Gerard
Gdy tak spał w jego głowie zaczęły się tworzyć obrazy. Śnił. Śniła mu się jego zmarła żona. Śniły mu się chwile spędzone z rodzina. Widział jak jedzie z żoną konno po przez piękną polanę, pełną różnych, kolorowych kwiatów. Kolejną sceną jaką ujrzał jak siedzą pod drzewem, obejmując się namiętnie. Ujrzał swój ślub i wesele. Przyśniły mu się narodziny syna, szczęście jego żony. Widział wszystkie szczęśliwe chwilę, które go spotkały w życiu.
Nagle huk, dym, płomienie. Postać jego żony oddala się. Jest coraz dalej, dalej aż w końcu znika. Wszędzie płomienie. Zamek płonie. Gerard zrywa się do pozycji siedzącej, zlany potem. Łapczywie łapie powietrze.
-To tylko sen, tylko sen- uspokajał się.
Siedział jeszcze kilka minut w tej pozycji po czym wstał i podszedł do okna. Z okna bowiem widział zegar na budynku Koszar. Ów zegar wskazywał kwadrans do czwartej.
-Czas się zbierać.- powiedział do siebie dość ponurym głosem i poszedł się pakować.
Ubrał się w zbroję, zabrał to co z sobą przywiózł i zszedł do lokalu. Zamówił śniadanie i zajął stolik.
Wyjrzał przez okno.
-Mam jeszcze coś około godziny- mruknął posępnie i czekał na jedzenie. |