Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2016, 10:09   #206
Ehran
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Babie ściskało się serce, słysząc jak Aaron mówi o serum i swym nadchodzącym końcu.
- Proszę wytrzymać. Zaniosę pana jeśli będę musiał do bunkra. Pan Barney na pewno coś wymyśli. Proszę się nie poddawać. Po modle się do Pana Jezusa o wsparcie, na pewno nam się uda!
odrzekł wreszcie, gorąco wierząc we własne słowa.

To co powiedział Aaron o jego siostrze i Kelly gdzieś odbijały się echem w jego głowie, chodź Baba jeszcze tego nie ogarniał. Słyszał słowa, zrozumiał ich znaczenie, lecz nie przekaz. Kelly, jego ukochana Kelly miała. No co? Co powiedział Aaron? W głowie znów zabrzmiały słowa snajpera. Gdybym nie współpracował? Ale dlaczego miał bym nie pomóc Kelly? Baba nie rozumiał. Jego świat był prosty. Kelly była dobra, on na wieki jej oddany, niczym błędny rycerz swej królowej, jak w tych baśniach, co czasem czytała mu siostra. Zupełnie tego wszystkiego nie rozumiał.
Nie miał też czasu usiąść i pomyśleć nad tym. Nawet nie miał czasu dopytać się Aarona. wystrzał z broni małokalibrowej zakończył wszystko. Aż Baba zmylił krok podczas biegu, potykając się niezgrabnie.
- Aaron, NIE! Aaron? Aaron! - łzy popłynęły po twarzy mutanta. Niezgrabnie przetarł nos wierzchem dłoni. Poczuł się taki samotny... Było mu tak potwornie smutno.
Miał ochotę zatrzymać się i odejść. Po prostu odejść. Pustka ogarnęła jego serce. Aktualne zadanie straciło sens.
Odszedł by, gdyby mama nie nauczała go, iż mężczyzna musi zawsze zakańczać to co zaczął. Że nie wolno oddawać się lenistwo... i... coś tam jeszcze było, lecz Baba nie potrafił sobie przypomnieć więcej.

Baba zatrzymał się wreszcie na odpowiednim do prowadzeniu ostrzału miejsca. Nie zdecydował się na ostrzał poprzez dym. Postanowił zaryzykować. Zasadził się i czekał. Wiedział, że humer musi wyjechać za chwilę z dymu. mógł wyjechać albo w jego stronę albo w drugą.
Baba modlił się gorliwie, by wyjechał jednak w jego stronę. Gdyby tak się nie stało, bardzo by mu to utrudniło ostrzał, chodź była szansa, że i tak by zdołał zniszczyć pojazd.

Baba czekał. Wstrzymał się gdy widział rozpędzone motocykle kierowane przez Stalowe Ćwieki ale czekał na swoja główną zwierzynę. Dym krył ich świetnie i byli właściwie niewidzialni nawet dla termo wzroku mutanta. Czekał mimo, że nie miał pojęcia z której strony wyjadą. Gdyby z jego nie byłoby tak źle. Właściwie byłoby całkiem dobrze bo miał świetną pozycję na zboczu wzgórza do obserwacji i ostrzału. Co więcej jadąc w jego stronę musieli skracać dystans, minąć go w dole poniżej całkiem blisko jak na broń główną której używał a potem jeszcze by byli widzialni jak na strzelnicy z dobre sto czy dwieście metrów nim by mu nie zniknęli z oczu. Ale jakby im zamarzyło się wyjechać z drugiej strony sytuacja była diametralnie inna. Już w centrum zadymionej osady strzelałoby mu się dość niewygodnie a w odwrotną stronę maszyna szybko by mu malała stając się co raz trudniejszą do trafienia. Każdy pojazd był też szybszy od niego więc nie miałby szans go dogonić.

Silnik homera był całkiem głośny. Babie zdawało się, że mógłby prowadzić ostrzał na sam jedynie słuch. Chodź z doświadczenia wiedział, że to dość mylne wrażenie, i mogło by być z tym różnie.

Ale chyba bogowie wojny sprzyjali jemu a nie Posterunkowi. Hammer warcząc wyskoczył z chmury dymu już na całkiem niezłej prędkości choć chyba jeszcze nie zdołał rozwinąć pełnej ale w końcu to była klasyczna terenówka a przyśpieszenie w takich konstrukcjach nie stało na pierwszym miejscu. Z dymu wyjechała chyba jako jedna z ostatnich. Wcześniej szarpiąc nerwy mutantowi co chwila wypryskiwał jakiś motor a nawet osobówka którą widział wcześniej i w końcu najwidoczniej udało się gangerom ja odpalić. Nawet ona była szybsza od wojskowej terenówki. Zdołał się zorientować też, że świadomie czy nie ucieczka chyba podzieliła się na dwie w miarę równe grupy każda uciekała w inna stronę drogi. Niektóre motocykle były całkiem szybkie i szanse, że zdoła je trafić jeśli nie otworzy do nich ognia natychmiast gwałtownie malały z każdą sekundą i pokonanymi przez nie tuzinami metrów.

