Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2016, 14:39   #41
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Elsa była gotowa. Doskonale wiedziała, że była i nikt nie mógł wyrwać jej z tego świętego przekonania. Fakt niepowodzenia w walce nie był jej zdaniem wynikiem niewyszkolenia czy też nieuwagi, a raczej zwykłego pecha. Miała też lekko zamglone pole widzenia, myśli wypełnione koszmarem, z którego krzycząca na nią twarz odbijała się teraz w obliczu nadlatującej Harpii. Czy to to on oznaczał?, zakołatało się w myślach pytanie, na które nie znała prawidłowej odpowiedzi. Machnięcie ostrą stalą jedynie zachwiało wiotkim ciałem Kapłanki, co nie uszło uwadze jej cwanej przeciwniczki. Ostre i zapewne skażone pazury, tknęły boczną część brzucha, lecz na szczęście skórzana kurta przeciwstawiła się cięciu. Rana okazała się być płytka i mimo początkowej utraty równowagi, kobieta szybko powstała na równe nogi. Jej szczupła i delikatna dłoń spoczęła na krwawiącej talli, gdyż ustabilizowanie i podtrzymanie skóry pozwoliło lepiej się poruszać, nie odczuwając aż takiego nadmiaru bólu - a ten stawał się coraz większy, im więcej czasu upływało od skończenia stoczonej walki.

Elsa nie schowała jednak miecza, gotowa pójść i uciąć głowę każdej z maszkar. Nim jednak zdołała dojść do siebie, krasnoludy zabrały całą robotę, sprawiając, że w ich oczach, jak i swoich, Mara stała się bezużytecznym dodatkiem do całej wyprawy.
- Zrobili ze mnie nudną świętojebkę - zamarudziła niesłyszalnie i skrzywiła się dociskając mocniej rękę do rany. Co ciekawsze, przy każdym poczuciu bólu, towarzyszyło jej też ukłucie pewnego rodzaju satysfakcji, którym z początku nie planowała się dzielić. Dołączyła do grupy i widząc energiczną reakcję krasnoludzkiego medyka, od razu zaproponowała szybsze i bezpieczniejsze rozwiązanie. Szycie ran to nie jest proces trwający parę sekund i robienie tego na otwartym polu mogłoby nie tylko doprowadzić do odmrożenia sprawnych, medycznych rąk, ale i kawałka odsłonięte do zabiegu ciała.
Thorin na szczęście okazał się ugodowy i mniej oporny na perswazje, niż jego nieokrzesani, khazadzcy kompani, którzy w oczach Elsy widnieli jako pozbawieni kultury, gruboskórni i nieuprzejmi. Na szczęście ich medyk był godny jej uwagi, spojrzenia, a nawet krótkiej wymiany słów czy też uśmiechu. Albo cichego jęku, który zostawał wywołany dzięki poczynaniom krasnoluda - odkażeniu rany silnym alkoholem, który szczypał, piekł i zaszczycał dużą dawką miłego bólu.
Zgodnie wszyscy udali się na poszukiwania odpowiedniego miejsca do obozowania, te tutaj, z płonącymi truchłami, od których unosił się swąd spalenizny, nie było ani komfortowe, ani nie niosło ze sobą dobrych wspomnień czy też nadziei na bezpieczną noc. Elsa uśmiechnęła się do samej siebie na myśl o przyglądaniu się jak medyczna igła przebija jej skórę... Zadrżała z podniecenia.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 28-03-2016 o 14:47.
Nami jest offline  
Stary 28-03-2016, 15:33   #42
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy wreszcie warunki obozowe pozwalały zająć się ranami Thorin zabrał się do roboty. Nie zamierzał babrać krwią własnego namiotu wystarczyło, że zużywał środki opatrunkowe , na które nikt mu się nie składał. Wskazał Elsie na jej namiot , w ręku trzymał lekarską torbę i nie trudno było się domyśleć co zamierza.

Oboje weszli do środka, Thorin poczekał chwilę aż kapłanka rozbierze się z warstwy ubrań pozwalającej na swobodne szycie rany. W tym czasie rozkładał narzędzia potrzebne do pracy. Świeże bandaże , igłę i dużą szpulę jedwabnej nici, spinak, na koniec wyjął chirurgiczny hak, ale widząc spojrzenie Elsy tylko się uśmiechnął i schował go z powrotem.
Ściągnął rękawice i nałożył inne, cieńsze - z cielęcej skóry które także wyjął z medycznej torby.


Elsa ułożyła się wygodnie w pozycji wpółleżącej, aby móc widzieć i obserwować zszywanie rany. Tego jeszcze nie widziała na żywej osobie, szyć to mogła ale na trupach, a tak na żywego? To musiało być ekscytujące. Nie zdejmowała jednak ubrań całkowicie, gdyż i tak było jej zimno. Starała się większość podciągnąć, aby odsłonić krwawiący lekko bok, jedynie pozbyła się skórzanej kurty, która za bardzo ją uciskała, drażniąc przy tym płytkie cięcia powstałe od pazurów stworów. Opatuliła się futrem pozostawiając jedynie obnażony brzuch i talię, przy czym jej wzrok bacznie obserwował poczynania krasnoluda, a oczy wydawały się być zadowolone.

- Potrzebujesz znieczulenia? - zapytał krasnolud obserwując pacjentkę i zabierając się za odwiązywanie założonego wcześniej bandaża. Nie był mocno nasiąknięty krwią, co tylko potwierdzało pierwotna diagnozę, że rany są płytkie i nie powinno być z nimi problemu. Bardziej martwił się o potencjalne zakażenie, a teraz miał możliwość na spokojnie przyjrzeć się ranie. Bandaż zwinął po czym odłożył na bok , zamierzał go jeszcze przywrócić do żywotności, pamiętał czasy gdy bandaże nawet te “zużyte” były na wagę życia

- Znieczulenia? - powtórzyła jakby w zastanowieniu i zmrużyła oczy. Jej głowa przechyliła się lekko na bok, jak łeb psa, który próbuje zrozumieć wypowiadane w jego stronę słowa.
- Lubię być świadoma, a gdy boli, to znaczy, że się żyje - skwitowała nie odrywając już wzroku od rany - Fajna jest, szkoda tylko, że uciążliwa - wzruszyła ramionami, wzdychając jednocześnie nieprzejęta

Krasnolud skinął głową mrucząc słyszalnie - Zuch dziewczyna - po czym zabrał się do roboty. Najpierw dobrze obejrzał ranę szukając w niej wszelkich zabrudzeń, zanieczyszczeń czy innych oznak skażenia tkanki, nie znalazł jednak nic takiego - gdyż albo rana była zwyczajnie czysta, albo została oczyszczona przez spirytus jakiego użył na niej tuż po bitwie.

Igła z naciągniętą nicią wbiła się w skórę przy ranie, ani za głęboko ani za płytko, by po chwili przemierzyć wyznaczony odcinek i wyłonić się po drugiej stronie nacięcia. Thorin zszywał sprawnym ruchem, widać było że nie czyni to pierwszy raz a i narzędzia którymi się posługiwał musiały być najlepszej jakości. Spinak okazał się zupełnie niepotrzebny, tak jak i ewentualna pomoc innych - przy takiej ranie tylko by przeszkadzali. Nie minęło wiele czasu gdy Thorin mógł zawiązać nić i przejść do kolejnej rany.

Przy pierwszym kontakcie igły ze skórą, kobieta syknęła wyraźnie. Przymknęła oczy, ale tylko na chwilę, jakby chciała chłonąć cały ten zbierający się wokół rany ból. Szybko jednak ponownie otworzyła oczy, aby obserwować ruch igły, która wchodziła i wychodziła, centymetr po centymetrze, drażniąc ciało odrobiną nieprzyjemności oraz ekscytacji. Im więcej ruchów i bólu, tym mniej było go czuć, jej ciało odbierało bodźce i wytwarzało w stosunku do niego odpowiedni sygnał, który sprawiał, że uczucie było tylko kwestią przyzwyczajenia. A to dopiero pierwsze cięcie

- Miło, że masz na to ochotę - cichy głos stłumiony fascynacją wydobył się z jej bladych ust, które wygięły się w słabym uśmiechu. Sprawiała wrażenie kobiety prawie omdlałej, choć od początku tak wyglądała, dlatego ciężko było zdiagnozować, czy szycie bez znieczulenia naprawdę ją osłabia, czy wręcz przeciwnie.

- Musisz być w formie na następną maszkarę jaką spotkamy na drodze - odrzekł z uśmiechem , wbijając się w kolejne miejsce - Widziałem kątem oka że stawiałaś opór tej trolo-harpi , nawet mnie tym zaskoczyłaś, spodziewałem się raczej po kapłance, że będzie trzymać się z tyłu. - zagaił Thorin gdy nić tańczyła swój taniec. Z jednej strony był to typowy wybieg lekarski służący utrzymaniu przytomności pacjenta i oddaleniu jego myśli od bólu, z drugiej zwyczajnie miał okazję zamienić z kapłanką kilka słów i zamierzał z niej skorzystać.

- Wbrew temu, co się słyszy, Kapłani muszą sobie radzić w walce. Bo niby jak mieliby się przeciwstawiać złu? Dobrym słowem, groźną miną? Bezużyteczny zabieg, chyba, że chcesz skarcić czterolatka - odpowiedziała cichym głosem wzdychając po raz kolejny. Starała się nie ruszać zbytnio i oddychać płytko, aby nie poruszać bokiem, na którym były rany.

