Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2016, 00:15   #11
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Widząc że Jack wypełnił jego polecenia może trochę niekonwencjonalny sposób, ale jednak robił to co należał. Arthur uśmiechnął się zdenerwowanie na ten widok, przynajmniej on jeden nie wyglądał na przerażonego całą tą sytuacją.
Jednak w obecnym momencie Arthura bardziej interesował nieprzytomny chłopak, podchodząc do niego Arthur upewnił się czy na jego ubrani nie widać śladów krwi mogący wskazywać że jest ranny. Po tym należało sprawdzić oddech i puls - jeśli go nie był Arthur szybko przystąpił do sztucznego oddychania - ''trzydzieści uciśnięć na dwa oddechy i byle nie panikować'' powtarzał sobie w myślach.
Miał też nadzieję że ludzie nie będą na tyle głupi by zostać w swoich samochodach, to było najgorsze co mogli zrobić w takich momentach.
 
Orthan jest offline  
Stary 30-03-2016, 00:33   #12
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Poniedziałki zwykle nie należały do lubianych przez Sarę, dni tygodnia. Rozleniwienie po weekendzie nie było zadowolone gdy się je przeganiało, woląc pozostać dłużej i leniuchować. Tym jednak razem było inaczej. Zapowiadane fajerwerki i świętowanie skutecznie przegoniło widmo poniedziałkowego marazmu i na wpółprzytomnego poruszania się po świecie równie wpółprzytomnych rówieśników.
Nie żeby Sara jakoś szczególnie aktywnie manewrowała w świecie młodzieżowym. Zwykle i tak stała gdzieś na uboczu czego nie potrafiła zmienić nawet przeprowadzka. Tego wieczoru także zamiast wymknąć się by skorzystać z ogólnego rozluźnienia wolała zostać z rodzicami w bezpiecznej przystani ich domu.

Bezpiecznej… Lub tylko będącej taką do czasu, aż moc Sary zepsuła to złudzenie, niszcząc chwile szczęścia, które dziewczyna przeżywała ze swoimi rodzicami. Wizje przewijały się przez jej umysł, nie poddając się próbom kontroli, którą starała się im narzucić. Wdarły w jej głowę i przejęły władzę nad ciałem. Krew i ból, śmierć niczym ziarno w trakcie żniw, rozsiewana szczodrze, zupełnie jakby wartość ludzkiego życia zmalała do zera. Sara nie chciała tych obrazów, a jednak wiedziała że wybór nie będzie jej dany.

Tak też się stało. Gdy ciało przestało drgać, a świadomość tego gdzie się znajduje powróciła, obraz widziany w owym przebłysku mocy, tkwił wyraźnie przed jej oczami. Wiedziała, że był tylko jeden sposób na to by się go pozbyć, by natręctwo jego przesłania przestało dominować myśli i uczucia.

Z zasady i pasji zawsze sięgała po jeden, konkretny przekaz dla jej daru. Białe płótno lub papier, niewinne i czyste. Farby, pisaki lub kredki, pełne życia ale także zdolne przekazać śmierć i zniszczenie. To byli jej posłannicy i przyjaciele i to do nich zwróciła się o pomoc w oczyszczeniu umysłu.
Na szczęście w ich domu nigdy nie brakowało przyborów do malowania, gotowych by w każdej chwili zostać wykorzystane do posłużenia jako okno dla talentów zarówno Liz jak i jej córki. Tym razem po pędzel sięgnęła Sara, nie zwracając uwagi na pytania rodziców i ich zatroskane wyraźnie brzmiące w głosie. Musiała malować szybko. Istniała pewna szansa, że dzięki temu uda się ocalić czyjeś życie. Linie były jednak tak bardzo wyraźne, ostre na krawędziach. Obraz, który się wyłaniał nie pozostawiał miejsca na nadzieję. Zawsze tak było, że im bliżej się znajdowała tym łatwiej było rozpoznać malowany przez nią obraz. Ten, który w końcu pokazała rodzicom był bardzo, bardzo wyraźny i zapowiadał tragedię, której nie dało się już uniknąć. Wciąż jednak istniała szansa na to, że da się coś zrobić dla osób pobocznych. Najpierw jednak musiała przekazać w pełni przesłanie jakie w ów niezbyt przyjemny sposób otrzymała.
- Rose - wyszeptała, zbyt wystraszona by jej głos zabrzmiał głośniej, jednak nie było potrzeby do krzyku, na który tak bardzo miała ochotę. Obraz zwykle wystarczał, a ten, który ukazała rodzicom krzyczał nie tylko za nią, ale i za tych, którzy tracili swoje życie.


