Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2016, 00:26   #16
Lifeless
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Adrian wbiegł po schodach na górę, praktycznie nie sprawdzając żadnego miejsca, w którym mógłby stać zamachowiec z karabinem przygotowanym do wystrzału. Nie było to co prawda mądre, ale w chwili gdy rodzina była zagrożona, żaden ojciec nie zachowywał się racjonalnie. W ręku trzymał kurczowo pistolet, zaciskając na nim palce, jakby chciał go zmiażdżyć w uścisku. Kiedy wreszcie znalazł się na górze, wyciągnął przed siebie rękę, celując wszędzie, gdzie tylko kierował wzrok.

Pokój Sary znajdował się za schodami, na końcu korytarza. Powoli, stawiając cicho krok za krokiem, zaczął iść w tamtym kierunku, trzymając broń w obu dłoniach. Kończyny trzęsły mu się ze strachu, ale nie zatrzymywał się ani na chwilę i cały czas starał się ignorować wycie rozpaczy dobiegające z drugiego świata.

Drzwi były uchylone i dochodził z nich cichy szloch dziecka. Drgnęła mu warga, kiedy rozpoznał w nim głos Sary. Podszedł do nich i pchnął gałkę do przodu, a te ze skrzypieniem uchyliły się, ukazując koszmarną scenę. Mężczyznę w kombinezonie bojowym o twarzy przysłoniętej czarną chustą, z karabinem na plecach i pistoletem w ręku oraz dwie postacie leżące pod nim i skulone w chwytającym za serce uścisku. Jedną z nich była mała dziewczynka Lewisa, która niemal utonęła w objeciach Karen. Terrorysta także spostrzegł Adriana i wycelował w niego broń. Polityk się zawahał. Przestępca nie.

Huk wystrzału rozległ się w tym samym momencie, w którym niewidzialna siła odepchnęła mutanta na bok, wrzucając go do drugiego pokoju. Chwilę później drzwi same się domknęły, a dwójka ochroniarzy zmaterializowała się przed jego oczami.
- Całe szczęście, że pan żyje – westchnął z ulgą Harry, oglądając pokrótce ciało Adriana. - Baliśmy się, że pana także dopadli.
- Co... co się stało? - zapytał Lewis, rozglądając się wokół.
- Zaskoczyli nas – wyjaśnił Sam. Stał schowany za drzwiami i z pistoletem w ręku wyglądał na zewnątrz, pilnując wejścia. - Nikt nie potrafił odpowiedzieć na atak. Wystrzeliwali nas jeden po drugim, jak kaczki. Na dodatek padła łączność radiowa i nie możemy się ze sobą komunikować, więc nie mamy pojęcia, czy ktokolwiek z dołu przeżył. Bo jeśli chodzi o górę, zostaliśmy tylko my. Zresztą prawdopodobnie też poszlibyśmy do piachu, gdyby Harry w ostatniej chwili nie otoczył nas bańką.
- Dlaczego zabrali Sarę i Karen? Czemu ich nie powstrzymaliście?
- Chcieliśmy, ale mają bombę. Nie mogliśmy ryzykować, a od momentu kiedy udało nam się sprzątnąć jednego z nich, zamknęli się w pokoju i nawet nie wychylają stamtąd nosów. - Harry westchnął. - Musimy poczekać na drugą grupę ochroniarzy. Na pewno są już w drodze. Tylko z nimi będziemy mieli jakiekolwiek szanse.
- A przede wszystkim... - zaczął Sam, ale nie dane mu było dokończyć, bo donośny głos dobiegający z innego pokoju zagłuszył jego wypowiedź:
- LEWIS!
Harry starał się złapać kontakt wzrokowy z Adrianem i cały czas kręcił głową, powtarzając nieme "nie".
- Lewis! Wiem, że tam jesteś! Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Przyjdź tutaj, a puścimy je obie, co ty na to?
Do Harry'ego dołączył George i oboje co chwilę spoglądali na polityka, kręcąc głowami.
- Proszę tego nie robić – szepnął rozpaczliwie ochroniarz. - Oni tylko na to czekają.
- ...a jeżeli w ciągu kilkunastu sekund się tu nie zjawisz – kontynuował zamachowiec - wtedy będziemy przestrzeliwać kończyna po kończynie twoje dziewczyny, aż zrobimy z nich sito! Myślę więc, że warunki są akceptowalne!
Adrian spojrzał na Harry'ego i również pokręcił głową, a łza spłynęła mu z oka. Wstał z miejsca.

*****


Aaron postanowił użyć sztuczki, która pozwoli mu przebiec wzdłuż podwórka bez otrzymania kulki w drugi bok. Chwycił za umysły przeciwników, po czym wypełnił je pustką i rzucił się biegiem w stronę okna. Snajper strzelił w momencie, gdy ochroniarz przebijał się już przez szybę do środka, więc pocisk zatrzymał się na budynku. Apfelbaum szybko podniósł się do pozycji klęczącej, strzepując kawałki szkła z ubrania i podniósł upuszczony pistolet. Znalazł się w pokoju wypoczynkowym.