- Heh , zaśmiał się krasnolud, choć w dziwny sposób nie wpłynęło to w żaden sposób na płynność szycia, - Nasi kapłani z pewnością muszą znać się na walce , choć wynika to raczej z rasowego wychowania niż z dodatkowych szkoleń w świątyni. Choć po prawdzie niewiele mi o tym wiadomo. - przyznał wyciągając igłę i zapętlając nić. Kiedy wkłuwał się w ostatnia już ranę milczał przez chwilę a na jego czole wirowały fale, widać było że myśli o czymś intensywniej - po prawdzie wspominał dawne dzieje i kapłanów z którymi miał do czynienia. Zwłaszcza jednego który zmienił się w stwora podobnego do ożywieńca. - Dobrze wiedzieć że potrafisz walczyć, w bitewnym zamieszaniu twój towarzysz nie zawsze będzie w stanie cię ochronić , ale mam nadzieje że jeśli przyjdzie nam poginąć na tej wyprawie to zginiesz jako ostatnia. - rzekł bez cienia żartu Thorin , kiedy igła z nicią była już gdzieś w połowie ostatniej rany.

Elsa uniosła brew ze zdziwienia i jęknęła cicho, przy kolejnym wkłuciu.
- Nie wiem czemu tak mówisz, nie ważne kto umrze pierwszy a kto ostatni, ani czy umrzemy w drodze, czy może za ileś lat. Nasza dusza i tak trafi w dobre miejsce, nie musimy się niczego obawiać - uśmiechnęła się na samą myśl i przymknęła oczy poraz pierwszy nie patrząc na przebieg zabiegu.

- Nasze kości powinny leżeć w spokoju. Szacunek dla zmarłych wiąże się z szacunkiem dla ich zwłok , a zwłaszcza my krasnoludowie , uważamy że pochówek i spokój dla szczątków zmarłego to rzecz święta. - stwierdził z całą powagą, nie chciał wchodzić w głębszą dyskusję, rozumiał o co chodzi kapłance z duszą i z tym że powinno być jej to obojętne. Dla krasnoluda nie było, bo była to sprawa na pograniczu honoru i tradycji, podobnie jak kwestia brody. Pewne tabu po prostu było i albo odnosiło się do niego z należytym szacunkiem, albo niewiele już pozostawało krasnoluda w krasnoludzie. Thorin widział już takich, którzy swym zachowaniem i myśleniem bardziej przypominali ludzi niż swoich przodków , tracąc w ten sposób więcej niż zdołaliby pojąć. Igła z nicią zakończyły swój taniec i z ukłonem oddaliły się od ciała Elsy. Po wszystkim nałożył na bok kapłanki nowy , świeży bandaż , opatrując ranę jak należy. Po tym oczyścił igłę spirytusem z fiolki którego przy okazji sobie łyknął i wysunął w geście poczęstunku w kierunku kapłanki.

Kobieta uśmiechnęła się słabo i zaprzeczyła kiwnięciem głowy.
- Dziękuję, wolę nie. Khazadzi mają inne głowy, a wolałabym być trzeźwa w nocy. Kto wie, co nam się przytrafi, prawda? - mruknęła spokojnie zakrywając obnażoną do tej pory część ciała i położyła się na płasko
- Dziękuję. A o pochówek nie musisz się martwić, ani swój, ani Twoich przyjaciół - Elsa nie była mistrzem rozmów, ale dla niej ta część rozmowy była istotna i… Miła. Choć nie dla każdego rozmowa o pogrzebach i śmierci, mogłaby być szczytem przyjemności

Krasolud skinął głową chowając narzędzia i zabierając zużyty bandaż . - To dobrze - rzucił krótko po czym dodał - Teraz kolej na Wędlinę - stwierdził krzywiąc się nieco . - Chcesz asystować? - zapytał wychodząc z namiotu.

Kobieta zaśmiała się wyraźnie, ale pożałowała tego szybko, gdy poczuła pieczenie prawego boku. Śmiech zmieszał się z jękiem
- To by było zabawne i na pewno ekscytujące, ale chyba odpocznę. - stwierdziła w końcu i uniosła się na rękach krzywiąc lekko - Zawołasz Bjorna?

Thorin skinął głową , wychodząc z namiotu uderzyło go zimne powietrze przemieszane z śniegiem, różnica temperatur była odczuwalna, szczególnie że obydwoje zdołali przez chwile nagrzać nieco cały namiot. - Bjorn , Mara prosi cię do siebie - rzucił w kierunku Norsmena, po czym skierował swe słowa do elfa - Teraz twoja kolej. Stwierdził wskazując na namiot długouchego.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 03-04-2016 o 16:27.
Eliasz jest offline  
Stary 29-03-2016, 16:58   #43
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Teraz twoja kolej. Stwierdził wskazując na namiot długouchego.

- Czas zająć się elfem? - zapytał Thorina Galeb siedząc u wejścia ich wspólnego namiotu i rozcierając pięści jakby szykował się do jakiejś bijatyki - Rzemieniami związałem śpiwór dziecka. - dodał.

Weddien nie spodziewał się pomocy od krasnoluda. Potakująco skinął głową, stwierdziwszy, że może ona mu oszczędzić przykrych następstw związanych z powikłaniami. Kiedy znaleźli się w namiocie, odwinął prowizoryczny opatrunek, który obficie przesiąknął krwią.

- Zaskoczyła mnie… - rzekł jakby usprawiedliwiająco. - Kiedy przetrąciłem jej skrzydło zbyt wcześnie uznałem za martwą. Prawdziwy pomiot chaosu…

- Tak to już jest z pomiotami chaosu , nigdy nie wiesz czego się po nich spodziewać - odrzekł Thorin w myślach jedynie dodając że po elfach też. Rok po skrytobójczym morderstwie Yassy wciąż nie mógł zapomnieć, obiecał pomstę długouchej morderczyni której zaufał, choć dobrze wiedział że szanse na jej realizacje są znikome. Tamto wydarzenie znacznie pogłębiło niechęć do rasy elfiej, która wszak już ze swej natury była niemała. Thorin przyjrzał się ranie, nie była tragiczna , ale dość poważna, zwłaszcza gdyby zostawić ją samą sobie. W Norsce na trakcie mogłaby być wyrokiem śmierci. Chcąc nie chcąc elf musiał chodzić, a chodzenie wprawiało ranę w nieustanny ruch nie pozwalając jej się zagoić a nawet powiększając ją. Co innego gdyby stało się to w karczmie gdzie mógłby odleżeć swoje, ale na trasie była to już zupełnie inna bajka.

Otworzył torbę która swoje wnętrze skrywała dość skutecznie, nie bez powodu. Wyciągnął z niej nową porcję bandaża, dopiero co odkażaną igłę i duży szpulę jedwabnej nici. Niestety nie miał nic gorszej jakości, bo z pewnością by go użył… Rana, zwłaszcza jedno cięcie, zdawało się być na tyle głębokie, że tym razem spinak mógł być użyteczny. Drobne i piękne urządzonko, najpewniej tielańskiej lub nawet elfiej roboty, podobnie jak chirurgiczna igła, od razu rzuciły się w oczy elfowi. Z pewnością jakość wykonania jak i materiał była z najwyższej półki.

- Tę głębsza ranę trzeba by przeczyścić raz jeszcze, teraz już porządnie - zwrócił się bardziej do Galeba niż do Weddiena. - W polowych warunkach przy pośpiesznym nakładaniu opatrunku, łatwo o niedokładność, a ta może kosztować życie. Odrobinka brudu może zakazić ranę i rozpocząć paskudne procesy. Pamiętasz łapę i brzuch Dorrina?

- Jak tu nie pamiętać… - mruknął Galeb zdejmując hełm i odsłaniając swoją zabandażowaną twarz.

Pamiętał aż za dobrze te wszystkie przejścia z przed roku. W parę miesięcy wyrobili normę intensywności życia, która przypadała zwykle na kilkanaście lat. Niektóre wspomnienia się zlewały. Jednak takie rzeczy jak Dorrinowa żywotność były nie do zapomnienia. Kilka razy wychodził cało z sytuacji kiedy powinien ewidentnie zginąć. Czasem Runiarz zastanawiał się czy przerośnięty Dorrin nie cieszy się szczególnymi względami, któregoś z Bogów Przodków, którzy choć byli wyjątkowo surowi dla swoich dzieci to też bywali bardzo hojni.


Cytat:
Opieka jaką otoczył Dorrina, cyrulik Thorin Alrikson była zadziwiająca, szczególnie biorąc pod uwagę okoliczności i miejsce w jakim się znajdowali. Stara, na wpół zawalona piwnica jakiegoś budynku o hodowlanym charakterze... pewnie była to psiarnia lub co innego w ten deseń, bo jak inaczej można by wyjaśnić obecność klatek w tym miejscu. W jednej z takich klatek - cel, przebywał właśnie Dorrin. Zbliżał się schyłek trzeciego dnia odkąd poważnie raniono Zarkana i jedynie pierwszy dzień odkąd zajął się rannym ktoś kto faktycznie się na leczeniu znał. Drogocenne maści, wywary, proszki i zestaw wspaniałych narzędzi, to wszystko pozwoliło utrzymać Dorrina przy życiu, to i oczywiście kunszt medyka jakim był Alrikson. Jednak nawet wszystko to nie mogło zapobiec temu iż Dorrin miał już na zawsze nosić na brzuchu wstrętną bliznę, jednak czy to robiło jakąś różnicę komuś kto nie miał palców, oka, ucha, a jego całe ciało było pokryte szramami tak paskudnymi że wiele dziewek pewnie zbierało od razu na wymioty gdy tylko patrzyły na Zarkana, a co tu dopiero wspominać o dotykaniu go. Jak nic nadawał się on na towarzysza dla Thorina, medyka o zmasakrowanym przez ogień licu, i choć ten ostatni był już prawie zdrów to i tak ostatnie trzy miesiące leczenia nie miały mu wrócić normalnego wyglądu. Thorin i Dorrin, wyglądali niczym dwaj żołnierze frontowi którzy ostatnie dziesięć lat swojego życia spędzili w nieustannej walce... nocą zaś, swym wyglądem mogli przypominać okropne stwory które wypełzły z mroku. Kto ich jednak zobaczył od razu wiedzieć musiał że są oni jednymi z tych co to już w życiu wiele widzieli.

