Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2016, 18:24   #9
eugenes
 
Reputacja: 1 eugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie cośeugenes ma w sobie coś
 
Pierwszy dekadzień Słonecznego Zenitu roku 1372.
(Dzień 1)
Karczma Czerwony Kocur

Gdy tylko Bastion zniknął na piętrze, w karczmie zjawiła się wielka, umięśniona postać. Duża postura i bezceremonialne zachowanie Beorunna zwróciło uwagę w izbie. Rose po chwili podała żądane jadło i alkohol. - Siedem srebrnych. - rzekła. Po chwili barbarzyńca pokazał ogłoszenie Rose, mówiąc - Do kogo z tym? - ta wyrwała mu je z ręki patrząc na nie uważnie. To zachowanie zwróciło uwagę karczmarza i zbrojnych. - Co jest Rose? Co to za papier? - rzekł Wildo. Półork, zainteresowany skierował się w stronę stolika, to samo zrobiła dwójka towarzyszy, tym razem półork wyrwał ogłoszenie dziewce. - Ciekawe. - rzekł pod nosem szaroskóry, po czym skierował się w stronę szynku. - Złoto, Wildo szukasz kogoś do ochrony? Nasza propozycja Ci nie odpowiada? Chcesz, żeby Szary się o tym dowiedział? - Karczmarz był wyraźnie zdezorientowany. W tej chwili drzwi otworzyły się i do środka weszła postać, która przypominała raczej człowieka z głębokiego interioru Królestw Granicznych, niż z wybrzeża Jeziora Pary. Nie wyglądał też na Calishite, co wzbudziło zainteresowanie u paru klientów. Tymczasem, Wildo z nutą przerażania w głosie odpowiedział. - Ja nic nie wiem, przysięgam Kesk, że ja nic nie wypisywałem. -
W tym czasie Netsach usiadł przy stoliku. Stary mężczyzna z siwą brodą o śniadej karnacji siedzący przy sąsiednim stoliku rzekł do jeźdźca, jakby nie zważając na krzyki półorka. - Jesteś Panie z Ondeeme? Sługa Kasterów, co? - Na te słowa jeździec odwrócił głowę do siwego, taksując go spojrzeniem, raz z góry na dół, raz z dołu na górę. Uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Może. - zaświstał podobnym szeptowi głosem, i już znowu nie zwracał nań uwagi. Wymijająca odpowiedź dała znać starcowi, że jeździec nie chce rozmawiać. Wobec czego bywalec wrócił do popijania trunku kierując swój wzrok w stronę Keska.
Półork spoglądał na karczmarza zginając w ręku ogłoszenie. Rose wtrąciła się. - To moje ogłoszenie.
- Twoje? - odrzekł Kesk gwałtownie łapiąc kobietę za rękę. - Doprawdy?
- Tak, szukamy kogoś kto pomoże nam zemścić się na oprawcach, którzy oszpecili Dianę - odpowiedziała z grymasem bólu. Zbrojny odepchnął kobietę puszczając jej dłoń, mówiąc z drwiną.
- Cóż to te dziwki teraz nie wymyślą, nie Derek?
- Taa.- odrzekł jeden z przybocznych skrzekliwym głosem.Kesk rozejrzał się jeszcze chwile po izbie spoglądając na barbarzyńce siedzącego obok i po chwili krzyknął
- Na nas już czas. Do jutra karczmarzu.- po czym cała trójka skierowała się w stronę wyjścia. Mężczyźni wyszli, i minął dłuższy czas, kiedy to do środka wszedł kolejny klient. Była to łysa wielka postać, w kolczej zbroi. Usiadła przy jednym ze stołów, zamawiając coś do jedzenia. Rose przyniosła z kuchni kawał pieczonego mięsa.
- Z kim mam rozmawiać o tymże wezwaniu? - postać zagadnęła uprzejmie, wskazując papier wyciągnięty z przepastnego plecaka.
- Przewrotny uśmiech Tymory. Jesteś Panie piątą osobą, która tu się zgłosiła w tej sprawie. - odpowiedziała Rose masując nieznacznie opuchniętą dłoń i spoglądając z niepokojem na szpony Adramelekha. Ten uśmiechnął się szeroko, prezentując jeszcze i zębiska.
- To wygląda na dzień szczęśliwy dla wielu - zgodził się z kobietą.
W cichej po wybyciu trójki z półorkiem karczmie, Netsah natychmiast przeniósł spojrzenie i nieprzyjemny uśmiech na kobietę, usłyszawszy jej słowa wypowiedziane do dziwnego olbrzyma o łysym czole, nie ukrywając nadto, że nie spodziewał się, by dziewka cokolwiek wiedziała o ogłoszeniu lub za nie odpowiadała. Ale oczywiście, wszyscy zgromadzeni słyszeli już jej wymianę zdań z lokalnymi... obrońcami.
- Może łatwiej byłoby zebrać nas razem. - wtrącił na głos przez pół pomieszczenia, wstając od stołu, powoli podchodząc do stolika przy którym stała Rose i siedział Adramelekha. Wpierw tylko zgarnął pas z mieczem i hełm. - Skoroś już nas rozpoznała i policzyła. - Rose kiwnęła głową mówiąc.- Idźcie na piętro. Anna z wami porozmawia. - Dolej no piwa. - rozległ się krzyk jednego bywalców ze stołów po prawej stronę. Rudowłosa kobieta skierowała się w stronę klienta zabierając kufel. Przechodziła obok barbarzyńcy, który przybył z kobietą i rzekła. - Rozumiem, że ty też Panie chcesz się tym zająć? -

