Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2016, 18:46   #23
Lifeless
 
Lifeless's Avatar
 
Reputacja: 1 Lifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwuLifeless jest godny podziwu
Jackowi w końcu udało się uspokoić dziewczynę i kiedy ta pozwoliła odprowadzić się na drogę, zamówił jej taksówkę, po czym wrócił do Arthura. Akurat udało się mu trafić w sam raz z czasem, bo co bardziej zdenerwowani słowami chłopaka kierowcy wysiedli z pojazdów i ruszyli w jego stronę z pięściami. We dwójkę stoczyli długą i wyjątkowo nieefektowną walkę z grupą podchmielonej młodzieży, której większość uderzeń nawet nie trafiała w cel. Gdy w końcu nietrzeźwi nastolatkowie pojęli, że przeciąganie bitwy nie ma sensu, było już za późno i na miejsce przyjechała policja.

Ponad dwie godziny zajęło spisanie wszystkich niepełnoletnich, wystawienie mandatów i zakucie w kajdanki awanturników. Arthur i Jack też nieco się musieli tłumaczyć, ale pomógł im fakt, że podali służbom pomocną dłoń w wyłapywaniu niedobitków. Po zamknięciu widowiska dwójka bohaterów była więc z siebie zadowolona, a jednocześnie przerażona tym, co spowodowało całą tę szamotaninę. Bo jeśli wierzyć plotkom powtarzanym wśród imprezowiczów, ten dzień przejdzie do historii.

*****


Dziewczyny wspólnie próbowały uspokoić zdenerwowane dzieci. Keiko chciała użyć do tego swojej mocy, ale kiedy wytworzyła emocjonalną więź z jednym z nich, nagły ból głowy praktycznie sparaliżował jej ciało. Upadła na kolano i syknęła, momentalnie wycofując swoją umiejętność. Uśmiechnęła się niepewnie, żeby nie przestraszyć wychowanków, jednak Helen zdążyła zauważyć dziwne zachowanie koleżanki.

Mimo to wróciły do uspokajania dzieci, jakby nic się nie stało. Najważniejszą rzeczą było teraz ułożyć je z powrotem na materace, żeby nie wywoływać niepotrzebnych hałasów i nie wabić napastników do sali. Chociaż na twarzach nosiły uśmiechy, w środku wypełniało je przerażenie, niepewność przyszłości. Miały nadzieję, że ochroniarze, którzy zdołali przeżyć, uporają się z atakiem, lecz to, co zrobią, gdyby tak się nie stało, pozostawało jedną wielką niewiadomą.

Huk z pokoju obok, jaki rozniósł się po całym domu, sprawił, że wszelkie próby utulenia dzieci do snu poszły na marne.

Jednak eksplozja, która nastąpiła niedługo później, zniechęciła kobiety do podejmowania jakichkolwiek kolejnych.

*****


Aaron skumulował w sobie moc i wysadził kawałek sufitu. Huk, jaki spowodował tym posunięciem, poniósł się echem po wszystkich pomieszczeniach. Wiedząc, że nie ma już nic do stracenia, wskoczył na górę i z wielkim trudem podciągnął się do pokoju wyżej. Wtedy usłyszał dźwięk wystrzału z broni, a zaraz po nim kolejny. Wyprostował się z jękiem bólu na ustach, czując, jak rana na boku otwiera się i wyciągnął pistolet z kabury, po czym otworzył drzwi na korytarz mocnym kopnięciem.

Praktycznie wybiegł z pomieszczenia, od razu kierując rękę z bronią w miejsce, z którego dobiegały hałasy. Na drugim końcu domu zdążył zobaczyć kulącą się sylwetkę Lewisa i biegnącego w jego kierunku Sama. Ochroniarz w ostatniej chwili rozciągnął swoje ciało, by przykryć nim polityka, gdyż moment później pokój eksplodował, a siła wybuchu posłała Aarona na przeciwległą ścianę.

*****


Adrian pojawił się przed sypialnią swojej córki z rękoma uniesionymi do góry. Dwójka zamachowców stała po obu stronach skulonych w uścisku najważniejszych kobiet w życiu polityka. Lewisowi zadrżała warga, kiedy zobaczył, że lufa mężczyzny po prawej stronie przyłożona była do skroni Rose, podczas gdy wolną ręką trzymał dziewczynkę za włosy.
- Zostawcie je – z trudem wyszeptał, przełykając ślinę.
Napastnik z lewej strony kiwnął głową.
- Ty dotrzymałeś słowa, my zrobimy to samo. No dobra, kończmy to. - Wycelował pistolet w kierunku Adriana.
Tylko huk z tyłu domu, który rozległ się w momencie, w jakim zamachowiec już miał wystrzelić, uratował Lewisa. Mężczyzna zawahał się i w tym samym czasie przed politykiem pojawił się Sam, trafiając pociskiem prosto w głowę napastnika. Drugi terrorysta zareagował natychmiast, wyciągając rękę przed siebie i celując we właściciela posiadłości, jednak śmiertelnemu strzałowi zapobiegł Harry, który zza pleców Adriana umieścił kulkę w jego piersi. Zamachowiec także wystrzelił, lecz chybił. Pocisk przebił skórę na brzuchu Lewisa, zmuszając go do skulenia się i chwycenia ręką za tułów w naturalnym odruchu.