Dorrin spróbował się podnieść i o dziwo dał radę. Wsparł się na swym dwuręcznym toporze i wyprostował, nie czuł bólu. Pomyśleć można było że ozdrowiał lub że leki Thorina tak działały, jednak to nie było to... prawdą było że postępowała martwica i skóra Dorrina obumierała całkowicie pozbawiając go czucia. Thorin to wiedział ale jedynym co mógł zrobić było dbanie o czystość pacjenta i modlitwa do Valayi.
Medyk odsunął na bok dawne wizje i pamięć zamierzchłych zdarzeń. Zwłaszcza wyławiania robali z wnętrzności Dorrina. Miał nadzieje że przypomnienie o Dorrinie będzie dobrą lekcją by pamiętać o czystości ran. Dla Dorrina z pewnością. Thorin zastanawiał się przez moment co też się z nim dzieje, odruchowo sięgnął ku medalionowi jaki od niego wytargował tuż przed rozstaniem, po czym wrócił do pracy. Był to specyficzny medalion, magiczny i choć Thorin do tj pory nie znał dokładniej jego właściwości było pewnym, że należał do krasnoludów i że kapłani którym go okazał mieli na niego nie mała chrapkę. Oferowali za niego pięćdziesiąt Złotych Koron , wtenczas jednak Thorin nie był jego właścicielem by móc zadecydować, a nawet gdyby był, z pewnością by go nie sprzedał. Nie raz zastanawiał się czy tajemniczy amulet nie wspomógł Dorrina w odzyskiwaniu zdrowia.


- Usiądź i podciągnij nogę w kolanie. - rzekł do elfa. Rozchylił nieco brzegi głębszej rany i kazał tak je trzymać Galebowi. Krew zaczęła ciec po nodze elfa, choć na szczęście nie trysnęła strumieniem. Najpewniej żadna tętnica nie została naruszona inaczej zalałby ich potok krwi , a sam elf pewnie nie dotarłby nawet do obozu. Gdy tylko Galeb uchwycił ranę Thorin przemył ją resztkami spirytusu jakie miał w fiolce. Przyjrzał się jeszcze chwilę ranie, po czym rzekł - Teraz ściśnij brzegi rany spinakiem o tak - Thorin użył narzędzia które chwytało ranę i ściągało jej brzegi ku sobie. Było znacznie poręczniejsze od palców lekarza, - O tak - poprawił dłonie Galeba które po chwili ujmowały już spinak. Po tym rozpoczął szycie. - Tymi większymi zajmę się sam, trzeba je zszyć dokładnie bo będą miały większą tendencje do otwierania się, te dwie mniejsze pozostawię tobie. - rzekł do kompana, wciąż w reispiklu, nie chciał by pacjent zastanawiał się co też khazadzi knują nad rannym.
 
Eliasz jest offline  
Stary 29-03-2016, 17:07   #44
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Wykonywał polecenia brodatego medyka, bez cienia wątpliwości czy obaw. Dawi znał się na swojej robocie, można było wyczuć to natychmiast po sposobie w jaki ocenił ranę. Wydawało się, że na chwilę, jak gdyby zapomniał o uprzedzeniach, chociaż elf nie wiedział jakie myśli kłębiły się w głowie oszpeconego weterana. Czy okazywana pomoc była zwiastunem ocieplenia relacji? Wątpił w to, lecz czas zabiegu można było wykorzystać na wymianę kilku zdań. Kto wie czy nadarzy się jeszcze ku temu okazja, a Muirehen zwyczajnie miał dosyć milczenia...

- Poznałem kiedyś wojowników z waszej rasy..
- zaczął - Na fregatę, na której pływałem zaciągnęło się kilku krasnoludzkich kuszników. Nie cierpieli morza, ale odsłużyli zawartą umowę. Nabrałem do nich szacunku. Sam nigdy nie miałem okazji pływać razem ze współbraćmi... - nie przypuszczał, że będzie o tym mówić krasnoludom, ale kontynuował nietypowe zwierzenia. - Wy macie tradycje, scaloną wspólną walką, ja nie należę ani do świata ludzi, ani Asur. Norska to tylko przybrany dom, niegościnny dla mnie tak samo, jak choćby dla was... - skrzywił się z bólu, bo w tym momencie Khazad uciął jego monolog...

Krasnolud uniósł wyraźnie jedną brew okazując tym samym pewne zdziwienie oraz fakt że w ogóle słuchał, co mówił Weddien. Mógł coś powiedzieć o Tilyel - Zdrajczyni, ale jak pamiętał wspominał już o elfce w karczmie i nie chciał powracać do tego tematu zwłaszcza przy elfie. Igła sprawnie przesuwała się wraz z nicią z jednego brzegu rany na drugi, miarowym i równym cięgiem, którego nie powstydziłaby się sprawna krawcowa - Wolimy mieć twardy grunt pod nogami. - skwitował w paru słowach przypowieść o khazadach na morzu. Nie było to coś znowu, aż tak wyjątkowego , słyszał o klanie specjalizującym się w wyprawach morskich, budującym statki z parowymi silnikami. Nie znał szczegółów technicznych, tym zajmowały się zazwyczaj gildie inżynierów, jednak wiedział, że takie statki z krasnoludzką załogą pływały. Był to jednak raczej wyjątek potwierdzający regułę. - Czemu uważasz, że nie należysz do swoich? - zapytał z pewną nutą ciekawości, ciężko mu było inaczej klasyfikować elfa niż … elfa.

- To ludzka załoga odnalazła mnie po Wielkim Sztormie. Wychowałem się na kliprze mojego przybranego ojca, Alkira. Nie znam języka wysokich elfów, nie jestem w stanie nawet odczytać znaków mojego pochodzenia na jedynej, ocalałej pamiątce. - bez trudu można było wyczuć nutę rozgoryczenia. - Moją ojczyzną stało się morze, a namiastką domu ta surowa kraina z której pochodził fadder Wyobraź sobie siebie bez dziedzictwa twej rasy.... - popatrzył uważnie na krasnoluda. - Niemożliwe, prawda? - powiedział z wyraźnym echem smutku.

Kiedy Thorin zajmował się szyciem, Galeb ostrożnie wytarł palce w śniegu. Zdecydowanie bardziej wolał pracę w metalu… czy też raczej praca w materii cielesnej była… inna. Jako Kowal Run musiał wykazywać się nieludzką precyzją i cierpliwością, jednak o ile metal był materią stałą, ciało… ciało ciągle się zmieniało. Galvinsson oczyściwszy dłonie przyglądał się spokojnie pracy Thorina przy zszywaniu skóry szpiczastego. Ich rozmowa była ciekawa. Najbardziej go zdumiała sprawa tego, że elfy nie upomniały się o swojego. Jeżeli chodzi o przetrwanie dla elfów każda ich jednostka była droga, dużo droższa od życia setek nieelfów. Czemu go nie zabrali? Czemu nie wmusili mu do głowy wszystkiego co wiedzieć powinien? A może to wszystko było wierutnym kłamstwem wymyślonym, aby zakryć przeszłość Weddiena?

Brzegi rany zbliżyły się do siebie. Po chwili wyciągnął igłę z nicią i zapętlił końcówkę. Przyszła kolej na drugą ranę, którą podobnie jak wcześniej należało najpierw spiąć spinakiem. Tym razem Galeb już sam uchwycił ranę i po chwili Thorin mógł wykonać nowe wkłucie. - Dokąd zaprowadziło cię morze? - zapytał zajmując pacjenta i odwracając choć część jego uwag od nieprzyjemnych ruchów igły. Sam był ciekaw świata, zwłaszcza odkąd rodzime tereny okazały się niezbyt gościnne dla weteranów Czarnego Sztandaru. Nie szkodziło poznać otaczające lądy, nie tylko od strony miejsc które zajmowały na mapach.
- Nigdy tam, dokąd najbardziej pragnąłem - odparł boleśnie Weddien - Niczym wędrownego albatrosa, bez możliwości założenia gniazda... - naturalnie porównał swój żywot do tych majestatycznych ptaków, które zdarzało mu się podziwiać podczas rejsów. - Zawijaliśmy do większości portów znanego świata. Mglisty Albion, słoneczne wybrzeża Tilei, kislevski Erengard...
- A do Arabii… dopłynąłeś? - mruknął Galeb.
- Ojciec miał na tyle rozsądku by nie zapuszczać się w te zdradliwe rejony, zresztą cóż Norsmen miałby zaoferować mieszkańcom tamtych ziem? Były atrakcyjniejsze miejsca do prowadzenia wymiany handlowej...
- Albion? - zapytał Thorin licząc chyba na kilka słów więcej.
- Wyspa nie jest gościnnym miejscem, lecz drewno z tamtejszego dębu i wełna, czyniły wyprawę opłacalną.

Po zajęciu się dwiema poważniejszymi ranami przyszedł czas na dwie mniejsze. - Tym razem zszyje cię Galeb. Przyuczam go do fachu od jakiegoś już czasu, drugi medyk jest zawsze w cenie, zwłaszcza gdy pierwszy nie może operować a w walce różnie bywa. - wyjaśnił elfowi. Wiedział dobrze, że któregoś dnia to on sam może leżeć pozbawiony przytomności, wykrwawiający się, umierający; wtenczas chciałby znaleźć się w rękach kogoś kto ma choć ogólne pojęcie o leczeniu. Pamiętał też walki w podziemiach Azul, gdzie po starciu ze skavenami, co najmniej kilka osób leżało mocno rannych i potrzebujących natychmiastowej pomocy, a on sam musiał wybierać pomiędzy nimi, ustalać kolejność i ryzykować tak czy inaczej, że któryś z nich swej kolejki nie przetrzyma. W takich wypadkach drugi medyk także był na wagę zdrowia a nawet życia.