***

Yarla i Baston weszli na piętro i skierowali się w stronę pokoju znajdującego się na końcu korytarza w prowadzeni, przez jedną z ladacznic. Wewnątrz znajdowała się trójka kobiet. Blondynka, na której twarzy znajdowała się świeża rana cięta. Szatynka ubrana w czarną skórzaną kamizelkę, spodnie i białą koszulę i kobieta o ciemnobrązowej karnacji i miedzianych włosach. Szatynka z skórzanej zbroi widząc wchodzącego do pokoju okutego w zbroję mężczyzna powiedziała. - Bastion, jakże ciesze się że cię tutaj widzę, miałam nadzieje, że zgodzisz się nam pomóc.- W drzwiach pojawiła się także Yarla. - Jakaś daleka krewna Thukkemora? - zapytała pytająco spoglądając na dwójkę.

***



Adramelekh wstał z trudem i ze zdumieniem zdał sobie sprawę z tego jak bardzo osłabł po obfitym posiłku. Popatrzył na niewysokiego woja, zastanawiając się czy mógł on być właścicielem karego przed karczmą, którego najprawdopodobniej zwędził już przedsiębiorczy gnojek. Sięgnął po swe graty i z niedopitym kuflem piwa w łapie poczłapał ku schodom, obrzucając dziewczynę siedzącą przy nadmiernie wręcz napakowanym mięśniami wielkoludzie ciekawym spojrzeniem. Żona? Kochanka? Duchowa przewodniczka?

Potrząsnął głową, świadom że suty obiad nastraja go filozoficznie i zachęca do czczego gadulstwa, a tymczasem zapewne potrzebna będzie marsowa mina, prężenie muskułów i umiejętność porwania potencjalnego mocodawcy mniej lub bardziej zmyślonymi opowiastkami o wojennych przewagach… Niski tymczasem tylko śledził wzrokiem wstającego olbrzyma, i nieśpiesznie poszedł za nim na piętro Kocura.

Beorunna rzucił złotą monetę na stół. - reszta dla ciebie, mała - rzekł, zabierając się za mięsiwo.

