|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-03-2016, 14:39 | #41 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 28-03-2016 o 14:47. |
28-03-2016, 15:33 | #42 |
Reputacja: 1 | Gdy wreszcie warunki obozowe pozwalały zająć się ranami Thorin zabrał się do roboty. Nie zamierzał babrać krwią własnego namiotu wystarczyło, że zużywał środki opatrunkowe , na które nikt mu się nie składał. Wskazał Elsie na jej namiot , w ręku trzymał lekarską torbę i nie trudno było się domyśleć co zamierza. Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-04-2016 o 16:27. |
29-03-2016, 16:58 | #43 | |
Reputacja: 1 | - Teraz twoja kolej. Stwierdził wskazując na namiot długouchego. | |
29-03-2016, 17:07 | #44 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Wykonywał polecenia brodatego medyka, bez cienia wątpliwości czy obaw. Dawi znał się na swojej robocie, można było wyczuć to natychmiast po sposobie w jaki ocenił ranę. Wydawało się, że na chwilę, jak gdyby zapomniał o uprzedzeniach, chociaż elf nie wiedział jakie myśli kłębiły się w głowie oszpeconego weterana. Czy okazywana pomoc była zwiastunem ocieplenia relacji? Wątpił w to, lecz czas zabiegu można było wykorzystać na wymianę kilku zdań. Kto wie czy nadarzy się jeszcze ku temu okazja, a Muirehen zwyczajnie miał dosyć milczenia... |
01-04-2016, 13:23 | #45 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 01-04-2016 o 13:46. |
01-04-2016, 16:10 | #46 |
Reputacja: 1 | Niepowodzenie bladolicej upewniło Ragnheiðrsona o słuszności swoich obserwacji. O ile niemal wszystkie norsmenki wprawnie posługiwały się mieczem, by w razie zagrożenia stanąć ramię w ramię ze swoimi mężczyznami lub bronić swych rodzin w czasie ich nieobecności, o tyle jego opinia na temat mieszkańców Imperium była jedynie odrobinę lepsza, niż na temat kluskowatych mieszkańców Południa, ze szczególnym uwzględnieniem Estalii i Tilei. Ha! Gdyby nie portki, to w ogóle nie dałoby się poznać, że to mężczyźni. Gdy tylko latająca paskuda znalazła się bliżej, Wulfgar szybko ciął mieczem z góry na dół otwierając potężną ranę na plecach poczwary. Pełen bezsilnej wściekłości krzyk bladej harpii ucichł dopiero, gdy odrąbał jej głowę od tułowia. Rozprawiwszy się z nią dostrzegł, że pozostałe dwie także zostały ostatecznie uziemione. Strat własnych nie było, nie wliczając dwóch rannych i stękającego krasnoluda, prawdopodobnie poobijanego podczas pierwszego przelotu maszkar. Nieźle. Bogowie lubią gwałtowne i krótkie walki okraszone odpowiednią ilością krwi. Powinni być zadowoleni. Jeden z brodaczy zaczął coś majstrować przy zwłokach. Wulfgar odwrócił wzrok z niesmakiem - jego niezrozumienie dla zachowań brodatych pokurczy zwiększyło się jeszcze bardziej. Gdyby tylko chodziło o zdjęcie i oprawienie futra - ale karzeł zabrał się za pazury, skrzydła i inne części ciała. "Widać lubują się w takich sprawach... Może pozwala im to zapomnieć o ich brodatych kobietach, kto wie?" - pomyślał. Miał przy tym nadzieję, że niski brodacz nie będzie ucinał członków każdego martwego ciała, na które natkną się podczas drogi. Dziwny lud. Kilka chwil poświęcił również dziwnej płonącej broni jednego ze wspomnianych karłów. Nie było normalną rzeczą, aby przedmioty świeciły, czy płonęły samoistnie. Co innego, gdyby je polać olejem do lampy i podpalić, ale same? Musiała być w tym jakaś nieczysta moc, która pozwalała czynić takie sztuczki. Tego pokurcza, a najlepiej również jego towarzyszy należało trzymać na dystans i uważnie się przyglądać. Może