Sara miała nadzieję na to, że ojciec będzie wiedział co zrobić. Ona sama, wyczerpana po tym pokazie, opadła na kolana i zaniosła się niekontrolowanym płaczem. Niekiedy szczerze nienawidziła tego co w niej siedziało.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 30-03-2016 o 00:37.
Grave Witch jest offline  
Stary 30-03-2016, 09:46   #13
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Ból i strach.
Zmysły Aarona szalały przesyłając mu informacje z terenu posiadłości. Eksplozje bólu i strachu coraz szybciej zmieniały się w martwą pustkę i ciszę. Niemal wszyscy ochroniarze, kilkadziesiąt osób, było już po drugiej stronie.
On sam był tego blisko. Przestrzelony bok palił żywym ogniem, skubany snajper wpakował mu kulkę pod kamizelkę.
Ściskając w dłoni niezawodną czeską cezetkę Apfelbaum skulił się w altanie ogrodowej, której ściany póki co stanowiły dla niego bezpieczną kryjówkę. I jednocześnie pułapkę. Nie mógł się stąd ruszyć. Snajperzy już raz udowodnili, że należy ich traktować poważnie.
Musiał dostać się do domu. Z tego co wyczuwał, zamachowcy już tam byli. Albo zmyli ich czujność albo będzie mógł znaleźć sobie wygodne miejsce i patrzeć jak Adrian i jego rodzina umierają.
Zamknął oczy. Do tego co chciał zrobić nie potrzebował ich.
Gdy przestał polegać na wzroku, natychmiast wyostrzyły się pozostałe zmysły. Śpiew ptaków, zapach kwiatów i deszczu, żelazisty posmak krwi i strachu, ból w boku...
Aaron otworzył umysł i zaczął wabić w pułapkę umysły terrorystów znajdujących się w pobliżu. Przypominało to zarzucanie wędki w mętną wodę. W kilka chwil wszyscy zamachowcy zwrócili swą uwagę na altanę.
Apfelbaum nie czekał. Zanim któremuś z nich przyszło do głowy by otworzyć ogień telepata wysłał silny impuls na wszystkie strony, niczym wiadomość podpisaną - "NIE MA MNIE TU".
Rezultatem tego posunięcia była tymczasowa niewidzialność. Ryzykując (ostatecznie nie wszyscy musieli dać się nabrać) Aaron wydostał się z altany i szybkim sprintem ruszył w kierunku domu, a dokładniej do jednego z okien na parterze. Apfelbaum wiedział, że drzwi są obstawione, ale okna niekoniecznie.
Odbijając się z prawej nogi Aaron wyskoczył w górę przebijając się przez okno i lądując w pomieszczeniu otoczony fruwającymi odłamkami szkła. Po czym, nie podnosząc głowy, zamarł na chwilę, nasłuchując.
W głębi domu wyczuł obecność kolejnych zamachowców. Tak szybko weszli do środka? To oznaczało, że ochrona praktycznie przestała istnieć.
Przeczesując dom szukał znajomych umysłów. Natknął się na Keiko i Elfkę, ale jego głównym celem był Adrian.
I wreszcie go wyczuł. Ulga była tak wielka, że Aaronowi zmiękły kolana. Polityk wciąż żył. Wciąż żyła nadzieja. Apfelbaum nie wyobrażał sobie jak mutanci mogliby poradzić sobie bez Lewisa. Nie wspominając o tym, że Adrian był jego przyjacielem.
Musiał się do niego dostać. Nie wstając, Aaron zaczął iść na czworakach w kierunku drzwi. Dobrze wiedział, że jeśli podniesie głowę dostanie kulkę od snajpera. Pomieszczenie przeczesywała czerwona wiązka laserowego celownika. Hałasy w głębi domu nasiliły się.
Aaron uchylił drzwi przedostając się do kolejnego pomieszczenia. W dłoni kurczowo ściskał pistolet jednocześnie szykując się by przy pomocy psychokinezy złamać kręgosłup każdemu wrogowi, który wystawi łeb.
Musiał zdążyć.
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 30-03-2016 o 09:49.
Jaśmin jest offline  
Stary 30-03-2016, 18:03   #14
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Helen ćwiczyła wschodnie sztuki walki od dobrych dziesięciu lat ale nikt nie przygotowywał ją na walkę z przeciwnikiem, który mógł zabić i który na dodatek najwyraźniej umiał poradzić z sobie ze świetnie wyszkolonymi profesjonalistami.

