Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2016, 20:32   #102
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Markus, był bardzo wygadany i pomysłowy. Choć niektóre jego idee przypominały bardziej odpały nastolatka, to jednak ambicji nie dało mu się nie przyznać. Starał się jak tylko mógł aby tylko wymyślić sposób na odnalezienie Courtezównej. Tuż po burzliwej rozmowie z Bradem, kapłan wraz z Atheą, i Thazarem wrócili do posiadłości Courtez. Jak się szybko okazało pan domu ruszył w miasto. Mężczyzna ponoć tuż po rozmowie z Shenem wypił kilka srogich haustów brandy prosto z flaszki i na odchodne rzucił swej żonie słowa "chyba szykuje się jatka...". Courtez nie był typem człowieka skorego do przemocy, nawet jeśli chodziło o wyręczanie się specjalnie szkolonymi do tego ludźmi jak Shen czy Kazrak. Trójka kompanów zdała sprawozdanie Courtezowej, po czym udała się na okolice rynku i targowiska w poszukiwaniu pozostałych. Niedługo musieli pytać. Krasnolud, gnom, genasi ziemi i takie tam, nie trudno było nie zauważyć. Grupka niedługo wcześniej bowiem udała się do niewielkiego szynku o nazwie [i]Kieł Worga[i].

Tajga prowadziła za sobą kompanów gotowych zarówno rozmawiać, jak i dać w mordę. Może z wyjątkiem Kazraka, który choć po to był najęty, miewał wewnętrzne walki dotyczące słuszności samosądu grupki i jego konsekwencji. Fontanna na rynku była pełna dzieci, lecz grajka tam nie było. Na szczęście chwilowa przywódczyni grupy postraszyła dzieciaki Grigorem i te bez chwili zastanowienia wskazały miejsce pobytu trubadura.
Kieł Worga był przybytkiem raczej dla średniej klasy osób. Niezbyt duża gospoda zarządzana była przez krasnoluda z Północy, zaś ochrona w postaci mężczyzn podobnych do Shena zerkała z podełba na nowe twarze, które pojawiły się w drzwiach. Gości było niewielu, lecz był tam bard, którego Tajga poszukiwała. Gdy ten ujrzał urodziwą kobietę przewrócił oczami, lecz gdy zaraz za nią wkroczyło do głównej izby jeszcze paru osobników bard przełknął ślinę. Czuł, że kroi się coś grubszego.

Tajga nie musiała się długo wysilać, gdyż gdy tylko nieco się zbliżyła mężczyzna wstał i pokłonił się lekko.
-Witaj piękna ponownie. Siadajcie, siadajcie. Gospodarzu!- krzyknął głośno choć sam jeden wiedział, czy aby zamówić coś dla nowych gości, czy może raczej by zwrócić uwagę krasnoluda na gotujące się kłopoty.
-Jak twoja misja? Udało ci się odnaleźć to czego szukałaś? Przypomnij mi co to było?- spytał -A tak pytałaś o przybysza. Jednego widzę znalazłaś...- rzucił krótkie spojrzenie na posępnego Grigora.
-Twoje informacje niezbyt nam się przydały...- burknął Kazrak, który podobnie jak genasi ziemi służył nie tylko orężem ale i budzącym respekt wyglądem.

-Oh, co mogę poradzić- odrzekł szybko -Powiedziałem co wiedziałem. Jak wspomniałem. Widziałem go ostatni kilka dni temu po raz ostatni. Od tamtej pory nie zawitał do miasta. Myślałem jednak o tym wszystkim wczoraj, po twej wizycie "u mnie". Przypomniałem sobie, że ten cały genasi wody miał na palcu pierścień. Nie jestem pewien, czy dobrze go oceniłem, lecz słyszałem kiedyś, dawno temu historię pewnego rodu podwodnych istot. Nie pamiętam jak ów klan się nazywał, lecz łączył on w swoim skromnym gronie wiele pięknych stworzeń żyjących w wodnym świecie morza, które możecie podziwiać z Wysp.-
-Co z tym pierścieniem?- spytała zaciekawiona Janella, która z całej grupki wyglądała najmniej groźnie.