- To nie jest dobra wiadomość dla ciebie - powiedział ponuro Galeb rzucając spojrzenie w oczy elfa.
Zamarł dosłownie na chwilę, mierząc pacjenta wzrokiem trzymając w palcach igłę i nić niczym narzędzie tortur. Po tym przyłożył narzędzia do skóry wokół rany. Pamiętał jak szyto jego i towarzyszy. Wojskowi medycy się nie pierdzielili, Thorin w porównaniu do nich był niczym jubiler przy kowalu. Elf wydawał się delikatny… łatwy do uszkodzenia… idealna robota dla kogoś takiego jak Alrikson. Weddien nie wiedział na ile poważnie mówi krasnolud, chciał wierzyć, że wypowiedź miała za cel jedynie nastraszyć niecodziennego pacjenta...

- Ściągnij nieco brzegi rany i o tak , tu dobrze , przebij nie za głęboko - Thorin czuwał nad przebiegiem “operacji” w wykonaniu Galeba. Pilnował , poprawiał gdy trzeba , jednak nie przeszkadzał bardziej niż to było potrzebne. Asystent medyka musiał wszak w końcu nauczyć się sam i w przyszłości musiał to zrobić także i bez pomocy nauczyciela. Szycie powierzchownych ran nie było zresztą czymś aż tak skomplikowanym jak niektórym się wydawało. Przypominało cerowanie skarpety, tyle że materiał był nieco inny a i wygięta igła sprzyjała sprawniejszemu przekłuwaniu skóry i przeciąganiu nici. W porównaniu z równym szyciem Thorina, ścieg Galeba był nieco krzywy, koślawy, ale i tak całkiem niezły jak na pierwszy raz. Medyk pilnował by igła nie była wbijana zbyt głęboko ani zbyt płytko i choć przy pierwszym szyciu trudno było uniknąć takich sytuacji, to jednak od tego właśnie był - by czuwać i poprawiać.

Wcześniejsze spostrzeżenie odnośnie zmienności ciała było bardzo trafne dla runiarza. Trudno było wyczuć zgrubiałym od ciężkiej pracy dłoniom jaką siłę należy włożyć w trzymanie pacjenta, jego tkanek i takich tam. Skóra uciekała spod palców przez co Galebowi nie łatwo było utrzymać równy wzór szwu. Dochodziło do tego tempo. Jeżeli robił to zbyt wolno, rana znów napełniała się krwią i babrała wszystko. Szybciej nie był w stanie - nie panował nad materiałem w którym przyszło mu robić. Kiedy w końcu zakończył pracę, zawiązał supeł i odciął nadmiar nici.

- Dobra robota - pochwalił na koniec Thorin, szew może daleki był od doskonałego, ale tamował i zabliźniał ranę - a o to wszak chodziło. - Nie przejmuj się że trochę krzywo, to nie konkurs piękności. Ważne, że rana jest zabliźniona, że nić nie jest za głęboko wszyta , ani za płytko bo by się urwała. Jeśli brakuje ci wczucia w igłę - a to przychodzi z czasem, po wielu zszytych ranach, obserwuj po prostu na jaką wysokość ma się zagłębić w ciele i trzymaj się tej wysokości. - można by sądzić że Alrikson czytał w myślach runiarza, ale tak po prawdzie doskonale pamiętał swoje początki w zawodzie. - No to teraz ostatnia rana i idziemy na piwo - stwierdził z uśmiechem, pozwalając Galebowi dokończyć pracę.

Po wszystkim pozostało już tylko zabandażować zranioną nogę. Galeb uczynił to tak jak wielokrotnie był już przyuczany. Była to bodaj pierwsza rzecz z medycyny jaką Thorin mu przekazał. Nie trudno było ćwiczyć na różnych częściach ciała bandażowanie , szycie ran było zaś inna para kaloszy, bo do tego potrzeba było faktyczne szycie ran, ćwiczenia na martwym zającu nie zastępowały faktycznego szycia, choć po prawdzie nieco na nie przygotowywały. Dopiero po obandażowaniu nogi Thorin uznał że sprawa z elfem zakończona. Jak zwykle odkaził igłę , zabrał zakrwawiony bandaż i resztę sprzętu.

Podziękowawszy krasnoludom Muirehen samodzielnie wyszedł z namiotu, gdzie dopadło go rześkie, mroźne powietrze. Dopiero teraz odczuł też przejmujący głód i łaknienie. Zanim się posilił chciał jeszcze pomóc w obozowych przygotowaniach do noclegu, oczywiście tak, aby nie przeciążyć świeżo połatanej nogi.
 
Deszatie jest offline  
Stary 01-04-2016, 13:23   #45
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Miejsce na rozstawienie namiotów znalazło się stosunkowo szybko. Elsa nie wiedziała, czy to przypadek czy może wynik czyjś zdolności poruszania się po dzikich ostępach, jednak nawet nie bardzo ją to interesowało. Ważne było to, że mogli się odpocząć, położyć się, ogrzać, zjeść coś, opatrzyć rany, a nawet porozmawiać. Taki wypoczynek byłby zdecydowanie bardziej miły, gdyby nie hulający, mroźny wiatr oraz temperatura, która kaleczyła ciała małymi, bolesnymi ukłuciami przenikliwego zimna. Przy rozstawianiu i przygotowywaniu miejsca na obóz, Kapłanka nie pomagała. Opatuliła się ciepło i nie miała zamiaru po nic schylać, gdyż takie ruchy były odczuwalne przy ranie w okolicach mięśni skośnych brzucha. Co prawda rana ta nie była wcale głęboka, a co za tym idzie nie powinna być poważna, ale Mara wzruszyła jedynie ramionami, kiedy to Thorin zaprosił ją do jej własnego namiotu. Elsa była bardzo zaintrygowana tym całym "szyciem ran", toteż z największą przyjemnością wślizgnęła się do namiotu i ułożyła wygodnie na przygotowanym już posłaniu. Cały proces był starannie obserwowany przez Kapłankę, która delektowała się każdym ukłuciem igły oraz przeciąganiem nici przez tkanki skórne. Było to miłe, kojące i podniecające. Kobiecie od razu zrobiło się cieplej i może gdyby medykiem był ktoś inny niż krasnolud, to podzieliłaby się z nim swoimi odczuciami. Nadmiar ekscytacji jednak musiał ujść z niej w inny sposób i nawet kiedy Bjorn wszedł do namiotu, nie poczyniła żadnych większych ekspresji własnych pobudek.