Ale czekanie jak często się zdarza myśliwym opłaciło się. Motocykle i osobówka gangerów już były nawet na pasie otwartego pola lub przy krańcu osady gdy w końcu z dymu wyłonił się hummer. Ku niepokojowi Bosede dostrzegł zimną ludzką sylwetkę za obrotnicą krępej, ciężkiej broni na dachu pojazdu. To mógł być ten sam facet którego widział na początku walki. Ten w tym pancerzu na torsie. I dziwnie jak na człowieka zimnych ramionach. Te zazwyczaj wystawały spod pancerza który całkiem dobrze izolował wydzielane ciepło ciała widzialne dla termo optyki i grzechotnik owych oczu cybermutanta. Ale ramiona najczęściej były tej samej barwy co nogi czy głowa ale nie u tego faceta. Plama twarzy była ograniczona ale pewnie przez hełm, to akurat dziwne nie było.

Tych wewnątrz nie widział skrytych za szybami ale musieli tam być. Nie zwlekał dłużej i otworzył ogień ze swojej drużynowej broni wsparcia. Pociski błyskawicznie pokonały chyba ze dwie setki metrów nim zabębniły o karoserię i szyby pojazdu. Rozsypane szkło zawaliło maskę i wnętrze pojazdu przy okazji termoczułym oczom mutanta ukazując swoje żywe, ciepłe wnętrze. Dwóch z przodu prócz tego na dachu ale głębia pojazdu zostawała dla niego nieprzenikniona.

Pojazd wierzgnął ale raz. Kierowca najwyraźniej zawahał się na moment gdy nagle zostali ostrzelani z broni maszynowej ale zaraz odzyskał panowanie nad pojazdem. Zaczął też swoje drajwerskie sztuczki gdy zaczął slalomowac co utrudniało trafienie go. Mimo to ciężko było nie zjeżdżając drogi zostać nie muśniętym przez korygowany ogień broni wypluwającej 15 pocisków na sekundę a strzelająca kolejne sekundy.

Podobnie zareagowali uciekający gangerzy co kątem oka widział operujący maszynówą Baba. Ich otwarte jednośladowe pojazdy jeszcze lepiej ułatwiały obserwację ich mowy ciała. Najwyraźniej jednak widząc, że skupił ogień na pojeździe Posterunku który jechał na końcu peletonu liczyli na swoja prędkość czy fart. Wciąż w pełnym pędzie zbliżali się do stanowiska schroniarskiego erkaemisty. W końcu zbliżą się na tyle, że znajdzie się w zasięgu nawet ich raczej niezbyt oszałamiającej broni.

W końcu jednak musiało się stać to co nastąpiło przy takiej wymianie ołowiu. Nawet trudny cel przy takiej nawale musiał w końcu zaliczyć jakieś rozsądne trafienie. Zaś operator takiej broni nie miał co liczyć, że zostanie nie wykryty strzelając z tego samego miejsca ogniem ciągłym.

Kolejna seria obramowała i zdruzgotała blachy samochody. Tym razem Baba widział wyraźnie jak musiał trafić bezpośrednio w cel bo głowa kierowcy eksplodowała jaskrawą żółcią, rozbryzgując ją po masce i wnętrzu auta a potem znikła z widoku zostawiając bezgłowy korpus. Pasażer może zdołałby coś próbować zrobić i trafiane u niego tak wyraźnie mutant nie widział ale zauważył dzikie szarpniecie się o siedzenie jakby ołów przyszpilił go do niego. Przerwało mu to majstrowanie przy desce rozdzielczej i swojej twarzy. Sądząc z charakterystycznego ułożenia dłoni wyglądało, że melduje coś przez radio nim nie przestał po tym szarpnięciu. Był też prawie pewien, że facet na dachu też chyba oberwał. Ale nie zauważył żadnej czerwieni, żółci, rozrzuconych rozpaczliwie rąk czy bezwładnego osunięcia się na swoim stanowisku.

Posterunkowcy jednak nie mieli najwyraźniej zamiaru robić z siebie ruchomy cel dla broni maszynowej. Okazało się, że w pełni zasługują na swoją renomę świetnie wyszkolonych profesjonalistów i nie stracili głowy uciekając na ślepo prosto pod stanowisko broni maszynowej. Z pojazdu wystrzeliły znów te serie granatów dymnych i mimo, że musiała upłynąć sekunda czy dwie nim spadną i pokryją teren dawało to szansę na choć chwilowe zejście z widoku dla operatora rkm na wzgórzu. Zaś grenadier na dachu najwyraźniej już namierzył stanowisko i Bab ze zgrozą zauważył jak broń wypluła swoje śmiercionośne pociski cholernie podejrzanie leciały wprost na jego stanowisko! Granaty były na tyle wolnymi pociskami, że nawet ludziom dawało je się zauważyć jeśli patrzyli w odpowiednią stronę więc i Baba je zauważył. Widział też, że to pewnie koniec ostrzału bo samochód pozbawiony kierowcy zarył bokiem a dalej zrobił swoje pęd gdy zaczął bocznie koziołkować. Miał spore szanse zatrzymać się w zadymionej strefie gdy za całą sekundę czy dwie wystrzelona salwa granatów dymnych zrobi swoje. Ale na razie leciało ku niemu stadko ich bardziej letalnych braci!

Baba rzucił się pędem do przodu. Granaty były groźne, bardzo nawet.
A nigdzie dookoła nie było osłony. Nada, nic. Źle, bardzo źle. Zaufał wyszkoleniu grenadiera. Który jak miał Baba nadzieję, posłał serię raczej dalej niż bliżej. Hummer był za daleko by go trafiły odłamki, ale kilka z motorów mogło być wystarczająco blisko.
Zrywając glebę pazurami Baba popędził co sił w nogach w stronę hummera. Zamierzał skryć się w tej samej chmurze dymu, którą oni użyli by się osłonić przed nim.
 
Ehran jest offline