-No właśnie, ten pierścień to symbol przynależności. Takich pierścieni ponoć było tylko kilka sztuk i należały do wysoko postawionych w hierarchii tej podwodnej społeczności. Ponoć dawał sporą moc.-
W tej chwili drzwi do gospody zaskrzypiały raz jeszcze i w głównej izbie pojawili się Thazar, Markus i Athea.

~***~

~To miejski! Najprawdziwszy miejski. Dawnom takiego tu nie widział. Nie znam ich mord, nie wia, jak oni się nazywają ani tym bardziej po cholerę tu przyłażą...~ słowa żebraka wciąż dudniły w głowie Shena.
-Nie będę musiał łowić powiadasz...- Santiago prowadził w duchu wewnętrzną walkę. Krótkim spojrzeniem zbadał odpływającego na niewielkiej łodzi strażnika, lecz sam się chyba domyślił, że coś jest nie tak, gdyż stróżowie prawa rzadko zaglądali na Wyspy, a jeśli już to nie konfiskowali łodzi ani też nie byli w pojedynkę.
-Dobra, pomóż mi szybko z tymi linami.- burknął zrywając się. Chwilę później Santiago rozwinął niewielki żagiel i dwójka mężczyzn ruszyła w "pogoń" za szemranym strażnikiem miejskim.
-Pokaż że gest dobrej woli. Daj złocisza.- zaproponował Santiago, który najwyraźniej chciał sprawdzić czy Shen zwyczajnie nie robi go w konia.

Wykidajło spiorunował żeglarza swoim spojrzeniem, lecz ten wcale się nie speszył.
-To może ja zacznę od gestu dobrej woli.- syknął po czym uśmiechając się szeroko wyciągnął zza pazuchy małą lunetę. Pięknie ozdobiony i starannie zmontowany przyrząd zalśnił w świetle słońca.
-Ty przyjrzysz się swojemu, a ja w tym czasie przyjrzę się monetom które mi zapłacisz.- Shen dobrze znał ludzi z Wysp. Jedni byli naiwni jak dzieci, inni zaś nieufni jak skrzywdzony kundel z ulicy. Wykidajło rzucił rybakowi monetę, ten zaś oddał mu lunetę.
-To pamiątka po moim dziadku. Był wielkim rybakiem, raz nawet...- zamknął się gdy Shen raz jeszcze posłał mu chłodne spojrzenie.
-Nie ważne.- burknął, zaś Shen mógł w chwili ciszy skorzystać z przyrządu.

Zbliżenie było na tyle spore, że Shen dostrzegł przykryte płachtą z starego żaglu skrzynie na łodzi strażnika. Wyraźnie dostrzegł w nich rękojeść miecza i parę innych drzewców prawdopodobnie z małego topora, bądź większego buzdyganu. Niestety osobnikowi na łodzi nie mógł się zbytnio przyjrzeć, gdyż siedział on tyłem do Shena.
Ponad godzinę płynęli za strażnikiem, lecz z każdą, kolejną chwilą Shen był coraz bardziej pewny dokąd osobnik mógł płynąć, albowiem jego kurs był niezmienny, zaś przeszkoda na nim mogła być najprawdopodobniej celem jego podróży. Wyspa Smoka. Tak mówiono o wyspie, położonej niedaleko na południe od wybrzeża Marsember. Było to miejsce bardzo niebezpieczne i tajemnicze. Marynarze nie lubili o nim opowiadać. Spalone drzewa na górzystym terenie wyspy sprawiały bardzo nieprzyjemny widok. Legenda głosiła iż na wyspie mieszkał niegdyś smok, który rozjuszony zuchwałością poszukiwaczy przygód spalił ich, wraz z całą połacią zieleni wyspy. Shen musiał zdecydować, czy zawrócić i poinformować o tym resztę czy ryzykować i zbliżyć się jeszcze bardziej.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline