Lotnisko w Marsylii miało ciekawą bryłę, jednak w środku było zorganizowane tak, jak każdy inny port lotniczy. Ta sama kolejność procedur. Miła, ale czujna obsługa. Odprawy i kontrole...
JD ze spokojem przebrnął przez wszystkie etapy ze spokojem. Tym razem miał na to czas, nic go nie goniło.
Bez pośpiechu wszedł na pokład samolotu. W wąskim przejściu ominął uśmiechniętą stewardessę, która zerknęła na jego bilet i wskazała ręką, gdzie mniej więcej powinien szukać swojego siedzenia.
Rząd drugi, miejsce od okna.
Przepchnąwszy się koło jakiejś gderliwej kobiety i jej łysawego męża, którzy kłócili się o to, które siądzie bliżej przejścia,
Ashford dotarł do swojego rzędu. Jak się okazało, miejsce obok było już zajęte. Brujah zaniemówił, gdy rozpoznał współpasażera.
- Orzeszka? - zapytał niewinnie
Marcus, wyciągając w kierunku Brujaha miseczkę z przekąską.
Najwyraźniej ubawiony miną
JD, roześmiał się na głos.
[MEDIA]https://38.media.tumblr.com/f2c21d1ce11d597ac6998c543b0e8a5b/tumblr_inline_novw4uzYeU1t1qvrx_500.gif[/MEDIA]
Młody Kainita cofnął się odruchowo, wpadając na pasażera po drugiej stronie samolotu. Obejrzał, się by przeprosić, ale... na
Małym Johnie jego szturchnięcie najwyraźniej nie zrobiło wrażenia. Olbrzym zatopiony był w lekturze książki.