Stanęła po drugiej stronie okien niż Keiko spodziewając się, że jeśli nastąpi atak, to ze strony najsłabszego punktu jakim niewątpliwie była przeszklona ściana. Dwanaścioro dzieci ciągle śpiących słodko na środku pokoju było pod ich opieką, a Elf nie miała pojęcia jak może je uratować… Mogła jedynie próbować wyeliminować jak najwięcej przeciwników, którzy pojawią się w jej zasięgu ale czy zdąży? I co z Karen i Rose? I jeżeli są atakowani, to czemu jest tak cicho?
 
Blaithinn jest offline  
Stary 30-03-2016, 23:35   #15
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dlaczego było tak cicho?

Pierwszą falę strachu poczuła, kiedy usłyszała informację, że abonent jest niedostępny, zaraz po dzwonku telefonu. Wiedziała, że żaden z ochroniarzy nie porzuci telefonu ot tak, byli do nich nieomal przyrośnięci, prędzej by zostawili spodnie, czy buty niż komórki. Przez chwilę łudziła się, że może po prostu zemdlał, albo coś takiego – ale kiedy zgasło światło nie mogła już mieć wątpliwości. Coś się działo. Coś niedobrego.

Dlaczego było tak cicho?

Rozejrzała się po sali, dzieci spały, to dobrze, nie była pewna, czy potrafiłaby na raz je wszystkie ogarnąć, gdyby wpadły w panikę… Zaciągnęła żaluzje, wbijając wzrok w przestrzeń za oknem. Nie potrafiła walczyć, nie miała broni, zresztą – jakie mieli szanse z uzbrojonymi napastnikami, którzy poradzili sobie z ochroną?

Helen zajęła miejsce po drugiej stronie okna, Keiko czuła strach tamtej. Jej własny dławił ją w gardle. Co mogły zrobić? Co mogła zrobić? Dlaczego było tak cicho?

- Spokojnie Helen – wyszeptała. Nie potrafiła uspokoić samej siebie, ale mogła pomóc koleżance. Dotknęła lekko jej ramienia i posłała w jej stronę poczucie spokoju. Jeśli się uda, emocje Helen opadną na tyle, aby dopuścić do głosu rozsądek i pozwolić jej sprawnie zareagować, jeśli coś się wydarzy.

Kiedy coś się wydarzy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 31-03-2016, 00:26   #16
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Adrian wbiegł po schodach na górę, praktycznie nie sprawdzając żadnego miejsca, w którym mógłby stać zamachowiec z karabinem przygotowanym do wystrzału. Nie było to co prawda mądre, ale w chwili gdy rodzina była zagrożona, żaden ojciec nie zachowywał się racjonalnie. W ręku trzymał kurczowo pistolet, zaciskając na nim palce, jakby chciał go zmiażdżyć w uścisku. Kiedy wreszcie znalazł się na górze, wyciągnął przed siebie rękę, celując wszędzie, gdzie tylko kierował wzrok.

Pokój Sary znajdował się za schodami, na końcu korytarza. Powoli, stawiając cicho krok za krokiem, zaczął iść w tamtym kierunku, trzymając broń w obu dłoniach. Kończyny trzęsły mu się ze strachu, ale nie zatrzymywał się ani na chwilę i cały czas starał się ignorować wycie rozpaczy dobiegające z drugiego świata.