to jakiś czarownik, którego szalone zamysły znane są tylko zdradzieckim bogom, którym służy? Ragnheiðrson splunął na ziemię i roztarł plwocinę butem nie bacząc nawet na to, że zważywszy na śnieg nie miało to najmniejszego sensu. Jeden z niskich zaproponował rannym zaopatrzenie ran, z czego ci skwapliwie skorzystali. W tym czasie najbardziej żwawy z całej trójki rudzielec przeciągnął truchła w jedno miejsce i podpalił. Według Wulfgara wystarczyłoby spalić lub kopnąć nieco dalej same czerepy, ale może stworom mogła wyrosnąć nowa głowa w miejsce odrąbanej? Utracone ramię odrosło błyskawicznie, a od zakończenia walki minęła dłuższa chwila i nic się nie stało. Jak na gust Ragnheiðrsona poczwary były naprawdę martwe. Zmrok zapadał szybko. Aura też nie rozpieszczała, więc trzeba im było obóz rozbijać na noc. Po rozpaleniu stosu rudy pokurcz pobiegł dalej z zamiarem wyszukania odpowiedniego miejsca. Było to pewne wyzwanie, bowiem najprawdopodobniej każdy z nich dysponował namiotem, który trzeba było gdzieś ustawić, do tego nieco miejsca na ogień do podgrzania strawy i znalezionego przy napadniętym wozie napitku. Chociaż zwykle Ragnheiðrson spędzał noce na pokładzie knarr, to przygotowania do noclegu na lądzie nie były mu obce. Jak każdy podrostek tym właśnie zajmował się podczas myśliwskich wypraw, a i niejedną wiorstę po ziemiach swego ludu przewędrował, niejednokrotnie nocując poza osadą. Miał ze sobą namiot ze skóry morskiego lwa. To konkretne zwierzę było tak wielkie, że cały namiot powstał z jednego kawałka skóry od zewnętrznej strony wciąż pokrytej gęstą, nieprzemakalną sierścią. Dodatkowo mata wykonana z wyprawionej koziej skóry zapewniała mu izolację od śniegu i zimna promieniującego z zamarzniętej ziemi. Gdy ogień zostanie już rozpalony w kociołku podgrzeje wino - cztery butelki na ich siódemkę powinny wystarczyć do rozgrzania ciała po całym dniu.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
01-04-2016, 19:34 | #47 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Bjorn przyglądnął się swojej podrapanej tarczy będącej mu wierną towarzyszką od bardzo dawna. Dostał ją jako część wyposażenia zwiadowczego, gdyby doszło do walki wręcz, jednak należało jej unikać kiedy było można. Kolejny raz ten kawał drewna uratował mu życie. Dłonią przejechał po jej wierzchu, by strząsnąć z niej drzazgi, a następnie wytarł toporek o śnieg z “harpiej” juchy. Broń nie może być brudna, kiedy dojdzie do kolejnej walki. |
02-04-2016, 15:05 | #48 |
Konto usunięte Reputacja: 1 |
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-04-2016 o 15:11. Powód: Kosmetyka posta ;) |
02-04-2016, 21:08 | #49 |
Reputacja: 1 | Dzień zdecydowanie należał do emocjonujących, szczególnie po dość długim okresie przestoju. Oto już nie siedzieli w karczmie, a znów podróżowali. Nogami, przez niebezpieczne krainy, jak Bogowie Przodkowie przykazali. Natrafili na miejsce masakry, na cudem uratowaną ludzką dziewczynkę, na norskie harpie... Galeb nawet śmiałby zaliczyć ten dzień do bardzo udanych, gdyż w czasie walki drużyna odniosła zaledwie lekkie rany. Heh... drużyna. Dobrze było podróżować z towarzyszami. Szkoda że nie zabrał się z nimi Grundi i Detlef. Byli to sprawdzeni wojowie twardo stąpający po gruncie. Niestety ich drogi się rozeszły. Wpełzł do dwuosobowego namiotu który rozstawili z Thorinem. Dobra strawa i ciepłe wino powodowało senność, co było dość pożyteczne - nie doskwierał mróz i ciasnota, wszak ludzkie dziecię spało przy nich. Drzemka była