Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2016, 10:25   #34
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Wybroczyny nie wyglądały dobrze, ale i mężczyzna był w ogólnie kiepskim stanie. Albin najpierw zmoczył ręcznik w zimnej wodzie, potem przyłożył go do piersi mężczyzny i ułożył go w pozycji półsiedzącej. Następnie przyszła pora na sprawdzenie dłońmi, w jakim stanie faktycznie są żebra. Dopiero potem zajął się szukaniem bandaża. Pozostawało mu unieruchomić żebra gwardzisty na wydechu. Żałował że nie ma dostępu do rentgena, więc nie wiedział w jakim stanie dokładnie są kości, ale narządy wewnętrzne zdawały się nienaruszone. Przysłuchał się jeszcze czy nie słyszy świstu wskazującego na odmę i zaczął bandażować nieszczęśnika. Jednym uchem przysłuchując się słowom maga przytakując.

- Owszem - odparła Niamh, po czym zwróciła się do Albina. - Medyka trzeba wołać, sami rady nie damy.
Podniosła się z ziemi.
- Na dworze królowej Moire przebywa Lady Llewella, której ojciec był władcą Amberu - oznajmiła tonem wyjaśnienia. - Z jakiego świata zatem pochodzili napastnicy?
Randal był więcej niż zaskoczony słowami lady Niamh, chociaż starał się to ukryć. Nieudolnie.
- Nie wiem jak się zwie ten świat. - Przyznał z lekkim zażenowaniem. - Wiem natomiast, że jego władcy chcą pozostać ukryci.
- Zależy co pękło w środku, o ile to nie wątroba, śledziona lub nerki, powinien dać radę. Inaczej może zejść na krwotok wewnętrzny. Odmy chyba nie ma. - Stwierdził Albin. - Skoro władcy chcą pozostać ukryci, to o kim cokolwiek wiesz, lub czy znasz ich motywy? - Zapytał zaskoczonego mężczyznę Erykowy syn. - Pójdę po kogoś, prawdopodobnie mógłbym go pozszywać, nawet gdyby coś pękło w środku, ale wolałbym mieć porządną asystę. - Stwierdził Albin.
- Motywy są zawsze te same. Potęga, władza.. - Mag zaśmiał się ironicznie. - Dotarłem do sługi, albo raczej służki, bo to są same kobiety. Ona powiedziała mi, że sile, mocy, użyła słowa mocy, która pragnie przynieść światom pokój. Owa moc zmęczona jest odwieczną i niekończącą się walką między dwoma biegunami. Między Porządkiem a Chaosem. Między kreacją a zniszczeniem. W tym celu kobieta ta miała zbadać Wzorzec w Rebmie. Przyłapałem ją na tym. Nie wiem jak tam się dostała. Może przekupiła strażników. Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Chciałem to sprawdzić. Nie zdążyłem jednak.
Kiedy Albin zbierał się już po jakiegoś medyka z powołania, coś go tknęło. - Czy mógłbyś opisać tą służkę? - Zapytał, kiedy przypomniał sobie o dziewczynie szukającej ojca kupca w pobliżu wieży.
- To była taka młoda, szczupła dziewczyna o rudych, prostych włosach. Piegowata. - Opis zupełnie nie pasował do córki kupca, którą Albin spotkał.
Najwyraźnie syn Eryka był przewrażliwiony chwilowo, a taki zbieg okoliczności byłby zbyt duży, by był możliwy. Ruszył na poszukiwanie medyka.

- Czy powiadomiłeś kogokolwiek o tym, że owa kobieta dotarła do komnaty Wzorca? - Niamh pogładziła rannego po czole. Łańcuszek z czymkolwiek, co było na nim zawieszone, wyciągnie Tadghowi choćby z gardła… a raczej wskaże mu, że wyplucie i oddanie jej po umyciu jest jego jedyną szansą na zachowanie twarzy. Nabrała jakiejś niezdrowej ciekawości co do tego, co Ailil uznał za stosowne nosić na piersi.
