To całe Rivendell dupy nie urywało - może i ładne ale jak na wiochę, pozostało jednak wiochą w każdym calu.
- Nie no kurwa, to jakaś padaka. - czarnowłosa nastolatka w wydekoltowanej bluzce, minispódniczce i białych kozakach na prawilnej szpili, wyciągnęła do góry rękę uzbrojoną w telefon komórkowy. Przed chwila wysiadła z luksusowego Audi i pożegnawszy się czule z facetem będącym pewno jej ojcem, stanęła na progu tego lekko przerośniętego kurwidołka.
Szybko tego pożałowała.
- Patologia - westchnęła, chowając telefon do torebki kupionej w Zarze za ponad trzy stówy. O zasięgu mogła co najwyżej pomarzyć, tak samo jak o porządnej galerii handlowej. I co ona niby będzie robiła w wolnej chwili an tym wipizdowie... na ryby pójdzie? No chyba kogoś w tej bajce ostro pojebało na dekiel.
- Milena jestem - przedstawiła się reszcie wesołego towarzystwa, pykając przy tym balonem z gumy do żucia. Kultura musiała być, no nie? Wszyscy dookoła pierdolili smęty gorzej niż ta stara rura od biologii. Dziewczyna obcięła każdego po kolei, skupiając uwagę na ich telefonach, butach i zegarkach. Wiadomo że jak fanty na poziomie to i jest się za czym zakręcić.
- Te Potter, stara ci te łachy wygrzebała z Caritasu czy pomocy dla powodzian??