcony jej dotykiem półork poruszał się coraz szybciej, cicho przy tym sapiąc; na jego zamarłej w skupieniu twarzy zalśniły krople potu. Na chwilę przed utratą sił, Rognir docisnął się do niej w kilku gwałtownych ruchach, po czym zamarł i ułożył głowę obok jej ucha, ciężko przy tym dysząc. Zbierał siły na ciąg dalszy miłosnych igraszek…

Bazylia dyszała nie mniej niż jej kochanek. Była nieco oszołomiona całym zdarzeniem, jego intensywnością. Zadrżała na wspomnienie dreszczy jakie ją przechodziły pod wpływem działań półorka. Oczywiście strach jak zwykle i w tak przyjemnej sytuacji odnalazł miejsce w jej umyśle. Niepewność. Z czym dokładnie związana oczywiście nie wiedziała. Pokręciła głową wyrzucając niepotrzebne myśli. Wyswobodziła ciało spod ciężaru półorka co przypłaciła niezadowolonym spojrzeniem. Potrzebowała jednak oddechu. Opierając się na rękach spojrzała w sufit szukając gwiazd, których nie mogła dostrzec. Westchnęła w końcu dochodząc do siebie.
Wróciła spojrzeniem do półorka. Odwrócił się na plecy i również patrzył w sufit. Bazylia obserwowała go przez chwilę aby jakby od niechcenia położyć dłoń na jego szarozielonym torsie. Powiodła nią trochę wzdłuż, trochę wszerz, nieco zahaczyła o sutek. Zawahała się widząc lekkie niezrozumienie w oczach Rognira, ale podążyła dalej. Przesunęła palce na szyje wplatając je w gęsta brodę aby dotknąć jego ust. Niczym ślepiec i zarazem dziecko badała leniwie ciało mężczyzny. Pomasowała ucho, znów zjechała na bark, pierś, brzuch, nie zatrzymując się. Cichy pomruk odpowiedział na działania. Nie została tam jednak zbyt długo uznając, że jeszcze za wcześnie. Zamiast tego poświęciła więcej czasu na umięśniony tors. Usadowiła się okrakiem i pozwoliła sobie działać obiema dłońmi na nowo pobudzając mężczyznę. Każdą próbę przejęcia inicjatywy udaremniała spokojnym odtrąceniem rąk wyraźnie pokazując, że teraz jej kolej się odwdzięczyć. Odzwierciedliła wcześniejsze działania półorka wodząc po jego ciele nieco przydługim językiem. Zatrzymała się, poświęcając więcej uwagi kroczu, wywołując przy tym niemałą sensację u półorka. Głośniejsze westchnięcie odbiło się od ścian. Bazylia nie pozwoliła jednak aby na tym skończyła się zabawa. Uniosła swoje biodra aby nasunąć się aby ich na nowo połączyć. Tak do końca, zatrzymując się kiedy nie dało się dalej. Niespiesznie wzniosła się napinając mięśnie swych ud, by ponownie opaść. Powtórzyła to jeszcze raz i kolejny i jeszcze kolejny. Aż do skutku, cierpliwie, regularnie i ze satysfakcją w oczach zmieszaną z rozkoszą.