Kiedy poły namiotu rozchyliły się, do środka wtargnął nieprzyjemny chłód. Bjorn jednak w miarę sprawnie wszedł do wnętrza i zabezpieczył odpowiednio wejście, aby już żaden podmuch nie naprzykrzał się kapłance. Ta zaś spojrzała na niego ze spokojem i dłonią poklepała po miejscu obok siebie, które jakby grzecznie czekało na wizytę Norsa, a jej blade ciało oczekiwało wręcz nadchodzącego ciepła, które od niego biło
- Pokazałabym Ci tę ranę, ale zakrył ją opatrunkiem, a szkoda - zaczęła od razu sennym głosem, nie odrywając ani trochę spojrzenia od jego twarzy. Śledziła mężczyznę spod śpiących powiek, nachalnie i łapczywie.
- Cały czas czuję przesuwającą się przez skórę igłę i drapiącą nić, ciągnącą się przez nakłucie - mruknęła z nutą ekscytacji w głosie.
Nors usiadł tam, gdzie nakazała mu kobieta i przyjrzał się opatrzonemu zranieniu. Przejechał po nim palcem powodując lekki ból u kapłanki, lecz chciał zobaczyć, czy jest odpowiednio zaszyta. Mruknął z aprobatą i popatrzył się na nią spojrzeniem zdradzającym znużenie.
- Nie trzeba. Mamy tu lepszą opiekę medyczną niż na froncie. Igła, nici i opatrunki, pełny profesjonalizm, aż dziwne - popatrzył gdzieś w stronę płachty namiotowej tak jakby chciał ujrzeć krasnoluda, który się nią zajmował - W Norsce zazwyczaj wszystko sprowadzało się do leczenia naturalnego.
- Nie wiem co może być fascynującego w zszywaniu rany - wzruszył ramionami - Ja uważałem to uczucie za mało przyjemne.
Kobieta cicho jęknęła, gdy jego dłoń przesunęła się lekko po opatrunku
- A co by bylo dla ciebie bardziej przyjemne? - spytała rozkosznym polszeptem, probujac przekrecic się na bok aby polozyc się przodem w jego stronę, jednak szlo jej to topornie, a jej twarz wykrzywiala sie w gammie przeróżnych emocji, których na próżno było u niej szukac w zyciu codziennym i szarym, jak ona sama.
- Możliwość spędzenia odrobiny czasu w spokoju - odparł jej niepewnie mrużąc oczy widząc jej działania - Uważaj, jeszcze te szwy rozerwiesz
- Jesteś dziś wyjątkowo żywa, Elso - stwierdził, a może skomplementował, spoglądając jej w oczy, w których było coś innego niż zazwyczaj. Zaczął się zastanawiać co jej chodzi po głowie. Odłożył swoje rzeczy na bok i ułożył się obok niej wydając z siebie westchnienie ulgi.
- Och, no to teraz masz tę możliwość. Ciekawe tylko ile ta “odrobina czasu” potrwa - zastanowiła się leniwym głosem i wstrzymała na chwilę oddech, aby zawiercić się ponownie na swoim miejscu. Jakoś nie było jej wygodnie, a dodatkowe ruchy wzmagały jedynie niekomfortowość sytuacji
- Nie nazwałabym tego wyjątkową żywotnością, może po prostu… - zapauzowała swoje słowa zastanawiając się nad doborem słów. W końcu podciągnęła się wyżej, by bez pytania położyć głowę na ramieniu Norsa -... może… - wykrzywiła usta w ciekawym grymasie, który przypominał uroczy uśmiech i spojrzała na niego z bardzo bliska - … po prostu masz rację - zakończyła w końcu, nie mogąc znaleźć lepszych słów na swój stan, który wbrew pozorom, dawał jej wiele satysfakcji.
- Oby jak najdłużej, bo musimy mieć siły na jutrzejszy dzień - uśmiechnął się lekko, kiedy tak na nią patrzył. Ich oczy pierwszy raz spotkały się tak blisko, co wywołało dziwne uczucie gdzieś w klatce piersiowej Norsa.
- A cóż cię tak pobudziło? - zapytał zaintrygowany kiedy pomyślał o dziwnej rzeczy, a jego brew lekko uniosła się w górę podkreślając swą ciekawość. Raczej mało co wywoływało u niej takie ożywienie, nie licząc mówienia o trupach rzecz jasna. Ekscytacja przy mówieniu o bólu... Masochistka?
- Widzisz - zaczęła spokojnie mrużąc oczy - W końcu czuję, że moje ciało żyje. Dzieje się coś innego i ciekawego. Sama śmierć nie jest aż tak interesująca, dopiero głębsze jej znamiona, znaczenia, interpretacje i to co po niej - westchnęła gardłowo, co przypominało rozkoszny jęk. Przymknęła oczy biorąc głęboki wdech - Niby namiot, a chłodno i tak. Zawsze tak tutaj jest, co? - spytała ot tak po prostu i otworzyła ponownie oczy, aby widzieć jego spojrzenie. Oparła dłoń o tors mężczyzny i podciągnęła się jeszcze wyżej, niemal nosem dotykając jego policzka - Z tej odległości Twoje oko jest rozmazane - zaśmiała się na krótko, jakby sama z siebie.
- Codzienność w wielkiej Norsce. Tu akurat zawsze się coś dzieje, dokładnie tak samo, jak zawsze w nocy panuje mróz - odpowiedział jej próbując odchylić lekko głowę by dokładnie widzieć jej twarz, ale ziemia go przed tym powstrzymywała.
Śmiech, który się wydobył z jego gardła, był głośniejszy niż zwykle, a jego mimika ewidentnie wskazywała na rozbawienie.
- Gratuluję Elso! Przyszpiliłaś mnie do gruntu niczym prawdziwy niedźwiedź - z uśmiechem na ustach musnął jej policzek palcem, kiedy mówił te słowa. Autentycznym uśmiechem, który tak rzadko było u niego widać.
- Och - mruknęła jedynie w w odpowiedzi, jakby wcale nie była zaskoczona - W takim razie być może coś jeszcze ze mnie będzie w następnych potyczkach - odsunęła nieco twarz, a czując dotyk na policzku przekręciła głowę na bok, by spojrzeć na niego z jeszcze innej perspektywy.
- Wypijmy coś i zjedzmy. Będziesz na warcie, czy ze mną? - spytała poważnie i nagle odwróciła wzrok, który tak bacznie wędrował po jego twarzy. Spojrzała na wejście do namiotu, zmuszając swoje ciało do siadu i poprawiając futro zadrżała.
Nors sam usiadł. Nikt jeszcze wart nie ustalał. Na propozycję posilenia się z aprobatą skinął głową, a zawtórował mu brzuch, którego odgłos skrzywił lekko twarz Bjorna. Sam powiódł za jej spojrzeniem skierowanym w stronę wyjścia.
- Pewnie będę musiał być na warcie - odparł krótko, ale po chwili dodał przeciągając wzrokiem w jej stronę - Ale mogę tu czasem zaglądać.
Wygięła usta w podkówkę uśmiechu
- W celach rozrywkowych? - dopytała z rozbawieniem, nie konkretyzując co ma na myśli.
- Hah, na pewno przyjemniejszym obiektem do obserwacji jesteś ty niż trzy krasnoludy, elf, nors i jakieś harpie - zaśmiał się pod nosem powoli zbierając swój sprzęt i zerkając na nią kątem oka.
- Idziesz na jakość, a nie ilość. Miło - skomentowała krótko, a jej uśmiech zastąpił grymas bólu. Westchnęła ciężko zastanawiając się, jak bardzo będzie jej zimno, kiedy Bjorn zostanie na warcie. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, co wcale często mu się nie zdawało. Zawsze był cichy, stonowany i zdystansowany, ale kiedy znajdowali się sam na sam, potrafił się otworzyć. Ich rozmowy nie były może obfite w informacje czy nadmiar powagi, ale zawsze poprawiały Elsie humor. Czasami miała nawet ochotę błądzić opuszkiem po każdej jego bruździe, zmarszczce czy naturalnych wgłębieniu przy obojczykach. Badać dotykiem każdy mięsień klatki piersiowej, brzucha, ramion oraz sprawdzać spracowane dłonie. Była ciekawska jak dziecko i tak samo jak ono bezpośrednia, może dla niektórych bezczelna. Jej myśli czasami błądziły po dziwnych, nienaturalnych torach, ale zdawało się, że Bjorn to rozumie i nawet mu się to podoba, potrafi ją zaakceptować. Mara zdawała sobie sprawę, jakie to może być niełatwe, słuchanie o śmierci, bólu i znoszenie bezczelnego naruszania czyjejś przestrzeni osobistej, te ciche prowokacje. On jednak miał silny charakter, mocną osobowość i silną wolę, dzięki czemu skrzętnie potrafił ją obserwować bez ukazywania jakichkolwiek emocji, co stanowczo hamowało jej zapędy testera ludzkich reakcji.
Nors po pewnym czasie wrócił z ciepłym posiłkiem i podgrzanym alkoholem. W ten sposób pragnął zaopiekować się Elsie i pomóc jej, rozgrzać, a przede wszystkim zadbać o jej zdrowie, które zostało lekko nadszarpnięte. Niestety, ale Kapłanka nie mogła przyjmować żadnych wart, dlatego została w namiocie, aby pozwolić odpocząć swojemu ciału.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 01-04-2016 o 13:46.
Nami jest offline  
Stary 01-04-2016, 16:10   #46
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Niepowodzenie bladolicej upewniło Ragnheiðrsona o słuszności swoich obserwacji. O ile niemal wszystkie norsmenki wprawnie posługiwały się mieczem, by w razie zagrożenia stanąć ramię w ramię ze swoimi mężczyznami lub bronić swych rodzin w czasie ich nieobecności, o tyle jego opinia na temat mieszkańców Imperium była jedynie odrobinę lepsza, niż na temat kluskowatych mieszkańców Południa, ze szczególnym uwzględnieniem Estalii i Tilei.

Ha! Gdyby nie portki, to w ogóle nie dałoby się poznać, że to mężczyźni.

Gdy tylko latająca paskuda znalazła się bliżej, Wulfgar szybko ciął mieczem z góry na dół otwierając potężną ranę na plecach poczwary. Pełen bezsilnej wściekłości krzyk bladej harpii ucichł dopiero, gdy odrąbał jej głowę od tułowia.

Rozprawiwszy się z nią dostrzegł, że pozostałe dwie także zostały ostatecznie uziemione. Strat własnych nie było, nie wliczając dwóch rannych i stękającego krasnoluda, prawdopodobnie poobijanego podczas pierwszego przelotu maszkar. Nieźle. Bogowie lubią gwałtowne i krótkie walki okraszone odpowiednią ilością krwi. Powinni być zadowoleni.

Jeden z brodaczy zaczął coś majstrować przy zwłokach. Wulfgar odwrócił wzrok z niesmakiem - jego niezrozumienie dla zachowań brodatych pokurczy zwiększyło się jeszcze bardziej. Gdyby tylko chodziło o zdjęcie i oprawienie futra - ale karzeł zabrał się za pazury, skrzydła i inne części ciała.
"Widać lubują się w takich sprawach... Może pozwala im to zapomnieć o ich brodatych kobietach, kto wie?" - pomyślał.
Miał przy tym nadzieję, że niski brodacz nie będzie ucinał członków każdego martwego ciała, na które natkną się podczas drogi.

Dziwny lud.

Kilka chwil poświęcił również dziwnej płonącej broni jednego ze wspomnianych karłów. Nie było normalną rzeczą, aby przedmioty świeciły, czy płonęły samoistnie. Co innego, gdyby je polać olejem do lampy i podpalić, ale same? Musiała być w tym jakaś nieczysta moc, która pozwalała czynić takie sztuczki. Tego pokurcza, a najlepiej również jego towarzyszy należało trzymać na dystans i uważnie się przyglądać. Może to jakiś czarownik, którego szalone zamysły znane są tylko zdradzieckim bogom, którym służy? Ragnheiðrson splunął na ziemię i roztarł plwocinę butem nie bacząc nawet na to, że zważywszy na śnieg nie miało to najmniejszego sensu.

Jeden z niskich zaproponował rannym zaopatrzenie ran, z czego ci skwapliwie skorzystali. W tym czasie najbardziej żwawy z całej trójki rudzielec przeciągnął truchła w jedno miejsce i podpalił. Według Wulfgara wystarczyłoby spalić lub kopnąć nieco dalej same czerepy, ale może stworom mogła wyrosnąć nowa głowa w miejsce odrąbanej? Utracone ramię odrosło błyskawicznie, a od zakończenia walki minęła dłuższa chwila i nic się nie stało. Jak na gust Ragnheiðrsona poczwary były naprawdę martwe.