Powoli wyminął kanapy i fotele, by podejść do drzwi, po czym uchylił je lekko, starając się nie wywoływać niepotrzebnego hałasu. Zdziwiony spostrzegł jednego z przeciwników stojącego dosłownie kilka metrów od niego, przy wejściu do sali gościnnej. Bez większego zastanowienia pochwycił jego ciało za pomocą mocy i wykręcił głowę do tyłu, łamiąc niczego niespodziewającemu się mężczyźnie kark. Niestety dość głośny upadek martwego ciała zaalarmował pozostałych i Aaron musiał szybko wsunąć się z powrotem do pokoju, by nie otrzymać kolejnych ran.

Już miał powtórzyć trik na reszcie terrorystów, gdy jego mózg odebrał anonimowy impuls. Apfelbaum zawył z bólu i zacisnął dłoń na głowie, a obraz przed oczami zrobił się biały. Musiał natychmiast wycofać wpływ umysłu z okolicy, jeśli nie chciał stracić przytomności. Kiedy tylko wyłączył umiejętności telepatyczne, ból momentalnie ustał i mógł oddychać spokojnie. Natychmiast więc chwycił za klamkę i domknął drzwi, zostawiając tylko małą szparkę.

Wyglądało na to, że w jakiś sposób zdołali sobie poradzić z jego mocą.

*****


Choć sama była przerażona, Keiko przeniosła falę spokoju na Helen, łagodząc jej psychiczny stan i normując oddech. Obie pilnowały okna, przekonane, że to właśnie przez nie wtargną przeciwnicy. Kiedy więc ktoś uderzył w drzwi wejściowe, aż podskoczyły w miejscu. Momentalnie odwróciły głowy w tamtą stronę i obserwowały z rosnącym zdenerwowaniem, jak futryna raz za razem ugina się od ciosów. Nieznajomy ewidentnie próbował wtargnąć od środka, a one nie mogły zrobić w związku z tym zbyt wiele. Co więcej część dzieci podnosiła już głowy, zdziwiona nagłym hałasem.

W pewnym momencie jednak dźwięki ustały, chwilę później usłyszały zaś wytłumiony, głuchy odgłos. Jeszcze przez kilka sekund stały tak w ciszy, nasłuchując, co też mogło powstrzymać napastnika, kiedy od wstających z miejsc podopiecznych zaczęły się sypać pytania:
- Co to było?
- Co się dzieje?
- Proszę pani, co się stało?
- Dlaczego ktoś uderzał w drzwi?
- Boję się...
*****


Kiedy tylko Arthur nachylił się do sztucznego oddychania, chłopak przebudził się, otworzył szeroko oczy i odepchnął go na bok, zrywając się z miejsca.
- Spierdalaj, zjebie – krzyknął na odchodne i dołączył do uciekających.
Tymczasem dziewczyna pocieszana przez Jacka, choć nieco się opamiętała i odchodziła od niego w miarę przytomna na umyśle, wciąż szlochała ciężko z głową w dłoniach. Znowu kierowcy niezbyt posłuchali się rady mężczyzny, a przynajmniej nie tak, jak to wyglądało w zamierzeniach. Korek bowiem udało się nieco rozładować... ponieważ niektórzy z nich przejeżdżali pojazdami wzdłuż Parku i w ten sposób wydostawali się na ulicę. Z drugiej strony w okolicy nie było policjantów, więc kto miałby im podarować mandat, prawda?

Niestety pojawił się inny problem. Pijana młodzież, ośmielona dramatyzmem sytuacji, postanowiła nic sobie nie robić ze swojej nietrzeźwości i w takim stanie wchodzić za kierownicę bądź wsiadać na motor. Część z nich prawdopodobnie nie będzie w stanie ich nawet odpalić, ale kiedy ci jednocześnie zbyt pijani i za mało upojeni zdołają wyjechać z parkingu, na drodze może się zrobić nieciekawie.

*****


Sara klęczała zapłakana, a przerażeni rodzice stali nad nią, przyglądając się obrazowi.
- Rose? Rose Lewis? Czy chodzi...? - zaczął ojciec, ale umilkł, kiedy dziewczyna kiwnęła głową.
- Zadzwoń do Adriana – poprosiła matka. - Coś musiało się stać.
- Tak zrobię – stwierdził. Odłożył obraz na stół, wyciągnął komórkę, wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha. Przez kilkanaście sekund nasłuchiwali sygnałów dochodzących z głośnika, ale gdy włączyła się automatyczna sekretarka, Thomas zaklął i włożył urządzenie z powrotem do kieszeni. Odgarnął włosy do tyłu, przejeżdżając dłońmi po twarzy w geście zdenerwowania, po czym wciągnął głośno powietrze i oznajmił: - Jadę. Masz rację, coś musiało się stać, Adrian zawsze odbiera moje telefony.
Niemal wybiegł z domu i popędził do garażu, skąd szybko wyprowadził rower. Elizabeth i Sara obserwowały przez okno, jak ojciec wsiada na niego i wyjeżdża na ulicę, nawet nie oglądając się na samochody. Matka spojrzała smutno na dziewczynę i uklękła obok niej, owijając medium ramionami. Pocałowała ją w czoło dla uspokojenia, w międzyczasie sięgając po obraz i kładąc na podłodze przed nimi. W milczeniu przyglądały się białym płatkom róży, po których spływała bordowa krew. Piękny kwiat skąpany w śmierci. Zwiastun rozpaczy i tragedii.
- Mam nadzieję, że wszystko skończy się dobrze – szepnęła, a po jej policzkach popłynęły łzy.
Jednak nie trzeba było jasnowidza, żeby wiedzieć, jak to się skończy.
 
Lifeless jest offline