Shen rzucił ostatnie spojrzenie za odpływającą łodzią i złożył lunetę. Palce wykidajły zabębniły na burcie łodzi, kiedy zastawiał się co dalej.
- Wokół Smoczej Wyspy raczej niema zbyt popularnych łowisk, co Santiago? - - No nie bardzo, ale od dawna zbierałem się wybrać się tutaj na Merlina. Wiesz, takiego z wielką płetwą na grzbiecie. Jakby go złowił... - - To nie miałbyś gdzie go wsadzić w tej łupinie, przywiązałbyś go do burty a zanim byś dopłynął do portu, zeżarły by go rekiny. - - Co?! A Ty niby skąd wiesz? - - Chyba gdzieś o tym czytałem. Dobra, zawracaj do miasta. Wykonałeś robotę. Kieruj się do miejsca, z którego wypływaliśmy. - - Dobra, jak tam chcesz. - - Swoją drogą ładne cacko tu masz. Pamiątka po dziadku. Nie chciałbyś jej sprzedać? - *****
Shen po dotarciu do miasta, zapłacił Santiago zgodnie z umową. Pokręcił się jeszcze chwile pod nadbrzeżu, rozpytując o gościa w czerwonej kurtce i poszukując jakiś znajomków, których mógłby wykorzystać. Znalazł dwóch i obiecał im zapłacić, jeśli poczekają tu na powrót rzekomego strażnika i dowiedzą się, gdzie się udał jak wrócił. Daleki strzał, ale może się udać.
Sam wrócił do posiadłości Courtezów a tam poinstruowany przez żonę gospodarza, zdał jej relacje ze swych działań i ruszył na poszukiwanie swych kompanów.