Zmrok zapadał szybko. Aura też nie rozpieszczała, więc trzeba im było obóz rozbijać na noc. Po rozpaleniu stosu rudy pokurcz pobiegł dalej z zamiarem wyszukania odpowiedniego miejsca. Było to pewne wyzwanie, bowiem najprawdopodobniej każdy z nich dysponował namiotem, który trzeba było gdzieś ustawić, do tego nieco miejsca na ogień do podgrzania strawy i znalezionego przy napadniętym wozie napitku.

Chociaż zwykle Ragnheiðrson spędzał noce na pokładzie knarr, to przygotowania do noclegu na lądzie nie były mu obce. Jak każdy podrostek tym właśnie zajmował się podczas myśliwskich wypraw, a i niejedną wiorstę po ziemiach swego ludu przewędrował, niejednokrotnie nocując poza osadą.

Miał ze sobą namiot ze skóry morskiego lwa. To konkretne zwierzę było tak wielkie, że cały namiot powstał z jednego kawałka skóry od zewnętrznej strony wciąż pokrytej gęstą, nieprzemakalną sierścią. Dodatkowo mata wykonana z wyprawionej koziej skóry zapewniała mu izolację od śniegu i zimna promieniującego z zamarzniętej ziemi.

Gdy ogień zostanie już rozpalony w kociołku podgrzeje wino - cztery butelki na ich siódemkę powinny wystarczyć do rozgrzania ciała po całym dniu.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 01-04-2016, 19:34   #47
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Bjorn przyglądnął się swojej podrapanej tarczy będącej mu wierną towarzyszką od bardzo dawna. Dostał ją jako część wyposażenia zwiadowczego, gdyby doszło do walki wręcz, jednak należało jej unikać kiedy było można. Kolejny raz ten kawał drewna uratował mu życie. Dłonią przejechał po jej wierzchu, by strząsnąć z niej drzazgi, a następnie wytarł toporek o śnieg z “harpiej” juchy. Broń nie może być brudna, kiedy dojdzie do kolejnej walki.
W końcu swoje wyposażenie odłożył na swoje miejsce, czyli na plecy oraz przy pasie, i rozejrzał się kolejny raz po pobojowisku szukając wzrokiem Elsy. Była ranna… co wywołało jego złość. W chłodnym napadzie furii kopnął martwą zmutowaną kobietę, ale natychmiast po tym wydarzeniu odzyskał rezon, choć jej późniejsze skwierczenie w płomieniach ognia bardzo go usatysfakcjonowało.

Propozycja Galeba dotycząca “błyskawicznego zamknięcia rany” wielce zirytowała Norsa. Choć był to powszechnie stosowany zabieg, to jego nieefektywność na dłuższą metę sprawiała, że nie stosował go, kiedy nie musiał. Tutaj, na mroźnych pustkowiach, mogłoby się skończyć szokiem termicznym, a to by tylko pogorszyło sprawę. Rany towarzyszy wcale nie były aż tak głębokie, ale skoro medyk uparł się, by je zaszyć, to nie miał zamiaru tego kwestionować.
W sumie miał ambiwalentny stosunek do tego, co robią, póki nie szkodzą Elsie. Gdyby jej coś zrobili, to dostaliby dwoma strzałami między łopatki. Na szczęście krasnoludy są względnie rozsądne.

W trakcie rozbijania obozu zastanawiał się głównie nad rozstawieniem wart tak, by było to najskuteczniejsze. Rozważał różne możliwości, ale wybrał wreszcie tą najodpowiedniejszą. Zamierzał przedstawić ją pozostałym… I nie zamierzał w to wplątywać kobiety. Z elfa też by mógł sobie zażartować, ale nie miał humoru tego dnia. Norska może dawała mu energię, ale odbierała coś innego, czego nie potrafił określić słowami. W pewnym momencie zaczął się rozglądać dość zagubiony, pogrążony w smutnych wspomnieniach z dawnych czasów, szybko jednak wracał do siebie. Nie mógł okazywać słabości. Tak to nauczył ojciec.

Później, gdy było już ciemno i miał chwilę spokoju, postanowił odwiedzić Elsę w jej namiocie, by zobaczyć jak się czuje. Czuł się trochę winny z tego powodu, że ją ta kreatura drasnęła, bowiem obiecał ją chronić. Mógł nie powierzać jej Wulfgarowi, ale chrzanić to. Co się stało, to się nie odstanie.
W trakcie tych “odwiedzin” poczuł pierwszy raz coś dziwnego, kiedy na nią patrzył. Nigdy mu nie przeszkadzało to, co mówiła. Nawet spanie z nią na jednej pryczy. W końcu to tylko kapłanka boga śmierci. Nic nie mogło się stać. Sama często powtarzała, że jego zmarła żona czeka na niego w królestwie Morra. “Masz ci los” - pomyślał. Jej zachowanie w trakcie tej rozmowy było zdecydowanie niejednoznaczne.
Faktem jest, że zaśmiał się głośno pierwszy raz od bardzo, ale to bardzo dawna, choć to nie z powodu “przyszpilenia”, jak to ładnie powiedział Marze, ale z powodu własnej reakcji. To dziwne uczucie mogło się wiązać tylko z jednym. Pożądanie. Chciał, by ta kobieta była jego, a wcale daleko nie miał. Już to, że mówił przy niej znacznie więcej niż przy kimkolwiek innym coś znaczył. Musiał zbyć to śmiechem, by otrzeźwić swój umysł i ewakuować się z namiotu w celu przyrządzenia jej posiłku oraz podzielenia się z pozostałymi swoimi planami.

- Słuchajcie - zaczął gdy wyszedł z namiotu i ujrzał resztę osób. Stanął na środku obozu, by każdy go widział - Będziemy musieli rozłożyć warty zachowując przy tym osiem godzin snu, by każdy z nas odpoczął. Sugeruję następującą kolejność dwugodzinnych wart: Wulfgar, Kyan, Galeb, Thorin i ja. Weddien niech zostanie w namiocie, skoro oberwał - obejrzał się po zebranych jakby czekając na jakieś sprzeciwy, ale kontynuował dalej.
- Krasnoludzkie zdolności do widzenia w ciemnościach dotarły do mych uszu i uważam, że powinniśmy je wykorzystać na swoją korzyść. My, ludzie, niestety będziemy skuteczniejsi w świetle dnia.
- Jakieś pytania? - zapytał się pozostałych splatając ręce na piersi.
 
Flamedancer jest offline  
Stary 02-04-2016, 15:05   #48
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację

Kyan zostawił płonące truchła za sobą, znikając między drzewami, niczym zjawa. Las, rozpływający się pod mroczną płachtą zbliżającego się wieczora, był nienaturalnie cichy i zdawało mu się, że nawet dźwięk chrupiącego pod nogami śniegu roznosi się wokół echem. Długo nie musiał szukać. Po kilkunastu metrach las schodził naturalnie w dół, odkrywając spore, niezagospodarowane drzewami żłobienie w terenie. Khazad szybko ocenił, iż miejsce idealnie będzie nadawać się na obóz - nie dość, że kawałek od głównej drogi, to jeszcze osłaniało przed wiatrem i potencjalnie maskowało ich przed nieproszonymi gośćmi. Wrócił po towarzyszy; ci, co byli w stanie, zabrali się do zbierania drewna na opał, a Thravarsson zajął się przygotowywaniem terenu pod obóz. Skupiony i spokojny, metodycznie zajmował się kolejnymi partiami tego, co musiało być zrobione, by zabezpieczyć odpowiednio ich nocny odpoczynek.

Norsmeni wraz z Galebem i Thorinem zajęli się rozstawianiem namiotów, a biorąc pod uwagę ich doświadczenie w tej kwestii, z całością uwinęli się błyskawicznie. Niedługo potem Alrikson zaprosił Elsę do namiotu, gdzie odpowiednio potraktował ją igłą i nicią, zszywając rany na boku, a następnie zajął się cięciami na nodze Weddiena, który dzielnie znosił szycie wprawionego w tej materii khazada. Pozostali w międzyczasie zajęli się przygotowywaniem strawy i w końcu wszyscy mogli zasiąść wokół prowizorycznego rusztu nad ogniem, który dawał namiastkę przyjemnego ciepła, kojarzącego się z knajpą Bezokiego, którą opuścili dzisiejszego przedpołudnia. W obecnych, surowych warunkach, jakże odległe wydawało się to wspomnienie.


Gorący posiłek i serwowane przez Wulfgara wino rozleniwiały. Strzelający na polanach ogień hipnotyzował. Zamykał oczy. Tłoczył w umysły tylko jedną myśl: spać. Odpocząć. To był ciężki dzień, a nazajutrz czekał ich nie lepszy. Nie obudzą się w karczmie, nikt nie podsunie im przygotowanego wcześniej żarcia pod nos. Czuli, jak z każdą kolejną chwilą, gdy siedzą przy palenisku, muszą się coraz bardziej zmuszać do czegokolwiek. Zwłaszcza Elsa i Weddien. Dokończyli kolację, a następnie podzielili się wartami - Elsa w związku z ranami została pominięta, zatem na pierwszy ogień poszli Wulfgar oraz Kyan, po nich Galeb, Thorin i na końcu Bjorn. Elf miał tej nocy odpoczywać bez baczenia na zdrowie pozostałych, a sześć osób do wartowania to było i tak wystarczająco dużo, by w nocy udało się cokolwiek pospać. Przynajmniej z takimi nadziejami kładli się do snu. Skóra niedźwiedzia świetnie się sprawdzała przy zabezpieczeniu obozu i to był dobry pomysł, by ją ze sobą zabrać.