- Nie. - Odparł mag. - Nie było czasu. A strażnikom przy Wzorcu jakoś nie ufałem.
- Kiedy miało to miejsce?
- Wczoraj. Sam chciałem ją przesłuchać zanim oddałbym ją gwardii.
- Wielce wspaniałomyślne - przyznała Niamh. Po tonie głosu nijak nie dało się wywnioskować, czy mówi poważnie, czy drwi w żywe oczy. - Rozumiem, że niewiasta ta pozostaje w twej wieży.
- Nie. Ten atak na moją wieżę był po to, żeby ją uwolnić. Mógłby spróbować ją, to znaczy ich, wytropić. Ślad powinien być jeszcze widoczny. Muszę jednak udać się do swojego domu.
- Jak bardzo jest niebezpieczna? Ilu ludzi ci trzeba? - rzuciła przez ramię.
- Jeżeli odzyska to co jej zabrałem, to może być bardzo niebezpieczna. Nie potrzebuję twoich ludzi. Sam zastawię pułapkę. - Powiedział ostrzej.
- Cóż takiego jej zabrałeś, co zapewne chciałaby odzyskać? - Niamh zignorowała zarówno odpowiedź, jak i ton, jakim jej udzielono.
- Wisior. Źródło jej mocy.
- Czyli wcale tropić jej nie trzeba po pustkowiach? Przyjdzie sama do twej wieży?
- Nie wiem. - Odparł wzruszając ramionami. - Być może. - Zamilkł na krótką chwilę wpatrując się w jakiś punkt za oknem. - Uwierz mi pani, że nie działam na szkodę twojej królowej.
- Me zaufanie to rzadki i drogi klejnot, czcigodny magu. Nie przywdziewam go bez okazji i nigdy dla kogoś, kto sam wpierw nie ustroił się podobnie - odparła uprzejmie Niamh. Wiara… na wiarę nie przyjmowała już nawet pustych i pozbawionych znaczenia komplementów. - Gdy tylko Albin wróci i zabierzemy stąd naszego… gościa, zostaniesz odprowadzony do swych nowych komnat. Tam też będziesz oczekiwał na decyzję. Już niebawem.
Wstała, by zerknąć, cóż to zaciekiwało czcigodnego starca za oknem.
Za oknem nie było nic ciekawego. Cisza, spokój i szafirowa toń wód.
- Poczekam pani aż sama mnie o pomoc poprosisz. - Powiedział spokojnie Randal zasiadając na swym łóżku.

W czasie gdy mag rozmawiał z Niamh, Albin próbował znaleźć tutejszego medyka. Musiał przyznać, że szpitale pod tym względem miały lekką przewagę nad lazaretami. Łatwiej tam było kogoś znaleźć, w niektórych były nawet dzwonki, za które można było pociągnąć, by takiego znaleźć. Najsensowniej było zacząć szukać na dole, zwykle, gdy przywożono nowych chorych, to właśnie tamtędy. Tam więc pospieszył Albin.
W budynku było cicho i spokojnie. Nikt się po korytarzach nie kręcił. W większości pomieszczeń światła były pogaszone. Tylko w dwóch miejscach syn Eryka dostrzegł światło sączące się przez szparę prze podłodze. O ile drzwi były identyczne, o tyle natężenie światła już nie.
Wrażenie było dziwne, prawie jakby wędrował po opuszczonej wieży, z dwoma ścieżkami do wyboru. Brak odgłosu kroków tylko potęgował inność tego miejsca nocą. Zdecydował się zapukać do drzwi, przez które przesączało się więcej światła.
Przez chwile nie było żadnej odpowiedzi. Nim jednak Albin zdążył zapukać drugi raz drzwi otworzyły się na całą szerokość. Stanął w nich niemłody już mężczyzna. Za jego plecami syn Eryka mógł dostrzec dwoje młodych ludzi oraz część pokoju. Było tam pełno książek, ale i różnego rodzaju fiolek, słoi, butelek i innych pojemników.
- Tak? - Zapytał mężczyzna mrużąc oczy.
