Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2016, 11:17   #38
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
BAR PICKWICKA

Wejście, wciśnięte pomiędzy warsztat szewski a pralnię, po której kręciły się pracujące kobiety, było tak wąskie, że większość przechodniów mijała je, nie domyślając się nawet, że jest tam bar. Zielonkawe dna butelek służące jako szyby uniemożliwiały zaglądanie do środka; nad drzwiami, zamaskowanymi ciemnoczerwoną zasłoną, wisiała stara latarnia, której pseudogotyckimi literami wymalowano napis ,,Bar Pickwicka”.

Wąski i długi bar świecił pustkami. Szyby z butelek i wąska fasada domu sprawiały, że lokal był ciemny, tylko tu i ówdzie boazeria odbijała nieco światła.
Zza lady podniósł się na ich spotkanie mężczyzna w koszuli z podwiniętymi rękawami, niewidoczny, gdy drzwi były otwarte. Siedział jedząc właśnie coś, chyba kanapkę, którą teraz odłożył.

Z ustami jeszcze pełnymi jedzenia patrzył bez słowa na wchodzących; na jego obliczu malowała się najdoskonalsza obojętność. Miał bardzo czarne, niemal granatowe włosy, gęste brwi nadawały twarzy wyraz uporu, głęboki dołek w brodzie wyglądał jak blizna.

Dłużej wzrok tylko zatrzymał na Janvierze, a i on zdawał się go rozpoznawać. Wszyscy trzej podeszli do baru i zajęli miejsca na wysokich stołkach. Moutier zdjął kapelusz, Tony rozpiął płaszcz.
Po chwili milczenia barman zapytał:
— Napiją się panowie czegoś?
— Trzy aperitify, jeśli masz coś takiego, Albert. –
rzucił Filip sięgając po papierosa.
Obsłużył ich, postawił na mahoniowej ladzie karafkę mrożonej wody i czekał. Przez chwilę można było sądzić, że bawią się w grę polegającą na tym, kto dłużej potrafi zachować milczenie.

Jest w Paryżu wiele takich barów jak ten. Ktoś, kto przechodząc wstąpi tu, gdy w środku nie ma żywego ducha, może się zastanawiać, co właściwie stanowi — podstawę ich egzystencji. Tymczasem rzecz polega po prostu na tym, że lokaliki te mają swoją stałą klientelę, ludzi, należących prawie zawsze do tego samego określonego środowiska, którzy spotykają się w nich regularnie.
Rano Albert pewnie w ogóle nie otwierał. Prawdopodobnie przyszedł dopiero co i jeszcze nie skończył ustawiać flaszek. Ale za to wieczorem wszystkie stołki były na pewno zajęte i z trudem można się było przecisnąć pod ścianą. W głębi sali majaczyły schody prowadzące w dół.

Moutier nie wyglądał ani na skorego do zabawy, ani do bycia miłym. Wyglądał jak kawał skurwysyna, w którego oczach palił się ogień. Usta miał mocno zaciśnięte, a palcami co jakiś czas uderzał w stół. Oczy lekko zmrużone, jakby czekał tylko aż nadejdzie ten moment.. Ten odpowiedni moment, gdy nie słowa a inne argumenty pójdą w ruch
-Fred - wyszeptał ale na tyle głośno by barman usłyszał imię. Spojrzał potem mu prosto w oczy. A następnie wyjął zdjęcie zmarłej dziewczyny. Położył ją na stole i przesunął w kierunku barmana
-Była tutaj - znów cichy szept wydobył się z ust gliniarza.
Tony nie potrafił być groźny. Nie miał w sobie tej drapieżności twardego policjanta, więc nie wtrącał się w działania fachowca.
Barman rzucił okiem na zdjęcie i tylko kiwnął głową zabierając się leniwie za wycieranie szklanek.
-To nie daj się prosić. Mów co wiesz - rzekł mniej przyjaźnie Moutier
– A co chce Pan wiedzieć? – odpowiedział pytaniem.
-Wszystko. Przyszła tutaj i powiedziała że chce rozmawiać z Fredem..Co było dalej - Moutier wstał z krzesła. Było widać, że powoli traci panowanie nad sobą.
[i]– Przyszła w poniedziałek tak bliżej pierwszej w nocy. Wcześniej jej nie widziałem. –[i] Albert wzruszył ramionami. Jego twarz pozostawała doskonale obojętna.