Ciężko było mu się rozbudzić i skupić na obserwacji terenu, zwłaszcza, że przyłapał naprawdę ostry mróz. Okutał się bardziej futrem, jednak na niewiele się to zdało. Co jakiś czas przechadzał się w tę i z powrotem, żeby tchnąć w ciało trochę energii i rozruszać członki, a przy okazji sprawdzić okolicę. Przez pierwszą godzinę nic się nie działo. Las był cichy i ciemny. Dopiero później, pod koniec warty usłyszał gdzieś w oddali dźwięk pękającej gałązki. Zaalarmowało go to. Pośród drzew, w odległości kilkunastu metrów, zobaczył nagle dwa świecące niczym oczy upiora punkciki. Po sekundzie zaś ujrzał wyraźnie całą paskudną sylwetkę tego, co wychynęło zza drzew.


W lichym świetle odpalonej latarenki ukazał mu się rozdziawiony, wilczy pysk, jednak osobnik, który na niego patrzył, z wilkiem wspólną miał jedynie powierzchowną fizjonomię. W miejscu, gdzie znajdował się kiedyś nos, teraz zionęła czarna dziura, osadzona pośród odsłoniętej kości kufy. Oczy spowiła jakaś nienaturalna, złowieszcza mgła, a futro zwierzęcia znaczyła zaschnięta krew i otwarte rany. Zawarczał przeciągle, by po chwili zacząć powoli schodzić w stronę Galeba. Khazad od razu zauważył, że bestia jest sporych rozmiarów i nie była sama. Niczym duchy, z ciemności wyszło pięciu jego nieumarłych pobratymców. Każdy zwierz znajdował się się w różnym stopniu rozkładu, a mimo to, powarkując złowieszczo i oblizując skrwawione pyski, zbliżali się do krasnoluda, próbując wziąć go łukiem.



Warta minęła mu spokojnie i z ulgą przywitał ciepły namiot, w którym mógł się chociaż nieco rozgrzać. Łapał coraz mocniejszy mróz, co nie zwiastowało dobrze kolejnemu dniu na otwartym terenie. Położył się, opatulając szczelnie, by ciepło od niego nie uciekało i szybko zapadł w sen.

To nie był jednak spokojny odpoczynek. Co jakiś czas wyrywał się ze snu, sprawdzając, czy wszystko w porządku, a gdy udało mu się w końcu mocniej zasnąć, miał wrażenie, że na dnie podświadomości słyszy jakiś ciepły, kobiecy głos. Najpierw cicho, niemal niezrozumiale, a z każdym wypowiedzianym słowem coraz wyraźniej. Kobieta o przyjemnym głosie szeptała do niego, jednak spomiędzy pełnych zdań, wychwytywał tylko niektóre słowa.
"~ Wulf... mój chłopiec... chodź do mnie... dla mnie... na zawsze... ciepło..."

Nagle się obudził, kompletnie rozbity, słysząc złowieszcze powarkiwania dochodzące gdzieś z zewnątrz. Wilki. To musiały być wilki.



Długo nie mógł zasnąć, ale nie ze względu na panujący mróz, tylko na myśli, które przelatywały mu przez umysł. Zastanawiał się, czy krew pseudo-harpii rzeczywiście da się wykorzystać w leczeniu ran lub odbudowy kończyn, których jedynym losem byłaby amputacja. Snuł wizje, w których posoka została dobrze przyjęta w eksperymentach na zwierzętach i mógł ją stosować na swoich pobratymcach. To byłoby coś. To wiele by zmieniło.

Zaglądał też do okutanej kocami norskiej znajdy i miał wrażenie, jakby skóra dziecka nabrała nieco głębi, jednak przy deficycie światła nie mógł być tego w stu procentach pewnym. W końcu trudy dnia i jemu się udzieliły, skutecznie odcinając świadomość, by pozwolić ciału odpocząć.

Obudził się, wyrwany ze snu jakimś hałasem dochodzącym z zewnątrz, a ponure powarkiwania tylko uświadczyły go w przekonaniu, że coś złego zaczęło się tam dziać. Oczy same mu się zamykały i czuł się, jakby pospał zaledwie kwadrans.



Warta się dłużyła, bo i nic się nie działo, więc z radością powitał zmieniającego go Galeba, a sam skrył się w swoim namiocie i opatuliwszy szczelnie poszedł spać. Sen nadszedł szybko i nie był przyjemny.

Thravarssonowi śniło się, że walczy w śniegu z wielkim, białym wilkołakiem i ilekroć chciał dopaść bestię obuchem swego młota, ta unikała jego ciosu, wyprowadzając precyzyjnie własne. Kyan niemal czuł pazury i zębiska stwora, które wgryzły się w prawe ramię, gdy wyrwał się z tego koszmaru.

Westchnął ciężko, zrzucając z powiek resztki snu. Chyba nie spał długo, ale miał zamiar zaraz to nadrobić. Nagle jego czujność wzmogły złowieszcze zwierzęce powarkiwania dochodzące z zewnątrz. Wilk. Albo wilki. Czyżby jego koszmar miał okazać się rzeczywistością?



Położyli się obok siebie w namiocie, jednak oboje dość długo nie mogli zasnąć, gdyż w powietrzu wisiało jakieś trudne do sprecyzowania napięcie między nimi, wykraczające poza ramy zwykłej znajomości. Tak, jakby oboje na coś oczekiwali? Może się czegoś obawiali? Ciężko było odgadnąć.

Rana Elsy pulsowała bólem i kobieta czuła, jak szwy ciągną skórę, jakby za chwilę miały ją rozerwać. Obawiała się, że każdy głębszy oddech mógłby się źle skończyć, choć liczyła, że Thorin dobrze się tym zajął.

Wtuleni w siebie, ogrzewając się wzajemnie, w końcu zasnęli. Tym razem oboje mieli spokojny, choć czuły sen. Gdy na zewnątrz podniosło się zamieszanie i Bjorn usłyszał złowróżbne powarkiwania, rozbudził Elsę i zaalarmował ją, że coś się dzieje.



Nie mógł długo zasnąć, gdyż zranienie cały czas o sobie przypominało nieprzyjemnym pulsowaniem. Do tego dochodziły szwy, które zdawały się ciągnąć skórę i Weddien miał wrażenie, że zaraz się rozejdą. Co prawda Thorin wyglądał na takiego, co wiedział, co robi, ale skąd Muirehen mógł to wiedzieć na pewno?

Ostatecznie, dzięki elfiej medytacji, udało mu się oddzielić umysł od obolałego ciała, które nie pozwalało mu zasnąć i w końcu oddał się w objęcia Helenira, norskiego boga snu, w którego i tak nie wierzył. Tym razem nie śnił mu się ani żaden koszmar, ani prześladujące go wizje. Obudziło go za to zamieszanie i złowieszcze powarkiwania (to były chyba wilki!) dochodzące gdzieś z bliskiej okolicy. Czyżby zostali zaatakowani?

Odruchowo spojrzał w stronę swej broni, jednak gdy noga znów zapulsowała bólem, zastanowił się, czy był sens sprawdzać, co się tam dzieje. Wciąż czuł resztki snu na powiekach.



Ci, którzy wyskoczyli z namiotów, od razu dostrzegli stojącego w pozycji bojowej Galeba, oraz zbliżające się do niego łukiem stworzenia, które jedynie wyglądem przypominały wilki. Było ich sześć, każde w innym stopniu rozkładu. Widok ten wlał w serca podróżników niepokój i strach. W mdłym świetle latarenki widzieli odkryte żebra ubabrane w zaschniętej krwi, odsłonięte kości czaszki, skrwawione płaty skóry wiszące na ścięgnach, czy sinoróżowy mózg wypływający przez dziury w czaszce. Mimo wszystko, jakimś paskudnym sposobem, te stwory żyły i poruszały się! Najgorsze były jednak oczy. Całkiem białe. Niewidzące. Martwe.


Z pochylonymi łbami, na lekko ugiętych łapach ruszyły w stronę awanturników. Szły po śniegu wolno i niezgrabnie, jakby ich mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Było pewne, że wyczekują odpowiedniego momentu, by zaatakować i ich planów nie zmieniło nawet pojawienie się kilku innych członków drużyny. Śnieg prószył delikatnie, gdy nieumarłe wilki leniwie zmniejszały odległość ku swoim ofiarom.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]

Ostatnio edytowane przez Kenshi : 02-04-2016 o 15:11. Powód: Kosmetyka posta ;)
Kenshi jest offline  
Stary 02-04-2016, 21:08   #49
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dzień zdecydowanie należał do emocjonujących, szczególnie po dość długim okresie przestoju. Oto już nie siedzieli w karczmie, a znów podróżowali. Nogami, przez niebezpieczne krainy, jak Bogowie Przodkowie przykazali. Natrafili na miejsce masakry, na cudem uratowaną ludzką dziewczynkę, na norskie harpie... Galeb nawet śmiałby zaliczyć ten dzień do bardzo udanych, gdyż w czasie walki drużyna odniosła zaledwie lekkie rany. Heh... drużyna. Dobrze było podróżować z towarzyszami. Szkoda że nie zabrał się z nimi Grundi i Detlef. Byli to sprawdzeni wojowie twardo stąpający po gruncie. Niestety ich drogi się rozeszły.

Wpełzł do dwuosobowego namiotu który rozstawili z Thorinem. Dobra strawa i ciepłe wino powodowało senność, co było dość pożyteczne - nie doskwierał mróz i ciasnota, wszak ludzkie dziecię spało przy nich. Drzemka była krótka i Galeb nie był nawet pewien czy mu się coś przyśniło. Ziewając wypełzł z namiotu, poklepał Kyana po ramieniu i kiwnął głową. Osobiście wolał poranne warty, kiedy jest możliwość obejrzeć wschód słońca. Tutaj jednak była Norsca. Tu panowały chmury, śnieg i mróz.

