Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2016, 16:34   #29
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Znerwicowany imiennik drużynowego biznesmena słysząc słowa Indianina zbladł jeszcze bardziej. Przez moment wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, bądź szukać wsparcia wśród zgromadzonych, ale najwyraźniej pojął, że przerażający mężczyzna mógł mówić jak najbardziej serio. Czym prędzej zamilkł i uciekł z powrotem do promu, oglądając się parę razy bojaźliwie za siebie.
- Ech, ci przyjezdni... A ten to już w ogóle dziwak... - rzucił tylko Diego, wskazując umykającego człowieczka. - Ale coś tam chyba latać umie, nie? Cholera, ciężko tu o wykształciuchów, rzadko się utrzymują dłużej niż parę miesięcy, dlatego wszystko się sypie! Ten przynajmniej wie, kiedy się zamknąć i spadać! Wróże mu trochę dłuższą przyszłość! - zarechotał.
Po chwili odwrócił się w stronę zbliżających się do nich tumanów kurzu i stojącego nieopodal, obserwującego je przez lornetę Borisa.
- To nasi! Spokojnie! Kawaleria do kurwiej boleści jedzie! Za późno, jak zwykle! - splunął. - O cholera, gorąco jak zawsze! Nawet gacie mam całe mokre!
I faktycznie, robiło się bardzo ciepło. Kończył się w miarę umiarkowany poranek i zaczynał parny dzień. Słońce prażyło okropnie, co przez uderzenie adrenaliny i ulgę z ocalenia życia ludzie zaczęli dostrzegać dopiero po jakimś czasie. Nad pustynią wiał gorący, duszny wiatr bardzo szybko wysuszający śluzówki ludzkiego ciała. Można było spodziewać się, że każdy kto nie zakrył skóry i nie pochodził z tych stron mógł szybko nabawić się udaru bądź poparzenia. Diego smarknął i z wyraźnym wysiłkiem począł wdrapywać się na pobliski głaz. Machnął parę razy nadjeżdżającej kolumnie około tuzina pojazdów.

Tymczasem Inu kontynuowała rozmowę z dziewczynką.
- No nie... - rzuciła mała smutno, w odpowiedzi na tekst o wyborze rodziny. - Wolałabym mieć znowu mamę...
Drugie pytanie pilotki najwyraźniej ją lekko zdziwiło.
- Varrem? A co to? Nie wiem... Stary jakimś mechanikiem jest... czy coś... Nie znam go dobrze... - przyznała, wyraźnie nie chcąc zdradzać zbyt dużo. - Ale to dobry człowiek - rzuciła dziwnym tonem, jakby powtarzała to po kimś zupełnie innym.

Gdy na miejsce kraksy zaczynały zjeżdżać się pierwsze ciężarówki i pojazdy, na paru z nich byli ziomkowie części pasażerów. Zaczęły się wesołe zawołania, miśki, piąsteczki i żartobliwe hasełka. Dziewczynka popatrzyła po przyjezdnych jakby spodziewała się, że może przyjechał wśród nich i ktoś, kto martwił się o nią, ale nikogo takiego najwyraźniej nie było.

Domniemany przywódca ekipy, rosły Mulat w grubej, zszarganej latami użytku kamizelce kuloodpornej przywitał się z Diegiem. Grupka jego ludzi, na jego znak zaczęła zabezpieczać teren, sprawdzać prom i leżącego przed nim, ciężko rannego pilota.
- Diego, ty tłusta świnio, co to był za huk? Znowu żeś coś dupą rozwalił? Stary o mało co nie dostał zawału, gdy dowiedział się, że to pewnie spadł wasz prom! Od razu kazał nam ruszać. Co ty mu tu wiozłeś?! Kanaańśkie świątynne dziwki?
Otyły Konfederata wytłumaczył pokrótce co zaszło, ignorując jednak pytanie o cenny ładunek.
- O w mordę... - żołnierz wyglądał na wyraźnie zatroskanego. - Nogi nam z dupy powyrywa! W ostatnim tygodniu dostaliśmy cynk, o włamie do składu w Kelanie, ale nie mogli doliczyć się, czy coś udało się zwędzić, czy brakujące sztuki rakiet wykorzystano w rajdzie na Czerwonych w zeszłym miesiącu i nikt tego nie podliczył. Wygląda na to, że jakieś świry mają parę naszych Iglic! Nie wiecie przynajmniej kto do was walił?
Diego jedynie wzruszył ramionami. Pokazał tylko z grubsza, nad jakim obszarem dostali.
- Jakby na tej pieprzonej skale brakowało nam problemów... - westchnął żołnierz. - Varr sprzeda mnie na Arenę, jak jeszcze coś zestrzelą! A jak walić będą do wszystkiego, co akurat przeleci im nad łbem? Pamiętasz jak puszył się, że wreszcie udało mu się namówić kupców na regularne dostawy? I na wymianę z Autonomistami? Wiesz co stanie się z moim tyłkiem, jak któregoś strącą? Nie mam ludzi, by puścić ich we wszystkie kaniony i jednocześnie pilnować tych psychopatów w mieście!

Tymczasem przy rannym pilocie przyklęknął jakiś miejscowy młodzik w długim poplamionym kitlu. Przy sobie miał prymitywnie wyglądającą lekarską torbę. Badał puls, oddech, sprawdził dłonią ewentualne obrażenia wewnętrzne. Ktoś tam spojrzał na niego pytającym wzrokiem wskazując rannego.

Lekarz medycyna d20= 17 porażka.


Ale młody tylko pokręcił przecząco głową. Najwyraźniej nie wierzył w to, by z jego umiejętnościami i dostępnymi środkami dało się uratować nieszczęśnika. Nie miał pewnie nawet leków do ustabilizowania jego stanu, by nie wykitował zanim dowiozą go do miasta.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 01-04-2016 o 17:35.
Tadeus jest offline