Wszyscy na pewno obrócili się ku Ludwice i gapili się z zaciekawieniem. Jeżeli bywały tu jakieś kobiety, to tylko prostytutki, a one także wyglądały zupełnie inaczej, niż ta dziewczyna. Jej podniszczona wieczorowa suknia, aksamitne, nie na nią szyte wdzianko musiały niewątpliwie wywołać pewną sensację.
– Usiadła … mniej więcej tam gdzie Pan siedzi. To było jedyne miejsce wolne koło drzwi. Mieliśmy komplet.
– Zapytałem co podać. Zamówiła martini. Położyła torebkę na ladzie. Torebka była wyszywana srebrem. Siedziała dłuższą chwilę i nic nie mówiła. Wypiła drinka. Spytała o tego gościa. Powiedziałem, że go nie ma, ale zostawił dla niej list.
— Gdzie on był? –
wtrącił się Janvier.
Barman odwrócił się, jakby na zwolnionym filmie, i wskazał miejsce między dwiema butelkami, które nieczęsto musiały być w użyciu; stało tam kilka kopert adresowanych do klientów baru.
— Tutaj.
— Oddałeś jej ten list?
— Zażądałem okazania dowodu.
— Dlaczego?
— Bo tak mi kazano zrobić.
— Kto ci kazał?
— Ten facet.

Ani razu nie powiedział więcej, niż było konieczne, i w chwilach, kiedy zapadało milczenie, najwidoczniej usiłował przewidzieć następne pytanie.
-Pokazała Ci ten dowód czy nie ? Co było dalej ? - warknął naprawdę zły glina.
Tony jedynie pokiwał głową zgadzając się ze swym partnerem. Barman zamiast wyłożyć kawę na ławę, cedził słowa przez zęby.
- Utrudnianie śledztwa jest chyba karalne, prawda?
Barman tylko wzruszył ramionami.
– Przecież odpowiadam.
Odłożył szklankę na półkę i sięgnął po kolejną. Niespiesznie.
– Pokazała mi dowód, a ja dałem jej list. Zeszła na dół. Tam są toalety i budka telefoniczna. Chyba by go przeczytać. Tak myślę, bo jak wróciła i usiadła na tym samym miejscu nie była już taka przegrana.
Janvier obrócił się w stronę majaczących w dali sali schodów w dół. Ledwo je było widać w półmroku, nie mówiąc o jakichś oznaczeniach.
– Tam?
– Tak. –
kiwnął głową Albert.
— Zamówiła następne martini? – spytał Filip.
— Ona nie. Ten drugi, Amerykanin.
Barman odwrócił się by odłożyć szklankę i poprawić stojące na półce butelki. Odwrócił się do nich plecami, ale Tony w lustrze jakim wyłożona była ściana z trunkami dostrzegł jego uważny wzrok. Albert przyglądał się odbiciu Moutiera. Na coś czekał.
Glina wpatrywał się w odbicie Alberta, śledząc każdy jego krok.
-Jak on wyglądał? I co było dalej ? - padło kolejne pytanie.
A Tony siedział cicho i przysłuchiwał się. Nie było sensu zasypywać barmana pytaniami, skoro odpowiadał z takim trudem na jedno pytanie.
Przez mgnienie oka Tony’emu wydawało się, że dostrzegł ulgę w oczach barmana. Gdy jednak Albert się odwrócił jego wzrok był znów doskonale obojętny.
– Wysoki drań z blizną i uszami poszarpanymi od uderzeń.
— Znasz go? –
spytał Janvier.
— Nawet nie wiem, jak ma na imię. Zaczął tu przychodzić mniej więcej wtedy, kiedy i Fred. Chyba go śledził. Zajeżdżał wielką popielatą landarą, którą stawiał przed wejściem.
— Ten cały Fred nic o nim nie wspominał?
— Pytał mnie, czy go nie znam.
— Odpowiedziałeś, że nie?
— Tak. Zdaje się, że to go niepokoiło. Potem powiedział mi, że to musi być facet z FBI, który chce się przekonać, po co on przyjechał do Francji, i śledzi go.
— Wierzysz w to?
— Od dawna już w nic nie wierzę.
— Czy on rozmawiał o czymś z dziewczyną?
— Spytał, czy pozwoli postawić sobie szklaneczkę.
— Zgodziła się?
— Spojrzała na mnie, jakby chciała prosić o radę. Widać było, że nie jest do tego przyzwyczajona. Podałem im tylko dwie szklaneczki martini. Potem zawołano mnie z drugiego końca lady, poszedłem tam i przestałem zwracać na nich uwagę.
— Czy ona wyszła razem z Amerykaninem?
— Tak.
— Odjechali samochodem? –
spytał Janvier zapisując odpowiedzi w notesie.
— Słyszałem warkot silnika.
-Zaglądałeś do listu? - zadał jeszcze jedno pytanie -Ten Amerykanin wrócił tu jeszcze? - zapytał dodatkowo.
Lebret przysłuchiwał się temu w milczeniu pozostawiając na razie zadawanie pytań Janvierowi. Nie było sensu zasypywać barmana kolejnymi zdaniami, przynajmniej na razie.
– Nie. Był zaklejony, na kopercie było tylko napisane Ludwika Laboine. I jeszcze: Paryż.
Albert sięgnął po szklankę. Kolejną.
– Więcej tego gościa nie widziałem, ale poprzedniego dnia spytał mnie o najlepszą drogę do Brukseli. Poradziłem mu, żeby jechał z Paryża na Saint Denis, potem przez Compiegne i…
— To wszystko?
— Nie. Jakąś godzinę przedtem, zanim przyszła mała, zaczął znów o tej Brukseli. Tym razem chciał wiedzieć, jaki tam jest najlepszy hotel. Odparłem, że sam zatrzymuję się zawsze w Palace, naprzeciw Dworca Północnego.