Zasiadając przy ognisku odprowadził towarzysza wzrokiem do namiotu, po czym zaczął wpatrywać się w ogień. Płomienie lizały drewno dając trochę światła i ciepła. Pamiętał jak w trakcie zimy wyprawili się poza Karak Azul. Było bardzo podobnie. Masa śniegu, mróz... ale wtedy wydawało się to mniej dokuczliwe. Galeb zastanowił się nad tym. Chyba któryś z żeglarzy kiedyś wspomniał, że to kwestia wilgotnego powietrza i bliskości morza. Runiarz uśmiechnął się zniekształconymi ustami. Wysokością Norsca ustępowała Górom Krańca Świata, jednak to tutaj mrozy były potężniejsze. Jakby na samą myśl o zimnie Galeb ostrożnie wsunął kolejny kawał drewna w ognisko i nadstawił swoje poparzone dłonie do ciepła.

Może to jest dobra pora aby zapisać coś w księdze? Nie... raczej nie... bez bliskości mocnego ognia dłonie szybko zgrabieją. Poza tym książka leżała w głębi namiotu wraz z tobołami, wszak na warcie trzeba było czuwać w pełni uzbrojonym tylko w najpotrzebniejsze rzeczy. Pancerz, broń, tarcza...
Właśnie... najpotrzebniejsze rzeczy.
Znów uśmiech zagościł na ustach Galeba. Przy pasie prócz nieodzownego młota i hełmu miał również swój wierny kufel oraz nieduży bukłak z miodem pitnym. Schował dłonie pod okrywające go futro starając się na oślep wymacać potrzebne mu rzeczy. Tak! Już po chwili przelał z bukłaka do kufla trochę miodu, który powinien wystarczyć do końca warty.
Zabełtał płynem w naczyniu.


***

Powolnym krokiem Galeb przemierzał trasę wewnątrz obozu i dookoła namiotów. Co kilka minut pociągał z kufla malutki łyczek miodu. W trakcie tej wędrówki mruczał do siebie cicho jedną z zapamiętanych pieśni. One zawsze przypominały mu historie, które pochłaniał za młodu jeszcze na terminie u mistrza Tharteka Pustelnika. Pogrążony w melancholijnym nastroju Galeb przemierzał obozowisko. Miód niestety w końcu się skończył. Przed nimi było jeszcze kilka dni marszu, jeszcze kilka nocy... trunek się przyda, nie ma co wypijać go od razu.
Przypiął kufel z powrotem do pasa i ruszył do siedziska przy ognisku. Nakarmił ogień kolejnymi kawałkami drewna i podsycił go mocnym dmuchnięciem.

Wtedy usłyszał trzask.

Odruchowo sięgnął po tarczę i wstał gotów do obrony. Runiarz spróbował wychwycić wzrokiem tego kto zakłócił nocny spokój. Znalazł... para zwierzęcych ślepi. Zdjął z pasa swój hełm i nałożył go. Krasnoludzkie oczy szybko wychwyciły pełen kształt przeciwnika, który nie przybył sam. Wilczury. Wyrośnięte... nieumarłe... lecz nadal mające instynkt stadny... Sięgnął po młot. Poprawił chwyt.

Zbliżały się powoli. Rozeszły się w tyralierę najwyraźniej z zamiarem okrążenia krasnoluda. Ten zaczął uderzać rytmicznie młotem w tarczę. Nawyk z milicji Vareka Ciernia. Walenie na pewno wybudzi pozostałych.

- Wilcy w obozie... gotuj broń!
- powiedział głośno.

Stał przy ognisku, szeroko na nogach ze wzniesioną tarczą. Bestie rzucą się na niego, ale powinien zdołać je powstrzymać na parę chwil, aby reszta się rozbudziła i chwyciła za oręż.

Grimnirze... Urgaborze dopomóżcie...

Młot zapłonął ogniem uwolnionym z runicznego znaku. Galeb był gotowy bronić obozu i swoich kamratów...

...choćby do ostatniej kropli krwi.
 
Stalowy jest offline  
Stary 02-04-2016, 22:45   #50
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dopiero kiedy Bjorn wrócił do namiotu, Elsa potrafiła skupić się na czymś innym niż bólu, który prócz mrowienia przyjemności, zaczął również nieco irytować. Uczucie rozciąganej skóry, dawało jej poczucie niepokoju, związanego z możliwością otworzenia się ran i choć zszywanie początkowo było dla niej interesujące, to wiedziała, że powtórzenie tego procesu już jej nie zaciekawi, bynajmniej. Nie miała ochoty się nudzić, więc leżała jak kłoda na plecach, krzywiąc się co rusz i oddychając płytko. W takiej pozycji faktycznie przypominała bardziej zimne zwłoki, niż żywą istotę, co też Bjorn postanowił sprawdzić. Ukucnął przy kobiecie podstawiając pod jej nos obnażoną dłoń, aby sprawdzić czy ta oddycha. Kapłanka uchyliła jedną powiekę patrząc na Zwiadowcę z niezrozumieniem.
- Co robisz? - ciekawski i cichy głos wydobył się z jej ust, a ten szybko cofnął rękę.
- Sprawdzam czy żyjesz - odparł zgodnie z prawdą i położył się obok niej, co ta jak zawsze skrzętnie wykorzystała. Przekręciła się ostrożnie na bok, co zajęło jej więcej czasu niż zazwyczaj i wpiła swoje drobne ciało w jego, okrywając ich szczelnie wszystkimi kocami, jakie wspólnie nagromadzili. Bjorn poprawił tylko nakrycie, aby szczelnie zakryć Elsę i chłodne powietrze nie przedostawało się do środka. Był to zwykły okaz troski i choć jej bliskość zapewne wpływała na niego w jakiś sposób, ten nie wyrażał większej gammy emocji, niż było trzeba, a w aktualnej sytuacji jedyną potrzebą był sen. Kobieta jak zawsze zakryła się aż po uszy, najwidoczniej miała ku temu jakieś powody, ponieważ zawsze gdy szła spać to je zakrywała. Można się było zastanawiać, czemu to robi i dojść do wniosku, że pewnie z zimna, jednakże w Imperium zachowywała się tak samo. Uszy zawsze musiała mieć zakryte.
Westchnięcie jakie wydobyło się z jej ust było jedynym przerywnikiem ciszy, jaka nastała między nimi. Wkrótce po tym jej głowa lekko wyłoniła się spod nakrycia, aby nosem trącić policzek Norsa. Odchrząknął na tę próbę prowokacji, a Kapłanka uśmiechnęła się pod nosem, gdyż reakcja mężczyzny była żadna. Coraz bardziej ją ciekawił.
- Dobranoc - szepnęła chowając się z powrotem i przycisnęła się jeszcze mocniej swoim ciałem do niego, obejmując tors ręką. Zamknęła oczy, a przyjemne ciepło otuliło ją do snu, z którego nie chciała się już budzić; przynajmniej nie do świtu.


Nagłe poruszenie się żywej poduszki, jaką był Bjorn, zbudziło Elsę. Jej leniwe i ciężkie powieki drgnęły niechętnie odsłaniając spod wachlarza jasnych rzęs zaspane spojrzenie. Zwiadowca niemal natychmiast poinformował ją o tym, co słyszy i nawet jej ręka spoczywająca na ciepłym torsie nie mogła powstrzymać go przed opuszczeniem ciepłego legowiska i z bronią w ręku opuszczeniem namiotu. Mara jednak okazała się być bardziej flegmatyczna niż można było przypuszczać. Ból, jaki powodowała rana przy próbie poruszania się, spowalniał nieco jej ruchy, a ona nie miała zamiaru gwałtownie reagować, gdyż ponowne zszywanie byłoby stratą czasu i nudą, a ona nie lubiła się nudzić. Nie mając czasu na ubranie skórzni, opatuliła się jedynie płaszczem, założyła w pośpiechu ciepłe ubrania, buty i wyszła z namiotu z przygotowanym łukiem i strzałami.


Szybkie rozeznanie się w sytuacji sprawiło, że pierwszą reakcją było przechylenie głowy na bok. Widok ożywieńców zdecydowanie popsuł jej humor, bo właśnie czegoś takiego starała się unikać - a raczej zapobiegać powstawaniu.
- O nie, to już przesada - oburzyła się, a jej oczy chyba po raz pierwszy otworzyły się szerzej. Wyjęła strzałę z kołczanu i naciągając cięciwę wycelowała w jednego z wilków. Przymierzała się do strzału, aby nie chybić i wypuściła pierwszy pocisk, mając nadzieję, że ten unieszkodliwi bestię. Niczym tak nie gardziła jak istotami ożywionymi, miała ochotę rzucić się w wir walki ze swoim mieczem, jednak rana na boku mogłaby mieć do niej o to nie lada pretensje - swoją drogą słuszne.
- Ktokolwiek wskrzesza takie cholerstwo powinien sczeznąć! - zaklęła pod nosem, a na jej twarzy wymalowało się wiele emocji złości, agresji jak i nienawiści. Na co dzień zawsze stroniła od okazywania uczuć, jednak w tej chwili nie mogła wręcz ukryć swojego obrzydzenia zaistniałą sytuacją i widokiem, jaki rysował się przed jej oczami. Morr powinien pokarać tego, kto praktykuje takie ohydztwa. Ponownie wycelowała z łuku i miała zamiar robić to do skutku, wycofując się w miarę potrzeb, a gdyby już nie miała innego wyboru, będzie musiała ponownie dobyć miecza.

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172