***
W końcu zmęczenie stało się silniejsze niż potrzeba zaspokojenia. Para kochanków opadła z sił pozwalając sobie odpłynąć w objęcia snu. Bazlia nim zasnęła pogrążyła się w myślach. Znali się niecałe dwa tygodnie. W końcu ciągłe odgłosy dochodzące z góry i brak przestrzeni sprawił, że instynkt przeją kontrolę. Do tej pory Rognir nie interesował się Bazylią jakby była kobietą. Diabelstwo nie potrafiło jednak ocenić czy była mu obojętna czy jego charakter mu na to nie pozwalał. Jak poznali się Bazylia była kłębkiem przerażenia. Nie wiedziała co się dzieje, kim jest, dlaczego ją zawleczono do tych piwnic, ani czym jest. Chodziła mijając ludzi, myśląc, że niczym się nie różni. Gdy przybyło przebudzenie wraz nim pojawiła się straszna rewelacja. Nie była człowiekiem. Do tej pory nie zauważała tego, ale znaki były nie do przegapienia. Kopyta, rogi, kolor skóry - nie mogła by się nawet oszukiwać. Dlaczego tylko, to że była czymś innym tak bardzo ją przerażało? Niewypowiedzina, podświadoma obawa zaciskała swoje czarne macki wokół umysłu diabelstwa. Skąś wiedziała, że jej wygląd to kłopoty dla niej samej. Dlatego gdy ją przypalali myślała, że to koniec jej życia. Ponury półork miał być jej panem i władcą, a ona jego służebnicą na każde zawołanie. A jednak po dwóch dniach wewnętrznej paniki zaczęła dostrzegać, że jeszcze żyje. Jej nadzorca nie fatygował się karać jej za każde przewinienie. Mogła nieco dłużej szorować podłogę, nieco mniej pospiesznie podawać narzędzia, nieco spokojniej spać. Nawet się odezwała kiedy w końcu ktoś ją zapytał o imię. Wtedy też nadzieja sumiennie zaczęła ryć swoją drogę w skorupie strachu, odłupując irracjonalny i niepotrzeb, a zostawiając ten najbardziej podstawowy. Strach o własne życue, wolę przetrwania. Nie była już otoczona przez katów, a inne ofiary tak samo pragnące wyrwać się z tego koszmaru. Można było wysilić się na sklecenie myśli. Można było spojrzeć na innych, dostrzec szczegóły. Na przykład to, że Rognir był przystojmy. Choć raczej chodziło o aurę jaką wokół siebie roztaczał. Wydawał się opanowany, choć jego gniew nie lada wystraszył dziew
***
Poranek znów przywitał dwójkę odgłosami rozkoszy dochodzącymi z góry. Bazylia leżała na piersi półorka spleciona z nim ciałem. Noc nadwyrężyła nieco ich siły. Dała jednak też nieco ukojenia dla duszy poprzez ciało. Diabelstwo uniosło powieki orientując się, że odgłosy są nieco niewłaściwe, jakby głośniejsze. Z nimi zmieszany był inny odgłos. Po chwili stał się jasny czym był. Bazylia się skrzywiła, a potem zdała sobie sprawę, że sami musieli dać nie gorszy pokaz dla wszystkich w piwnicach. To zepsuło jej humor. Skoro jednak strażnik był na tyle głupi aby bawić się sobą znaczy to był ten sam co wczoraj. Teraz nie mogli stracić okazji. Nie wiadomo kiedy nastała by druga. Niechętnie podniosłą się z ciepłej, choć niezbyt miękkiej, poduszki. Po chwili wahania pocałowała Rognira w usta na przywitanie. Nie wiedziała czy powinna traktować ich wyczyny cokolwiek ponad zwykłej potrzebie. Od razu się skarciła stwierdzając, że powinna leczyć się na głowę. Mogli nie przeżyć nawet próby dowiedzenia się czegokolwiek a co dopiero ucieczki. Ani to czas, ani miejsce.
Wstała i ubrała się dając znać, ze zamierza zawołać tego strażnika.
- Heeej! Strażnik! - zakrzyknęła na niego mając nadzieję, że przyjdzie.
- N-n-nie odzywaj się do mnie! Nie otworzę wam celi! - zająknął się i nawet nie drgnął ze swojego miejsca.
- Ale powinnyśmy posprzątać sale, poza tym wolno nam zagrzać wodę - zaprotestowało diabelstwo.
- Sobie zrobicie jak wrócą pozostali! - odpowiedział, a jego facjata nawet nie pojawiła się przed celą. Widać, że zachowanie Bazyli go odstraszało.
