Jaczuroludź otworzył szerzej swoje oczka i zamrugał, analizując pytanie i odpowiedź na nie. Spojrzał przez okno w stronę nieba.
- Jak nasssszybciej. Pssszed sssmrokiem byśśśmy doszli. Ale po sso iśsssć?
- Gdyż mamy taką misję - Maarin włożyła tyle entuzjazmu ile mogła w te słowa. - A z misji zawsze są jakieś nagrody.
- Nagrodsssy? - zamrugał szybko swoimi oczkami. - Ja chssscieć, by Glymssa ssssnów do wiosssska przyjąćsss! Taka sssss nagroda?
- T… - kapłanka zawahała się. Nie chciała kłamać. - To jest możliwe. Dlaczego cię z niej wyrzucili Glymsie?
Wioska… czyli mogą natknąć się na kolejnych jaszczurów. Może nastawionych i pokojowo, ale niekoniecznie gościnnych. Valeriusowi nie podobał się pomysł wyruszenia od razu… a jeszcze mniej zostawienia tu Lona i Jiiyi. Jakkolwiek jako przewodnicy sprawdzali się średnio często znikając nie wiadomo po co i zostawiając drużynę na pastwę wydarzeń, to jednak zostawienie ich tutaj samych, było odrażającym postępkiem. No cóż… Mordine spojrzał na wypoczywającą przewodniczkę. Od niej zależała sytuacja, jeśli była w stanie… mogli wyruszyć od razu, co Valeriusowi niekoniecznie się podobało, ale na co mógł się ostatecznie zgodzić. Jeśli jednak nadal była zbyt słaba, to cóż… Mordine nie zamierzał stąd się ruszyć.
- Glymss sssły, chssiał cosssśś sssmienić! - jaszczuroczłek pokiwał głową energicznie, po czym nią pokręcił. - Sss, wiossska ssbyt blisssko, sssbyt niebessspieczna, ale Glymssa nie sssłuchać i wyrzucić z siossska.
- Jeśli wyjdziemy teraz moglibyśmy się wstawić za tobą i pomóc wrócić do wioski - uśmiechnęła się kapłanka. - Zgoda?
Alan przysłuchiwał się w milczeniu wymianie zdań. Ledwie skończył dopinać ostatnie klamry trzymające jego skórzaną zbroję w całości, a już tego żałował. Dżungla była zbyt upalna jak na jego gust. Z drugiej strony tendencja pakowania się jego towarzyszy w kłopoty (półorka przy okazji też), wymagała odpowiedniej ochrony.
-Im szybiecj ruszymy do wioski, tym lepiej - wtrącił się cicho, jakby mając nadzieję że nie zwróci na siebie uwagi. -Jeśli przewodniczka nie może iść sama, mogę ją nieść.
Glyms pokręcił energicznie głową.
- Glymsss nie chsssce do wiossska, oni tam zginą sss! Glyms chssse by wiossska possszła ss bagien.
- Tak się stanie, Alan nie zrozumiał - powiedziała Maarin czując poirytowanie. - Przeprowadź nas, a pomożemy ci w przekonaniu istot z twojej wioski aby się przenieśli. Chodźmy już.
Kłamstwo… albo komplikacja. Tak czy siak kłopotliwa dla Maarin decyzja, Mordine jednak nie wtrącał się w to. Na razie musieli wyjść z tych bagien. Zaklinacz wolałby by zrobili to jutro, ale skoro wszystkim się spieszyło. Decyzja Valeriusa zależała jednak od stanu ich przewodniczki i jej zdolności do ruszania. Ostrożnie jednak otworzył drzwi do chaty jaszczura by wyjrzeć przez szczelinę i sprawdzić, czy się nieumarli uspokoili.
- Mam na nich oko - warujący pod drzwiami Harpagon uspokoił zaklinacza, ale przepuścił go by sam zobaczył. Żołnierz sprawiał wrażenie jakby było mu wszystko jedno jaka decyzja zapadnie... i chyba było. Po prostu wesprze decyzję ostateczną.
Maarin podeszła do przewodniczki i w końcu przyjrzała się jej. Skorzystała z torby medycznej jaką wciąż przy sobie miała i pomogła na tyle aby postawić kobietę na nogi.
- Wracajcie do swojej wioski - powiedziała tylko samej szykując się do wyjścia. |