- Szukam tutejszego medyka, jeden z pacjentów, których właśnie przyniesiono potrzebuje poważniejszej pomocy. Zdaje się że ma potłuczone, może i połamane żebra, ktoś też mu nie szczędził pięści lub pałki. - Powiedział spokojnie Albin. - Na razie obandażowałem mu żebra i unieruchomiłem na ile się bezpiecznie dało, ale zdecydowanie potrzebuje to fachowego oka i rąk. - Dodał młodzieniec, gotów wsadzić stopę między drzwi a framugę, gdyby tego było trzeba.
- Nie jesteś gwardzistą panie. - Rzekł starszy mężczyzna. - Cóż zatem robisz o tak później porze w tym miejscu. - Wyjrzał na korytarz.
- Doskonałe pytanie, wykonuję polecenia płynące pośrednio od generała. - Powiedział nie zmieniając tonu młody amberyta. - Jedno z wyższych pięter. Któryś z was jest medykiem, czy będziecie w stanie wskazać mi do niego drogę? - Zapytał rozglądając się dokładnie po twarzach, starając się dostosować lepiej wzrok.
- Doprawdy? - Mężczyzna nie wydawał się być przekonany do tego co mówił Albin.
- Fechin, - Zwrócił się do jednej z osób w pomieszczeniu. Chyba do mężczyzny, bo ten podniósł się natychmiast. - idź znajdź straże.
Młodzieniec ruszył.
- Jak wolicie, ale coś mi się zdaje, że Lady Niamh się najzwyczajniej w świecie wkurwi jeśli tamten zejdzie. Wściekła jest już od jakiegoś czasu. Wybaczcie mój rynsztokowy język. Więc straże strażami, ale medyk w pierwszej kolejności jeśli można. - Uśmiechnął się lekko amberyta.
Wymienienie kuzynki z imienia chyba przyniosło jakiś efekt, gdyż starszemu mężczyźnie drgnęła powieka. Ale nie dowołał chłopaka.
- Gdzie zatem lady Niamh chciałby bym się udał? - Zapytał spokojnie.
- Komnata, w której odpoczywa Randal, więc trochę się nachodzimy, pomóc ci z torbą lub narzędziami? - Zapytał a po chwili dodał, dla uspokojenia. - Nie, to nie on jest w kiepskim stanie.
- Dobrze, zatem zaczekamy na straże.
- Mam nadzieję że nie zajmie to długo. - Powiedział Albin. Oparł się o ścianę i pozwolił monecie powoli przechodzić z knykcia na knykieć. Zastanawiała go kobieta, która została ponoć przyłapana przez Randala w komnacie wzorca. Pytanie co robił tam sam czarodziej. Amberyta wiedział, że mieszkaniec wieży jest specjalnym gościem królowej, nie miał jednak pojęcia jak dokładnie wygląda jego zależność i czym się naprawdę dla niej zajmował.
Straż nadbiegła po kilku minutach. Było ich czterech. Albin wyraźnie słyszał ich kroki.
- Znacie go? - Zapytał ich starszy mężczyzna wskazując głową na erykowego syna.
-Tak panie. - Odparł jeden z gwardzistów. - Przybył z lady Niamh.
- Prowadź zatem. - Mężczyzna zwrócił się do Albina.

Albin w asyście medyka i czterech gwardzistów, dotarł w końcu na górę, ponownie do komnaty zajmowanej jeszcze chwilowo przez maga. Nie dał po sobie poznać odrobiny irytacji, jaką wywołała u niego zwłoka.
Odhran, medyk skłonił się usłużnie lady Niamh. Jego asystent, generalska córka widziała go kilkukrotnie, poszedł w jego ślady. Młodej dziewczyny dygnęła z gracją przynależną damie wysokiego rody i stanęła za starszym mężczyzną.