krótka i Galeb nie był nawet pewien czy mu się coś przyśniło. Ziewając wypełzł z namiotu, poklepał Kyana po ramieniu i kiwnął głową. Osobiście wolał poranne warty, kiedy jest możliwość obejrzeć wschód słońca. Tutaj jednak była Norsca. Tu panowały chmury, śnieg i mróz. Zasiadając przy ognisku odprowadził towarzysza wzrokiem do namiotu, po czym zaczął wpatrywać się w ogień. Płomienie lizały drewno dając trochę światła i ciepła. Pamiętał jak w trakcie zimy wyprawili się poza Karak Azul. Było bardzo podobnie. Masa śniegu, mróz... ale wtedy wydawało się to mniej dokuczliwe. Galeb zastanowił się nad tym. Chyba któryś z żeglarzy kiedyś wspomniał, że to kwestia wilgotnego powietrza i bliskości morza. Runiarz uśmiechnął się zniekształconymi ustami. Wysokością Norsca ustępowała Górom Krańca Świata, jednak to tutaj mrozy były potężniejsze. Jakby na samą myśl o zimnie Galeb ostrożnie wsunął kolejny kawał drewna w ognisko i nadstawił swoje poparzone dłonie do ciepła. Może to jest dobra pora aby zapisać coś w księdze? Nie... raczej nie... bez bliskości mocnego ognia dłonie szybko zgrabieją. Poza tym książka leżała w głębi namiotu wraz z tobołami, wszak na warcie trzeba było czuwać w pełni uzbrojonym tylko w najpotrzebniejsze rzeczy. Pancerz, broń, tarcza... Właśnie... najpotrzebniejsze rzeczy. Znów uśmiech zagościł na ustach Galeba. Przy pasie prócz nieodzownego młota i hełmu miał również swój wierny kufel oraz nieduży bukłak z miodem pitnym. Schował dłonie pod okrywające go futro starając się na oślep wymacać potrzebne mu rzeczy. Tak! Już po chwili przelał z bukłaka do kufla trochę miodu, który powinien wystarczyć do końca warty. Zabełtał płynem w naczyniu. *** Powolnym krokiem Galeb przemierzał trasę wewnątrz obozu i dookoła namiotów. Co kilka minut pociągał z kufla malutki łyczek miodu. W trakcie tej wędrówki mruczał do siebie cicho jedną z zapamiętanych pieśni. One zawsze przypominały mu historie, które pochłaniał za młodu jeszcze na terminie u mistrza Tharteka Pustelnika. Pogrążony w melancholijnym nastroju Galeb przemierzał obozowisko. Miód niestety w końcu się skończył. Przed nimi było jeszcze kilka dni marszu, jeszcze kilka nocy... trunek się przyda, nie ma co wypijać go od razu. Przypiął kufel z powrotem do pasa i ruszył do siedziska przy ognisku. Nakarmił ogień kolejnymi kawałkami drewna i podsycił go mocnym dmuchnięciem. Wtedy usłyszał trzask. Odruchowo sięgnął po tarczę i wstał gotów do obrony. Runiarz spróbował wychwycić wzrokiem tego kto zakłócił nocny spokój. Znalazł... para zwierzęcych ślepi. Zdjął z pasa swój hełm i nałożył go. Krasnoludzkie oczy szybko wychwyciły pełen kształt przeciwnika, który nie przybył sam. Wilczury. Wyrośnięte... nieumarłe... lecz nadal mające instynkt stadny... Sięgnął po młot. Poprawił chwyt. Zbliżały się powoli. Rozeszły się w tyralierę najwyraźniej z zamiarem okrążenia krasnoluda. Ten zaczął uderzać rytmicznie młotem w tarczę. Nawyk z milicji Vareka Ciernia. Walenie na pewno wybudzi pozostałych. - Wilcy w obozie... gotuj broń!- powiedział głośno. Stał przy ognisku, szeroko na nogach ze wzniesioną tarczą. Bestie rzucą się na niego, ale powinien zdołać je powstrzymać na parę chwil, aby reszta się rozbudziła i chwyciła za oręż. Grimnirze... Urgaborze dopomóżcie... Młot zapłonął ogniem uwolnionym z runicznego znaku. Galeb był gotowy bronić obozu i swoich kamratów... ...choćby do ostatniej kropli krwi. |
02-04-2016, 22:45 | #50 |
INNA Reputacja: 1 |
__________________ Discord podany w profilu |
| |