Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2016, 16:58   #43
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Teraz twoja kolej. Stwierdził wskazując na namiot długouchego.

- Czas zająć się elfem? - zapytał Thorina Galeb siedząc u wejścia ich wspólnego namiotu i rozcierając pięści jakby szykował się do jakiejś bijatyki - Rzemieniami związałem śpiwór dziecka. - dodał.

Weddien nie spodziewał się pomocy od krasnoluda. Potakująco skinął głową, stwierdziwszy, że może ona mu oszczędzić przykrych następstw związanych z powikłaniami. Kiedy znaleźli się w namiocie, odwinął prowizoryczny opatrunek, który obficie przesiąknął krwią.

- Zaskoczyła mnie… - rzekł jakby usprawiedliwiająco. - Kiedy przetrąciłem jej skrzydło zbyt wcześnie uznałem za martwą. Prawdziwy pomiot chaosu…

- Tak to już jest z pomiotami chaosu , nigdy nie wiesz czego się po nich spodziewać - odrzekł Thorin w myślach jedynie dodając że po elfach też. Rok po skrytobójczym morderstwie Yassy wciąż nie mógł zapomnieć, obiecał pomstę długouchej morderczyni której zaufał, choć dobrze wiedział że szanse na jej realizacje są znikome. Tamto wydarzenie znacznie pogłębiło niechęć do rasy elfiej, która wszak już ze swej natury była niemała. Thorin przyjrzał się ranie, nie była tragiczna , ale dość poważna, zwłaszcza gdyby zostawić ją samą sobie. W Norsce na trakcie mogłaby być wyrokiem śmierci. Chcąc nie chcąc elf musiał chodzić, a chodzenie wprawiało ranę w nieustanny ruch nie pozwalając jej się zagoić a nawet powiększając ją. Co innego gdyby stało się to w karczmie gdzie mógłby odleżeć swoje, ale na trasie była to już zupełnie inna bajka.

Otworzył torbę która swoje wnętrze skrywała dość skutecznie, nie bez powodu. Wyciągnął z niej nową porcję bandaża, dopiero co odkażaną igłę i duży szpulę jedwabnej nici. Niestety nie miał nic gorszej jakości, bo z pewnością by go użył… Rana, zwłaszcza jedno cięcie, zdawało się być na tyle głębokie, że tym razem spinak mógł być użyteczny. Drobne i piękne urządzonko, najpewniej tielańskiej lub nawet elfiej roboty, podobnie jak chirurgiczna igła, od razu rzuciły się w oczy elfowi. Z pewnością jakość wykonania jak i materiał była z najwyższej półki.

- Tę głębsza ranę trzeba by przeczyścić raz jeszcze, teraz już porządnie - zwrócił się bardziej do Galeba niż do Weddiena. - W polowych warunkach przy pośpiesznym nakładaniu opatrunku, łatwo o niedokładność, a ta może kosztować życie. Odrobinka brudu może zakazić ranę i rozpocząć paskudne procesy. Pamiętasz łapę i brzuch Dorrina?

- Jak tu nie pamiętać… - mruknął Galeb zdejmując hełm i odsłaniając swoją zabandażowaną twarz.

Pamiętał aż za dobrze te wszystkie przejścia z przed roku. W parę miesięcy wyrobili normę intensywności życia, która przypadała zwykle na kilkanaście lat. Niektóre wspomnienia się zlewały. Jednak takie rzeczy jak Dorrinowa żywotność były nie do zapomnienia. Kilka razy wychodził cało z sytuacji kiedy powinien ewidentnie zginąć. Czasem Runiarz zastanawiał się czy przerośnięty Dorrin nie cieszy się szczególnymi względami, któregoś z Bogów Przodków, którzy choć byli wyjątkowo surowi dla swoich dzieci to też bywali bardzo hojni.