Drzwi były uchylone i dochodził z nich cichy szloch dziecka. Drgnęła mu warga, kiedy rozpoznał w nim głos Sary. Podszedł do nich i pchnął gałkę do przodu, a te ze skrzypieniem uchyliły się, ukazując koszmarną scenę. Mężczyznę w kombinezonie bojowym o twarzy przysłoniętej czarną chustą, z karabinem na plecach i pistoletem w ręku oraz dwie postacie leżące pod nim i skulone w chwytającym za serce uścisku. Jedną z nich była mała dziewczynka Lewisa, która niemal utonęła w objeciach Karen. Terrorysta także spostrzegł Adriana i wycelował w niego broń. Polityk się zawahał. Przestępca nie.

Huk wystrzału rozległ się w tym samym momencie, w którym niewidzialna siła odepchnęła mutanta na bok, wrzucając go do drugiego pokoju. Chwilę później drzwi same się domknęły, a dwójka ochroniarzy zmaterializowała się przed jego oczami.
- Całe szczęście, że pan żyje – westchnął z ulgą Harry, oglądając pokrótce ciało Adriana. - Baliśmy się, że pana także dopadli.
- Co... co się stało? - zapytał Lewis, rozglądając się wokół.
- Zaskoczyli nas – wyjaśnił Sam. Stał schowany za drzwiami i z pistoletem w ręku wyglądał na zewnątrz, pilnując wejścia. - Nikt nie potrafił odpowiedzieć na atak. Wystrzeliwali nas jeden po drugim, jak kaczki. Na dodatek padła łączność radiowa i nie możemy się ze sobą komunikować, więc nie mamy pojęcia, czy ktokolwiek z dołu przeżył. Bo jeśli chodzi o górę, zostaliśmy tylko my. Zresztą prawdopodobnie też poszlibyśmy do piachu, gdyby Harry w ostatniej chwili nie otoczył nas bańką.
- Dlaczego zabrali Sarę i Karen? Czemu ich nie powstrzymaliście?
- Chcieliśmy, ale mają bombę. Nie mogliśmy ryzykować, a od momentu kiedy udało nam się sprzątnąć jednego z nich, zamknęli się w pokoju i nawet nie wychylają stamtąd nosów. - Harry westchnął. - Musimy poczekać na drugą grupę ochroniarzy. Na pewno są już w drodze. Tylko z nimi będziemy mieli jakiekolwiek szanse.
- A przede wszystkim... - zaczął Sam, ale nie dane mu było dokończyć, bo donośny głos dobiegający z innego pokoju zagłuszył jego wypowiedź:
- LEWIS!
Harry starał się złapać kontakt wzrokowy z Adrianem i cały czas kręcił głową, powtarzając nieme "nie".
- Lewis! Wiem, że tam jesteś! Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Przyjdź tutaj, a puścimy je obie, co ty na to?
Do Harry'ego dołączył George i oboje co chwilę spoglądali na polityka, kręcąc głowami.
- Proszę tego nie robić – szepnął rozpaczliwie ochroniarz. - Oni tylko na to czekają.
- ...a jeżeli w ciągu kilkunastu sekund się tu nie zjawisz – kontynuował zamachowiec - wtedy będziemy przestrzeliwać kończyna po kończynie twoje dziewczyny, aż zrobimy z nich sito! Myślę więc, że warunki są akceptowalne!
Adrian spojrzał na Harry'ego i również pokręcił głową, a łza spłynęła mu z oka. Wstał z miejsca.

*****


Aaron postanowił użyć sztuczki, która pozwoli mu przebiec wzdłuż podwórka bez otrzymania kulki w drugi bok. Chwycił za umysły przeciwników, po czym wypełnił je pustką i rzucił się biegiem w stronę okna. Snajper strzelił w momencie, gdy ochroniarz przebijał się już przez szybę do środka, więc pocisk zatrzymał się na budynku. Apfelbaum szybko podniósł się do pozycji klęczącej, strzepując kawałki szkła z ubrania i podniósł upuszczony pistolet. Znalazł się w pokoju wypoczynkowym.