Pomimo obojętności w spojrzeniu Moutier wyczuł zmianę w głosie barmana. Nutę zdenerwowania. Gdy Albert odłożył szklankę i sięgnął po następną śledczy zauważył drżenie jego rąk. Trwało to jednak tylko chwilę.
Moutierowi kończył się zapas cierpliwości.
-Wiesz masz strasznie dobrą pamięć. Gdy Ci to na rękę - po tych słowach położył pistolet na blacie, obracając go lufą w kierunku barmana -Więc.. - zostawił zawieszone nie wypowiedziane pytanie
– Powiedziałem wszystko co wiem. – barman spojrzał zdumiony na pistolet – Oskarżacie mnie o coś? Jestem aresztowany? Jak nie, to Panowie wybaczą, ale muszę otworzyć bar.
Uzyskali to, że Albert już nie ukrywał zdenerwowania.
Moutier uśmiechnął się:
-Otworzysz gdy Ci pozwolę, ale na razie bliżej Ci do celi niż do tego byśmy zostawili Cię w spokoju. Widzisz, wiem coś, a ty mnie właśnie okłamałeś - zrobił krok ku Albertowi -Ale nim zapytam się Ciebie czemu to zrobiłeś, odpowiedz mi na dwa pytania. O której wyszła z tym Amerykaninem? A drugie, też bardzo proste. Ile szklaneczek martini wypili? - zrobił kolejny krok.
-Możesz być oskarżony o współudział, a już na pewno o utrudnianie śledztwa.- dodał Tony znienacka.-A jak od razu powiesz wszystko, to znikniemy z twojego życia. Jak dla mnie to dobry układ. Więc?
Albert na ułamek sekundy się zawahał i przez chwilę wycierał ścierką blat baru. Odzyskał panowanie nad sobą i powiedział obojętnym tonem.
– Było jakieś w pół do drugiej, a wypiła dwie szklanki martini. – odparł patrząc z ukosa na Moutiera.
-Bierzemy go na posterunek? Może tam będzie bardziej rozmowny? W końcu… utrudnianie śledztwa, przy czymś takim jak morderstwo… to już poważna sprawa. - zaproponował dziennikarz.-Może nawet wyjdzie współudział.-
Moutier uśmiechnął się tylko:
-Widzisz, wiemy że nie piła Martini a co innego. Grog. To pierwsze. Drugie, jak Ci zapłaciła za drinka, skoro nie miała przy sobie pieniędzy? I trzecie...skąd wiesz że, to był Amerykanin? - zrobił kolejny krok ku Alberta - Skoro utrudniasz, to może jesteś współwinny jej morderstwa. Dziesięć lat dostaniesz. Janvier… - dał znak koledze by pomógł mu.*
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline