Johny miał ochotę roześmiać się widząc zawartość toreb misjonarzy. Z takimi argumentami to można każdego nawracać na swoja wiarę. No chyba, że ma większe. Jeden z granatów z brzękiem odbił się od podłogi i poleciał w ich stronę. Johny złapał go w locie, po czym wcisnął w ręce kolesiowi z obszczanymi spodniami, który siedział koło niego, jakiś taki blady. - Masz, potrzymaj. Zajmiesz czymś ręce, to się uspokoisz. -
Sam odpiął pas i z trudem wstał podtrzymując się drążków i czego popadnie. Ruszył w kierunku kabiny pilota, zwracając się przed tym do trójki pozostałych wynajętych przez jego pracodawce najemników. - Usunę pilota. Jak ktoś się na tym zna, to nich łapie za stery. - |