Powoli wyminął kanapy i fotele, by podejść do drzwi, po czym uchylił je lekko, starając się nie wywoływać niepotrzebnego hałasu. Zdziwiony spostrzegł jednego z przeciwników stojącego dosłownie kilka metrów od niego, przy wejściu do sali gościnnej. Bez większego zastanowienia pochwycił jego ciało za pomocą mocy i wykręcił głowę do tyłu, łamiąc niczego niespodziewającemu się mężczyźnie kark. Niestety dość głośny upadek martwego ciała zaalarmował pozostałych i Aaron musiał szybko wsunąć się z powrotem do pokoju, by nie otrzymać kolejnych ran.

Już miał powtórzyć trik na reszcie terrorystów, gdy jego mózg odebrał anonimowy impuls. Apfelbaum zawył z bólu i zacisnął dłoń na głowie, a obraz przed oczami zrobił się biały. Musiał natychmiast wycofać wpływ umysłu z okolicy, jeśli nie chciał stracić przytomności. Kiedy tylko wyłączył umiejętności telepatyczne, ból momentalnie ustał i mógł oddychać spokojnie. Natychmiast więc chwycił za klamkę i domknął drzwi, zostawiając tylko małą szparkę.

Wyglądało na to, że w jakiś sposób zdołali sobie poradzić z jego mocą.

*****


Choć sama była przerażona, Keiko przeniosła falę spokoju na Helen, łagodząc jej psychiczny stan i normując oddech. Obie pilnowały okna, przekonane, że to właśnie przez nie wtargną przeciwnicy. Kiedy więc ktoś uderzył w drzwi wejściowe, aż podskoczyły w miejscu. Momentalnie odwróciły głowy w tamtą stronę i obserwowały z rosnącym zdenerwowaniem, jak futryna raz za razem ugina się od ciosów. Nieznajomy ewidentnie próbował wtargnąć od środka, a one nie mogły zrobić w związku z tym zbyt wiele. Co więcej część dzieci podnosiła już głowy, zdziwiona nagłym hałasem.

W pewnym momencie jednak dźwięki ustały, chwilę później usłyszały zaś wytłumiony, głuchy odgłos. Jeszcze przez kilka sekund stały tak w ciszy, nasłuchując, co też mogło powstrzymać napastnika, kiedy od wstających z miejsc podopiecznych zaczęły się sypać pytania:
- Co to było?
- Co się dzieje?
- Proszę pani, co się stało?
- Dlaczego ktoś uderzał w drzwi?
- Boję się...
*****


Kiedy tylko Arthur nachylił się do sztucznego oddychania, chłopak przebudził się, otworzył szeroko oczy i odepchnął go na bok, zrywając się z miejsca.
- Spierdalaj, zjebie – krzyknął na odchodne i dołączył do uciekających.
Tymczasem dziewczyna pocieszana przez Jacka, choć nieco się opamiętała i odchodziła od niego w miarę przytomna na umyśle, wciąż szlochała ciężko z głową w dłoniach. Znowu kierowcy niezbyt posłuchali się rady mężczyzny, a przynajmniej nie tak, jak to wyglądało w zamierzeniach. Korek bowiem udało się nieco rozładować... ponieważ niektórzy z nich przejeżdżali pojazdami wzdłuż Parku i w ten sposób wydostawali się na ulicę. Z drugiej strony w okolicy nie było policjantów, więc kto miałby im podarować mandat, prawda?

Niestety pojawił się inny problem. Pijana młodzież, ośmielona dramatyzmem sytuacji, postanowiła nic sobie nie robić ze swojej nietrzeźwości i w takim stanie wchodzić za kierownicę bądź wsiadać na motor. Część z nich prawdopodobnie nie będzie w stanie ich nawet odpalić, ale kiedy ci jednocześnie zbyt pijani i za mało upojeni zdołają wyjechać z parkingu, na drodze może się zrobić nieciekawie.