Cytat:
Opieka jaką otoczył Dorrina, cyrulik Thorin Alrikson była zadziwiająca, szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności i miejsce w jakim się znajdowali. Stara, na wpół zawalona piwnica jakiegoś budynku o hodowlanym charakterze... pewnie była to psiarnia lub co innego w ten deseń, bo jak inaczej można by wyjaśnić obecność klatek w tym miejscu. W jednej z takich klatek - cel, przebywał właśnie Dorrin. Zbliżał się schyłek trzeciego dnia odkąd poważnie raniono Zarkana i jedynie pierwszy dzień odkąd zajął się rannym ktoś kto faktycznie się na leczeniu znał. Drogocenne maści, wywary, proszki i zestaw wspaniałych narzędzi, to wszystko pozwoliło utrzymać Dorrina przy życiu, to i oczywiście kunszt medyka jakim był Alrikson. Jednak nawet wszystko to nie mogło zapobiec temu iż Dorrin miał już na zawsze nosić na brzuchu wstrętną bliznę, jednak czy to robiło jakąś różnicę komuś kto nie miał palców, oka, ucha, a jego całe ciało było pokryte szramami tak paskudnymi że wiele dziewek pewnie zbierało od razu na wymioty gdy tylko patrzyły na Zarkana, a co tu dopiero wspominać o dotykaniu go. Jak nic nadawał się on na towarzysza dla Thorina, medyka o zmasakrowanym przez ogień licu, i choć ten ostatni był już prawie zdrów to i tak ostatnie trzy miesiące leczenia nie miały mu wrócić normalnego wyglądu. Thorin i Dorrin, wyglądali niczym dwaj żołnierze frontowi którzy ostatnie dziesięć lat swojego życia spędzili w nieustannej walce... nocą zaś, swym wyglądem mogli przypominać okropne stwory które wypełzły z mroku. Kto ich jednak zobaczył od razu wiedzieć musiał że są oni jednymi z tych co to już w życiu wiele widzieli.

Dorrin spróbował się podnieść i o dziwo dał radę. Wsparł się na swym dwuręcznym toporze i wyprostował, nie czuł bólu. Pomyśleć można było że ozdrowiał lub że leki Thorina tak działały, jednak to nie było to... prawdą było że postępowała martwica i skóra Dorrina obumierała całkowicie pozbawiając go czucia. Thorin to wiedział ale jedynym co mógł zrobić było dbanie o czystość pacjenta i modlitwa do Valayi.
Medyk odsunął na bok dawne wizje i pamięć zamierzchłych zdarzeń. Zwłaszcza wyławiania robali z wnętrzności Dorrina. Miał nadzieje że przypomnienie o Dorrinie będzie dobrą lekcją by pamiętać o czystości ran. Dla Dorrina z pewnością. Thorin zastanawiał się przez moment co też się z nim dzieje, odruchowo sięgnął ku medalionowi jaki od niego wytargował tuż przed rozstaniem, po czym wrócił do pracy. Był to specyficzny medalion, magiczny i choć Thorin do tj pory nie znał dokładniej jego właściwości było pewnym, że należał do krasnoludów i że kapłani którym go okazał mieli na niego nie mała chrapkę. Oferowali za niego pięćdziesiąt Złotych Koron , wtenczas jednak Thorin nie był jego właścicielem by móc zadecydować, a nawet gdyby był, z pewnością by go nie sprzedał. Nie raz zastanawiał się czy tajemniczy amulet nie wspomógł Dorrina w odzyskiwaniu zdrowia.


- Usiądź i podciągnij nogę w kolanie. - rzekł do elfa. Rozchylił nieco brzegi głębszej rany i kazał tak je trzymać Galebowi. Krew zaczęła ciec po nodze elfa, choć na szczęście nie trysnęła strumieniem. Najpewniej żadna tętnica nie została naruszona inaczej zalałby ich potok krwi , a sam elf pewnie nie dotarłby nawet do obozu. Gdy tylko Galeb uchwycił ranę Thorin przemył ją resztkami spirytusu jakie miał w fiolce. Przyjrzał się jeszcze chwilę ranie, po czym rzekł - Teraz ściśnij brzegi rany spinakiem o tak - Thorin użył narzędzia które chwytało ranę i ściągało jej brzegi ku sobie. Było znacznie poręczniejsze od palców lekarza, - O tak - poprawił dłonie Galeba które po chwili ujmowały już spinak. Po tym rozpoczął szycie. - Tymi większymi zajmę się sam, trzeba je zszyć dokładnie bo będą miały większą tendencje do otwierania się, te dwie mniejsze pozostawię tobie. - rzekł do kompana, wciąż w reispiklu, nie chciał by pacjent zastanawiał się co też khazadzi knują nad rannym.
 
Eliasz jest offline