Przeciwnik tymczasem opadł na kolano i ostatkiem siły przytulił ramię do twarzy, szepcząc:
- Teraz.
Wydawało się, że czas zwolnił. Adrian uniósł głowę i zobaczył, jak Sam odwraca się na pięcie i rzuca w jego stronę, ale ominął go wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na dwójce kobiet. Rose wciąż płakała, tuląc się do matki, nic nie rozumiejąc z tego, co działo się wokół niej. Karen także miała czerwone, podkrążone oczy, lecz nie leciały z nich już łzy. Być może wiedziała, co musi się dzisiaj wydarzyć, być może przeczuwała, jaki za chwilę spotka je koniec. Ostatni uśmiech, który posłała wtedy w stronę męża, już na zawsze pozostał dla niego jedną wielką tajemnicą.

Wybuch bomby pochłonął cztery najbliższe ciała i odrzucił trójkę mężczyzn do tyłu.

*****


Oliver przybył na miejsce w momencie, w którym duża grupa zamachowców uciekała pospiesznie w kierunku lasu, nawet nie osłaniając swoich pleców. Zeskoczył z motocykla i posłał w ich kierunku kilka losowych pocisków z pistoletu, ale nie rzucił się do pościgu. Najpierw musiał dostać się do Lewisa. Popędził w stronę głównego wejścia do domu, jednak kiedy usłyszał huk eksplozji, zatrzymał się w miejscu i zasłonił twarz rękoma, żeby nie dostać lecącymi odłamkami budynku.

Wybuch rozerwał najdalej wysuniętą przednią część piętra posiadłości. Na ziemi wylądowało kilka zakrwawionych kawałków ludzkich kończyn, ale szef ochrony wolał nie zastanawiać się, do kogo należały za życia. Kiedy z nieba przestały wreszcie lecieć fragmenty posiadłości, mężczyzna wyważył drzwi do domu i podbiegł do leżącego na podłodze przed schodami Lewisa. Tuż obok spoczywało nienaturalnie rozciągnięte martwe ciało Sama. Wyglądało na to, że zasłonił nim Adriana, ratując go w ten sposób od skutków eksplozji, bo w plecach miał wypalony krater.

Z trudem przełknął ślinę, starając się wymazać ten obraz z głowy i złapał Lewisa za ramię, żeby pomóc mu wstać. Na szczęście polityk wydawał się być w miarę stabilnym stanie, nie licząc rany postrzałowej na brzuchu.
- Wszystko dobrze. Już jest pan bezpieczny – starał się uspokoić mężczyznę, który jednak wzrokiem znajdował się chyba w innym świecie.
- One... Słyszę je... Mówią do mnie... - szeptał, a Oliverowi zaszkliły się oczy, kiedy zrozumiał, co tu się wydarzyło.
- Nie teraz, Adrian... Nie teraz... - poprosił, wyprowadzając go na zewnątrz.
- Krzyczą. Płaczą. Błagają. Cały czas je słyszę. Co mam...
- Nie! - przerwał mu nagle głośny okrzyk, a chwilę później ramię polityka eksplodowało czerwienią, gdy trafił w nie pocisk.
Oliver zareagował błyskawicznie. Odwrócił głowę i zobaczył wychodzącego z lasu napastnika z pistoletem wycelowanym w stronę Lewisa. Już miał wystrzelić po raz drugi, kiedy bardzo silny impuls posłany przez ochroniarza sprawił, że ręka odskoczyła w górę i nabój poleciał w nicość. Hash długo się nie zastanawiał. Przymierzył i trafił bezbłędnie w głowę, posyłając przeciwnika na ziemię. Kiedy upewnił się, że zamachowiec na pewno nie żyje, z powrotem zwrócił uwagę na Adriana.
- Wszystko w porządku? - zapytał, ale polityk wpatrywał się tylko w nieruchome ciało terrorysty.
Odtrącił dłoń podawaną mu przez szefa ochrony i ruszył w kierunku zwłok, nie zważając na obrażenia.
- Muszę zobaczyć jego twarz – szepnął i ukląkł przy ciele, żeby ściągnąć mężczyźnie kominiarkę z głowy.
Choć nie rozumiał jego zachowania, Oliver postanowił mu w tym nie przeszkadzać, samemu jednak uważnie rozglądał się po otoczeniu, szukając wzrokiem kolejnych napastników. Nikogo na szczęście nie dostrzegł, poza tym kilka minut później na miejsce dotarła druga grupa ochroniarzy i Thomas Meris, którzy szybko odciągnęli Lewisa od ciała, wsadzili do furgonetki i pojechali prosto do szpitala.

Na miejscu został tylko Hash, który w ciszy przeczesywał dom, szukając ocalałych. Starał się nie zapamiętywać martwych twarzy swoich kolegów, ludzi, których wybrał i którzy zginęli z jego powodu. Skupił się na żywych. Znalazł nieprzytomnych Harry'ego i Aarona, z czego pierwszy oprócz pogruchotanych kości i lekkich poparzeń był w miarę zdrowy, a drugi mógł się pochwalić tylko raną w boku. Spoza ochrony przetrwały jeszcze Keiko i Helen wraz z ogromną grupą dzieciaków. Na szczęście żadne z nich nie odniosło obrażeń.

Mógłby to nazwać cudem, gdyby nie to, jak wielką obrazą było to słowo w odniesieniu do dzisiejszego dnia. Dnia, który miał być świętem mutantów, a dla najważniejszego człowieka w ich historii stał się jedynie symbolem tragedii.

Trzydziesta piąta rocznica wprowadzenia ustawy o równouprawnieniu mutantów zmieniła się w Dzień Krwawej Róży.
 
Lifeless jest offline