*****


Sara klęczała zapłakana, a przerażeni rodzice stali nad nią, przyglądając się obrazowi.
- Rose? Rose Lewis? Czy chodzi...? - zaczął ojciec, ale umilkł, kiedy dziewczyna kiwnęła głową.
- Zadzwoń do Adriana – poprosiła matka. - Coś musiało się stać.
- Tak zrobię – stwierdził. Odłożył obraz na stół, wyciągnął komórkę, wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha. Przez kilkanaście sekund nasłuchiwali sygnałów dochodzących z głośnika, ale gdy włączyła się automatyczna sekretarka, Thomas zaklął i włożył urządzenie z powrotem do kieszeni. Odgarnął włosy do tyłu, przejeżdżając dłońmi po twarzy w geście zdenerwowania, po czym wciągnął głośno powietrze i oznajmił: - Jadę. Masz rację, coś musiało się stać, Adrian zawsze odbiera moje telefony.
Niemal wybiegł z domu i popędził do garażu, skąd szybko wyprowadził rower. Elizabeth i Sara obserwowały przez okno, jak ojciec wsiada na niego i wyjeżdża na ulicę, nawet nie oglądając się na samochody. Matka spojrzała smutno na dziewczynę i uklękła obok niej, owijając medium ramionami. Pocałowała ją w czoło dla uspokojenia, w międzyczasie sięgając po obraz i kładąc na podłodze przed nimi. W milczeniu przyglądały się białym płatkom róży, po których spływała bordowa krew. Piękny kwiat skąpany w śmierci. Zwiastun rozpaczy i tragedii.
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze – szepnęła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Jednak nie trzeba było jasnowidza, żeby wiedzieć, jak to się skończy.
 
Lifeless jest offline  
Stary 31-03-2016, 14:51   #17
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Sara chciała zatrzymać ojca, jednak nie miała na to sił. Nagła wizja wypompowała z niej wszystko, zostawiając pustą skorupę, która tuliła się do matki niczym małe dziecko. Łez także nie potrafiła powstrzymać. W końcu odwróciła wzrok od obrazu, który i tak, wbrew wszelkim próbom i zwyczajowi, nie chciał zniknąć z jej myśli. Schowała twarz w ramieniu Liz i pozwoliła by zapewnienie, które było tak dalekie od prawdy, swoim złudzeniem łagodziło strach jaki czuła. Kto jak kto, ale Sara wiedziała najlepiej, że ta noc wcale nie skończy się dobrze. Ona już przeżyła jej część, tą najgorszą, która nadchodziła nieubłaganie. Teraz zaś, przez jej obraz i potwierdzenie posłała własnego ojca wprost do królestwa śmierci. Co zrobi gdy stanie się najgorsze? Jak spojrzy w oczy matce? Jak spojrzy we własne?
Te myśli i krwawe wzory ukołysały ją do snu, na równi ze staraniami Elizabeth. Wprost w objęcia nieuniknionych koszmarów, w których sceny stające się powoli rzeczywistością, ożyły na nowo.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 31-03-2016, 18:15   #18
 