Łukowato wygięta ciemna brew Niamh wygięła się jeszcze bardziej. Córka Ruadhagena odwzajemniła ukłon medyka kilkoma słowami powitania, pełnym wdzięku gestem wskazała Odhranowi i jego pomocnikowi nieprzytomnego Ailila. Po gwardzistach prześlizgnęła się wzrokiem, by na końcu skinąć lekko głową damie i powrócić spojrzeniem do żołnierzy.
- Czy sytuacja w koszarach wymaga, by medykowi towarzyszyła czteroosobowa obstawa? - zapytała najwyższego szarżą gwardzistę.
- Ja ich wezwałem pani. - Odezwał się medyk nie czekając na odpowiedź gwardzisty. Ruchem ręki przywołał towarzyszących mu młodych ludzi. - Obejrzyjcie go i powiedzcie mi jak należy postąpić.
- Niestety, moje słowa to tylko słowa w tym miejscu. - Albin skłonił się Niamh, kryjąc delikatny uśmiech, który wykwitł na myśl, jaką dla niektórych musiała być kością niezgody.
Brew Niamh uniosła się jeszcze wyżej. Smukły palec w geście nakazującym podejście bliżej zostawił za sobą drobne wiry. Gdy Albin podszedł, poprawiła mu ponownie wyłogi koszuli. Ten fason zdecydowanie się nie sprawdzał.
- Gdzie zaś podziałeś mój pierścień, kuzynie? - tchnęła mu prosto w ucho, na tyle cicho, by nikt prócz Albina nie dosłyszał słów i wziął sytuację za wymianę czułych gestów, właściwą ludziom sobie bliskim. Jej twarz też widział tylko on. W fioletowych oczach Niamh nie było widać ni krzty czułości. Gdzieś na dnie przejrzystych źrenic skrzyła się mroźnie irytacja.
- Ciągle na palcu, nie pomyślałem o nim. - Odparł cicho, próbując rozczytać twarz kobiety i stając tuż obok niej.
Młodzi uczniowie Odhrana zajęli się oględzinami nieprzytomnego. Wymieniali się co chwilę jakimiś uwagami i spoglądali niepewnie na nauczyciela, który pozostawał niewzruszony.
- Czy to wszystko? - Spytał najwyższy rangą gwardzista.
Jego oczy co chwilę uciekały w stronę leżącego na posadzce kolegi, żadnym innym gestem nie dał po sobie jednak poznać, że obchodziło go to, co zaszło.
Albin zerknął na Lady, czekając na jej słowa, chociaż wydawało mu się, że medycy i gwardziści nie będą chwilowo raczej potrzebni.
- Jeśli wolno wam poświęcić mi pół godziny - zwróciła się Niamh do gwardzistów - poczekajcie pod drzwiami. Jeśli nie, wracajcie do swych obowiązków. Odhranie, jak poważny jest stan rannego? - zapytała medyka.
- Tak, pani. Poczekamy. - Gwardzista skłonił się nisko i wyszedł.
- Lady Niamh prosiła o odpowiedź. - Medyk zwrócił się do swych uczniów.
To co powiedziało dwoje młodych ludzi niewiele odbiegało od tego co Niamh i Albin zdołali już ustalić. Nieprzytomnemu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Młodzi ludzie, nie przekrzykując się, niewchodząc sobie w słowo zarekomendowali leczenie.
Odhran pochwalił swych uczniów.
- Mam nadzieję pani, - Zwrócił się medyk do lady. - że satysfakcjonuje cię udzielona odpowiedź.
- Kiedy odzyska przytomność?
- Rano. Najpóźniej do południa.
- Dziękuję ci, Odhranie. Wielce byłeś pomocny, ty i twoi uczniowie. Wybacz, że zburzyliśmy twój nocny odpoczynek. O jeszcze jedno prosić cię muszę… czy znajdzie się w lazarecie izolatka bez okien. Nasz ranny potrzebuje dużo spokoju.
- Tak pani. Jest taka izba. Zaraz poślę, po kogoś by pomogli przenieść rannego.
- Jesteś perłą wśród medyków, Odhranie, i zaszczyt przynosisz swemu fachowi - Niamh skłoniła głową nieco niżej.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline