Tajga cieszyła się, że znaleźli bardzinę tak szybko. Była prawie pewna, że grajek zwinął się z miasta i przez to wędrowała w fatalnym humorze. Pewnie dlatego nie zaprotestowała przeciw 'ekonomicznej' opcji zdobywania informacji od tutejszej dzieciarni. Choć z drugiej strony bachory z miasta nie były tak przydatne - i chciwe - jak te z doków, więc nie musiała aż tak dbać o dobre stosunki z nimi. Kieł Worga znała - jak każdą knajpę w mieście zresztą. Bezimienny bard dobrze wybrał, lokal był przyzwoity, a barczyści wykidajłowie zapobiegali incydentom, które mogły uszczuplić mienie krasnoludzkiego właściciela. Szkoda, że na ochronie nie oszczędzał, konus jeden... Idea dania bardowi w zęby na wejściu spaliła na panewce.
Natomiast sam poszukiwany był wyraźnie nerwowy. Gadał i gadał, i gadał podrzucając im nowe tropy, byleby się od niego odczepili. Taki pomocny, taki kochany, jeszcze myślał o biednych zaginionych dzieweczkach... Janella chyba dała się nabrać na piękne słowka, bo od razu podchwyciła temat.
Zresztą i Tajga szybko połączyła fakty. W porcie chodziły słuchy o samozwańczej organizacji "Morskiej Straży". Był to ponoć prastary pakt łączący rozumne istoty z Morza Spadających Gwiazd, których celem była ochrona akwenu. Całkiem możliwe, że to właśnie oni wyławiali rybaków i marynarzy z tonących na mieliznach łodzi i okrętów z Wybrzeża Wraków. Ich symbolem był kraken przebity włócznią, zaś każdy z członków tak zwanej wysokiej rady nosił pierścień przynależności, który miał wielką magiczną moc. Ale... mogli ją wykorzystywać wyłącznie w dobrych celach. Nijak nie pasowało to do rozdawania map ze skarbami małym, zaginionym dziewczynkom i mamienia wzroku przechodniów. - Wszystko to pięknie brzmi - pierścionki i podwodne rady - ale nadal nie wyjaśnia faktu, że tylko TY w całym mieście widziałeś rzeczonego ducha wody - rzekła Tajga, pochylając się w stronę barda ze złośliwym uśmiechem i naciągając lekko fakty. Ma uwierzyć, że genasi zniknął dzięki magicznej biżuterii? A wcześniej uprzejmie sprzedał handlarce kosz kalmarów. Dobrze sobie! Sztylet czy szpila pod żebrem nie jest czymś co zobaczy ochrona gospody, a z pewnością znacznie poprawi bardowską pamięć.
Niestety w tej właśnie chwili w drzwiach pojawiła się prześwięta część courtezowej ekipy, szlag by to trafił... Albo ich.
I cały plan poszedł się jebać. |