Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2016, 19:23   #8
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xd9LpME3jnk[/MEDIA]

Z mrocznych czeluści jednego z pomieszczeń dobył się cichy, rytmiczny odgłos korków. Ciężkie buty wygrywające ponurą melodię na kamiennej posadzce wywoływały u zebranych ciarki; jakby wszyscy przeczuwali nadciągające zagrożenie. Zamilkli czekając w napięciu. Wtedy go dostrzegli. Najpierw dziwny, połyskujący w świetle obiekt, a później kontury wysokiej, dobrze zbudowanej postaci, która go trzymała. Zidentyfikowanie przedmiotu z początku trudne, uderzyło wszystkich w tym samym czasie, kiedy rozległ się charakterystyczny dźwięk zwalnianego bezpiecznika pistoletu.
Wtedy również na scenę weszła sama właściciel rewolweru. Był ubrany w szare ciuchy, jednak na szczególną uwagę zasługiwał czterograniasty kaptur zasłaniający całą jego twarz. Dolna część kaptura była długa, opadała niemalże do pasa. Czarne okulary skutecznie zasłaniały oczy, które teraz zapewne łypały na wszystkich zebranych przez wycięte w materiale dziury. Największym zainteresowaniem cieszył się wyhaftowany na wysokości piersi biały znak.


- Tylko spokojnie - powiedział monotonnym głosem bez akcentu. Słowa, jak i sposób w jaki je wypowiedział wydawały się niedorzeczne, biorąc pod uwagę, że właśnie celował do zebranych z pistoletu, przeskakując wolno z jednego na drugiego. Grube rękawice ogrodowe zapewniały, że nikt nie odnajdzie na broni odcisków palców. - Cholera, ludzie… będę was musiał zabić… A przynajmniej kilkoro z was.
- Idąc tu z początku sądziłem, że wszystkich będę musiał posłać do grobu… Jednak zaszła jakaś pomyłka…. Teraz muszę ograniczać się tylko do tych złych… Cholera… - Mężczyzna najspokojniej w świecie opuścił broń, pozwalając wszystkim odetchnąć. Skierował głowę gdzieś, w miejsce gdzie siedział narrator całego zajścia. Jego wzrok zapewne potrafiłby wywołać u staruszka zawał, toteż dobrze się złożyło, że dziś mocno raziło słońce i Zodiak potrzebował okularów. - Nie lubię pomyłek…

Zodiak wrócił spojrzeniem do zebranych, tym razem jednak mierząc (wzrokiem, nie pistoletem!) w Williama. Długo na niego patrzył.
- Miło poznać, jestem wielkim fanem pana książek… Uwielbiam sposób w jakim bohaterowie w nich zabijają. Zawsze chciałem napisać książkę w podobnych klimatach. Jednak zajęty jestem. Czasem zdarzy mi się napisać jakiś list, w którym staram się poetycko wyrazić swoje myśli. Muszę jednak ograniczać wodzę fantazji, by policja zrozumiała o co mi chodzi. Mam nawet ich kopie w domu. Jak to się wszystko skończy, to mógłbym podwieźć pana do siebie. Chciałbym usłyszeć szczerą opinię od prawdziwego pisarza. Obiecuję, że list zapadanie panu w pamięci… aż do śmierci.

Po jego słowach zapewne nastałaby niezręczna cisza, gdyby różowy jegomość zachwycający się na głos cyckami jakiejś krowy. Zodiak zignorował go i zwrócił się spojrzeniem na błyszczącego w świetle pięknisia. Widział ten film, pierwszą część. I mu się nie spodobał.
- Chcesz zagrać… w rosyjską ruletkę? W bębnie jest czternaście komór i czternaście naboi - miały starczyć na każdego z was. Jedna kula zrobiona jest ze srebrnej łyżeczki. A na dodatek ma aromat czosnku. Zarezerwowałem ją specjalnie dla Ciebie. Strzelę do ciebie dziewięć razy, bo resztę naboi potrzebuję na złych. Jak już ktoś zbierze głosy, to osobiście będę linczował - mam w tym wprawę. Nie chcę jednak by cokolwiek się zmarnowało. Masz ponad trzydzieści procent szans na to, że nie oberwiesz ze srebrnej. Inne i tak pewnie cię zabiją, ale niektórym moim ofiarą czasami się udawało.

Zodiak mówił to ospałym głosem, jakby nie do końca świadomie. Znowu nastała niezręczna chwila. Włożył rękę pod poły kaptura i podrapał się po brodzie.
- O czym mówiliśmy? - spojrzał się po wszystkich. Tym razem jego uwaga zatrzymała się na Harrym. - To prawda, że chciałeś zabić tę kobietę? - zapytał, wskazując pistoletem na Geslerową. - Czarodzieje... Macie tyle różnych możliwości, a i tak nie potraficie nikogo zamordować. Ten bez nosa… Wielki mi kozak. Morderca, który dziecka zabić nie potrafił. Zakład, że moje “czary” zadziałają o wiele lepiej niż jego, Harry Potterze? Zdaje mi się, że próbujesz zrobić z siebie kogoś, kim zapewne nie jesteś. Chyba ciebie pierwszego należałoby mieć na oku - kończąc swój wywód Zodiak wycelował pistoletem w chłopaka.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 30-03-2016 o 19:29.
Hazard jest offline