Sakal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znanySakal wkrótce będzie znany
— Skoro już jesteś wolny, to zajmij się nimi, jeśli łaska! — krzyknął Jack, po czym znowu zaczął zwracać się do dziewczyny. — Hej, już wszystko dobrze, nie płacz mi tutaj.
Oplótł ją lekko ramionami, przygotowany na to, by szybko je cofnąć na wypadek protestu ze strony dziewczyny. W głowie szukał jakiejś historii, która mogłaby uspokoić rozhisteryzowaną nastolatkę.
„Gdybym przynajmniej znał jej imię…” — Myśl ta zapoczątkowała szereg narzekań na los, których Shadow nie wypowiadał na głos. Nie przeszkadzały mu też w skupieniu się na zadaniu, więc pozostawał skupiony na zadaniu. Kiedyś zapewne zakończyłoby się to nieplanowanym i, co ważniejsze, niechcianym skokiem przez cienie.
Nagle Jack doznał olśnienia. Kiedyś, opowie jej o tym, jak opanowywał swoje moce. Pomijając część szczegółów, oczywiście.
— Wiesz, ja się boję, kiedy dochodzi do takich sytuacji jak ta. — Jego głos powoli się zmieniał, wskazując, że mężczyzna odchodzi do krainy wspomnień. Jednak cały czas czujnie rozglądał się dookoła. — Parę lat temu jeszcze nie potrafiłem tego, co teraz. No wiesz, mówię o tej chmurze. No a że nasze piękne i tolerancyjne społeczeństwo wprost przepada za mutantami, o tamtych zasranych czasach już nie wspominając, to dręczyli mnie do znudzenia. — Na krótką chwilę zawiesił głos, zastanawiając się czy warto wspominać jej o księdzu. Ostatecznie doszedł do wniosku, że nie warto, wobec czego wznowił wywód. — Jednak wtedy znalazłem coś, co pozwoliło mi znaleźć w sobie siłę. — Wyciągnął z kieszeni srebrzysty krzyżyk. — Boga. Ty oczywiście możesz wierzyć, w co chcesz. — Ponownie schował krucyfiks. — Modliłem się do niego każdego wieczora. Oczywiście milczał, jego trzeba szukać w milczeniu. Ale o tym pogadamy później, jeśli zechcesz. Teraz najważniejsze jest to, co usłyszałem w tym milczeniu. Nie ma sensu bać się ciemności, skoro wystarczy promyczek światła, by ją rozproszyć. A w drugą stronę to nie zadziała. Do pokoju wypełnionego światłem nigdy nie dostanie się ciemność. Kiedy dotarł do mnie sens słów, przestałem szukać najgorszych stron danej sytuacji. Rozumiesz? — rzekł kojąco. — I dlatego wszystko będzie dobrze, przecież światło nigdy nas nie opuszcza.
 
Sakal jest offline  
Stary 31-03-2016, 18:57   #19
 
Orthan's Avatar
 
Reputacja: 1 Orthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputacjęOrthan ma wspaniałą reputację
Arthur skrzywił się słysząc słowa chłopaka, nie lubiła gdy ktoś wyzywał go od zjeba - jednak nie zamierzał zwracać na niego uwagi.
Widząc że jego towarzysz zajęty jest uspokojeniem dziewczyny, i to jemu jak widać nakazał najprawdopodobniej zajęć się mocno już podchmieloną młodzieżą, która panikując zaczęła pchać się do swych samochodów bez opamiętania.
Może nie był to najlepszy pomysł, ale na pewno był to lepsze niż nic nierobienie.
Arthur szedł wzdłuż samochodów wykrzykując i starając jak najbardziej zwrócić na siebie uwagę młodzieży.

-Jesteście pijani, jeśli w tym stanie zamierzacie prowadzić to prędzej zabijacie siebie niż stąd wyjedziecie!!! Wysiadać z tych samochodów nie ma czasu, wiem że się boicie, ale tym sposobem zrobicie sobie i komuś krzywdę!
Kto pił cokolwiek wino, piwo czy wódkę niech odłoży kluczyki i zwiewa pieszo!!!


Arthur wiedział że metody jego perswazji są mało skuteczne i prędzej zarobi w zęby, ale nic nie szkodziło mu spróbować może ktoś posłucha głosu rozsądku. Na całe szczęście droga z parkingu nie był już tak zapchana, cześć kierowców wolała stratować zieleń miejską niż czekać na przejazd.
 
Orthan jest offline  
Stary 01-04-2016, 23:17   #20
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Jeżeli ktoś powstrzymał napastnika, to znaczy że ochrona przeżyła, prawda?
One z dziećmi są bezpieczne i Karen z Rose również, prawda?

Odetchnęła cicho podchodząc do wstających podopiecznych.
- Panowie z ochrony robią sobie głupie żarty. - Powiedziała siląc się na wesoły ton. - Chcą nas wystraszyć ale my się nie damy, prawda?
Usiadła przy dzieciach i zachęcała je by wróciły do leżenia, bądź przynajmniej siedzenia.
 
Blaithinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172