Ból i strach.
Zmysły Aarona szalały przesyłając mu informacje z terenu posiadłości. Eksplozje bólu i strachu coraz szybciej zmieniały się w martwą pustkę i ciszę. Niemal wszyscy ochroniarze, kilkadziesiąt osób, było już po drugiej stronie.
On sam był tego blisko. Przestrzelony bok palił żywym ogniem, skubany snajper wpakował mu kulkę pod kamizelkę.
Ściskając w dłoni niezawodną czeską cezetkę Apfelbaum skulił się w altanie ogrodowej, której ściany póki co stanowiły dla niego bezpieczną kryjówkę. I jednocześnie pułapkę. Nie mógł się stąd ruszyć. Snajperzy już raz udowodnili, że należy ich traktować poważnie.
Musiał dostać się do domu. Z tego co wyczuwał, zamachowcy już tam byli. Albo zmyli ich czujność albo będzie mógł znaleźć sobie wygodne miejsce i patrzeć jak Adrian i jego rodzina umierają.
Zamknął oczy. Do tego co chciał zrobić nie potrzebował ich.
Gdy przestał polegać na wzroku, natychmiast wyostrzyły się pozostałe zmysły. Śpiew ptaków, zapach kwiatów i deszczu, żelazisty posmak krwi i strachu, ból w boku...
Aaron otworzył umysł i zaczął wabić w pułapkę umysły terrorystów znajdujących się w pobliżu. Przypominało to zarzucanie wędki w mętną wodę. W kilka chwil wszyscy zamachowcy zwrócili swą uwagę na altanę.
Apfelbaum nie czekał. Zanim któremuś z nich przyszło do głowy by otworzyć ogień telepata wysłał silny impuls na wszystkie strony, niczym wiadomość podpisaną - "NIE MA MNIE TU".
Rezultatem tego posunięcia była tymczasowa niewidzialność. Ryzykując (ostatecznie nie wszyscy musieli dać się nabrać) Aaron wydostał się z altany i szybkim sprintem ruszył w kierunku domu, a dokładniej do jednego z okien na parterze. Apfelbaum wiedział, że drzwi są obstawione, ale okna niekoniecznie.
Odbijając się z prawej nogi Aaron wyskoczył w górę przebijając się przez okno i lądując w pomieszczeniu otoczony fruwającymi odłamkami szkła. Po czym, nie podnosząc głowy, zamarł na chwilę, nasłuchując.
W głębi domu wyczuł obecność kolejnych zamachowców. Tak szybko weszli do środka? To oznaczało, że ochrona praktycznie przestała istnieć.
Przeczesując dom szukał znajomych umysłów. Natknął się na Keiko i Elfkę, ale jego głównym celem był Adrian.
I wreszcie go wyczuł. Ulga była tak wielka, że Aaronowi zmiękły kolana. Polityk wciąż żył. Wciąż żyła nadzieja. Apfelbaum nie wyobrażał sobie jak mutanci mogliby poradzić sobie bez Lewisa. Nie wspominając o tym, że Adrian był jego przyjacielem.
Musiał się do niego dostać. Nie wstając, Aaron zaczął iść na czworakach w kierunku drzwi. Dobrze wiedział, że jeśli podniesie głowę dostanie kulkę od snajpera. Pomieszczenie przeczesywała czerwona wiązka laserowego celownika. Hałasy w głębi domu nasiliły się.
Aaron uchylił drzwi przedostając się do kolejnego pomieszczenia. W dłoni kurczowo ściskał pistolet jednocześnie szykując się by przy pomocy psychokinezy złamać kręgosłup każdemu wrogowi, który wystawi łeb.
Musiał zdążyć.
Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 30-03-2016 o 09:49.
|