Diabelstwu opadły ręce. Jej szczęście normalnie. Przeświadczenie, że wszystko ma zawsze pod górkę dało o sobie znać. Strażnik nagle przestał być takim prostym celem i to oczywiście było z jej winy.
- Słuchaj no - zaczęła zmęczonym głosem. - Nie chciałbyś stąd uciec? Jesteś taki jak my.

Cichy stukot zakutych butów rozbrzmiewał coraz wyraźniej. Strażnik stanął przed drzwiami celi, patrząc z bezpiecznej odległości na zakratowany otwór w drzwiach
- Uciec? A niby gdzie chciałabyś uciec? Nie ma gdzie uciekać, majaczysz.
- Coś za tymi murami jest chyba nie?] Zostając tutaj na pewno doczekamy się naszych śmierci. Równie dobrze można spróbować stąd się wydostać. A ja wolała bym podjąć to ryzyko. Za bardzo chcę żyć, a ty?
- Bazylia zbliżyła swoją twarz do kratki.
Strażnik dał krok w tył. Jego twarz zakryta była hełmem, więc nie dało się nic wyczytać z mimiki
- Żyję. A Ty akurat idealnie tutaj pasujesz. Nie nabierzesz mnie, podstawili Cię! - oburzył się mężczyzna i wyciągnął krótki miecz.
Bazylia otworzyła usta w niemej bezsilności. Powinna to zostawić w cholerę. Nie była w stanie mu udowodnić, że nie była tym co jej zarzucał. Na nowo kołaczący się strach jednak kazał brnąć dalej, bo kiedy znajdzie się inna okazja?
- Gdyby mnie podstawili, to po wczorajszym już by się tobą zajęli. Nie mają tutaj zwyczaju się patyczkować. Jestem tak samo ich więźniem co cała reszta przebudzonych. Możesz zapytać się innych kobiet w celach - to była ostatnia linia obrony dla Bazyli.
Kiedy strażnik prychnął niedowierzająco, z celi obok dobiegł przyjemny, dziewczęcy głos
- To prawda! - potwierdziła młoda kobieta, ze spokojem w głosie - Mojego Verina zabrali wczoraj, zostałam sama w celi. Albo mnie powieszą dziś, albo znajdą nowego kata, któremu mnie oddadzą - dokończyła, a zainteresowany strażnik odszedł od celi Bazyli, aby przyjrzeć się osobie, która zabrała głos.
- Biedaku, niewdzięczną pracę Ci przydzielili, a mógłbyś być moim katem - powiedziała kobieta smutno, zbliżając się do drzwi celi i zaciskając drobne dłonie na jej kratach.
- A mógłbyś być moim katem - westchnęła powtarzając - Otwórz, ja nie jestem groźna, jestem sama tutaj. Te odgłosy z góry strasznie mnie podnieciły - mruknęła przyjemnie, a Bazylia mogła usłyszeć szczęk kluczy.
- Co jest kurwa?! - krzyknął nagle strażnik, a wy nie wiedzieliście o co chodzi, czy z tą dziewczyną było coś nie tak?
- Stójcie skurwiele! Już nie żyjecie! - uniósł się w złości i minął wasze cele kierując się w stronę schodów.
Dotychczas Rognir leżał na łóżku zwrócony w stronę Bazylii, która starała się dyplomatycznie wyjść z trudnej sytuacji. Z początku postanowił się nie ujawniać, nie chcąc spłoszyć strażnika, lecz kiedy usłyszał krzyki na korytarzu wstał niemalże natychmiast i podszedł do drzwi.
- Co tam się dzieje? - Zapytał kobietę, która wyglądała przez niewielkie, zakratowane okienko w drzwiach.
- Ktoś tu wszedł. Hej! Dasz radę wyjść? - Bazylia skierowała słowa w korytarz mając nadzieję, że dziewczyna zrozumie iż to do niej.
 
Asderuki jest offline