Zachowanie pół orka wkurzyło barbarzyńcę, gruba żyła wystąpiła na tęgiej szyi, pulsując wściekle.
Beorunna uniósł kawał mięcha do ust. Gorący tłuszcz skapywał mu po palcach. Między zębami trzasnęła kość, pożarta łapczywie wraz z sporym kęsem mięsa.
Głosy w głowie wołały do niego, nawołując do przelewu krwi.
Gdy pół ork chwycił dziewkę za rękę, a grymas bólu wykrzywił twarz ślicznej poniekąd dziewczyny, Barbarzyńca wstał jednym susem, odrzucając ciężką ławę na bok. Z rykiem rzucił się na pół orka, odtrącając go od dziewki.
Czarne szpony, których jeszcze przed chwilą nie było, rozorały tors orka, rozrywając jego ubranie na strzępy.
Bez wahania z szaleństwem w oczach, Beorunna cofnął prawe ramie i wbił wszystkie pięć pazurów w miękką białą fałdę na jego odsłoniętym podbrzuszu.
Ork próbował się obronić, lecz barbarzyńca chlasnął go od niechcenia drugą szponiastą łapą, rozcinając policzek, pierś oraz rozrywając arterię na nadgarstku orka. Krew chlusnęła strumieniem, pompowana przez orcze serce. Przez dziurę w policzku widać było pożółkłe zęby i miotający się język, biel żeber zaś ukazała się poprzez krwawe rozcięcia na jego piersi.
Wtedy barbarzyńca pociągnął prawą rękę do góry, otwierając brzuch pół orka pięcioma równoległymi cięciami, krojąc go powoli niczym miękkie ciasto na grube wstęgi.
Pół ork zawył z bólu i zaczął miotać spazmatycznie na wszystkie strony głową w potwornej, niewyobrażalnej agonii.
Beorunna cofnął rękę, by zanurzyć ją ponownie w otwartym brzuchu biedaka. ciągnąc i szarpiąc, wywlókł na zewnątrz wnętrzności pół orka, które stłoczone i śliskie wypadły na podłogę.
wciąż zaciskający się i rozszerzający czerwony żołądek, Gorące i zakrwawione żółtawe jelita, parująca purpurowa wątroba...
W sali rozniósł się ciężki dojrzały zapach gorącej krwi, żółci i ludzkich odchodów.
Chłodna ręka na jego dłoni. Drobne palce, nie będące w stanie objąć jego nadgarstka. Niczym iluzja z oparów, scena rozpłynęła się.
Barbarzyńca siedział tam gdzie uprzednio, pół ork odtrącił akurat trzymaną przed chwilą dziewkę. A siedząca obok niego dziewczyna trzymała swą kojącą dłoń na jego zaciśniętej w pięść łapie. Jej ciemne oczy były szeroko otwarte, barbarzyńca dojrzał w nich strach.
Powoli, mięśnie, jeszcze przed chwilą, napięte niczym stalowe powrozy, teraz rozluźniały się niechętnie.
- Dolej mi piwa - rzekł do Lu, z trzaskiem odstawiając pusty kufel koło dzbana.
Beorunna nie spuszczał orka i jego ludzi z oczu, przestał jeść, czekał co zrobią jako następne. Jego nozdrza rozwierały się, jakby już zwęszył krew.
Nie, nie chodziło o dziewczynę, tłumaczył sobie. Był zły, że wtrącili się mu w rozmowę, że zabrali jego pismo. Tak, to był powód jego złości. Po chwili, sam w to uwierzył, a głosy w jego głowie sycząc potwierdzały i wołały o pomstę za tą zniewagę.
Pół ork nie zainteresował się jednak dalej Beorunna. Nie doszło więc do przelewu krwi. Barbarzyńca usłyszał też, co chciał wiedzieć, poczekał zatem, aż dziewczyna wróci do niego, by podjąć rozmowę.
Tymczasem pochłaniał swoją strawę, jedząc jednoznacznie więcej, niż normalny człowiek był by w stanie strawić. Siedząca zaś obok dziewczyna raczyła się chlebem i odrobiną kaszy. Od czasu do czasu barbarzyńca odrywał mały kawałek mięsa i wciskał go pod swój pancerz, jakby karmił coś skrywającego się tam.

Widząc wchodzącą łysą wielką postać w kolczej zbroi, tratgrugg natychmiast miał podejrzenie, że przybył w tej samej sprawie co on sam. Jego przypuszczenia potwierdziły się w chwilę później, gdy Rose zaprosiła jegomościa na pięterko. Okazało się również, iż zdający się drzemać wojownik nieopodal, również przybywa w tej sprawie.
Ktoś najwidoczniej musiał być też już u góry, wszak dziewczyna mówiła o pięciu.
Barbarzyńca przytaknął przechodzącej obok Rosie i uniósł się z ławy. Chwycił plecak z swym skromnym dobytkiem, dziewczynie zaś, nakazał zabrać dzban piwa i talerz z mięsem. Nadal był głodny i spragniony.
Żwawym krokiem podążył za dwójką wojowników, doganiając ich na piętrze. Lu nieśpiesznie, kiwając kusząco biodrami wspięła się również po schodach.


Schody nieznacznie skrzypiały pod ciężarem podróżników. Na piętrze znajdował się wąski na około 1,5 metra korytarz, w paru miejscach oświetlony lampami przytwierdzonymi do ściany. Przy końcu korytarza lampy były w połowie owinięte czerwonym tiulem nadając oświetleniu rubinowej barwy.
Na górze czekała kobieta o miedzianej barwie włosów i oliwkowej karnacji ubrana w powłóczyste szaty. Spoglądała uważnie na postacie mówiąc. - Chodźcie za mną. - Po czym skierowała się w skierowała się w stronę drugiego końca korytarza. Dotarła do przedostatnich drzwi zapraszającym gestem rzekła. - Wchodźcie. -
Wewnątrz, w dużym pomieszczeniu, przy drewnianym stole siedziała kobieta, ubrana z dopasowaną skórzaną kamizelkę, spodnie i białą koszulę o długich czarnych włosach i jasnej cerze, obok niej dziewczyna o ciemnobrązowej karnacji i ciemnych włosach. Na fotelu przy drzwiach zajęła miejsce blondynka ze świeżą blizną szpecącą jej delikatną twarz. Wewnątrz był także okuty w zbroję mężczyzna i krasnoludzka kobieta.
Szatynka przy stole z wyraźnym zdziwieniem powiedziała. - Wy też w sprawie naszego ogłoszenia? -
 
eugenes jest offline